Dzień czwarty: Pech
Oikawa rzucił się na łóżko i z nudów zaczął powtarzać sobie wczorajsze zajście między Saki, a [T/I], która wróciła tamtej nocy rozkudłana, z kilkoma draśnięciami na policzkach oraz dużym siniakiem na prawym udzie. Poza tym wyglądała w porządku, ale gdy chłopak próbował obmyć jej rany, został kompletnie zignorowany. Zamiast tego, trzecioroczna dziewczyna podeszła do Tobio, pytając czy z nim wszystko w porządku. Tooru był stalkowany przez jedną z jego szalonych fanek, a ona pytała tego bachora czy nic mu się nie stało? Kageyama miał tylko trzy lata i pewnie nawet nie pamiętał co się wydarzyło tamtego dnia. W każdym razie, dzisiejszy dzień był dosyć pracowity.
Tooru wyrzucając ze swojego umysłu myśli dotyczących wczoraj i skupił się na tym, co miało miejsce dzisiaj. Niestety, nie miał dzisiaj szczęścia. Dlaczego, zapytasz? Cóż, zacznijmy od przygotowań szatyna do szkoły...
Oikawa właśnie kończył wkładać swój mundurek, a gdy już to zrobił, poszedł do pokoju Tobio, żeby zobaczyć czy chłopiec jest już gotowy.
- Tobio-chan, jesteś już... - Zamarł, widząc nie najlepiej wyglądającego bruneta. Jego bardzo blada cera, cienie pod zmęczonymi oczami, pucołowate policzki o kolorze niezdrowej czerwieni wskazywały na gorączkę.
- T-Tooru-nii, co m-mi się s-s-stało? - zapytał.
Oikawa spanikował.
,,C-Co powinienem zrobić? Tobio-chan jest chory i jeśli [T/I] to odkryje, ona..." Jego rozmyślenia przerwał dźwięk dzwonka do drzwi. ,,Eeeeeh? Już tu jest? Co powinienem zrobić?!"
- Tobio-chan, masz dziesięć minut, żeby wyzdrowieć, dobrze? Jeśli [T/I]-chan zobaczy, że jesteś chory, najpewniej będę już martwy. Więc pośpiesz się i wyzdrowiej! - powiedział Oikawa, biegnąc w stronę drzwi. Kageyama natomiast gapił się na drzwi, po chwili przenosząc spojrzenie jego nieco zamglonych oczu na sufit.
- Jak mam to zrobić?
***
- Ah, [T/I]-chan! Dzień dobry! Jak minęła ci droga? - zapytał szatyn uśmiechając się z przymkniętymi oczami. Dziewczyna zmrużyła oczy. ,,On coś ukrywa".
- Co zrobiłeś, Trashikawa? - zapytała.
- O-O co ci chodzi?! I przestań nazywać mnie ,,Trashikawa"! Możesz mówić mi po imieniu, wiesz? - zapytał nadąsany siatkarz. Nastolatka wywróciła oczami, wchodząc do środka.
- Nie, dzięki, Trashikawa bardziej pasuje. Gdzie jest Tobio?
Zanim Oikawa zdążył powiedzieć: ,,Spędzasz za dużo czasu z Iwa-chan!", zamarł.
Gdzie jest Tobio? Dzwoniło mu w myślach.
- U-Um, myślę, że właśnie się przygoto...
*odgłosy kaszlu gdzieś w tle*
Oczy [T/I] rozbłysły. Natychmiast odepchnęła Tooru i pędem rzuciła się w stronę pokoju, w którym prawdopodobnie był mały brunet, a siatkarz podążył za nią.
,,S-Straszna! Ma słuch niczym jastrząb! Usłyszała nawet cichy kaszel Tobio-chan z takiej odległości!", pomyślał, gdy dotarli do pokoju chłopca, w którym młody... Rozciągał się? Jednak, blada skóra, cienie pod oczami i niezdrowe rumieńce nie uszły uwadze uczennicy Aoby.
- Kageyama Tobio! Co ty robisz?! Wyglądasz na chorego, dlaczego ćwiczysz?! - Potok słów opuścił usta dziewczyny, gdy nagle chłopiec upadł na podłogę. Z cichym wrzaskiem, podbiegła do niego, podniosła i położyła na łóżku. Głaszcząc go po głowie, zapytała:
- Baka, dlaczego się rozciągałeś? - Wzruszając ramionami, chłopiec wskazał na swojego drugiego opiekuna.
- Tooru-nii powiedział, że mam się pośpieszyć i wyzdrowieć - zaczął brunet, ignorując gwałtownie machającego ramionami chłopakami, każącego mu zamilknąć. - Powiedział, że jeśli tego nie zrobię, on już nie będzie żył. Nie mogę pozwolić zniknąć Tooru-nii, więc... Ja... Zrobiłem wszystko co... Mogłem... Ekhe, ekhe. - W oczach Oikawy pojawiły się łzy żywcem wzięte z anime, które po chwili zaczęły spływać mu po twarzy.
- T-Tobio-chaan~! T-Ty wcale nie jesteś takim wrednym bachorem jak myślałem! - zawodził.
Oczy [T/I] znowu rozbłysły w kierunku Oikawy, który natychmiast się skulił ze strachu.
- Serio chciałeś zabrać go do przedszkola w tym stanie? - zapytała, a Tooru się zawahał.
,,Okej, nie mogę zwalić tej odpowiedzi, bo serio nie dożyję jutra" walczył z samym sobą w myślach i po chwili postanowił przemówić:
- Umm... Tak?
Tu spoczywa Oikawa Tooru
Ukochany syn, przyjaciel i uczeń
Świeć Panie nad jego duszą
Oczywiście, żartuję.
Ale Oikawa dostał ,,małą" reprymendę od dziewczyny o odpowiedzialności oraz zdrowym rozsądku. Tego dnia, nastolatkowie zadecydowali, że nie pójdą do szkoły i zajmą się Tobio. Po szybkim telefonie do Iwaizumiego, [T/I] uzyskała zgodę na pominięcie również dzisiejszego treningu.
-Czas teraźniejszy-
Te wydarzenia nawiedziły umysł Tooru leżącego na łóżku.
- Oikawa! - zawołała [T/I]. Wstając z łóżka, ruszył w kierunku, z którego dobiegał głos dziewczyny. Zobaczył ją opierającą się o drzwi prowadzące do pokoju bruneta.
- Objawy Tobio wskazują na zwykłe przeziębienie, więc wystarczy jeśli się nim zaopiekujesz i będziesz dawał leki. Do jutra powinien wyzdrowieć - powiedziała upinając włosy w [ulubiona fryzura]. - Zrobię mu trochę owsianki, a ty nie waż się go budzić - dodała, ostatni raz spoglądając na twarz śpiącego dziecka. ,,Zimny okład na czoło, grube koce, poduszki... Chyba ma wszystko czego potrzebuje. Później przyjdę zobaczyć co z nim", pomyślała, spoglądając na nie odrywającego od niej wzroku szatyna. - Co?
Oikawa uśmiechnął się, potrząsając lekko głową.
- Nic, po prostu stwierdziłem, że kiedyś naprawdę będziesz świetną matką. Serio kochasz Tobio-chana, prawda? - zapytał z delikatnym uśmiechem.
Nie z flirciarskim. Ani złośliwym. Tylko ze szczerym uśmiechem.
[T/I] natychmiast się odwróciła, gdy poczuła, że na jej policzki wkrada się niepożądana czerwień.
- U-Um, może tak - wydusiła, zmierzając w stronę kuchni. ,,Cholerny Trashikawa", pomyślała z mimowolnym uśmiechem na twarzy.
Dodatek;
- Oikawa! Powinieneś sprawdzić owsiankę, gdy byłam u Tobio! Teraz jest spalona. - W całym domu rozbrzmiał głos [T/I].
- P-Przepraszam, [T/I]-chan, naprawdę przepraszam! - zawołał winowajca, chowając się za kanapą, próbując unikać lecących w jego kierunku poduszek.
- Nie kłam! Teraz muszę zrobić ją od nowa, baka! - wykrzyczała dziewczyna, kontynuując rzucanie z całej siły poduszek w szatyna.
W innym pokoju, przyszły siatkarz śnił o swoim pierwszym meczu i Oikawie z [T/I] cieszących się z jego gry...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top