8.


Podjechali pod magazyn. Nie był on specjalnie ukryty. Znajdował się odrobinę dalej od głównej ulicy niż powinien się znajdować zwykły warsztat. Ruby dobrze wiedziała, że te samochody, które stały przed to tylko przykrywką dla czegoś znacznie ciekawszego.

Kiedy starała się wrócić do formy przebiegała tędy i wtedy natknęła się na dziewczynę. Zachowywał się podejrzanie, rozmawiała z kimś nerwowo przez telefon i rozglądała się. Ruby  postanowiła ją chwile poobserwować. Jednak gdy drogę zajechała jej ciężarówka, straciła dziewczynę z oczu. I wtedy ona zaszła oficer od tyłu i przyparła do ściany. Zapytała co tam robi, na co Fischer bez większego strachu odpowiedziała, że jest z policji i ciekawi ją co takiego dzieje się pod przykrywką mechanika. Oczy brunetki o oliwkowej skórze rozbłysły, pełne podziwu dla pewności Ruby. Z uśmiechem odpowiedziała jej, że nic nielegalnego, a właściwie nic mocno nielegalnego. Policjantka poznała więcej szczegółów rozmawiając z nią chwilę, a potem brunetka zaprosił ją do środka. Jednak dla Ruby to nie było dobrym pomysłem wtedy.

- Więc co? Tutaj można sobie od tak kupić zabawki militarne? - Jay pobłażliwie patrzył na partnerkę, jego litość w oczach sprawiała dużo satysfakcji Ruby. Dziewczyna zawsze cieszyła się gdy mogła utrzeć nosa partnerowi. 

- Tak, ale tobie nie sprzedadzą - odparła wysiadając. 

- A to niby dlaczego? 

- Dzieciom nie sprzedają takich zabawek - rzuciła nie odwracając się, dobrze wiedziała jaką miał mine. Weszła pewnie na teren warsztatu. Przyglądał jej się jeden z pracowników. Drugi zaszył się gdzieś w koncie, na pewno miał coś na sumieniu. 

- Piękna pani policjant do mnie? - na metalowych schodach pojawiła się ona. Uśmiechnięta powoli schodziła do oficer i detektywa. - Co tym razem? 

- Potrzebuję fajnych zabawek - odparła pewnie. 

- To znaczy? 

- Może pokarzesz co masz, potem powiem ci czego szukam. - Brunetka przytaknęła i zabrał ich na zaplecze. Ku zaskoczeniu Jaya było tam mnóstwo pudeł, wszystkie oznaczone militarnym logo. 

- Skąd to masz? - wypalił nagle oburzony jej stanem posiadania. 

- Od krasnoludków - odpowiedziała dziewczyna. 

- Nie przyszliśmy pytać skąd to masz.... - Ruby posłała Halsteadowi mordercze spojrzenie. - Chcemy wiedzieć komu sprzedałeś to - wyjęła z kieszeni worek z dowodem rzeczowym. 

- Skąd pomysł, że to ja? 

- Nie obrażaj mnie Li - westchnęła Fischer. - Z tego co mi wiadomo tylko u ciebie w tym mieście można kupić takie i nie tylko takie zabawki prosto z taśmy. 

- Ruby, mówiłam, że większość z tego jest...

- Ale czy ja cię o to pytam? - Fischer nagle spoważniała. Nie chciała aby Jay dowiedział się o umowie jaką zawarła z dziewczyną. - Pytam komu? Wiem, że spisujesz klientów. - Brunetka spięła się i nie przerywając kontaktu wzrokowego przytaknęła. - Więc czekam na odpowiedz. 

- Zaraz znajdę - podeszła do biurka, a Ruby wymieniła spojrzenia z partnerem. Wiedziała, że teraz będzie dopytywał. Nie odpuści sobie tego. - Sprzedałam tylko jeden taki ostatnio. 

- Kto Li? - Ruby wychodziła powoli z siebie. Ile razy mogła pytać o to samo? Zna Li już jakiś czas więc wie, że lubi unikać odpowiedzi, ale nie może sobie pozwolić na takie pogrywanie w obecności jej partnera. 

- Brian Shown. 

- Kiedy to było?

- Cztery dni temu, przyszedł z jakimś innym gościem i chciał kilka rzeczy. 

- Co jeszcze mu sprzedałaś? 

- Szumidło, dwie kamizelki kuloodporne, dwie Beretty bez amunicji i dwa kaski szturmowe. To wszystko.

- Sprzedajesz tu broń? - Jay był w szoku, że Ruby jeszcze nie zgłosiła tej dziewczyny. 

- Broń? Tak. Naboje? Nie! Może nie do końca legalnie mam tu te rzeczy, ale nie sprzedaje nic co może zaszkodzić...- odparła twardo, ale przeszkodziła jej oficer.

- Okay, dziękuję - Ruby czuła awanturę w powietrzu, więc wyszła szybko ciągnąc za sobą Halsteada. Tuż za drzwiami detektyw przestał się kontrolować. Wyrzucił Ruby wszystkie błędy jakie popełnia nie zgłaszając tej dziewczyny i robiąc z nią jakieś umowy. - Jay, zamknij się! - krzyknęła w końcu aby on przestał. - Li jest jedną z nas - detektyw nie zrozumiał od razu o czym mówi, ale po chwili doszedł do tego, że dziewczyna z warsztatu jest żołnierzem. - Nie robi niczego co mogło by zaszkodzić komuś bezpośrednio. Fakt nie ma licencji na sprzedaż broni, ale jak widzisz prowadzi ewidencje kupców i numery seryjne broni więc odczep się i ciesz się, że mamy informację! 

- Ty siebie słyszysz? - oburzył się.

- Tak! Li tak właśnie radzi sobie po powrocie i puki nie zrobi niczego nielegalnego bardziej od tego co robi na co dzień, nie wsadzę jej do pierdla! - odparła zła. Ruby rozumiała co chciał jej powiedzieć Jay. - Może i wszyscy widzieliśmy to samo, ale nie każdy radzi sobie z tym tak samo. To, że jesteś tu gdzie jesteś... powinieneś za to dziękować bogu albo w co ty tam wierzysz! Wsiadaj, musimy jechać!

Na posterunku czekała już ekipa z wynikami patologa i techników. Nie mieli nic poza tym co ustaliła Fischer z Halsteadem. Brian Shown po wpisaniu do bazy danych okazał się być  studentem akademii wojskowej, który został wyrzucony za złe zachowanie podczas ćwiczeń. Był kilka lat także w więzieniu za rabunek i pobicie, ale nic poza tym.

- Mamy adres? - odezwał się Voight, bo ta informacja nie padła z ust Kim, gdy czytała akta.

- Jest adres. Dom należy do jego matki

- Jedziemy! - zarządził sierżant i wszyscy pobiegli do samochodów. No może nie wszyscy. Halstead staną w drzwiach gabinetu, gdy tylko Hank sięgnął po kurtkę. - Co z tobą?

- Musimy porozmawiać o Ruby.

- A może to poczekać do końca zmiany? - warknął zły na detektywa.

- Tak.


W mieszkaniu nie było podejrzanego, za to znaleźli resztę zakupionych przez niego przedmiotów u Li. Hank był zły, ale nie pokazał tego. Chciał  mieć z głowy tą sprawę, za dużo nowych czekało na rozwiązanie. Zabezpieczyli dowody i miejsce. Matki Shawna też nie było w domu. Ruby razem z partnerem przeszli po sąsiadach, popytali i dowiedzieli się kilku ciekawych rzeczy. 

Matka Briana Shawna była w szpitalu. Podobno cierpiała na bardzo rzadką chorobę, którą leczyła. Jednak potrzebowała przeszczepu, a że jej ubezpieczenie wygasło musiała zapłacić za całość a nie była to mała sumka. Co do Marka, sąsiadka rozpoznała zabitego chłopaka z banku jako kuzyna Briana. Mówiła, że od małego bawili się razem i  razem też robili głupoty. Nic dziwnego, że na bank też napadli razem. Tyle, że... dlaczego Brian zabił Marka? I czy na pewno to on to zrobił?

Po tym jak nie znaleźli go w domu, postanowili pojechać do szpitala. Tam leżała jego mama więc z pewnością był u niej. Jeśli nie teraz to wcześniej. Może kobieta coś wie, o ile jest przytomna. Jay i Fischer jechali do Med jako ostatni samochód. Przed nimi był Voight i Kim, a jeszcze dalej Ruzek i Upton. Tak było wygodniej dla Halsteada i tego co planował. Gdy pozostali minęli skrzyżowanie Jay zjechał w inną ulicę szokując Ruby.

- Co ty robisz? - zapytała partnera. Widziała złość i napięcie na jego twarzy. 

- Teraz powiesz mi co się dzieje do cholery, albo wytłumacz mi co jest z tobą nie tak! Bo ja nie mogę pracować z kimś, kto ma tajemnice! - powiedział dosadnie. 

- Ale ja nie...

- Ruby przestań! - krzyknął. - Ostatni miesiąc chyba dostatecznie dotarliśmy się, żeby mówić sobie prawdę! Wiem, charaktery mamy różne, dlatego te sprzeczki ale to... - w radiu odezwał się głos Voighta, pytał gdzie zniknęli. Jay szybko wyjaśnił, że złapali gumę i kontynuował. - To co robisz teraz to przestępstwo, za które możesz stracić odznakę. I rozumiem, że chcesz pomóc siostrze z armii, ale do jasnej cholery ja też nie chcę, żeby moja partnerka i żołnierz wpakowała się w kłopoty! - zakończył. Jego wywód jeszcze bardziej zszokował Fischer. Dziewczyna siedziała myśląc czy powiedzieć o wszystkim. Dla niej było to ważne, ale jemu może wydać się to błahostką.... Nie była w stanie się przemóc i wyznać wszystko. 




Okay tu zakończę.... reszta w następnym rozdziale....

Czy to polsat?


⭐ i komentarze mile widziane!



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top