Rozdział Drugi. Muza poety

Wbrew temu, co obiecywał sobie dnia poprzedniego, Jaskier nie rozpoczął żarliwej dyskusji z księżniczką, gdy tylko ją zobaczył. Powitał ją jedynie serdecznie przed śniadaniem, jednakże w trakcie posiłku nie odezwał się wcale, ani do niej, ani do nikogo innego. Gdyby Geralt nie wiedział, że jego przyjaciel zmagał się z dylematem wewnętrznym, uznałby, że chory jest. I choć Jaskier był kobieciarzem jakich mało, tym razem miał twardy orzech do zgryzienia - wziął sobie słowa przyjaciela do serca i nie chciał on zniechęcić do siebie ani przede wszystkim zranić księżniczki. Niedługo po śniadaniu wszyscy rozeszli się w swoje strony. Geralt wraz z Elsą udali się do kostnicy, aby zbadać ciała ofiar bestii. W tym samym czasie Jaskier zamyślony przechadzał się korytarzami pałacu. Mijając jedną z komnat, usłyszał on śpiewający jego balladę kobiecy głos. Pozwolił sobie zajrzeć do pomieszczenia przez uchylone drzwi. Jego oczom ukazała się Anna, która trenowała szermierkę.
— Lecz chwycił Biały Wilk za morderczy róg — zadała manekinowi cios, nucąc. — Co tylu już przed nim obalił był z nóg! Elfy cisnął precz — zadała kolejny cios — aż na górski szczyt, daleko od ludzi, gdzie miejsce ich! — po raz kolejny dźgnęła. — Choć oberwał sam, zmiażdżył bestii kark...
Jej ruchy były płynne. Pomimo tego, że maltretowała kukłę, jakby była jej największym wrogiem, nie brakowało jej przy tym gracji. Włosy związane miała w koka, dzięki czemu bard mógł się przyjrzeć jej szyi oświetlonej przez wpadające do środka światło słoneczne. Smukła, pozbawiona jakichkolwiek zadrapań, posiadała jeden, niewielki pieprzyk na środku. Chcąc ujrzeć księżniczkę w pełnej krasie, Jaskier uchylił bardziej drzwi. Zrobił to jednak zbyt gwałtownie, ręka omsknęła mu się z klamki, przez co wpadł on do środka, padając na twarz z hukiem. Anna zamilkła, czym prędzej odwróciła się w stronę hałasu.
— Któż... Jaskier? — zapytała zdziwiona, podchodząc do bruneta.
— Ach, Wasza Wysokość! Proszę wybaczyć mi to podłe wtargnięcie... — chciał podnieść się o własnych siłach, jednakże księżniczka wyciągnęła rękę w jego stronę.
— Nie musisz zwracać się do mnie "Wasza Wysokość". Wystarczy "Anno" — oświadczyła, pomagając trubadurowi wstać.
— Oczywiście, Wa... Anno — odchrząknął. — Proszę, wybacz mi to niegodziwe zajście, lecz gdy usłyszałem twój boski głos śpiewający pieśń mego autorstwa, nie mogłem się powstrzymać...
— Och — odparła, kładąc lewą rękę na karku. — Cóż... odkąd usłyszałam ją od sprzedawcy luster na rynku, nie mogę jej wyrzucić z głowy. Dlatego od czasu do czasu ją sobie nucę.
— Sprzedawcy luster? — spytał, unosząc brwi w zdziwieniu.
— Nie inaczej. Choć sprzedaje on też inne rzeczy. Swoją drogą, ma on dziwne zamiłowanie do łyżek, zawsze ma jakąś przy sobie, ale nigdy na sprzedaż. Przyznam, nie kupuję od niego żadnych towarów, które sprowadza z odległych krain, ale zawsze z miłą chęcią odwiedzam jego stoisko, by wysłuchać opowieści z podróży. Dzięki niemu poznałam twoje ballady — opowiedziała z uśmiechem.
— Hm. Cieszę się, że moja sztuka zyskuje rozgłos dzięki wielbicielom, którzy przekazują ją dalej — stwierdził, po czym zerknął na kukłę. — Czy jest jakiś powód dla którego tak zapalczywie trenujesz?
— By móc walczyć, rzecz jasna. Nie brakuje na tym świecie niebezpieczeństw, to oczywiste. Jeżeli doszło by co do czego, pragnę być w stanie obronić się sama — wyjaśniła pokornie. — Poza tym, chciałabym wyruszyć kiedyś w podróż po Kontynencie, zwiedzić różne jego zakamarki. A zdolność do władania bronią może się przydać.
  — Jak nie ma róży bez kolców, tak nie ma przygody bez przeszkód — porównał Jaskier.
  — Lepiej bym tego nie ujęła — uśmiechnęła się Anna.
Pomiędzy nimi zapadła cisza. Cisza ta była kująca, obydwoje chcieli kontynuować rozmowę, lecz nie wiedzieli jak. Ostatecznie pierwszy krok wykonał bard, pytając:
  — Czy mógłbym zostać i obserwować, jak ćwiczysz? — zadał to pytanie z nadzieją, że księżniczka udzieli zgody.
  — Och, pewnie — odpowiedziała. — Nie żebym coś sugerowała, ale... jakbyś chciał przychodzić częściej... to ćwiczę zawsze godzinę po śniadaniu. Tylko zapukaj następnym razem, dobrze?
  — Tak też uczynię — zapewnił poeta i miał już usiąść na ławce, jednakże postanowił jeszcze coś dodać. — Anno?
— Tak? — przymierzała się już do zaatakowania kukły po raz kolejny, lecz odwróciła się w jego stronę.
— Masz wyjątkowo kształtną szyję. Niczym... ponętna gęś — powiedział, a następnie odchrząknął.
— O... um... — jej policzki pokrył różowiutki rumieniec. — Dziękuję, może nie porównałabym twojej szyi do gęsiej, ale jak najbardziej jest przyjemna dla oka, ogólnie rzecz biorąc to jesteś niczego sobie, jesteś niczym... dumny paw! Słowik! Łabędź! Święta Freyjo, co ja gadam... — zmieszała się.
Jaskier, słysząc po raz pierwszy w życiu taki komplement, zaśmiał się lekko. Podziękował i zajął miejsce na ławie. I znów wpatrywał się w kobietę jak w obrazek. Obserwując jej ruchy, już wiedział, co pocznie. Postanowił on napisać balladę.
Dnia kolejnego, trubadur siedział w ogrodzie zamkowym, naprzemiennie pisząc w swym notatniku i próbując różne melodie, które byłyby idealne dla jego najnowszego dzieła. Jego pracy z zafascynowaniem przyglądała się księżniczka, która usłyszała brzdękanie lutni, kiedy to przechadzała się nieopodal. Wychyliła się zza filaru, za którym się ukrywała i spojrzała na poetę. Pasja, z jaką tworzył, wywołała uśmiech na jej twarzy. W połączeniu z padającym na niego słońcem, tworzyło to obraz, od którego nie chciała odrywać swych oczu. Postanowiła podejść bliżej, by móc dokładniej się przyjrzeć mężczyźnie. Planowała nie robić przy tym hałasu, aby nie rozpraszać artysty, lecz nie udało jej się, gdyż nadepnęła na gałązkę, łamiąc ją. Brunet niczym poparzony uniósł głowę znad swoich notatek i odwrócił ją w stronę przybyszki.
  — Ach, to Wasza Wysokość! Przestraszyłaś mnie, nie ma co! — przyznał szczerze.
  — Wybacz mi najście... — Anna zawstydzona podrapała się po głowie. — Gdy tylko usłyszałam lutnię, chciałam zobaczyć, kto gra... a potem okazało się, że to ty i nie mogłam się powstrzymać, by nie zerknąć, jak jesteś w swym żywiole — wyjaśniła. — Jeżeli sobie życzysz, bym nie przeszkadzała...
— Nic z tych rzeczy! — zawołał, chwytając jej dłoń. — Nalegam, zostań.
Anna uśmiechnęła się lekko, a następnie przysiadła do Jaskra. Rzuciła okiem na nuty, które zapisywał i pełna ciekawości zapytała:
— Czy zechciałbyś ujawnić, o czym opowiadać będzie twoja nowa ballada?
— Artysta nigdy nie zdradza, jaki temat poruszy jego kolejne dzieło — skłamał, zamykając ukradkiem notatnik. — Lecz zapewnić cię mogę, że kiedy tylko będzie gotowa, pierwsza ją usłyszysz.
— Och... rozumiem — odpowiedziała, w jej głosie można było usłyszeć nutę smutku.
Jaskier pragnął wyjawić jej, nad czym tak gorączkowo pracował. Ba, gdyby go za język pociągnęła, a nawet i bez tego, zdradziłby jej wszystko, co by mu na myśl przyszło, a ślina na język przyniosła. Ale uczynić tego nie mógł, gdyż tworzona przez niego pieśń była dla niej i za żadne skarby nie chciał dopuścić do tego, aby dowiedziała się o tym przedwcześnie. Odchrząknął.
— Czy grasz na jakimś instrumencie? — spytał, zmieniając temat.
— Nie gram — odparła krótko. — Za młodu pragnęłam nauczyć się gry na lutni, aczkolwiek plan ten nigdy nie doszedł do skutku. A później zaczęłam trenować szermierkę i w zapomnienie poszły myśli o instrumentach.
— Mógłbym cię nauczyć — oświadczył bez chwili namysłu.
Anna zamrugała kilkukrotnie, zdziwiona słowami Jaskra.
— Naprawdę? Znaczy... nie wątpię w twoje zdolności, brońcie bogowie... aleś pewien, że... to żaden problem?
— Proszę, nie wygaduj bzdur, moja droga — odparł, puściwszy jej rękę. — Żaden to problem dla mnie, a przyjemność sama — dodał.
Przysunął się do niej i podał lutnię. Obejmując ją ramieniem, ułożył jej dłonie w odpowiednich miejscach i udzielając paru podstawowych informacji, poprosił ją, by szarpnęła każdą ze strun po kolei. Gdy uczyniła to, poprosił ją następnie, żeby spróbowała zagrać dowolną melodię. Księżniczka podjęła próbę. Melodia ta nie była najpiękniejsza, nie brakowało jej fałszu i lekkiego zgrzytu.
  — To było koszmarne — stwierdziła, śmiejąc się lekko.
  — Początki zawsze są trudne. Gdybyś tylko usłyszała, jak ja zaczynałem... — Jaskier uśmiechnął się mimowolnie na wspomnienie z młodości.
  — Wątpliwości to nie ulega, lecz przyznaj... brzmiało to gorzej niż baba wodna! — uznała.
Po chwili oboje wybuchnęli śmiechem. Ledwo się uspokoili - i poczęli śmiać się znów. Ze wszystkich melodii, jakie usłyszeli tegoż dnia, te chwyciły ich za serca najmocniej.
Dnia innego jeszcze, gdy to bard ponownie przebywał w ogrodzie, z transu tworzenia wyrwało go niespodziewane uczucie zakładanego na głowę przedmiotu. Zaraz potem dosiadła się do niego księżniczka uśmiechająca się promiennie.
— Hej Jaskier — przywitała się.
— Witaj, moja muzo — odparł, odwzajemniając uśmiech.
— "Moja muzo", powiadasz? — zapytała Anna, szturchając go delikatnie łokciem.
  — Nie inaczej — odpowiedział szczerze Jaskier. — Gdy tylko się zjawiasz, najszpetniejszy dzień staje się piękniejszy, a do mej głowy zlatują się pomysły jakoby pszczoły do ula.
Anna zaśmiała się lekko, jeno pierwszy raz w życiu przyszło jej słyszeć takowy komplement. Następnie zadała brunetowi pytanie:
  — Jak ci idzie pisanie ballady? Bo nie ukrywam, przebieram nogami z niecierpliwości, aż przyjdzie mi ją usłyszeć — wyznała.
  — Przećwiczyć ją muszę jeszcze razy parę, lecz mogę ci obiecać, że jutro ją usłyszysz jako pierwsza — zapewnił, na co Anna zaklaskała radośnie. "I jedyna" dodał w myślach. — Teraz pozwól, że ja ci zadam pytanie... cóż to jest? — wskazał wiązankę, którą księżniczka mu założyła.
  — Wianek z jaskrów — wyjaśniła. — Byś się zdziwił, ile ich rośnie w królestwie... chyba więcej niż krokusów, co dumnie w naszym godle siedzą... wracając, gdy tylko je ujrzałam, pomyślałam o tobie. Wybrałam najurodziwsze żółte okazy i uplotłam z nich wianek dla ciebie. Myślę, że idealnie pasuje. Doskonale kontrastuje z twoją czupryną.
Jaskier zarumienił się delikatnie, przez co jego policzki przypominały płatki kwitnącej neriny.
  — To nadzwyczaj miłe z twojej strony, dziękuję niezmiernie — po tych słowach ujął jej prawą dłoń i złożył na niej pocałunek.
— Nie ma za co dziękować — uśmiechnęła się. — Wystarczy, że pójdziesz w nim na dzisiejszą obiadokolację i będę usatysfakcjonowana.
— Słucham? — bard rozszerzył oczy ze zdziwienia.
— Czyżbym słyszała strach w twym głosie, wicehrabio de Lettenhove? — zapytała z udawaną powagą.
— S-skądże, ja...
— Chyba się nie boisz iść w wianku z kwiatów na ucztę... w końcu z ballady o bazyliszku wynikałoby, że gdyby nie ty i twoja odwaga, to Geralt nie pokonałby potwora, a nawet by i zginął...
— To tylko... zastosowałem hiperbolę...
— A może się po prostu wstydzisz? — dopytała, mrużąc oczy.
  — Nie śmiałbym! — oburzył się. — Nie, kiedy to twoje dzieło mnie ozdabia...
Zapadła cisza, księżniczka wciąż wpatrywała się w trubadura jakby swymi oczyma chciała wywiercić w nim dziury. Dopiero po nieco dłuższej chwili oświadczyła:
  — Spokojnie, zgrywam się tylko! — zaśmiała się, a jej twarz na powrót przybrała pogodny wyraz, na co Jaskier odetchnął z ulgą. — Co do tej hiperboli, to ją wykryłam przy zapoznawaniu się z utworem. Będąc w pełni szczerą, zawsze mi coś nie pasowało w tym fragmencie ballady. Wracając do wianka... nie zmuszam, ale gdybyś faktycznie zdecydował się pojawić w nim na obiadokolacji... byłoby mi niezmiernie miło.
Po tych słowach wstała i odeszła, a Jaskier już doskonale wiedział, co uczyni. Kilka godzin później, gdy przyszła pora na ucztę, zjawił się na niej dumnie nosząc podarunek od księżniczki na głowie. Kiedy przybył, jego towarzysze nie ukrywali zdziwienia. Olaf podziwiał wianek, w którym Elsa rozpoznała robotę swej siostry. Królowa postanowiła, że z miłą chęcią zapyta ją o to później. Geralt z początku był zaskoczony i układał w głowie teorie na temat wiązanki, a gdy usłyszał, jak Jaskier, który miał już okazję przejrzeć się w lustrze, wychwala talent księżniczki do robótek ręcznych, potwierdziły się jego przypuszczenia. Anna uśmiechnęła się, zadowolona, że Jaskrowi spodobał się wianek.

~⚔️~

Awww, jakaż słodka z nich para! Przyznam szczerze, że jak nie przepadam za pisaniem romantycznych scen, tak te z Jaskranną niezwykle przyjemnie mi się pisało.
Jeżeli pojawiły się jakiekolwiek błędy, możecie mi dać znać.
Teraz się z Wami pożegnam, pozdrawiam Was wszystkich bardzo serdecznie! Do zobaczenia w następnym rozdziale, trzymajcie się ciepło!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top