Part 1

*Kris' pov*

Westchnąłem, wywracając oczami, po czym szybko wytarłem ręce w służbowy fartuch przepasany na moich biodrach. Jak co rano, punk czterdzieści dwie minuty po ósmej, przez pół godziny harowałem za dwóch, mogąc jedynie obserwować Sehuna śliniącego się na widok przychodzącego tu chłopaka. Okej, jest całkiem śliczny, łapię. Delikatna buźka z ładnym uśmiechem i duże, jelenie oczy to coś, na co można polecieć. Ale ugh, czemu nie załatwi tego po pracy?! Pieprzony uprzywilejowany synek właścicieli. Nie mogę mu niczego zabronić, ani nawet wydrzeć się na własnego przyjaciela i to mnie wkurza. No co? Lubię mieć kontrolę nad wszystkim i wszystkimi. Wszędzie.

- Poszedł już - powiadomiłem rozmarzonego Sehuna, który tak się wpatrywał w to, jak obiekt jego westchnień popycha drzwi biodrem, że nie zauważył, że od tamtej chwili minęło już dobre kilkanaście minut. 

- Wiem, Wufan, wiem - westchnął, prostując się - Kriiiiiiiiiiiiiis, on ma takie pełne usta, jezu! - ponownie przewróciłem na niego oczami, ale nie mogłem ukryć cienia uśmiechu, błąkającego się po mojej twarzy.

Ale następnego dnia to Sehun już przegiął pałę.

Gdy tajemniczy chłoptaś wszedł do naszej kawiarni, jego zwyczajowe zamówienie było już gotowe, a mój przyjaciel zadbał odpowiednio wcześnie o to, żeby jagodowa babeczka była świeżo upieczona.

Nie jestem pewien, ale to chyba stalking. I to podchodzi pod paragrafy.

- Wufan - zaczął płaczliwym tonem, zbliżając się do mnie z wyciągniętymi ramionami.

- O nie, nie, nie - odparłem, śmiejąc się - nie przytulisz mnie, kiedy jesteś ufajdany mąką. Jakbyś nie zauważył, skończyłem zmianę, a gdy Tao przyjdzie, te ciuchy - wskazałem na siebie dłonią - muszą być czyste jak nowe gacie.

- Ale Wufan... On nawet nie mówi nic poza "muffinkę z jagodami i średnią latte proszę". Tylko się uśmiecha! Ugh, to frustrujące.

- Zagadaj do niego, może jest nieśmiały - zaproponowałem, w spokoju popijając gorącą czekoladę.

- Jak?! "Cześć, pocałuj mnie, bo nie mogę przestać myśleć o Twoich wargach i o tym co potrafią zrobić"?

- Napisz mu swój numer na kubku - zaproponował właściciel dłoni, które nagle pojawiły się na moich biodrach.

- Taoś! - krzyknąłem, zarzucając mu ręce na kark, gdy on pocałował mnie, zahaczając kolczykiem w języku o moją wargę.

- Cześć aniołku - wymruczał Chińczyk, pocierając nosem o mój policzek. Sehun już się dla mnie nie liczył, nieważne jak bardzo starał się zwrócić na siebie moją uwagę.

Jednak kolejnego poranka nastąpił przełom!

Mój przyjaciel zdecydował się odnaleźć swoje jaja. Napisał swój numer na białej serwetce, podpisując się imieniem i dwoma 'x', po czym owijając nią muffinkę, podał ją chłopakowi o jelenich oczach, gdy tylko wybiła ósma czterdzieści dwie.

Nie wiem tylko jakim cudem jego rodzicom udało się spłodzić takiego dysmózga.

Jezu.

 

 

*Luhan's pov*

 

Już chciałem wyrzucić klejącą się od soku jagodowego serwetkę, kiedy zobaczyłem na niej jakieś znaczki. Szybko ją rozprostowałem, marszcząc brwi. Próbowałem rozszyfrować ciąg cyfr widniejący tuż pod plamą z owoców. Niestety wszystko było rozmazane, a jedyne, co udało mi się rozczytać to podpis. Sehun. I wtedy mnie olśniło. Śliczny chłopak z tęczową grzywką i ciepłym spojrzeniem.

- Nie, kurwa, nie, nie, nie - szepnąłem do siebie, chowając serwetkę do kieszeni. Patrząc na wierzę zegarową, zakląłem siarczyście i pobiegłem w stronę uczelni, obiecując sobie w duchu, że pójdę do tej kawiarni po wykładach.

Z rozmachem otworzyłem ciężkie drzwi, a dzwoneczek nad moją głową zasygnalizował moje przyjście. Z ulgą przyjąłem panujące w środku ciepło, pocierając zmarznięte dłonie. Wzrokiem szukałem ślicznego blondyna, ale jedyną osobą w służbowym uniformie był chłopak z kruczoczarną grzywką, który nie raz rano krząta się po sali, podczas gdy Sehun stoi za ladą.

- Um, hej - zacząłem nieśmiało, zwracając na siebie jego uwagę.

- W czym mogę pomóc? - zapytał profesjonalnym tonem, ale na jego wargach błąkał się ciepły uśmiech, który dodał mi nieco odwagi.

- Um, pracuje tu Sehun - powiedziałem powoli, miętosząc w dłoniach serwetkę - i, um, on, on mi to dał - pokazałem mu kawałek cienkiego materiału, a kąciki jego ust rozciągnęły się, po czym wybuchnął śmiechem. Zarumieniłem się, chcąc uciec z tego miejsca jak najszybciej, jednak on otarł łzę spływającą po jego policzku i chwycił mnie za nadgarstek.

- Ah, Sehun, niepoprawny romantyk - westchnął, prowadząc mnie na jeden ze stołków barowych przy ladzie - jak zawsze. Kris - powiedział, wyciągając rękę.

- Luhan - odpowiedziałem, ściskając ją niepewnie.

- Więc, Luhan, jeśli mój wspaniały, lojalny, szczery i zabawny przyjaciel - zmarszczyłem brwi. Czy on nie przesadza z tą promocją? - dał Ci swój numer, to pewnie chciałby mieć Twój. Mam mu coś przekazać?

*Kris' pov*

 

Z rozbawieniem obserwowałem jak chłopak nerwowo przeszukuje torbę w poszukiwaniu kartki i długopisu. Gdy już nabazgrał na niej swój numer, schowałem kawałek papieru do portfela i pomachałem kierującemu się do wyjścia Luhanowi. Odwróciłem się i usłyszałem siarczyste "kurwa!". Już chciałem ruszyć na salę w poszukiwaniu tego, co znowu zbił mi talerzyk, ale jedyne co zobaczyłem, to Sehun trzymający się za czoło. 

Dwie cioty, które nie potrafią otworzyć drzwi.

Się dobrali.

*Sehun's pov*

 

Uniosłem wzrok, pocierając bolące miejsce. O kurwa.

- Cześć - powiedziałem, mrugając do niego.

- Hej - odpowiedział cicho, posyłając mi delikatny uśmiech.

Luthien
xo

 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top