Rozdział Czwarty. W nieznane
Takośmy się dali porwać miłosnym uniesieniom, że zapomnieliśmy o zleceniu, które to wiedźmin Geralt z Rivii miał wykonać. Powróćmy zatem do poczynań naszego bohatera, bowiem są niezwykle ważne. Kiedy to Jaskier po raz pierwszy obserwował trenującą Annę, Geralt wraz z Elsą udali się do kostnicy, w której znajdowały się pozostałe ciała osób ze służby pałacowej. Wszystkie ofiary były w identycznym stanie - ich brzuchy rozszarpane niczym wędlina przez dzikie psy, a ich żyły główne zostały wyrwane. Wiedźmin jednakże odkrył pewien szczegół, który okazał się być cenną wskazówką. Na zwłokach znajdowały się resztki zapachu perfum. Perfumy te posiadały esencję z krokusów. Po powrocie do zamku, siwowłosy zbadał miejsce ostatniej zbrodni. Zapach, choć słaby, nadal się utrzymywał. Przy użyciu wiedźmińskich zmysłów zdołał dotrzeć do dwóch miejsc. Pierwszym było okno, przez które musiała wymknąć się bruxa. Drugim zaś było pomieszczenie, gdzie znalazł opróżniony flakonik po perfumach. Jak się okazało, należał on do królowej. Dnia następnego, gdy bard uczył księżniczkę gry na lutni, wiedźmin skonfrontował się z królową odnośnie flakonu.
— Przyznaję szczerze, używałam takich perfum — wyznała wówczas Elsa. — Lecz przestałam dobry kawał czasu temu. Flakonu nigdy nie wyrzuciłam, bo mógłby się przydać do czegoś innego. Być może bruxa go podebrała, a potem przelała do niego esencję z krokusów?
Sugestia białowłosej dała Geraltowi kolejną wskazówkę. Jeżeli bruxa wiedziała, gdzie znajdowała się butelka, musiało to oznaczać, że doskonale znała rozkład zamku oraz posiadała wiedzę odnośnie poszczególnych przedmiotów się tam znajdujących. Co za tym szło, musiała się ukrywać wśród służek.
To było dnia tegoż samego, kiedy jego przyjaciel otrzymał wianek. Biały Wilk dokładnie przyjrzał się i przesłuchał wszystkie służki. Na jego nieszczęście, wśród nich nie było bestii. Sprawa stawała się coraz bardziej zawikłana, a zabójca potworów był coraz bardziej zdeterminowany, by dopaść bestię. Przemyślał sobie całą historię. Zamku opuścić nie mogła - został poddany kwarantannie w dniu przyjazdu wiedźmina oraz barda, potem bramy otwarto jedynie, gdy udał się z królową do kostnicy i przy ich powrocie. Musiała pozbyć się zapachu perfum i znaleźć sobie kryjówkę na terenie pałacu. Zorientowała się, że jest ścigana. Lecz długo nie będzie mogła w stanie powstrzymać się od zapolowania na kolejną ofiarę. Jej wzrastający głód nie pozwoli jej na wstrzymanie. Nie chcąc dopuścić do kolejnej niepotrzebnej śmierci, wiedźmin postanowił zastawić pułapkę. Ochotnik miał znaleźć się w odosobnieniu w jednym z pomieszczeń i zbawić bruxę. Wiedźmin zaczaiłby się i w porę ją zgładził. Na plan ten przystała królowa, aczkolwiek pojawił się pewien haczyk - kto miałby zostać przynętą? Nie mógł to być ktoś ze straży, bowiem wszystkie jednostki powinny być w gotowości, by w razie czego zapobiec ucieczce bruxy. Pozostawali zatem ludzie ze służby, a ci do najodważniejszych nie należeli. Trochę to trwało, aż w końcu zgłosił się stajenny, Kristoff.
Zaledwie dwie godziny od wyznania sobie uczuć przez księżniczkę i barda, kiedy ściemniło się całkowicie, Kristoff siedział w kuchni, jedząc jabłko. W spiżarni obok ukrywał się Geralt, który wypił dla wzmocnienia Zamieć oraz Czarną Krew, na podorędziu miał Jaskółkę. Pokrył także srebrny miecz olejem na wampiry. Nie musiał długo czekać, aż usłyszał operowy śpiew. Stajenny upuścił z zaskoczenia swą przekąskę, a gdy ujrzał bestię, która wślizgnęła się przez drzwi, przyjrzał się jej dokładnie. Twarz jej zdobiły krótkie, czarne loki, oczy zaś miała równie żółte, co rozkwitający słonecznik. Na imię jej było Alcina. Po wyznaniu swej godności, zaczęła kusić mężczyznę. Robiła tak z każdą z ofiar, dzięki czemu łatwiej wpadały one w jej szpony. Kiedy powoli do niego podchodziła, Kristoff starał się zachować zimną krew. "Czemu u licha wiedźmin nie reaguje?!" zastanawiał się, spoglądając co jakiś czas w kierunku spiżarni. Począł się cofać, aż wpadł na blat. Sięgnął ręką za siebie, po czym chwycił za rączkę patelni, a gdy Alcina znalazła się wystarczająco blisko, uderzył ją w głowę wspomnianym przedmiotem. Bruxa złapała się za bolącą część twarzy i syknęła na stajennego. Wtedy Geralt wyszedł ze spiżarni w celu zabicia jej, jednakże ona zdążyła umknąć drzwiami.
— Kurwa — wymamrotał. — Zostań tu — rozkazał Kristoffowi.
— Czemu dopiero teraz?! Nie mogłeś wyjść wcześniej, nie wiem, zaraz po tym, jak przyszła?! — wypytywał stajenny.
"Chłopak ewidentnie nie zna się na polowaniach" uznał w myślach Geralt.
— Kazałem ci czekać i nie reagować. Teraz mam więcej roboty. Dlatego zrób mi przysługę i grzecznie siedź na dupie, zrozumiano? — zapytał poddenerwowany.
— Zrozumiano... — odburknął Kristoff.
Biały Wilk opuścił kuchnię i ruszył za śpiewem operowym. Dwa korytarze dalej ujrzał bruxę próbującą zaatakować Jaskra, jednakże zapobiegła temu Anna, z całej siły uderzając ją świecznikiem. Alcina syknęła i chciała się rzucić na księżniczkę, lecz kiedy dostrzegła wiedźmina, znów uciekła. "Szlag" pomyślał.
— Jesteście cali? — zapytał, podchodząc do pary.
— Nie byłbym, gdyby nie moja nimfa — odpowiedział poeta.
— Przesadzasz — uśmiechnęła się do niego księżniczka, po czym odchrząknęła i zwróciła się do Geralta. — Bruxa zwiała w kierunku sali balowej... może moglibyśmy ją tam uwięzić, byś mógł ją zabić? — zasugerowała.
— Anna, jesteś genialna! — powiedział znienacka Olaf, który wyszedł zza rogu.
— Dobry plan — stwierdził siwowłosy. — Niech ktoś z was idzie po królową. Poprosimy, żeby zamroziła drzwi.
— Już po nią idę — odrzekła Anna, gdy Jaskier chwycił ją za rękę.
— "Idziemy" — poprawił ją.
— Oooo, jacy jesteście słodcy! — zachwycił się Olaf.
Para ruszyła czym prędzej po Elsę, a Geralt kazał bałwankowi, aby go nie odstępował na krok. Ruszyli w kierunku sali balowej, z której dobiegał głos Alciny, jednakże w przeciwieństwie do jej poprzednich wokali, które miały charakter uwodzicielski niczym u syren, ten przepełniony był rozpaczą. Wiedźmin zlecił bałwankowi pozostanie na korytarzu, a następnie wszedł do pomieszczenia, aby zmierzyć się z potworem. Olaf jednakże nie posłuchał go i wśliznął się do środka, chwilę potem ukrył się za najbliższym filarem. Geralt zacisnął uścisk na rękojeści miecza i powoli podchodził do bruxy siedzącej na środku sali.
— Ty... — odwróciła się w jego stronę. — Wiedźmina jeszcze nigdy nie jadłam... zobaczmy, jak wyjątkowy jesteś... o tak... będziesz moim najsmaczniejszym kąskiem!
Wtedy drzwi do pomieszczenia zamknęły się z hukiem, zaraz po tym zostały zamrożone. Nie było ucieczki. Bruxa ruszyła na zabójcę potworów, lecz ten odepchnął ją w porę przy użyciu znaku Aard. Następnie za pomocą Yrden uwięził ją w okręgu, dzięki czemu był w stanie przez niedługi czas zadać jej sporo ciosów. Gdy pułapka przestała działać, wiedźmin wykonał unik do tyłu. Jego celem było zdekapitować Alcinę, nie mniej jednak wpierw musiał ją unieruchomić. Bruxa zaczęła przeraźliwie wrzeszczeć, skierowała swój krzyk na przeciwnika. Geralt szybko nałożył znak Quen, aczkolwiek nie za wiele mu to dało, jeno fala dźwiękowa niemalże od razu przełamała tarczę, powalając przy tym wiedźmina. Odkaszlnął i czym prędzej spojrzał na potwora. Bruxa szybko znalazła się naprzeciw niego, już wysunęła swe paskudne szpony, by przebić nimi ciało siwowłosego. On jednakże zareagował w odpowiednim momencie i odpędził ją znakiem Igni. Gdy bestia odganiała od siebie płomienie, Geralt uwięził ją w Yrden, a następnie skrócił o głowę, która z cichym hukiem uderzyła o posadzkę. Chwilę potem opadło jej ciało, siwowłosy odetchnął ciężko. Olaf opuścił swą kryjówkę z szeroko rozdziawioną buzią.
— O rajciu, o rajciu, o rajciu! — nie mógł wyjść z zachwytu. — Toż to było wspaniałe! Zjawiskowe, spektakularne! — począł klaskać radośnie, kiedy do głowy wpadł mu pewien pomysł. — Zostanę wiedźminem.
Geralt odwrócił się w kierunku bałwanka. Z początku chciał go zbesztać za nie wykonanie polecenia, lecz gdy usłyszał jego plan o zostaniu wiedźminem, uśmiechnął się delikatnie i pokręcił głową. Wtedy lód zniknął z drzwi, a królowa, księżniczka oraz bard weszli do środka.
— O święta Freyjo — powiedziała Anna na widok zdekapitowanej Alciny.
— Zlecenie wykonane, Wasza Wysokość — Geralt zwrócił się do królowej. — Bruxa nie będzie już nikogo nękać.
— Dziękuję w imieniu wszystkich mieszkańców pałacu — odparła Elsa. — Czy mamy się przejmować tymi czarnymi żyłami na twojej twarzy? — dopytała troskliwie.
— Nie ma potrzeby. To tylko skutek uboczny Czarnej Krwi. Wraz z jej spożyciem w organizmie pojawiają się trucizny. Wypiję Biały Miód i będzie po krzyku — wytłumaczył zabójca potworów.
Elsa skinęła głową, po czym poprosiła wiedźmina, aby udał się wraz z nią do jej gabinetu, gdzie miałby otrzymać zapłatę.
Wraz z unicestwieniem bestii nieubłaganie zbliżał się wyjazd Geralta oraz Jaskra z Arendelle, a co za tym szło - rozłąka barda i księżniczki. Oboje byli tym faktem niezwykle przejęci. Znali się co prawda zaledwie dni parę, lecz prędko zdali sobie sprawę, że nie są w stanie bez siebie żyć. Jaskier zaoferował, że mógłby zostać, aczkolwiek Anna stanowczo oznajmiła, że nie chciałaby go zatrzymywać i pozbawiać przygód w towarzystwie przyjaciela. Pragnęła oszczędzić mu nudy związanej z mieszkaniem na zamku. Wtedy też przyszła jej do głowy pewna myśl, którą potem omówiła z siostrą. Olaf również uczestniczył w tej rozmowie. Nie obyło się bez sprzeczki między siostrami, aczkolwiek Anna zdołała przekonać Elsę swoją argumentacją. Białowłosa nie do końca była zwolenniczką planu Anny (a także planu Olafa), postanowiła jednakże na niego przystać. Pozostawała jedynie kwestia dogadania się z wiedźminem. Siwowłosy z początku nie był zachwycony. Zmienił zdanie dopiero wtedy, kiedy stoczyli z księżniczką pojedynek. Nie pokonała go co prawda, - w końcu na całym Kontynencie nie było żadnej istoty zdolnej do uczynienia tego - nie mniej jednak dowiodła, że potrafi o siebie zadbać oraz uratować osoby w potrzebie. Biały Wilk zgodził się na pomysł księżniczki oraz bałwanka. Ustalono także, aby o niczym nie mówić bardowi.
Gwiazdy rezydujące wysoko na nocnym niebie mają to do siebie, że błyszczą pięknym, oślepiającym blaskiem. Jaskier jednakże w dniu wyjazdu z Arendelle czuł się niczym gwiazda, która zgasła i z hukiem spadła na ziemię. Czy rozpaczał z powodu rozstania z ukochaną? Owszem. Czy uważał, że świat się skończył? Owszem. Czy histeryzował? Owszem. Przeszedł przez główny dziedziniec, a gdy znalazł się przy Geralcie szykującym Płotkę do drogi, uwagę jego zwróciła kara klacz stojąca obok. Czaprak pod siodłem posiadał barwy ciemnozielone oraz ciemnofioletowe, juki zaś przyozdobione były godłem państwa. Jaskier zmarszczył brwi.
— Do kogo należy ten koń? — spytał zdziwiony.
— Do swojego właściciela — odpowiedział ironicznie Geralt.
— Bardzo śmieszne — bard prychnął urażony. — Kim jest ten właściciel?
— JASKIER! — usłyszeli radosny głos księżniczki.
Zwrócili wzrok ku zmierzającym w ich kierunku Annie, Olafowi oraz Elsie. Trubadur przyjrzał się młodszej z sióstr. Ubrana była identycznie jak w dniu, w którym on i jego przyjaciel przybyli do pałacu, z wyjątkiem tego, że miała na sobie jeszcze ciemnofioletowy płaszcz, który od środka był bordowy oraz pochwę przy pasie, w której znajdował się jej miecz. Brunet zamrugał kilkukrotnie.
— Anna... jedziesz z nami? — zapytał, nie dowierzając.
— "Jedziemy" — poprawiła go z uśmiechem, wskazując na Olafa. — Wraz z wami udajemy się na szlak. Uprzedzając twoje następne pytanie, tak, Geralt się zgodził.
— Nie może być... Geralt, żartujesz sobie ze mnie? — w oczach Jaskra pojawiły się łzy szczęścia.
— Musiałbym cię naprawdę nie cierpieć, żeby zrobić ci taki kawał — stwierdził wiedźmin. — Nie, nie żartuję.
— To... to... toż to najwspanialszy dzień w moim życiu! — wykrzyknął ucieszony poeta, a jego towarzysze zaśmiali się.
— Bądźcie wszyscy ostrożni — powiedziała nagle Elsa. — Anno, pamiętaj, by do mnie pisać.
— A ty pamiętaj, by do mnie pisać — odparła Anna. — Korzystamy z Orkanka.
— Korzystamy z Orkanka — potwierdziła białowłosa.
— Czym jest Orkanek? — Geralt wyprzedził z tym pytaniem Jaskra, który chciał zapytać o to samo.
— Orkanek to duch! — zawołał Olaf. — Duch Wiatru! Jak się zagwiżdże w odpowiedni sposób, to on przybędzie! Co prawda wygląda inaczej w zależności od pory roku, ale to zawsze on! Patrzcie! — bałwanek zagwizdał.
Chwilę potem u ich boku znalazła się lewitująca niewielka postać z liści. Ponieważ była wiosna, liście te były jasnozielone.
— Najbezpieczniejszy sposób przekazywania korespondencji — oświadczyła Elsa. — Orkanek zawsze wznosi się ponad chmury, dzięki czemu nikt nie zauważy lecących listów. Trafiają bezpośrednio do adresata, zatem nie ma ryzyka, że ktoś niepożądany zdobędzie i odczyta wiadomość.
— Możemy was nauczyć, jak go wzywać — zaproponowała księżniczka, a bałwanek przytaknął energicznie.
— Dziękujemy — odpowiedział siwowłosy.
Po raz ostatni Anna oraz Olaf uściskali Elsę, a następnie dosiedli koni. Znaczy się, Olaf z niewielką pomocą znalazł się na Płotce, zajmując miejsce za Geraltem. Anna zaś dosiadła karej klaczy, której dumne imię brzmiało "Loki", po czym pomogła Jaskrowi wgramolić się na grzbiet wierzchowca. Na rozkaz królowej brama została otwarta, most zwodzony zaś opuszczony, a nasi dzielni bohaterowie udali się w daleką podróż.
Po paru dniach wędrówki wesoła kompania przekroczyła granicę i znalazła się na terenie Temerii. Wraz z zachodem słońca zatrzymali się niedaleko traktu kupieckiego i rozbili obóz. Niebo pokryły ciemne chmury, jednakże nic nie wskazywało na to, jakoby zanosiło się na deszcz. Niedługo po rozpaleniu ogniska, gdy siedzieli wokół niego dyskutując, Anna zwróciła się do wiedźmina:
— Geralt, przyjacielu, mam pytanie — oznajmiła, a siwowłosy spojrzał na nią swymi żółtymi oczyma. — Siedzi mi w głowie od jakiegoś czasu... może jest głupie, ale muszę wiedzieć. Czy zabijasz wszystkie potwory?
— O, o, dobre pytanie! — wtrącił bałwanek. — Z chęcią się dowiem, czy wszystkie trzeba zabijać. Jeżeli mam zostać wiedźminem, muszę wiedzieć o takich sprawach!
— Jest parę wyjątków — wyznał Geralt. — Nie poluję na smoki. Kodeks zabrania. Są wystarczająco rzadkie, więc nie ma powodu, by zmniejszać ich liczbę. Poza tym, lubię je. Hm... pamiętam, jak uczyłem się o nich w Kaer Morhen. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem ryciny z nimi w starych księgach Vesemira, byłem zachwycony. Vesemir mi wtedy powiedział, żebym "zamknął buzię, bo mi jeszcze mucha tam wleci" — uśmiechnął się na wspomnienie z dzieciństwa.
— Oooo — westchnął ze wzruszenia Jaskier. — Czemu mi nigdy o tym nie powiedziałeś?
— Bo jeszcze byś to umieścił w balladzie — odparł Geralt.
— Ależ oczywiście, że nie... dobra, masz rację, pewnie bym to zrobił. Lecz, zapewniam, że tego nie uczynię! Słowo artysty! — Jaskier położył obydwie dłonie na sercu.
— Hm — mruknął Biały Wilk. — Wracając... nie zabijam także istot rozumnych. Póki nie udowodnią, że mam ku temu powód, nie robię im krzywdy. Gorzej jest potem z kombinowaniem, jak udowodnić zleceniodawcy, że pozbyłem się problemu, ale zawsze coś wymyślę.
— To kochane z twej strony — stwierdziła z uśmiechem Anna. — Masz może jakąś ciekawą opowieść związaną z taką sytuacją?
— Cóż... kiedyś w Vergen dostałem zlecenie na ogra zamieszkującego bagna niedaleko miasta. Ponoć wykradał zapasy jedzenia mojemu ówczesnemu zleceniodawcy. Pierwszy raz miałem styczność z takim osobnikiem. Gdy przybyłem do jego leża, a nawet i mogę określić, że chaty, okazało się, że ogr został fałszywie oskarżony. Margrabia, który kazał go zabić, po prostu go nienawidził, bo odbił mu żonę. Która swoją drogą również była ogrem, ale mniejsza z tym. Wypiliśmy wspólnie herbatę, zaproponował mi nawet kąpiel błotną, lecz odmówiłem. Potem daliśmy porządną nauczkę margrabiemu, uciekał tak, że się za nim kurzyło. Od tamtej pory, jeżeli będę potrzebował pomocy, ogr zarzekł się, że zawsze będę mógł na niego liczyć — opowiedział siwowłosy, a gdy zakończył historię, Olaf szeroko rozdziawił buzię z zachwytu. Jaskier oczywiście zdążył już wszystko zapisać w swym notatniku.
— Jeżeli los nas poprowadzi do królestwa Aedirn, koniecznie musimy tam wpaść z wizytą! — stwierdziła księżniczka.
— Jestem za! — zgodził się z nią bard.
— Jaskier chcący zapuścić się na bagna? — Geralt uniósł brew ze zdziwienia. — Nie sądziłem, że dożyję tego dnia.
— Jestem poetą, a poeci muszą dokonywać poświęceń dla sztuki — odpowiedział brunet, na co Anna zaśmiała się lekko.
Wiedźmin chciał coś odpowiedzieć, kiedy usłyszał odgłos zbliżających się z oddali kroków. Uciszył swoich kompanów i obejrzał się za siebie. Przysłuchał się dokładnie. Kroki nie były ciężkie, jednakże do najdelikatniejszych również nie należały. Dlatego też zabójca potworów prędko domyślił się, że należały do ludzi. Dobył stalowego miecza i powstał, kierując się w stronę zagrożenia. Wtedy usłyszał więcej kroków.
— Chcą nas osaczyć — poinformował. — Jest ich sześciu.
Anna czym prędzej chwyciła za swą broń i przybrała pozycję bojową. Natomiast Jaskier oraz Olaf ukryli się za nią. Nie musieli długo czekać, by ich oczom ukazali się bandyci.
— Dobry wieczór, panowie, pani — przywitał się jeden z nich. — Pozwolicie, że pożyczymy sobie parę rzeczy.
— Ale wcześniej was zabijemy — dodał jego wspólnik.
— A może by tak nikogo nie zabijać i się dogadać? — zaproponowała Anna, choć w głębi duszy przeczuwała, że niewiele to da.
— Kurwa, trzymajcie mnie! — zaśmiał się rzezimieszek z przepaską na oku. — Ją sobie zostawimy na koniec, zabawna jest.
— Ani się ważcie jej tykać! — ozwał się niespodziewanie Jaskier. — Zdajecie sobie sprawę, kto to jest?! Chcecie wywołać wojnę?!
— Szczerze mówiąc, to gówno nas to obchodzi — odparł "pirat". — Wiesz co, trubadurzyno, chyba weźmiemy ją w obroty. Potańczymy z nią trochę.
— Okrutnicy! — krzyknął oburzony Olaf. — Przynosicie wstyd waszym matkom!
— Co za gnojek, na matkę mi wjeżdża! — podirytował się złodziej z kuszą na plecach.
— Uspokój się. Weźmiemy go i wystawimy na aukcję na czarnym rynku. Może jakiś kolekcjoner dziwaków się zgłosi — powiedział ten, który przywitał się z bohaterami. Bałwanek nerwowo przełknął ślinę.
— Radziłbym wam stąd zjeżdżać, póki możecie — wtrącił Geralt. Nie zamierzał się z nimi cackać.
— Ej, chłopaki — zwrócił się do swoich towarzyszy najmłodszy z bandy. — Widzieliście jego oczyska? To chędożony mutant!
— Srasz się przed wiedźminem? — spytał zdziwiony herszt.
— Szefie, to nie byle wiedźmak — powiadomił ten z kuszą. — Wszędzie rozpoznam te siwe kudły... to pierdolony Rzeźnik z Blaviken!
— Rzeźnik, nie Rzeźnik, męczy mnie ta rozmowa. Na nich! — rozkazał dowódca.
Bandyci ruszyli na podróżników, a Geralt wraz z Anną rzucili się w wir walki, podczas gdy Jaskier i Olaf robili wszystko, by nie przeszkadzać. Znaczy się, bałwanek próbował pomóc i cisnął kamieniem w jednego z opryszków, lecz niestety nie za wiele to uczyniło. Poeta oraz jego śnieżny przyjaciel z uwagą przyglądali się ich walczącym przyjaciołom. Olaf starał się zapamiętać jak najwięcej ruchów, które wykonywał Biały Wilk. Trubadur z kolei obserwując siwowłosego i księżniczkę w akcji, czuł się jakby był świadkiem pokazu tanecznego. Wiele razy widział już swego przyjaciela w akcji, zawsze był zachwycony jego zdolnościami. Gdy jednak patrzył na Geralta walczącego w syntezie z Anną, dwóch najlepszych szermierzy jakich znał (co prawda po raz pierwszy widział księżniczkę pojedynkującą się z istotą żywą aniżeli kukłą, aczkolwiek nie przeszkadzało mu to w uważaniu tak), miał wrażenie jakoby widział wirujące na tafli jeziora łabędzie, kręcące piruety, odpychające cokolwiek by im wchodziło w paradę. Właśnie wtedy do głowy wpadł mu nowy pomysł na balladę. Ciała napastników leżały na ziemi, wiedźmin schował miecz z powrotem do pochwy, a księżniczka oddychała ciężko i z przerażeniem patrzyła na swój oręż, na którym wciąż znajdowały się ślady krwi. Nie umknęło to uwadze jej ukochanego, który czym prędzej podszedł do niej, objął jej twarz dłońmi i nawiązał z nią kontakt wzrokowy.
— Najdroższa — zwrócił się do niej troskliwym głosem. — Oddychaj, powoli. Spokojnie. Jesteś cała?
— T-tak... tylko... pierwszy raz kogoś zabiłam i dziwnie się z tym czuję — wyznała, mówiąc na jednym wdechu i opuszczając broń.
Jaskier bez słowa uściskał ją mocno, chwilę potem dołączył do tego Olaf. Geralt położył rękę na ramieniu Anny, a następnie powiedział:
— Pierwsze zabójstwo nigdy do najprzyjemniejszych nie należy. Nie jest to coś, co ktoś chciałby robić codziennie. Czasami jednak nie masz wyboru, jeżeli chcesz przetrwać.
Anna zerknęła na przyjaciela. Miał rację. Sama doskonale zdawała sobie sprawę z niebezpieczeństw na świecie i wiedziała, że jeżeli pragnęła przeżyć oraz chronić bliskich, konieczne było posuwanie się do rękoczynów. Jednakże przejście z teorii do praktyki było nieco brutalniejsze niż zakładała. Nim zdołała odpowiedzieć, zaczął padać deszcz, potężny deszcz. Kompania usłyszała także grzmienie.
— Psiakrew — wymamrotał Geralt.
— Wspaniale! Lepiej być nie mogło! — odparł Jaskier, ogromnie niezadowolony z obrotu spraw.
— Musimy znaleźć schronienie — powiedziała Anna.
Olafowi w oczy rzucił się drewniany znak przy drzewie nieopodal, dlatego też podszedł do niego i przeczytał znajdujące się na nim informacje. Niedaleko znajdować się miała gospoda "Borsuk", o czym powiadomił swoich towarzyszy. Bohaterowie szybko spakowali manatki i wyruszyli w drogę do gospody.
Po dotarciu na miejsce ujrzeli dość duży budynek z zielonymi dachówkami i sporych rozmiarów okrągły szyld z nazwą gospody. Wyglądała drogo, wręcz nie pasowała do okolicy, w której była położona. Posiadała nawet niewielką stajnię obok. Płotka oraz Loki zostały przy wejściu, Anna zabrała z juk jedną z sakw z pieniędzmi, a następnie czwórka wędrowców weszła do środka. Powitała ich ciepła, domowa atmosfera oraz... widok kaczki ubranej w niebieski mundur marynarski uciekającej przed kucharzem z nożem. Byli pewni, że słyszeli, jak kaczka przeklina. Zignorowali jednak to zabawne zajście i podeszli do baru, za którym stał nieco otyły mężczyzna z ponurym wyrazem twarzy.
— Czego? — mruknął niemiło.
— Ile za cztery pokoje? — zapytał Geralt.
— Takich jak ty nie obsługujemy tutaj — odburknął barman.
Siwowłosy westchnął, zaś księżniczka powiedziała mu, żeby się nie przejmował, i że podejmie próbę negocjacji. Odchrząknęła, a następnie oficjalnym tonem zwróciła się do mężczyzny:
— Dobry panie, podróżujemy od dni paru i jesteśmy niezwykle zmęczeni. Za oknem, sam waść widzisz, leje jak z cebra. Natrafiliśmy na waszmości gospodę i zachęceni jej przyjaznym wyglądem postanowiliśmy się w niej zatrzymać. Prosimy tylko o zakwaterowanie na jedną noc, nic więcej.
— Mutant nie będzie tu spać. To coś... to coś też nie — wskazał na Olafa.
— Najwyraźniej nie wyraziłam się jasno. Wszyscy potrzebujemy ciepłego miejsca do odpoczynku. W czym przeszkadza fakt, że że nasi przyjaciele to wiedźmin i żyjący bałwanek? — Anna nie zamierzała odpuścić.
— Posłuchaj mnie, paniusiu... — barman nie skończył.
— Na bogi, Jonasie! Nie poznajesz?! — ozwała się tęga kobieta, która przyszła. — Śmiesz się kłócić z księżniczką Anną z Arendelle?! Co ty sobie wyobrażasz?!
— W mordę, nie poznałem Waszej Wysokości... proszę wybaczyć — odparł Jonas ze skruchą.
— Na co czekasz, konie im do stajni odprowadź! Nie będą przecież moknąć jak szczury w kanale! — odpowiedziała kobieta, a Jonas bez słowa udał się na dwór. — Wybaczcie mojemu mężowi, im starszy, tym głupszy. Urszula jestem — przedstawiła się. — W czym mogę pomóc?
— Miło cię poznać, Urszulo — uśmiechnęła się Anna. — Potrzebujemy czterech pokoi na jedną noc... i dostępu do łazienki, by móc się oporządzić.
— Dwa pokoje wystarczą — wtrącił niespodziewanie Jaskier, a jego przyjaciele spojrzeli na niego pytająco.
— Tylko dwa? — spytał Olaf, drapiąc się po głowie.
— Tak, jeden dla Anny oraz mnie, drugi dla Geralta i Olafa — wyjaśnił trubadur. — Poza tym taniej wyjdzie.
— Tu pan grajek ma rację — powiedziała Urszula.
— Rozsądnie... lecz czy jesteś tego absolutnie pewien? Strasznie się rozkopuję w nocy i mogłabym cię nawet niechcący zrzucić z łóżka — ostrzegła księżniczka. — Pomijam już fakt, że chrapię jak ghul.
— Jeżeli zajdzie takowa potrzeba, mogę spać na podłodze — oświadczył Jaskier. — Znaczy się, upadek będzie bolesny, lecz jakoś go przeżyję.
Geralt rozszerzył oczy ze zdziwienia i zamrugał wielokrotnie. Pierwszy raz słyszał, żeby jego druh aż tak poświęcał się dla swej lubej. Urszula uśmiechnęła się delikatnie pod nosem, widząc młodych zakochanych przypomniały jej się stare czasy, kiedy to poznała swego męża. Warunki pobytu bohaterów zostały ustalone, gospodyni przyjęła zapłatę, po czym wręczyła przybyszom klucze do pokoi, do których ich odprowadziła. Niecałe dwie godziny później nasi dzielni wędrowcy byli wyporządzeni, a potem udali się na spoczynek.
Ku swemu ogromnemu zdziwieniu, Anna po przebudzeniu nie zastała ani rozkopanej kołdry, ani zmierzwionych włosów, ani Jaskra na podłodze. Dowiedziała się również, że nie chrapała, co ją zaskoczyło. Rozwiązaniem tej zagadki był fakt, że gdy zasypiała w ramionach ukochanego z głową położoną na jego klatce piersiowej, rytm bicia jego serca zadziałał na nią niezwykle uspokajająco. Po śniadaniu, które sporządziła dla nich Urszula, wędrowcy podziękowali, dosiedli swych koni i wyruszyli w daleką podróż w nieznane.
~⚔️~
Raju, ile tu się działo! O, swoją drogą, tym oto akcentem kończymy akt pierwszy tej historii, "Krokus". Mam nadzieję, że się Wam spodobało!
Jeżeli pojawiły się jakieś błędy, możecie dać mi znać.
Teraz się z Wami pożegnam, do następnego! Trzymajcie się ciepło!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top