Part 3
*Luhan's pov*
Przekroczyłem próg kościoła, tłumiąc w sobie ostatnie wątpliwości. Odetchnąłem głęboko, po czym ruszyłem w stronę WuYifana, zaciskając dłonie w pięści. Usiadłem obok czarnowłosego chłopaka, nie odzywając się ani słowem. Kris tylko posłał mi puste spojrzenie, po czym odwrócił się w stronę dębowej trumny.
***
- Nie widziałem Cię od tamtego czasu. Wszystko w porządku? - spytał Chińczyk, delikatnie pocierając moje ramię.
- Nie - przyznałem, kręcąc głową. - Nie widziałem dłużej sensu w przychodzeniu do kawiarni, skoro wiem, że jego tam nie będzie.
Imię Sehuna wciąż przysparzało zbyt wiele bólu.
***
WuFan stał przed mównicą, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Miętosił w palcach materiał garnituru, a jego ciężki oddech mogłem słyszeć z drugiego końca kościoła. Przełknąłem gulę tworzącą się w moim gardle, po czym podszedłem do niego, uśmiechając się pocieszająco. Odchrząknąłem delikatnie, kładąc dłonie na drewnie.
- Kocham go. - zacząłem, w myślach przywołując jego obraz. - Nie zdążyłem mu tego powiedzieć, ale chcę, żebyście to wiedzieli. Nie znałem go tak dobrze jak większość z Was, ale gdyby ktoś zapytał mnie: 'kim był ten uroczy chłopiec?', odpowiedź brzmiałaby: Sehun był człowiekiem, który doceniał małe rzeczy. Lubował się w detalach, kochał naturę i ludzi, a ludzie kochali jego. Miłował życie, cieszył się z każdego jego aspektu. Nie lubił bałaganu, za to ubóstwiał czekoladę i komedie romantyczne. Zawsze pachniał babeczkami, a w jego domu wiecznie rozbrzmiewała muzyka. Był chłopakiem z cudownym uśmiechem, obok którego nie można było przejść obojętnie. Był czuły i szczery, nikomu nigdy nie odmawiał pomocy. Bardzo starał się osiągnąć doskonałość w każdym calu, chociaż nie zdawał sobie sprawy, że dla wielu ludzi i tak był idealny. Jestem jednym z tych ludzi i żałuję, że nie mam i nigdy nie będę mieć szansy mu tego powiedzieć. Żałuję, że nie zestarzeję się z nim u boku i nie będę mógł kochać go, kiedy jego oczy przestaną dobrze widzieć, uszy dobrze słyszeć, a nogi odmówią mu posłuszeństwa. Żałuję, że nie będzie mi dana śmierć z tak piękną osobą. Zarówno zewnętrznie, jak i wewnętrznie. Żałuję, że nigdy nie zasnę z nim w moich ramionach, a nie tylko w sercu. - Przymknąłem na chwilę powieki, biorąc głęboki oddech. Chwyciłem w palce złoty medalik, który podarowała mi matka chłopca i pocałowałem go delikatnie, wznosząc oczy do nieba. - Kocham Cię, Sehunnie. Do zobaczenia na górze.
Gdy w sercu twym zagości czerń
i kłuje tak miłości cierń
i dusi już toksyczny tlen
i nikt nie wybudzi z koszmaru.
Kiedy nastanie dzień
Gdy ból odejdzie jak zły sen
Z dala od energetycznych hien
I nikt już nie będzie czuł żalu.
Luthien
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top