Rozdział Dziesiąty. Tylko we dwie

Nie miały pojęcia, jak długo spadały. Lecz czuły się jakby upadek trwał wieczność. Zakończył się głośnym pluskiem - wpadły do zbiornika wodnego. Ledwo zdołały wydostać się na powierzchnię, albowiem dookoła nich panowały kompletne ciemności.
— Szlag — wymamrotała Anna. — Yennefer! Yennefer, jesteś tu?! — poczęła nawoływać.
— Jestem! — odkrzyknęła Yennefer. — Gvella, glan! — wypowiedziała zaklęcie, dookoła zrobiło się o wiele jaśniej.
Podpłynęły do najbliższego brzegu i na niego wyszły. W trakcie wyciskania włosów, niebieskooka zapytała:
— Jesteś cała?
Nieco zaskoczona jej pytaniem, kruczowłosa odpowiedziała:
— Tak. A... — odchrząknęła. — A ty?
  — Nie czuję złamanych kości, zatem tak, jestem cała — odparła księżniczka, a następnie zwróciła wzrok ku górze. — O Freyjo...
Yennefer wypowiedziała to samo zaklęcie po raz drugi, po czym posłała kulę światła w kierunku, w którym patrzyła jej towarzyszka. Im oczom ukazały się wystające z kamiennego sufitu stalaktyty. Nie było żadnego śladu po otworze, przez który spadły. "Portal" pomyślały.
— Ten sługa, co nas minął... myślisz, że to jego sprawka? — spytała Anna.
— Inaczej być nie może. Nikogo poza nami tam nie było — odpowiedziała Yennefer. — Wyciągnę nas stąd, a potem dowiemy się, czemu to zrobił.
Niebieskooka przytaknęła, zaś czarodziejka pachnąca bzem i agrestem rozpoczęła wyczarowywanie portalu. Gdy się otworzył, obydwie przez niego przeszły - tylko po to, by znaleźć się z powrotem w tymże samym miejscu. Fiołkowooka podjęła kolejną próbę otwarcia magicznego przejścia. I kolejną. I kolejną. I kolejną. Za każdym razem z powrotem pojawiały się w jaskini.
— Niech to! — krzyknęła niezadowolona Yennefer. — Coś zakłóca portal, to miejsce musi być zaczarowane.
— Wspaniale... — stwierdziła z przekąsem Anna. — Z pewnością jest jakieś... zwyczajne wyjście, musimy je tylko znaleźć — wyjęła miecz z pochwy i skierowała się ku najbliższemu korytarzowi. — Idziesz?
— Idę — odparła jej towarzyszka. — Poza tym bez świetlika daleko nie zajdziesz.
Księżniczka zaśmiała się lekko na słowa czarodziejki, a następnie wspólnie wyruszyły na poszukiwania.
Nieobecność kobiet na śniadaniu wywołała niemały niepokój wśród reszty towarzystwa. Jaskier począł panikować do takiego stopnia, że Geralt zmuszony był rzucić na niego Aksji, aby się uspokoił. Rodzina królewska zrazu zarządziła odnalezienie zaginionych, hetmanka czym prędzej zabrała się do pracy. Oczywiście, goście także brali udział w przeczesywaniu pałacu, niezwykle im zależało na odnalezieniu muzy poety oraz czarodziejki bliskiej wiedźmińskiemu sercu. W pewnym momencie, ku swemu ogromnemu zdziwieniu, trafili na kota. Dziwny to był kot - sierść jego szara w paski o ciemniejszym odcieniu owego koloru wyglądała na drapiącą, choć w istocie była gładka i przyjemna w dotyku. Uszy zakończone czarnymi pędzelkami na myśl przywodziły uszy rysia. Posiadał ogromne, wyłupiaste oczy tak ciemne, że zlewały się z resztą ciała. Bałwanek z uśmiechem podszedł do niego i pogłaskał go.
— Witaj, słodziaku — przywitał się. — Nie widziałeś może Anny i Yennefer?
"Miau" brzmiała odpowiedź stworzenia. Następnie podeszło do zabójcy potworów i przymiliło się do jego nóg. Geralt zmarszczył brwi. Koty nie przepadały za wiedźminami, gdy tylko je mijał, syczały na niego agresywnie. Dlaczego więc ten osobnik tak nie robił? Odpowiedź na to pytanie przyszła szybko. Siwowłosy poczuł drganie medalionu i oznajmił:
— Ten kot jest magiczny.
— Magiczny? — zdziwił się Olaf. — Ach no tak, kotki nie lubią wiedźminów! — przypomniał sobie. — Ale magiczne już tak? Nie rozumiem...
— Też chciałbym zrozumieć, pierwszy raz trafiam na magicznego kota — odparł Geralt, nie kryjąc swego zdziwienia.
"Miau" usłyszeli po raz kolejny. Stworzenie odeszło od bohaterów, zwróciło się w kierunku, w który zamierzali się wcześniej udać. Zamiauczało znów i odwróciło głowę w ich stronę. "Miau?".
— Chyba... chyba chce nam coś pokazać — zasugerował Jaskier.
"Miau!". Kot ruszył przed siebie, a trio podążyło za nim.
Kot zaprowadził ich do miejsca, gdzie badania prowadzili już Roszpunka, Julian oraz Cassandra. Hetmanka trzymała potestyzator - urządzenie, dzięki któremu możliwe było zlokalizowanie źródła energii. Gdy tylko stworzenie usiadło koło nóg długowłosej, sprzęt zaczął piszczeć potwornie głośno.
— Potestyzator zwariował — stwierdziła Cassandra. — Skądżeście wzięli tego kota? — zwróciła się do przybyszy.
— Trafiliśmy na niego w jednym z korytarzy. Potem... potem zaprowadził nas tutaj — wyjaśnił krótko Geralt. — Jest magiczny.
"Miau" usłyszało towarzystwo. Ogromne oczy stworzenia napotkały przenikliwie spojrzenie krótkowłosej. Utrzymywali ze sobą kontakt wzrokowy na tyle długo, że Olaf począł myśleć jakoby iż toczyli ze sobą pojedynek na to, kto pierwszy ośmieli się mrugnąć. Szczerbiec podrapał się po głowie.
— Magiczny kot? — spytał zaskoczony.
— Nie inaczej — potwierdził bard. — Nie syczał na Geralta, nawet przymilał się do jego nóg. I, co ważniejsze, z pewnością miał jakiś powód, by nas tutaj przyprowadzić!
— Myślicie, że mógł mieć coś wspólnego ze zniknięciem Anny i Yennefer? — odparła Roszpunka.
— Nie wykluczajmy tej opcji — powiedziała hetmanka i przestała potrząsać urządzeniem, by już nie piszczało.
— Panie kocie, czy to ostatnie miejsce, w którym przebywały nasze przyjaciółki? — bałwanek zwrócił się do stworzenia.
Kot odpowiedział pomrukiem, które towarzystwo uznało za potwierdzenie. Cała szóstka zabrała się za dokładne przeszukanie korytarza, w którym przebywali, nie chcieli ominąć absolutnie niczego, co mogłoby stanowić wskazówkę w ich śledztwie. Stworzenie bacznie im się przyglądało, sprawiało wrażenie, że czuło się niczym zarządca budowli dyrygujący swymi pracownikami. Oczywiście nie odmawiało sobie, aby co jakiś czas polizać jedną z przednich łapek, podrapać się za uszkiem czy ziewnąć przeciągle. W końcu, dzięki swym wiedźmińskim zmysłom, Biały Wilk trafił na trop. Mianowicie zapach perfum czarodziejki - bez i agrest. Wyczuł również drugi zapach, dokładnie mówiąc woń jaskrów zmieszaną z wonią krokusów. Poinformował swych towarzyszy o poszlace, serce trubadura zabiło mocniej.
— Bogowie, przecież to perfumy mojej najdroższej! — oświadczył z przejęciem.
— I Yennefer! — dodał jego śnieżny kompan.
Kot powstał ze swego miejsca, a następnie ułożył się obok Geralta. Nie było to miejsce przypadkowe - w istocie kot położył się dokładnie tam, gdzie wcześniej stały zaginione. Cassandra zmarszczyła brwi, podeszła do stworzenia i kucnęła przy nim.
— Kocie, czy to tutaj stały Anna oraz Yennefer nim zaginęły? — zapytała podejrzliwe.
Stworzenie jedynie spojrzało na nią, zamrugało trzykrotnie, po czym odwróciło głowę. Kiedy powtórzyła pytanie, już nieco bardziej nerwowo, kot przeciągnął się. Julian nie mógł powstrzymać się od kąśliwego komentarza:
— Wygląda na to, że cię nie polubił, królowo lodu.
— Gratuluję dedukcji, Szczerbiec. Doprawdy, istny z ciebie as wywiadu korońskiego — hetmanka nie pozostała mu dłużna.
— Kochani, to nie czas na sprzeczki! — wtrąciła księżniczka, Pascal na jej ramieniu przytaknął. Również kucnęła przy kocie. — Proszę, potrzebujemy pomocy, a zdajesz się być jedyną... istotą zdolną do udzielenia jej. Powiedz mi, mój futrzasty przyjacielu... czy Ania i Yen stąd zniknęły?
Stworzenie wstało i zaczęło drapać dywan. Zaledwie parę chwil później zadrapania ułożyły się w ślady butów. Wszyscy rozszerzyli oczy ze zdziwienia, Jaskier padł na kolana i dziękował wniebogłosy bogom oraz kotu. Nie zważając na to, czy mogło być brudne czy nie, przytulił stworzenie, które jednakże prędko wyślizgnęło się z jego objęć. Geralt oraz Cassandra wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
  — Portal — stwierdzili w tym samym czasie.
  — Portal? Czemu Yennefer miałaby zabrać gdzieś Annę? — zapytał były złodziejaszek.
  — Albo ktoś inny go wyczarował i je przeniósł! — zasugerował bałwanek.
  — Jak namierzymy ten portal? Bez Variana nie damy rady, a nie mamy czasu na szukanie czarodzieja w mieście — odparła Roszpunka.
Cassandra chwyciła się za podbródek i zmarszczyła czoło. Wpadła na pewien pomysł.
  — Jest jeszcze inny sposób. Pozwólcie za mną.
     Tymczasem księżniczka Arendelle oraz czarodziejka przemierzały kamienne korytarze, szukając wyjścia na powierzchnię. Wiele razy trafiły na ślepe zaułki, niekiedy zataczały koło wokół jakiegoś obszaru. Nie licząc sugerowania kierunku, w jaki się udać czy spostrzeżeń na temat trasy, nie odzywały się do siebie. W końcu milczenie postanowiła przerwać niebieskooka, zagadując:
  — Wiesz... właściwie to nigdy ci nie podziękowałam za ocalenie Jaskra. Dlatego zrobię to teraz. Dziękuję, że mu wtedy pomogłaś.
Yennefer zerknęła na swoją towarzyszkę.
  — Drobnostka — odpowiedziała krótko.
— Żadna tam drobnostka... nie umiem obrać w słowa, jak bardzo wdzięczna ci jestem. Gdyby wtedy zmarł... — wzdrygnęła się — nie wiem, co bym zrobiła. Dzięki tobie miłość mego życia żyje i nigdy ci tego nie zapomnę... w istocie rzeczy ocaliłaś dwie osoby. Jedną od śmierci... zaś drugą od rozpaczy trwającej do sądnego dnia.
— Miło mi to słyszeć — fiołkowooka uśmiechnęła się. — Skoro już przy waszej miłości jesteśmy, przyjemnie się na was patrzy. Jak bardzo się kochacie. Choć nie ukrywam, momentami słodzicie niczym para z pierwszego lepszego romansidła za dwie korony.
Obydwie wybuchnęły śmiechem, Annie nawet poleciały łzy. Kiedy tylko je otarła, powiedziała:
  — Może trochę.
  — Trochę? — Yen zaśmiała się ponownie.
  — Więcej niż trochę — mówiąc to, Anna schowała miecz z powrotem do kabury. — Powiedz mi lepiej, jak to jest z tobą i Geraltem. Żebyś wiedziała, jak mu żeś w głowie zawróciła... regularnie miewa sny o tobie.
  — Śni o mnie?
  — A potem nam opowiada. Znam go już trochę i przysięgam, nigdy nie widziałam go tak zakochanego. Tylko mu nie mów, że ci to zdradziłam.
  — Oczywiście — kruczowłosa zamyśliła się na chwilę. — Cóż... prawdę powiedziawszy, zaintrygował mnie już w momencie, kiedyśmy to się poznali. Nie określiłabym tego mianem "miłości od pierwszego wejrzenia", a raczej... "fascynacji". Gdy czuwaliście z Olafem nad bardem, porozmawialiśmy trochę.
  — I wtedy zaiskrzyło?
  — Można tak ująć.
  — A kiedy zaczarowałaś go w Rinde? Żeby zabił tych ludzi?
  — Jak mówiłam, było to rozwiązanie moich ówczesnych problemów. Lecz nie chciałam jego krzywdy. Później, gdy próbowałam okiełznać dżina, nakazałam bardowi życzyć sobie, aby ludzie w mieście zapomnieli o tym, że Geralt jest winny tym morderstwom.
— Rany. To... kochane z twojej strony. Hm... mam zatem nadzieję, że się wam powiedzie.
— Och... dziękuję — odpowiedziała czarodziejka, nie kryjąc swego zdumienia słowami niebieskookiej.
Między nimi na nowo zapadła cisza, nie mniej trwała ona krótko. Znów została przerwana przez księżniczkę.
  — Wybacz, lecz wciąż nurtuje mnie ta kwestia — zaczęła. — Czemu przyjechałaś do Korony? Mówiłaś, że masz ambitniejszy cel niżeli zdobycie potęgi... szukasz czegoś? I czy dżin w Rinde również miał posłużyć osiągnięciu owego celu?
Yennefer w zamyśleniu przygryzła prawy policzek. Westchnęła, a po chwili powiedziała:
  — Owszem, miał.
  — Zechcesz uchylić rąbka tajemnicy? Czy może jest to sprawa dla ciebie wrażliwa i zarzucić nowy temat? — Anna spytała troskliwie.
  — Nie... nie, nie trzeba — Yennefer spuściła na moment wzrok. — Biorąc pod uwagę, że twa siostra jest jedną z nas, zapewne wiesz, że czarodziejki są bezpłodne. Od dłuższego czasu mam pewne marzenie. Zostać matką i wychować dziecko. Dać mu to, czego nie dali mi moi rodzice. Myślałam, że dżin na to zaradzi, lecz gdy nie zdołałam go schwytać, wyruszyłam na poszukiwania innego sposobu. Kiedy doszły mnie słuchy o wyjeździe Variana, postanowiłam przyjechać do Korony. Wpierw oczywiście spotkałam się z nim i zaproponowałam, że go zastąpię na dworze. Szczęśliwie zgodził się i odprawił mnie z listem, który potem wręczyłam królowi.
— Listem? — Anna zdziwiła się. — Punka nic o nim nie wspominała...
— Nie było jej przy tym, może później ojciec jej o nim nie wspomniał — stwierdziła fiołkowooka. — W każdym razie... miałam nadzieję, że będę mogła poprosić księżniczkę o użyczenie swych włosów do mikstury, którą planowałam przyrządzić. Bądź o osobiste... "wyleczenie".
  — Włosy Punki tracą swoje właściwości po ścięciu, więc opcję z eliksirem należy wykluczyć... — odparła niebieskooka i odetchnęła głęboko. — Przepraszam, nie chcę cię oszukiwać. Do Roszpunki przychodzi wiele osób, zaś ona im pomaga. Parę lat temu przyszła pewna kobieta, również bezpłodna. Myślała, że... magiczne właściwości włosów mojej kuzynki to zmienią. Lecz tak się nie stało.
— Och... — kruczowłosa zmarkotniała.
Zatrzymały się. Widząc jej okrutnie ponury wyraz twarzy, Anna przytuliła towarzyszkę. Yen niepewnie odwzajemniła uścisk. Po minucie ciszy, wyruszyły w dalszą drogę. W końcu dostrzegły przebijające się do środka promienie słoneczne i prędko udały się w ich kierunku. Im oczom ukazało się zawalone przez skały przejście, nie mniej Yennefer zaradziła temu, wypowiadając zaklęcie i przenosząc kamienie na bok. Wyszły na zewnątrz i zaciągnęły się świeżym powietrzem. Uradowana księżniczka wykrzyknęła głośno "Udało się! Udało się!", na co czarodziejka zaśmiała się i pokręciła głową. Niespodziewanie usłyszały w oddali znajomy głos.
— Dlaczego nigdy nam nie powiedziałaś, że twoja sowa potrafi namierzać portale?! — nie dowierzał Julian.
  — Gdyż nigdy nie było potrzeby, by skorzystać z tej zdolności — odpowiedziała Cassandra.
Towarzyszki wymieniły spojrzenia, po czym wyszły naprzeciw przyjaciołom. Gdy tylko je ujrzeli, od razu do nich podbiegli. Jaskier i Olaf wyściskali Annę za wszystkie czasy, potem bałwanek uściskał także Yennefer. Zaledwie chwilę potem trubadur zaczął rzucać oskarżeniami w stronę kruczowłosej, lecz zamilknął w momencie, w którym jego partnerka stanęła w obronie kompanki i opowiedziała, co tak naprawdę zaszło. W nieco lepszych nastrojach niż dotąd, grupa udała się z powrotem do pałacu w celu przesłuchania mężczyzny odpowiedzialnego za całe zamieszanie.
Tajemniczego sługi nie udało się odnaleźć. Co prawda Cassandra chciała wystawić za nim list gończy, jednakże okazało się to niemożliwe, bowiem ani Anna, ani Yennefer nie widziały jego lica. Jak kamień w wodę przepadł również osobliwy kot. Następne dni bohaterowie spędzali ze sobą dużo czasu, chociażby przesiadując w ogrodach pałacowych i pozując do obrazów Roszpunki. Odbył się też wyczekiwany pojedynek Geralta z Julianem, który Szczerbiec przegrał z kretesem. Próby pokonania Białego Wilka podjęła się też hetmanka, która porażkę przyjęła wiele lepiej niż mąż księżniczki Korony. Zawarte zostały nowe przyjaźnie, przygoda w jaskini zbliżyła do siebie Annę oraz Yennefer, Jaskier również nabrał sympatii do fiołkowookiej. Po miesiącu do zamku powrócił Varian, niedługo potem kompania zbierała się do wyjazdu, z nimi czarodziejka, którą Olaf oficjalnie mianował członkiem ich drużyny. Jakiś czas po opuszczeniu Korony kruczowłosa rozdzieliła się z kompanią, ruszając na poszukiwania czegoś, co umożliwiłoby jej zrealizować swe plany. Choć nadszedł okres rozłąki, bohaterowie mieli nadzieję, że wkrótce ponownie się spotkają.

~⚔️~

I tym oto pięknym akcentem kończymy ten rozdział. Magia przyjaźni wygrała niczym w My Little Pony.
Jeżeli zauważyliście jakieś błędy, możecie mi dać znać.
Teraz się z Wami pożegnam, trzymajcie się ciepło! Pozdrawiam Was wszystkich bardzo serdecznie, do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top