Rozdział Siódmy. Bez i agrest

     Kompania dotarła do domu burmistrza Rinde późnym wieczorem. Była to okazała posiadłość z kamienia, którą otaczało wiele zadbanych przez ogrodników krzewów oraz wysokie drzewa, w których koronach urzędowały sowy bacznie obserwujące otoczenie. W oknach dostrzec można było światło palących się świec, sygnalizujących, że gospodarz znajdował się w środku. Gdy tylko bohaterowie wynurzyli się z gęstej mgły i przekroczyli próg bramy, zostali zatrzymani przez gwardzistę.
  — Dokąd to? — zapytał. — Wpierw musicie zapłacić.
  — Żeby zobaczyć się z burmistrzem w pilnej sprawie? — odparł Geralt, marszcząc brwi.
  — Takie zasady — gwardzista wzruszył ramionami.
— Dobry panie, my tu musimy prędko działać! — wtrącił Olaf. — Proszę nas wpuścić!
— Płaćcie albo nic tu po was — stwierdził.
Mężczyzna zaczął działać przybyszom na nerwy. Śpieszyło im się, nie mieli czasu na pogawędki ze strażnikiem, który mógł im kłamać w żywe oczy. Anna westchnęła cicho, po czym wyprostowała się, odchrząknęła i dumnym, doniosłym tonem głosu oświadczyła:
  — Jam jest księżniczka Anna z Arendelle — przedstawiła się. — I nakazuję ci, byś w tej chwili wpuścił nas do posiadłości burmistrza.
Gwardzista zaśmiał się.
  — Wszystko pięknie, Wasza Wysokość — odpowiedział, w jego głosie można było wyczuć ironię. — Lecz to jest Redania, nie Arendelle.
  — Zaiste — zgodziła się niebieskooka. — Aczkolwiek jestem pewna, że mój drogi przyjaciel, król Vizimir II, będzie nadzwyczaj zachwycony na wieść, że przez niewdzięcznego, chrapliwego na pieniądze strażnika śmierć poniósł mój trubadur. Osobiście dopilnuję, by twoja głowa przetoczyła się przez cały Tretogor — zagroziła, tym samym dostrzegła rzednącą minę gwardzisty. — Zatem? Ustąpisz czy pragniesz odejść z tego świata? — dopytała, patrząc na mężczyznę z pogardą.
Gwardzista głośno przełknął ślinę. Pojął, że gra nie była warta świeczki. Bez słowa odsunął się na bok, umożliwiając bohaterom przejście dalej. Zatrzymali się przy drzwiach wejściowych, a następnie zeszli ze swych wierzchowców. Anna oraz Geralt zarzucili ramiona Jaskra na swoje i weszli do środka, tuż za nimi Olaf. Przemierzali niezwykle długi korytarz, kiedy to bałwanek ozwał się:
— Aleś dała mu popalić! — zawołał radośnie i bojowo zarazem. — Jego mina była bezcenna!
— Zaczynam się ciebie lękać, Wasza Okrutność — stwierdził wiedźmin, śmiejąc się lekko.
— Dopiero teraz? — księżniczka spytała żartobliwie, nie mniej jednak zmarkotniała po chwili. Nie było jej do śmiechu, nie kiedy na szali ważyło się życie jej ukochanego. — Nienawidzę nadużywać swej pozycji, lecz w zaistniałej sytuacji było to konieczne.
— Nie musisz się tłumaczyć — odpowiedział wyrozumiale siwowłosy.
Po paru minutach dotarli do pomieszczenia, gdzie zastali całkowicie nagiego burmistrza Rinde. Na jego widok Olaf prędko zasłonił oczy, twierdząc, że "nie chciał tego zobaczyć". Na zapytanie o maga, do którego udać się zlecił Chireadan, burmistrz, na którym ciążył urok, powiedział, że czarodziejka prosiła o sok jabłkowy. Poinformował również o istotnym fakcie. "Ona zawsze dostaje to, czego chce". Chwilę potem zasnął na krześle, na dźwięk jego chrapania Olaf odsłonił oczy. Przyjaciele spoglądali to na siebie, to na burmistrza ze zdziwieniem. Kiedy Geralt zabrał dzbanek z sokiem, do pomieszczenia przez drzwi wpadła tajemnicza mgła. Bohaterowie postanowili udać się za nią. W ten oto sposób trafili do komnaty, w której odbywała się orgia służących. Geralt zmarszczył brwi, Jaskier rozszerzył oczy ze zdziwienia, charcząc, natomiast Anna powiedziała:
— Święta Freyjo...
  — Cóż to się dzieje? — spytał zaciekawiony Olaf, który, z racji iż znajdował się za swymi towarzyszami, niczego nie widział.
  — Um... Olaf, prosiłabym cię, abyś trzymał się mojego płaszcza i nie otwierał oczu, póki nie powiem, że możesz, dobrze? — odparła księżniczka.
  — Och, no dobrze — bałwanek postąpił zgodnie z jej prośbą.
Przybysze zaczęli zmierzać ku kobiecie, która siedziała pod oknem. Jako jedyna była w pełni ubrana i nie brała udziału w orgii. Prędko się domyśleli, że musiała być czarodziejką, której szukali. Gdy mijali kolejne osoby, nieco zmartwiony bałwanek zadał kolejne pytanie:
  — Anna, czemu ludzie dookoła stękają?
  — Oni... oni... borykają się z okropnymi bólami brzucha... oraz... um... zgagą... tak, tak, zgagą — wymyśliła na szybko.
  — Ojejciu. To potworna sprawa, współczuję im — odrzekł jej śnieżny przyjaciel.
  — Zgagą? Poważnie? — spytał szeptem Geralt.
  — A co niby miałam mu powiedzieć? — odszepnęła Anna.
W końcu podeszli do tajemniczej czarodziejki i dokładnie jej się przyjrzeli. Ubrana była w delikatnie świecącą się czarną suknię z bufiastymi, siatkowymi rękawami. Na jej oczach znajdowała się ciemna maska o bogatych zdobieniach, z kolei na szyi miała założoną aksamitkę ze srebrną, okrągłą zawieszką, która posiadała wzór pięcioramiennej gwiazdy. Kruczoczarne loki kobiety były spięte z tyłu. Wpatrywała się swymi fiołkowymi oczyma w gości, oczekując, aż zdradzą powód swego przybycia. Biały Wilk odchrząknął.
  — Przynieśliśmy sok jabłkowy — pokazał czarodziejce dzbanek.
Kobieta milczała, analizując stojącą przed nią czwórkę wędrowców. Śnieżna istota magiczna - zatem historie zasłyszane w Aretuzie o wytworze Elsy z Arendelle okazały się być prawdziwe. Dwójka zwykłych ludzi. Ranny mężczyzna i kobieta, której serce biło niczym pałacowe dzwony w trakcie ważnych wydarzeń. I na deser wiedźmin. Mutant, którego serce biło niezwykle wolno. Jej przypuszczenia potwierdziły się. Oto siedziała naprzeciw osobliwej kompanii, której przygody dzięki pieśniom znał cały Kontynent.
  — Pani, nalegamy, potrzebujemy twej pomocy — oznajmiła księżniczka.
— O, znaleźliśmy panią czarodziejkę?! — zapytał z entuzjazmem Olaf. — Witam, jestem Olaf i trochę brakuje mi ciepła! — dodał z uśmiechem.
Fiołkowooka wstała ze swego miejsca i podeszła do przybyszy.
— Yennefer z Vengerbergu — przedstawiła się. Jej głos brzmiał dumnie, wyniośle, dodawał jej personie elegancji, ale i sprawiał, że była jeszcze bardziej enigmatyczna.
  — Geralt z Rivii — zabójca potworów odpowiedział jako pierwszy.
  — Wiem kim jesteś, Biały Wilku — poinformowała Yennefer, uważnie mu się przyglądając. — Proszę wybaczyć mą ciekawość, jednakże pierwszy raz z bliska oglądam wiedźmina. Jeżeli mam być szczera, wyobrażałam sobie ciebie z ostrymi kłami i rogami.
  — Spiłowałem je — stwierdził ironicznie Geralt. — Jaskier potrzebuje pilnej pomocy — zmienił temat. — Potem, o ile zechcesz, zaspokoję twą ciekawość.
Anna i Jaskier wymienili porozumiewawcze spojrzenia. "Coś z tego będzie" pomyśleli.
— Zaatakował go dżin — księżniczka wtrąciła się do rozmowy.
— Dżin? — Yennefer zapytała poruszona.
Siwowłosy poprosił niebieskooką, by przez chwilę sama podtrzymywała barda, a następnie wyjął z kieszeni spodni pieczęć, która wcześniej zabezpieczała dzbanek z dżinem. Wręczył ją Yennefer, by mogła ją obadać.
— Cokolwiek mu zrobił, to diabelstwo się rozprzestrzenia i może go zabić — tłumaczyła zmartwiona Anna. — Błagam, pomóż mu, a zapłacimy ci. Nieważne, czego byś chciała.
Czarodziejka przyjrzała się pieczęci, w jej głowie zrodził się pomysł, dzięki któremu pomogłaby przybyszom, lecz przede wszystkim zrealizowałaby swoje własne plany. Po chwili namysłu, odpowiedziała:
— Będzie musiało to być coś lepszego niżeli sok — oświadczyła, po czym skierowała swój wzrok ku zaczarowanym służącym. — Ragamuffin!
W mgnieniu oka służący ocknęli się, a orgia dobiegła końca. Pracownicy burmistrza zebrali się niczym poparzeni i prędko opuścili pomieszczenie. Tym samym zniknęła tajemnicza mgła, zaś księżniczka powiadomiła bałwanka, że może puścić jej płaszcz oraz otworzyć oczy.
— Mam nadzieję, że przeszła im ta zgaga — powiedział Olaf, a następnie spojrzał na fiołkowooką. — O rajciu! Jakaż waćpanna jest piękna! — wtedy do jego marchewkowych nozdrzy dotarł zapach perfum czarodziejki. — I jak wspaniale waćpanna pachnie! Bez i agrest to cudowne połączenie!
Yennefer uśmiechnęła się i odpowiedziała:
— Dziękuję, Olafie. Z ciebie również jest niczego sobie jegomość.
Oczy bałwanka zabłysnęły. Gdyby mógł, zarumieniłby się na ten komplement.
     Przyjaciele poety siedzieli w kuchni, oczekując wieści od czarodziejki. Geralt chodził wte i we wte, Olaf stał zapatrzony w ogień w kominku, zaś Anna siedziała przy stole, jej noga cały czas drgała niespokojnie. Gdy tylko Yennefer przekroczyła próg, oczy bohaterów zwróciły się ku niej. Księżniczka poderwała się ze swego miejsca, po czym zapytała:
  — I jak?
  — Trochę to trwało, lecz udało mi się pozbyć opuchlizny. Wasz druh pogrążył się w uzdrawiającym śnie — poinformowała Yennefer.
  — Długo będzie spał? — Geralt wyprzedził z tym pytaniem Annę, która pragnęła zapytać o to samo.
  — Na tyle długo, że zdążycie wziąć kąpiel — odpowiedziała czarodziejka.
  — Wątpię, żebyśmy po magicznej wodzie byli czystszymi — stwierdził sceptycznie Geralt.
  — Nalegam — powiedziała fiołkowooka.
  — A czy... mogłabym go obaczyć? — spytała księżniczka, mając nadzieję na pozytywną odpowiedź.
  — Oczywiście — odparła fiołkowooka, po czym zaprowadziła bohaterów do pokoju, w którym spał Jaskier.
Podczas gdy wiedźmin ostatecznie skusił się na kąpiel i udał się z czarodziejką do łaźni, księżniczka oraz bałwanek zostali z bardem. Anna przysunęła sobie stołek i usiadła obok łoża, natomiast Olaf stał przy drzwiach, próbując podsłuchać rozmowę Geralta z Yennefer. Jego poczynania dostrzegła niebieskooka, która zapytała:
  — Co robisz?
  — Chciałem zebrać ciekawe informacje dla Jaskra na balladę, żeby się ucieszył po przebudzeniu — wyjaśnił jej śnieżny przyjaciel. — Lecz mówią tylko o traumach z dzieciństwa, a to raczej się nie nadaje — dodał smutno.
  — Raczej nie... — zgodziła się z nim. — Aczkolwiek z pewnością Jaskier doceni twoje starania.
Olaf uśmiechnął się na te słowa, co Anna odwzajemniła. Następnie, spojrzawszy na ukochanego, chwyciła go za rękę. Westchnęła. Mimo zapewnień czarodziejki, że z poetą już wszystko w porządku, wciąż piekielnie się o niego zamartwiała. Tuż obok jej siostry oraz Olafa, był najbliższą jej osobą i nie byłaby w stanie wyobrazić sobie życia bez niego. Zawierzyła mężczyźnie swe serce, a on jej swoje - i nie mogła go stracić za żadne skarby tego świata, bowiem on był najcenniejszy. Bałwanek spostrzegł jej niepokój, dlatego też podszedł do łóżka, usiadł na nim, po czym położył swą patyczkową rączkę na splecionych dłoniach księżniczki i barda.
  — Nie martw się, Anna — powiedział czule. — Jaskier się obudzi i będzie jak dawniej. Żałuję tylko, żeśmy nie mogli napisać do twej kuzynki. Leczenie odbyłoby się szybciej i nie byłabyś teraz w dołku wykopanym przez smutek oraz zmartwienie...
— Cóż mogę rzec, Olaf... nie zawsze rzeczy idą po naszej myśli — odpowiedziała. — Lecz co możemy poradzić na drogi zapisane nam przez przeznaczenie? Musimy nimi podążać i stawiać czoło wyzwaniom, które się na nich znajdują. Tak już ten świat działa.
Olaf skinął głową na znak, że zrozumiał. Przyjaciele siedzieli w ciszy. Trwałaby ona dopóty, dopóki nie przyszli Geralt oraz Yennefer. Wiedźmin skarżył się na za ciasne ubrania, które otrzymał od czarodziejki. Ona natomiast twierdziła, że wymierzyła je w sam raz. Duet z Arendelle lekko się zaśmiał na tę sprzeczkę. Biały Wilk podszedł do łoża i przyjrzał się swemu przyjacielowi. Westchnął przeciągle. Choć nie przyznawał tego głośno, obwiniał się o stan Jaskra. Powiedział mu przykre rzeczy i nie chciał, żeby ostatnie wspomnienie jego najlepszego przyjaciela było właśnie tym. Pragnął, aby trubadur się obudził, by móc go przeprosić. Wspomnieć, co szczerze uważa o jego śpiewie. Zmartwienie na twarzach kompanii nie umknęło uwadze kruczowłosej.
  — Nie ma potrzeby się niepokoić — próbowała ich podnieść na duchu, podchodząc do toaletki. — Będzie żył. I odzyska swój głos. Powinniście być zadowoleni — zdawało się, że w szczególności kierowała te słowa do siwowłosego.
  — Nie jestem — odpowiedział poddenerwowany Geralt. — Ale nie rób sobie z tego powodu wyrzutów sumienia, Yennefer. Niełatwo mnie zadowolić.
Słowo "zadowolić" spowodowało, że Anna wyrwała się ze swego dotychczasowego dołka emocjonalnego i poczęła intensywnie zastanawiać się nad tym, jak mieli zapłacić czarodziejce. Wcześniej jedynie poinformowała ich, że będą musieli jej dać coś lepszego od soku jabłkowego. Anna wykluczyła pieniądze - musiało chodzić o coś o znacznie większej wadze. Tylko cóż to mogło być? Cała ta sprawa robiła się coraz bardziej podejrzana. Nie mniej jednak niebieskooka nie mogła się wtrącić do dyskusji zabójcy potworów i kruczowłosej, albowiem zaczęło jej się niezwykle kręcić w głowie, czuła lada moment, że uśnie. Podobnie się czuł bałwanek, który z uwagą przysłuchiwał się rozmowie jego przyjaciela z fiołkowooką, jednakże z każdą chwilą umykało mu więcej szczegółów, a głosy stawały się zagłuszone. Nim zdążyli mrugnąć, oboje zasnęli.

~⚔️~

*muzyczka z Polsatu*
Ojoj. To nie wróży nic dobrego. Co się stanie z bohaterami? Tego dowiecie się wkrótce. Natomiast teraz powitajmy na pokładzie gromkimi brawami Yennefer z Vengerbergu! Juhu!
Jeżeli zauważyliście jakieś błędy, możecie mi dać znać.
Teraz się z Wami pożegnam, trzymajcie się ciepło! Pozdrawiam Was wszystkich bardzo serdecznie, do zobaczenia w następnym rozdziale!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top