Rozdział Ósmy. Na zawsze razem
Chłód. Twarde podłoże i drapiące po twarzy siano. To właśnie zastali wiedźmin oraz księżniczka, kiedy usłyszeli głos Chireadana.
— Zbudźcie się! Zbudźcie się! — mówił.
Obydwoje leniwie otworzyli oczy, a po rozpoznaniu elfa zerwali się na równe nogi. Rozejrzeli się dookoła. Zostali zamknięci w więzieniu, zaś ich ręce były skrępowane przez żelazne kajdany przykute łańcuchem do ściany. Podobnie było z ich lewymi kostkami. Anna poczuła silny ból głowy, natomiast Geralt czuł się, jakby uderzyło go wahadło na grzebieniu w Kaer Morhen.
— Dumny z siebie jesteś? Opłacało się wpaść w szał? — wypytywał go Chireadan, w jego głosie usłyszeć można było pogardę.
Siwowłosy zmarszczył brwi. Ostatnie, co pamiętał, to kłótnia z czarodziejką. Spojrzał na niebieskooką, jednakże ona także nie wiedziała cóż się wydarzyło, zatem jedynie pokręciła przecząco głową. Postanowił więc zapytać wprost:
— Szał? Cóż uczyniłem? — zżerała go ciekawość.
— Hm. Od czego zacząć? — odparł medyk.
— Najlepiej od początku — mruknęła księżniczka.
— Oczywiście. Wpierw porządnie sprałeś właściciela lombardu, twą kolejną ofiarą był aptekarz. Potem obydwu zabiłeś. Czy coś ci świta? — dopytał elf.
— Nic a nic — odpowiedział szczerze Geralt, szukając drogi ucieczki z celi.
— Obydwaj zasiadali w radzie miasta. Obydwaj pragnęli obalić burmistrza oraz pozbyć się Yennefer. Wykorzystała cię, by się zemścić — wyjaśnił Chireadan. — Co prawda próbowałem cię powstrzymać, lecz uznali mnie za twego wspólnika i wrzucili tutaj. Zostaliśmy skazani na śmierć.
— Zaraza — wymamrotał Geralt, kontynuując swe poszukiwania.
— Chwilunię — wtrąciła Anna, która poczuła się nieco lepiej. — Mam istotne pytanie, a raczej dwa. Jak się tu znalazłam i gdzie u licha są Jaskier i Olaf?! — spytała poddenerwowana.
— Wiem tylko, że wiedźmin wyniósł Waszą Wysokość z posiadłości burmistrza i pozostawił tutaj. Waćpanny miecz został skonfiskowany. Bałwan powinien znajdować się w tymże budynku, jego bowiem wiedźmin też zabrał ze sobą. Co do waćpańskiego zranionego druha, zapewne został z Yennefer — opowiedział Chireadan.
— Jasny szlag — wymamrotała niepocieszona, po czym zaczęła chodzić wte i we wte. — Dobrze, wystarczy tylko, że się stąd wydostaniemy, odzyskamy Olafa i mój miecz, wrócimy tam, zabijemy Yennefer, zabierzemy Jaskra i wyniesiemy się hen daleko stąd, tak, to brzmi jak iście wspaniały plan... — mówiła na jednym wdechu.
— Czy Jej Wysokość tak zawsze? — zaintrygowany elf zwrócił się do zabójcy potworów.
— Jedynie, gdy zaczynają ją brać nerwy — wytłumaczył Geralt. Normalnie starałby się uspokoić przyjaciółkę bądź rzuciłby na nią Aksji, nie mniej jednak nie był w stanie przez kajdany.
Trójka osadzonych przesiedziała w celi jeszcze trochę czasu. Anna nieustannie opracowywała plan działania oraz sposób, w jaki mieliby sobie poradzić z kruczowłosą czarodziejką, Geralt podjął próbę wyrwania krat z okiennic, natomiast Chireadan stał w ciszy, modląc się w duchu. Skarcił się także za to, że odpowiednio nie przygotował kompanii na spotkanie z fiołkowooką. Gdyby to uczynił, nie siedziałby teraz w brudnej celi, oczekując śmierci. Zabójca potworów wymamrotał, że "bardzo chciałby wydostać się z tego więzienia". Nagle poczuł delikatny podmuch wiatru, a także dosłyszał zbliżające się szuranie czegoś twardego po podłodze, dlatego też uciszył niebieskooką i powiadomił o tajemniczym dźwięku. Jednocześnie zdał sobie sprawę z istotnej rzeczy, którą musiał sprawdzić, gdy tylko uwolniłby się z łańcuchów. Elf przełknął nerwowo ślinę, albowiem przekonany był, że szafot będzie ustawiany dłużej. Chwilę potem drzwi otworzyły się, a oczom więźniów ukazał się Olaf ciągnący za sobą miecz Anny.
— Olaf! — zawołali księżniczka oraz wiedźmin, ucieszeni na widok ich śnieżnego przyjaciela.
— Anna! Geralt! — bałwanek również ucieszył się, że odnalazł swych kompanów. Zabrał swój marchewkowy nos, którego użył do otwarcia drzwi, a następnie podszedł do celi. — Jak dobrze was widzieć! O, i pan medyk wrócił! Zaraz, skąd się tu waćpan wziął? — zdziwił się, drapiąc się swym nosem po głowie.
— Toż jest... dość długa i zawiła historia — powiedział Chireadan.
— Och, rozumiem — odparł Olaf, po czym użył swego nosa do otwarcia celi. Następnie zabrał się za uwalnianie swych towarzyszy.
— Gdzieś ty się podziewał? — spytała zaintrygowana niebieskooka.
— Obudziłem się w bardzo jasnym pomieszczeniu, cały czas słyszałem jakieś śmiechy — opowiadał Olaf. — Podnoszę się, patrzę, a tu dwóch strażników, podobnych do tego niemiłego jegomościa, co pilnował domu burmistrza. Chwila minęła, jeden wyszedł, drugi odwrócił się do mnie i zaniemówił. Wiedziałem, że muszę się jakoś stamtąd wydostać, by was odnaleźć, dlatego postanowiłem załatwić to po wiedźmińsku — uwolnił Annę i oddał jej oręż, a następnie podszedł do Geralta.
— Po wiedźmińsku, czyli...? — siwowłosy uniósł jedną brew w zdziwieniu.
— Zaproponowałem mu partyjkę w Gwinta — powiedział bałwanek. — Na szczęście przystał na to i zasiedliśmy do kart. Muszę przyznać, że trzymają tutaj całkiem pokaźną kolekcję! Wszystkie talie i to skompletowane! Graliśmy talią Królestw Północy. I tak graliśmy, aż zdecydowałem się wykorzystać hipnozę. Skorzystałbym z Aksji, aczkolwiek nie potrafię jeszcze. Dlatego też przypomniałem sobie technikę hipnotyzowania, której dawno temu nauczył mnie Pan Łyżka na rynku. Zadziałało, a ja ruszyłem na ekspedycję — po oswobodzeniu wiedźmina, zaczął otwierać kajdany Chireadana.
— Świetnie się spisałeś — pochwalił go zabójca potworów, pocierając nadgarstki. Zerknąwszy na prawy, dostrzegł dwa nacięcia. Jego przypuszczenia potwierdziły się. — Ale parę kart mogłeś zabrać.
Księżniczka i elf spojrzeli na niego skołowani. Wiedźmin jedynie przewrócił oczami. Uwielbiał Gwinta, zaraz obok wśród jego faworytów znajdował się kościany poker. Prócz możliwości wygrania dość sporych sum w zakładach, Geralt widział w owych grach sposób na odrobinę odpoczynku. Gdy wszyscy już byli wolni, bałwanek umieścił swój nos na właściwym miejscu. Anna schowała miecz do kabury i z determinacją orzekła:
— Nie ma czasu do stracenia. Wynośmy się stąd i czym prędzej chodźmy po Jaskra — po tych słowach opuściła celę, za nią ruszyli jej towarzysze.
Oczekiwali, że poszukiwania trubadura zajmą im wiele dłużej, byli przygotowani na dokonanie szturmu rezydencji (z wyjątkiem Chireadana, który walki ochotny nie był). Jednakże, kiedy ujrzeli bruneta wychodzącego w pośpiechu z budynku, nie tylko pozytywnie się zaskoczyli, lecz i odetchnęli z ulgą. W oczach księżniczki pojawiły się łzy szczęścia. Szybko zapomniała o planie dorwania Yennefer, bowiem euforia na widok ukochanego pochłonęła jej umysł.
— Julek! — zawołała szczęśliwie.
Bard natychmiast spojrzał w jej kierunku. Przerażenie na jego twarzy zostało zastąpione przez radość, dziękował w duchu bogom, że jego najdroższa była cała i zdrowa. Z uśmiechem odkrzyknął:
— Moja muzo!
Podbiegli do siebie i wpadli sobie w objęcia o sile, której nie powstydziłby się niedźwiedź. Bałwanek westchnął z zachwytu, zaś wiedźmin uśmiechnął się. Po chwili dołączyli do uścisku, a poruszony Chireadan przyglądał się im. Jaskier ozwał się pierwszy:
— Bogom niech będą dzięki, wspaniale was widzieć! Na szczęście uciekłem z tego koszmaru! I chętnie ucieknę z tego miasta!
— Koszmaru? A cóż to się stało? — wypytywał Olaf.
— Śniłem... wpierw widziałem was, cały czas byliście przy mnie... nawet czułem dłoń mojej kochanej nimfy... lecz potem zniknęliście, a ja zostałem sam na sam z... nią — wzdrygnął się. — Najprościej rzecz ujmując, to zła kobieta była.
Anna oraz Geralt wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
— Niech zgadnę, kruczowłosa, fiołkowooka czarodziejka — siwowłosy bardziej stwierdził niż zapytał.
— Zaiste... skąd... — zaskoczony poeta począł mrugać intensywnie.
— Jaskier... to nie był sen... — uświadomiła go niebieskooka.
— Chwilunia, "zła kobieta"? Przecież pani Yennefer... — Olaf nie skończył.
— Czy czarodziejka zrobiła coś szczególnego? Przypominasz coś sobie? — wypytywał Geralt.
Jaskier zamyślił się na chwilę, po czym odpowiedział:
— Namalowała sobie amforę na brzuchu i kazała mi wymówić ostatnie życzenie.
— Ona chce zrobić z siebie naczynię... — zdał sobie sprawę wiedźmin.
— Naczynię? Dla dżina? A na cóż jej on? Albo nie... wolę nie wiedzieć... — stwierdziła księżniczka.
— Pragnie potęgi... lecz zginie, próbując ją uzyskać... — kontynuował siwowłosy, ignorując wypowiedź przyjaciółki.
— Och. Ciężka sprawa. Możemy się pomodlić w jej intencji, kiedy będziemy opuszczać to przeklęte miasto, czyli jak najprędzej — zasugerował bard, na co jego partnerka przytaknęła.
— Pójdę po nasze konie, wciąż powinny tu być — zadeklarowała.
Niespodziewanie Geralt odłączył się od drużyny i zaczął iść w kierunku wejścia do posiadłości. "Litości!" zawołał Jaskier, a następnie wraz z Anną, Olafem i Chireadanem pobiegł za nim. Jego towarzysze próbowali odwieść go od zamiaru ratowania kobiety pachnącej bzem oraz agrestem. Wyjątek stanowił bałwanek, który mimo wszystko nie chciał wierzyć, że Yennefer posiadała podłe intencje. Wyraził swe zdanie głośno, a wiedźmin nieznacznie się do niego uśmiechnął w geście podziękowania za zrozumienie. Koniec końców zgodziła się z nimi Anna. Choć nie pałała sympatią do kruczowłosej, miała w pamięci, że dzięki niej trubadur przeżył i była jej za to wdzięczna. Nie zważając na słowa barda oraz elfa, siwowłosy wszedł do posiadłości. Dotarł do pomieszczenia, w którym czarodziejka próbowała zapanować nad dżinem, tym samym stając się naczyniem. W konfrontacji z nią Biały Wilk wyjawił szokującą prawdę - w istocie rzeczy to on był panem dżina, życzenia należały do niego, a nie poety. Aby ocalić Yennefer, wiedźmin wypowiedział swoje ostatnie życzenie. W tym samym czasie burmistrz, już dawno ubrany, wybiegł w pośpiechu z domu, dołączając do czekających tam towarzyszy wiedźmina. Nad miastem zebrały się burzowe chmury, począł wiać potwornie silny wiatr. Istota, którą księżniczka, bard oraz bałwanek ujrzeli dnia poprzedniego nad jeziorem, wyleciała przez dach budynku, kierując się prosto do nieba. Tym samym rozpogodziło się. Chwilę potem górna część budynku zawaliła się, było to miejsce, w którym przebywali wiedźmin z czarodziejką. Przyjaciele Geralta chórem wykrzyknęli przeraźliwe "NIE!". Jaskier padł na kolana, Anna klęknęła przy nim, obejmując go. Olaf nie wiedział cóż myśleć czy począć. Nie dawali wiary, że ich drogi przyjaciel poległ. Zawsze zdołał wykaraskać się z najgroźniejszych tarapatów. A tu nagle puf - po siwowłosym ani śladu. Bohaterowie nie szczędzili sobie łez, przestali zwracać uwagę na świat dookoła. Prawdę powiadając, nie wiedzieli również co czynić dalej, gdzie się udać, jaką przygodę przeżyć. To Geralt był ich przewodnikiem. Bez niego, najprościej rzecz ujmując, nie byłoby to samo. Jaskier poprzysiągł, że napisze o nim najpiękniejszą balladę w dziejach, upamiętniającą wszystkie ich wspólne przeżycia, kiedy to podszedł do nich Chireadan z uśmiechem na twarzy.
— Mości państwo! — zawołał. — Oni żyją!
Trubadur, księżniczka oraz bałwanek spojrzeli na niego skołowani.
— Waćpan sobie żartuje! — stwierdził z niedowierzaniem Olaf.
— Gdzieżbym śmiał! — odparł medyk. — Są cali i zdrowi!
— Na co czekasz, waść?! Prowadźże nas prędko! — nakazała niebieskooka.
Elf zaprowadził ich do jednego z okien, w którym szyba została całkowicie roztrzaskana. Na widok Geralta oraz Yennefer igraszkujących ze sobą, Anna szybko zasłoniła Olafowi oczy oraz tę część głowy, w której powinny znajdować się uszy. Sama rozszerzyła ślipia ze zdziwienia i przerażenia zarazem, podobnie bard.
— Oj żyją! — powiedział. — I to jak żyją!
Anna oraz Chireadan wymienili porozumiewawcze spojrzenia i czym prędzej odciągnęli Jaskra oraz Olafa, pozostawiając Geralta i Yennefer samych sobie.
Późnym wieczorem, gdy to kompania na powrót zebrała się w komplecie i zabrała swe rzeczy z obozu nad jeziorem, zatrzymała się w gospodzie na obrzeżach Rinde. Jak zawsze, Geralt i Olaf zajęli jeden pokój, zaś Anna z Jaskrem drugi. Bard wypoczywał na łóżku, obok niego siedziała księżniczka, która zamyślona wpatrywała się w kwiecisty wzór u spodu jej koszuli nocnej. Chcąc dowiedzieć się, cóż ciążyło jego ukochanej na sercu, bard podniósł się do pozycji siedzącej i troskliwie zapytał:
— Najmilsza, o czymże tak zawzięcie rozmyślasz? — po tych słowach położył dłoń na jej ramieniu.
— Cała ta sytuacja... wpierw problemy z dżinem, potem z Yennefer... nie wiesz nawet, jak... jak niezwykle się obawiałam, że cię utracę — odwróciła głowę w jego stronę, w jej oczach można było dostrzec powoli rodzące się łzy.
Jaskier odetchnąwszy głęboko, zamyślił się na dłuższą chwilę. W końcu odparł:
— Faktem jest, że moja wina także w tym się znajduje... mogłem bardziej zwrócić uwagę na twe ostrzeżenia dotyczące dżina i nie reagować przesadnie na wypowiedź Geralta o mym śpiewie — wyznał ze skruchą. — Obiecuję ci, będę ostrożniejszy i podejmę wszelkie starania, by nie doszło do takiej sytuacji ponownie.
— Przysięgnijmy — powiedziała. — Przysięgnijmy, że nigdy siebie nie utracimy. Że jedno nie opuści tego świata bez drugiego. Że... na zawsze pozostaniemy razem. Kocham cię ponad życie, Jaskier. I nie potrafię sobie wyobrazić chodzenia po ziemi, nie mając ciebie u swego boku.
— Och, Anno — trubadur wzruszył się. — Toż to... toż to są najpiękniejsze słowa, jakie kiedykolwiek usłyszałem. Również kocham cię ponad życie. Jestem niezwykle wdzięczny, że cię napotkałem na swej drodze i nie wyobrażam sobie, nawet nie pragnę oraz nie potrafię, co by było gdybym pewnego dnia zbudził się, wiedząc, że zostałem bez ciebie na tym okrutnym świecie.
Niebieskooka uśmiechnęła się. Para chwyciła się za ręce, następnie obydwoje zamknęli oczy i zetknęli się czołami. Wymówili słowa cudownej przysięgi, która od tamtejże pory miała uczynić ich więź jeszcze silniejszą niż dotąd. Po złożeniu przysięgi złączyli swe usta w czułym pocałunku. Oderwali się jednakże od siebie po chwili, nawiązali krótki kontakt wzrokowy, po czym znów poczęli się całować, lecz ten pocałunek różnił się od wszystkich poprzednich. Był dłuższy, pełen namiętności. Opadli na łoże - i bez cienia wątpliwości można stwierdzić, że spędzili niezwykle przyjemną noc.
Nazajutrz, gdy nasi bohaterowie już byli po śniadaniu i zbierali się do odjazdu, bałwanek postanowił zadać pytanie o męczącą go kwestię.
— Anna... czemu z waszego pokoju było słychać dziwne odgłosy w nocy? Przypominały trochę tę potworną zgagę, którą mieli ci ludzie z domu burmistrza... — orzekł.
Anna oraz Jaskier wytrzeszczyli oczy i spojrzeli na siebie. Stali jak słupy soli, nie wiedząc, cóż powiedzieć ich śnieżnemu przyjacielowi. Na szczęście, z opresji wybawił ich Geralt.
— Widzisz, Olaf... — zaczął. — Z tego, co się dowiedziałem, wynika, że w tym budynku w ścianach zalęgło się pełno szczurów. Paskudnych szczurów, które potwornie hałasują. To właśnie je usłyszałeś.
— Och... to wiele wyjaśnia — stwierdził Olaf. — Cóż, mam nadzieję, że prędko zatrudnią jakiego szczurołapa i pozbędą się tych okrutnych szkodników.
Wiedźmin przytaknął, a następnie posadził bałwanka na grzbiecie Płotki. Księżniczka oraz bard bezgłośnie powiedzieli "Dziękujemy", na co Biały Wilk równie cicho odpowiedział "Drobnostka". Kiedy wszyscy już siedzieli na koniach, przed odjazdem siwowłosy zaczepił bruneta:
— Hej, Jaskier. Chcesz wiedzieć, co naprawdę sądzę o twym śpiewie?
— Ależ oczywiście — odparł zaciekawiony poeta.
— Będąc w zupełności szczerym, podoba mi się. W porównaniu do wielu grajków, których widziałem w karczmach, nie jest męczący. I cieszę się, że przyjdzie mi go dalej słuchać.
Bard szeroko uśmiechnął się na słowa przyjaciela, po czym podziękował serdecznie. W tej oto radosnej atmosferze nasi bohaterowie wyruszyli na szlak, kierując się ku nowym przygodom.
~⚔️~
I tym oto miłym akcentem kończymy ten rozdział. Mam nadzieję, że się Wam spodobał.
Jeżeli zauważyliście jakieś błędy, możecie mi dać znać.
Teraz się z Wami pożegnam, pozdrawiam Was wszystkich bardzo serdecznie! Trzymajcie się ciepło, do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top