10
Ku mojemu zdziwieniu ani tato, ani mama nie wrócili do tematu spędzenia nocy poza domem. Żadnego szlabanu, kary, nic. Ale za to od tamtego dnia nie odzywali się do siebie ani słowem. Obydwoje siedzieli zamknięci w swoich domowych gabinetach albo brali dodatkowe dyżury w szpitalach, żeby jak najmniej czasu spędzić w domu. Czułam się odrzucona i odnosiłam wrażenie, jakby właśnie w taki sposób chcieli dać mi nauczkę. Z drugiej strony coś mi tu nie grało, bo jaki byłby w tym sens, żeby nie odzywali się także do siebie? Żaden. Ale kiedy pytałam któregokolwiek, czy coś się dzieje, zbywali mnie krótkimi odpowiedziami "nie", "nic" albo tłumaczyli się brakiem czasu z powodu pracy i po prostu zostawiali mnie bez odpowiedzi. Co gorsza, czułam się tej całej sytuacji winna.
- To wsystko? - Zapytała Molly, wsypując szklankę cukru do miski i jednocześnie wyrywając mnie z zamyślenia. Pokiwałam twierdząco głową i zaczęłam mieszać produkty znajdujące się w misce, aby utworzyły jednolitą masę.
- I już? - ponownie odezwała się dziewczynka, której miną wyrażała zawiedzenie.
- Jeszcze trzeba to upiec - odparłam, posyłając jej uśmiech. - Możesz podać mi blaszkę?
Jej oczy się rozświetliły, kiedy pokiwała twierdząco głową i szybciutko zeszła z krzesła, udając się po to, o co ją poprosiłam. Już po chwili na stole leżała blacha, do której wlałam zawartość miski. Włożyłam ją do rozgrzanego piekarnika i nastawilam minutnik.
- Wiesz, co to? - zapytała uradowana dziewczynka, podbiegając do mnie.
- Co? - Odpowiedziałam pytaniem na pytanie, marszcząc brwi. Słyszałam tylko jakąś cichą melodię dochodzącą za pewne z salonu.
Ta przewróciła teatralnie oczami, opuszczając bezwładnie ręce po swoich bokach.
- To moja ulubiona piosenka - odparła, zakładając ręce na ręce, po czym szybko gdzieś pobiegła. W domu znacznie głośniej zaczęły roznosić się dźwięki piosenki, a po chwili do kuchni wróciła tanecznym krokiem Molly. Stanęła tuż przede mną, łapiąc za dłonie i zaczęła tańczyć, wyginając się w rytm muzyki. Nawet nie zauważyłam kiedy, dorównałam jej kroku i również zaczęłam skakać, podśpiewując pod nosem. Dziewczynka śmiała się w niebogłosy, widząc moje nieporadne ruchy, a ja widząc jej radość, nie potrafiłam przestać.
- Panna sztywna jednak nie jest taka sztywna - pomiędzy słowami piosenki do moich uszu dobiegł męski głos, próbujący przekrzyczeć głośną muzykę. Dziewczynka wciąż skakała, dobrze się bawiąc, natomiast mnie zamurowało. Cała oblałam się rumieńcem i myślałam, że spalę się ze wstydu. Nawet nie miałam odwagi odwrócić się do niego twarzą.
Odetchnęłam głęboko kilka razy, mając nadzieję, że w ten sposób uda mi się pozbyć szkarłatnego koloru z policzków. Następnie pochyliłam się do Molly i mówiąc do ucha, poprosiłam ją, żeby wyłączyła muzykę. Już po chwili w domu zapanowała cisza.
Powoli okręciłam się na pięcie, zdając sobie sprawę, jakie świetne widoki na mój tyłek zagwarantowałam Luke'owi. Teraz było mi jeszcze bardziej głupio.
- Nie ocenia się książki po okładce - mruknęłam, nawet nie podnosząc wzroku. Włosy leciały mi na twarz, co raczej było słusznym zamiarem. Serce tak dudniło mi w piersi, że nie miałam nawet wątpliwości, czy wciąż byłam cała czerwona. Oh, wyglądałam jak soczysty buraczek.
Pomiędzy nami zapanowała cisza, ale blondyn postanowił ją przerwać.
- Nie powiedziałaś nic moim rodzicom - odezwał się, na co podniosłam głowę, skupiając wzrok na jego twarzy i przy okazji lustrując całą jego postać. Ubrany był w białą koszulkę z czarnymi rękawami do łokci, czarne rurki, tym razem bez dziur i całe czarne vansy, a na jego głowie widniał czarny snapback założony tyłem naprzód. Musiałam przyznać, że wyglądał wyjątkowo dobrze, aż mój żołądek zawiązał się w supeł.
- C-co? - wyrwałam się z transu, czując kolejną falę gorąca. Posłałam mu zakłopotane spojrzenie, zakładając grzywkę za uszy.
- Nie powiedziałaś nic moim rodzicom o tym, że wróciłem do domu pijany - powiedział rozbawiony, jakby doskonale zdawał sobie sprawę, że właśnie go obczaiłam. Na jego ustach błąkał się łobuzerski uśmiech.
- Ah... - Wzruszyłam tylko ramionami, wciąż czując się co najmniej głupio.
- Dlaczego? - Zapytał, opierając się o framugę i wkładając dłonie do kieszeni, jakby właśnie pozował przed aparatem.
- Co by mi to dało? - Również zapytałam, uciekając wzrokiem gdzieś na boki. Mogłam sobie tylko wyobrazić, jak wzruszył nonszalancko ramionami.
Po kolejnej chwili krępującej ciszy stwierdzając, że to koniec naszej krótkiej wymiany zdań, ruszyłam przed siebie. Wyminęłam go w drzwiach, gdzie moja dłoń otarła się o jego, ponieważ nie raczył się odsunąć nawet na milimetr. Przeszedł mnie dziwny dreszcz, dlatego jak oparzona zabrałam ją, przyciągając do piersi. Niekontrolowanie zaciągnęłam się jego perfumami, sprawiając, że po moim ciele rozeszła się fala gorąca, a serce zabiło szybciej.
To, co działo się ze mną w tamtym momencie, było bardzo dziwne i niewytłumaczalne, dlatego wsunęłam stopy w moje balerinki i niemal uciekając, wyszłam z domu Hemmingsów.
#
Pchnęłam duże drewniane drzwi, wchodząc do wnętrza domu Youngów. Natychmiastowo do moich uszu doszła lecąca w tle muzyka i odgłosy rozmów oraz śmiechów zgromadzonych w salonie gości. Tego dnia Shirley kończyła osiemnaście lat, dlatego mimo ogólnych niechęci nie mogłam nie spędzić tego dnia właśnie z nią.
Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, kiedy zauważyłam zmierzającą w moim kierunku rozanieloną solenizantkę. Odkładając torebkę z prezentem, rozłożyłam szeroko ręce, w które po chwili wpadła Shirley.
- Wszystkiego najlepszego, stara! - zaśmiałam się do jej ucha, kiedy czule ją przytuliłam. Po chwili odsunęła się ode mnie, posyłając najszczerszy uśmiech, na jaki było ją stać.
- Stara? - prychnęła, kręcąc z rozbawieniem głową. - Ja Ci dam starą! Zobaczymy za kilka miesięcy, co powiesz.
Wzruszyłam tylko ramionami, wyciągając w jej kierunku torebkę, którą niepewnie przyjęła.
- Spełnienia marzeń, kujonko - puściłam jej perskie oko, wkładając dłonie do tylnych kieszeni jasnych dżinsów. - I żeby tyłek Ci nigdy nie sflaczał!
Zarechotałam, nawiązując do pewnej sytuacji mającej miejsce w centrum handlowym, za co dostałam kuksańca w ramię i jeszcze szerszy uśmiech blondynki.
- Pójdę to zanieść, a ty się rozgość, i dziękuję - powiedziała szybko, dając mi przelotnego całusa w policzek i odwracając się w kierunku schodów, po których w następnej sekundzie już wbiegała.
Zakołysałam się skrępowana na piętach, spuszczając wzrok na swój prosty czarny t-shirt, potem na sprane dżinsy i na końcu na niskie białe trampki, które dostałam od mamy. Wyglądałam jak nie ja, ale o dziwo, tak jak mówiła mama, czułam się w tym dobrze.
Podniosłam głowę, robiąc kilka kroków przed siebie i zatrzymując się w drzwiach do salonu, gdzie siedziało już kilkanaście osób, które kompletnie nie zdawały sobie sprawy z mojej obecności albo po prostu nie chciały mnie dostrzec. Moją uwagę przykuł zawzięcie dyskutujący z Lottie, piękną długowłosą dziewczyną, Luke, ubrany w biały t-shirt z żółtą uśmiechniętą buźką, czarne rurki i czarne vansy. Wyglądał świetnie (ostatnio stanowczo zbyt często tak stwierdzam), ale nie na tym się skupiłam. Skupiłam się na jego szerokim uśmiechu, który wywołała siedząca koło niego dziewczyna i dwóch dołeczkach w policzkach, których nigdy wcześniej nie dostrzegłam. Chciałabym, żeby kiedyś ktokolwiek, nie licząc Shirley, mamy i dziadków, tak szczerze się do mnie uśmiechał.
Poczułam dziwne ukłucie w sercu, dlatego chciałam skupić wzrok na czymkolwiek innym, ale nie mogłam. W pewnym momencie Jego wzrok spoczął na mnie, a ja poczułam się jakby przyłapano mnie na czymś złym i zakazanym. Ku mojemu zdziwieniu uśmiech wciąż nie schodził mu z twarzy i z trudem przyznając, miałam dziwną ochotę przyglądać mu się dłużej. Jednak prędko odwróciłam wzrok, czując się zażenowana i już bym stamtąd wyszła gdyby nie Shirley, która właśnie wróciła ze swojego pokoju, stając tuż za moimi plecami.
And I'm thinking 'bout how people fall in love in mysterious ways
Maybe just the touch of a hand
*Ed Sheeran - Thinking Out Loud
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top