08

Kiedy Luke otworzył białe drzwi do swojego pokoju i gestem ręki zaprosił mnie do środka, w niezbyt zgrabny sposób weszłam do jego "królestwa". Rozejrzałam się wokół pełna podziwu. Spodziewałam się walających ubrań, brudnych talerzy i starego jedzenia, a ku mojemu zaskoczeniu spotkał mnie błysk i porządek. Białe meble, na których nie było nawet grama kurzu, idealnie kontrastowały z granatowymi ścianami, tworząc niepowtarzalny klimat. Na ścianach wisiało kilka plakatów pewnie z ulubionymi zespołami Hemmingsa, przez co mogłam się domyślić, że interesował się muzyką. Do tego pod oknem stało duże idealnie zaścielone łóżko. Z wstydem musiałam przyznać, że nawet w moim pokoju nie było tak czysto. W moim panował istny bałagan.

- Rozgość się - odchrząknął, drapiąc się po karku i ewidentnie czując się niekomfortowo. Przynajmniej nie  byłam jedyna.

Zrobiłam kilka kroków przed siebie i zajęłam miejsce na stojącej przy ścianie kanapie, obserwując, jak sam Luke siada na łóżko.

- Domyślam się, że tak naprawdę nie chcesz mi niczego pokazać - rzekłam nieśmiało, bo nieśmiało, ale się odezwałam, co było dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Chyba miałam już dość tego stresu, żołądka związanego w supeł i dudniącego serca, więc chciałam mieć tę rozmowę jak najszybciej za sobą.

Przytaknął powoli głową i przeczesał dłonią włosy, sprawiając, że ułożyły się jeszcze lepiej niż wcześniej, a jego uroda zaczęła mnie przytłaczać.

- Widzisz wtedy... - zaczął swawolnie, jakby naprawdę sprawiało mu to ogromną trudność. - Zachowałem się jak dupek, wiem to. Byłem wściekły jeszcze zanim przyszłaś, a wyżyłem się na Tobie.

Posłałam mu zmieszane spojrzenie, nie do końca rozumiejąc, co miał na myśli.

- Tamtego dnia miałem ostatnią próbę przed koncertem, a mama ni z gruszki ni z pietruszki oznajmiła mi, że wychodzi wcześniej, a ja muszę poczekać na Ciebie - mówił, rozglądając się gdzieś na boki, żeby tylko nie patrzeć na mnie. - To wystarczyło, żebym był wściekły, ale kiedy okazało się, że Ty doskonale o tym wiedziałaś, zagotowało się we mnie.

Zmarszczyłam brwi, dokładnie analizując jego słowa i wciąż nie łapiąc sedna.

- Jak zwykle pamiętała o każdym i wszystkim oprócz o własnym synu - prychnął, ponownie przeczesując włosy. Nawet teraz kiedy o tym mówił, denerwował się, co świadczyło o tym, że naprawdę go to dotknęło.

- Nie mów tak - odezwałam się cicho, skupiając wzrok na jego twarzy, a szczególnie na czarnym kolczyku w wardze, którego z podenerwowania przygryzał.

Zaśmiał się nerwowo pod nosem, wstając z łóżka i podchodząc do okna.

- Czasem mam wrażenie, że więcej dla niej znaczysz Ty, aniżeli ja.

Słysząc to, również wstałam, ale nie miałam zamiaru zbliżać się do Niego.

- Teraz to już na pewno nie masz racji - rzekłam pewnie, po raz pierwszy odzywając się w ten sposób do Luke'a - z podniesioną głową, pewnym niedrżącym i nieściszonym głosem. Odwrócił głowę w moją stronę, uśmiechając się ironicznie i opierając się tyłem o parapet. Wystarczyło, żeby na mnie spojrzał, a cała pewność, którą w sobie znalazłam, wyparowała.

- Tak? - zapytał, unosząc pytająco brwi. - Zacznij się uczyć jak Ivy. Nie spóźniaj się na lekcje, Ivy może, to ty też. Widziałeś jak ubiera się Ivy? Ty też mógłbyś chociaż raz ubrać jakieś porządne ciuchy. Ivy nie szlaja się po nocach nie wiadomo gdzie, weź z niej przykład. Pomyślałbyś trochę o przyszłości jak Ivy. Ivy to, Ivy tamto - jego głos przesiąknięty był kpiną, a złość coraz bardziej brała nad nim kontrolę. - Bądź jak idealna Ivy.

Zrobiło mi się strasznie gorąco, aż zaczynałam dostawać mdłości. Nie wiedziałam, jak długo jeszcze będę w stanie wytrzymać przesiąknięty gniewem wzrok Luke'a.

- Wcale nie jestem idealna - jęknęłam, co zabrzmiało okropnie żałośnie. Czułam palące policzki i niczego więcej nie chciałam, jak uciec stamtąd.

- Co niby takiego robisz, że nie spodobałoby się to mojej matce? - zapytał gorzko, unosząc brwi i skupiając spojrzenie na mnie.

Nie odzywałam się przez chwilę, zastanawiając się nad odpowiedzią, ale ze stresu nie potrafiłam wymyśleć nic specjalnego.

- Emm... - posłałam zmieszane spojrzenie Hemmingsowi, który patrzył na mnie wyczekująco z założonymi na piersi ramionami. - Nie radzę sobie z angielskim, miałam problemy z fizyką, dlatego teraz na nią nie chodzę...

- Nie o takie rzeczy mi chodziło - mruknął ewidentnie rozbawiony, przewracając oczami.

Nerwowo przełknęłam ślinę, nie będąc w stanie znieść tego ani chwili dłużej. Aż mi głupio, że liczyłam na przeprosiny. Ale i jednocześnie smutno.

Nagle jakby znikąd zaczęła rosnąć we mnie złość, z której aż zacisnęłam dłonie w pięści.

- Nie, wiesz, co? - odezwałam się ciut głośniej, niż zamierzałam, mając już tego kompletnie dosyć. Mając dosyć bycia myszką w tej głupiej zabawie. - To nie ma sensu. Ta rozmowa nie ma sensu.

Spojrzałam na blondyna, który ewidentnie był w szoku i nie spuszczał ze mnie wzroku. Jednak nie doczekałam się żadnej reakcji z jego strony, więc nie zastanawiając się dłużej, prędko wyszłam z jego pokoju, oczywiście NIE trzaskając drzwiami.


*


Po wciśnięciu mamie i państwu Hemmings głupiej wymówki o bolącym brzuchu i długim przytuleniu Molly, opuściłam ich dom i odetchnęłam z ulgą. Przebywanie w pobliżu Luke'a było dla mnie niemałym wyzwaniem, gdyż zawsze strasznie się stresowałam, nie wiedząc w sumie dlaczego.

Powoli zeszłam z kilku schodków przed wejściem, zastanawiając się po co takiego w ogóle Luke zawołał mnie do swojego pokoju, jeżeli z całej tej "rozmowy" nic nie wynikło. Miałam nadzieję, że mnie przeprosi i atmosfera pomiędzy mną a nim trochę się polepszy, a właściwie wróci do stanu sprzed tego nieprzyjemnego zdarzenia. W końcu nie zapowiadało się, żebym za niedługo miała skończyć karierę opiekunki Molly. 

Pomiędzy żalem i złością do Niego, czułam w głębi serca zawód. Może i byłam naiwna, ale zawsze starałam się kogoś zrozumieć i znaleźć w Nim chociaż namiastkę dobra. Ludzie nie zachowują się źle bez powodu. I może w przypadku Luke'a też tak było... To jak mówił, sprawiało wrażenie szczerego. 

Sama nie wiem, już co myśleć.

Otoczyłam się ramionami, kiedy zawiał chłodniejszy podmuch wiatru, a po moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Na szczęście włosy miałam związane w kucyk na czubku głowy, więc nic nie latało mi przed twarzą.

- Zaczekaj! - usłyszałam za sobą głos i niemal momentalnie się zatrzymałam. Moje serce zaczęło szybciej bić, a uczucie stresu ponownie wróciło. Powoli, przełykając ślinę, odwróciłam się, stając twarzą w twarz z Lukiem. Uniosłam nieco głowę, żeby móc skupić wzrok na jego oczach, które z zakłopotaniem wpatrywały się w moje. Potarłam dłonią ramię, czując kolejny chłodny podmuch wiatru, który nie wywarł żadnego wrażenia na ubranym we flanelową koszulę chłopaku.

Po chwili spuścił ze zmieszaniem wzrok, skupiając go na czubkach swoich butów i drapiąc się w kark. Wpatrywałam się w Niego, nie odzywając się ani słowem, chcąc dać mu szansę wykazania się.

W końcu podniósł wzrok, przygryzając wargę.

- Przepraszam - powiedział tak cicho, że z trudem go usłyszałam. Jednak wystarczyło to, żeby mnie zamurowało, a po moim sercu rozeszło się przyjemne ciepło.





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top