29.
Ruby zamarła. W jej uszach dudnił głos napastnika pytający o jej brata. To było jak zły sen. Nie wiedziała dlaczego właśnie on jest jego celem, ale nie mogła tego tak zostawić. Cicho zakradła się za biurka recepcji. Dziękowała budowniczym tego przybytku za te kolumny na środku, bo dzięki nim była niewidzialna. Złapała za jeden z tabletów szpitalnych.
Ostatnio miała dużo czasu i wciąż świetną pamięć, wiec zapamiętała dwie rzeczy. Nowe szpitalne oprogramowanie działało tylko z kartą magnetyczną, a drugą rzeczą był fakt, że karty lokalizowały gdzie w szpitalu znajduje się każdy pracownik. Na jej szczęście jedna z pielęgniarek zgubiła swój identyfikator uciekając. Szybko go przeciągnęła i zyskała dostęp, ale nie do wszystkiego. Kliknęła na ikonę lokalizacji i zrozumiała, że Will jest w sali tuż obok Ethana. Była kilka kroków od niej. Mogła by się tam zakraść i wyprowadzić brata gdyby nie to, że drzwi były zamknięte. A jeśli je otworzy z pewnością zostanie zauważona.... Sytuacja patowa. Jednak miała też dobre strony. Napastnik jeszcze nie znalazł Willa, a to dobra wiadomość. Ewidentnie był nieogarnięty. Albo działał pod wpływem impulsu.
- Pytam ostatni raz! - krzyknął. - Potem pociągnę za spust! - te słowa były jak zapalnik. Ruby musiała zareagować, a tylko jeden sposób wydawał jej się właściwy.
- Poczekaj! - zawołała wyłaniające się zza słupa. - Nie strzelaj!!! - wszyscy dookoła wstrzymali oddech. Ale chyba najbardziej Ethan. Jego serce prawie przestało bić gdy zobaczył Ruby po tak długim czasie i jeszcze w takiej sytuacji.
- Kim ty do cholery jesteś? - warknął napastnik zdezorientowany.
- Jestem Ruby. Chcę Ci pomóc.
- Nie potrzebuje pomocy! - krzyknął. - Chcę Halsteada. Chcę tego doktorka, bo zabiję wszystkich - zagroził pokazując detonator.
- Okay, spokojnie. Szpital jest duży, ale na pewno go znajdziemy. Prawda Maggie? - zwróciła się do pielęgniarki mając nadzieję, że ta zrozumie jej grę na czas.
- Tak - odpowiedziała pewnie. - Na pewno gdzieś jest.
- Widzisz? - wskazała na pielęgniarkę. - Maggie czy mogłabyś sprawdzić w systemie. Ewentualnie ściągnąć go tutaj - krok za krokiem zbliżyła się do napastnika i reszty.
- Tak, ale muszę skorzystać z komputera - Pielęgniarka była zdenerwowana, ale świetnie sobie radziła. Czemu tu się dziwić, co dzień pracuje w stresie. Napastnik przez moment stracił czułość i pozwolił jej na sprawdzenie położenia lekarza, w tym czasie Ruby kontynuowała.
- Powiesz mi jak masz na imię? - będąc bliżej dostrzegła jak jego ręce trzęsą się, a palec na spuście zaciska się. To nie wróżyło nic dobrego. Poza tym mężczyzna był dużo młodszy niż jej się wydawało, a to wszystko przez zarost na twarzy.
- Ibrahim - wyznał drżącym głosem.
- Oryginalne imię. Jak mówiłam jestem Ruby, powiesz mi co się stało? Co ten lekarz zrobił?
- Nie! - krzyknął. - I nie zbliżaj się!
- Okay, ale chcę powiedzieć, że cokolwiek to jest, wiem co czujesz... - powoli sięgnęła do swojej koszuli łapiąc ją pod biustem. Podciągnęła ją na tyle by pokazać mu opatrunek, na którym teraz widniała krew. Szwy musiały puścić. Zaskoczyło ją zachowanie mężczyzny, bo gdy tylko pokazała kawałek ciała ten odwrócił wzrok. - Zrobili operację pozbawiając mnie możliwości powrotu do tego co kochałam - wyznała, widząc kontem oka jak Ethan źle przyjmuje jej słowa. Nie mogła się tym teraz przejąć, to była tylko gra. Później mu wyjaśni. Domyślała się kim jest mężczyzna wiec postanowiła zachować wspominanie o wojsku dla siebie. - Byłam wściekła, ale nie można tym tłumaczyć przykładania komuś broni do skroni.
- Nie wiesz co zrobili...
- Więc powiedz mi - naciskała znów zaczynając iść w jego stronę. - Powiedz mi, a może będę w stanie Ci pomóc.
- Nikt nie jest w stanie mi pomóc! Nikt! - krzyczał i strzelił. Na szczęście tylko w jedno z biurek przed nim. - Pospiesz się! - warknął na Maggie.
- Spokojnie. Ibrahim. Jesteśmy tu nie tylko my. Zobacz ile niewinnych ludzi jest z nami? Czy oni też zasłużyli na śmierć? - mężczyzna spojrzał dookoła i jakby coś do niego dotarło. - Zginą męczeńską śmiercią czyli dostąpią chwały Allaha. - To wyznanie uświadomiło wszystkim z czym mają do czynienia. Jednak dalej nie wiedzieli co się stało. - Maggie gdzie jest lekarz?
- Na chirurgii, właśnie go ściągam do nas - skłamała.
- Świetnie, widzisz - uśmiechnęła się przyjacielsko. - Proszę pozwól mi zrozumieć. Chciałabym wiedzieć czy moja śmierć będzie istotna na tyle by być z niej dumną - powiedziała cytując to co kiedyś usłyszała z ust jednego z ich pomocników w Kabulu.
- Moja przyszła żona... - zaczął. - Doznała urazu. Przywiozła ją karetka. A potem ten lekarz... - zacisnął zęby ze złości. - Najāsa! - krzyknął. Ruby nie raz słyszałam to słowo. Oznaczało brudny... i nie chodziło tu o czystość fizyczną. - Zdjął z niej ubranie i dotykał.
- Ibrahim on ratował jej życie.
- Dotykał ją brudnymi łapami! A ja ją kochałem! Kochałem ją, a musiałem ją zabić! - Ruby cofnęła się o krok na to wyznanie. Wiedziała jak to wyglądało. Słyszała o tym nie raz w wiosce. Uznana za nieczystą kobieta musiała umrzeć... tak była ich kultura, ale tutaj w Chicago? - On teraz odpowie za to - wymierzył broń w Ruby, a wtedy Ethan zareagował. Rzucił się na mężczyznę i szamotał z nim. Chciał wyrwać mu nie tylko broń, ale i detonator. Gdy pistolet upadł na ziemię Ruby sięgnęła po niego i wymierzyła do napastnika.
Reszta działa się w zwolnionym tempie. Wszyscy zaczęli uciekać, Maggie schowała się za recepcją, a drzwi do sali gdzie był Will otworzyły się. Wyszedł z nich jej brat, a zamiast uciekać zaczął pomagać innym. Ruby nie mogła oddać strzału. Zbyt ruchliwi byli gdy przepychali się wyrywając sobie detonator. Nagle Ethan przewrócił się, a lecąc na podłogę wytrącił Ryby broń z ręki. Dziewczyna zdążyła się odsunąć, ale wpadła na wózek czując jak jej rana pęka.
- Trzeba było nie zaczynać! - krzyknął napastnik i sięgnął po strzelbę, a potem oddał jeden celny strzał w klatkę piersiową lekarza. Ruby zaszły oczy mgłą i nie mogła utrzymać się na nogach. Widziała każdą pojedynczą stróżkę krwi wypływającą z organizmu jej ukochanego. Uklękła, a potem podczołgała się do niego starając zatamować krew. - Cofnij się suko! - krzyknął napastnik, ale Ruby nie zamierzała wykonać jego rozkazu.
- Ethan, nie. Proszę cię, wytrzymaj. Jesteś w szpitalu... Zaraz ci ktoś pomoże - szeptała przez łzy. - Niech ktoś mu pomoże! - zawołała, ale nikogo prócz Maggie i Willa nie było już na izbie. - Proszę! - błagała wciąż płacząc.
- Ruby... - wystękał ostatkiem sił Ethan zwracając uwagę jej znów na siebie. Miał puste rozszerzone źrenice. Jego ciało kilka razy drgnęło gdy krztusił się krwią. Pogładziła go po roztrzepanych włosach, które zawsze były idealnie ułożone. Nagle zjawił się przy nich Will. Ruby przełknęła żal czując ułamek nadziei.
- Kod do wózka to 8045 weź z jego pierwszej szuflady trzy pierwsze strzykawki po prawej. A potem biegnij do szafki w sali i wyjmij tyle chust i gaz ile zdołasz unieść - rozkazał siostrze. - Maggie zawiadom blok! - Ruby podniosła się zrobiła pierwszą rzecz o jaką ją prosił. Podała mu strzykawki, a potem chciała biec po chusty. Tyle, że nie zdążyła. Zatrzymał ją dźwięk przeładowanej broni. A potem zobaczyła jak lufa pistoletu przysuwa się do skroni jej brat. Nie zdążyła zareagować. Jej odruchy były spowolnione przez żal, strach i upływającą z jej rany krew. Jedno spojrzenie jego zielonych oczu na nią i jeden strzał, po którym głowa Willa nienaturalnie odskoczyła na bok, a jego rude jak rdza włosy stały się ciemniejsze mieszając się z kolorem czerwieni. Dziewczyna nawet nie drgnęła. Patrzyła tylko jak brat powoli pada na szpitalną posadzkę zalewając ją krwią. Jego oczy były otwarte i teraz zgaszone. To co się działo w jej wnętrzu można przyrównać do czarnej dziury. Wszystko wokoło miejsca gdzie jeszcze przed chwilą znajdowało się jej rozbite na kawałki serce zaczęło być wsysane do otchłań. Fischer spojrzała na Ethana, którego twarz zbladła. Oczy miał zamknięte, ale ona wiedziała, że także zgasły. Opadła do tyłu opierają się o ścianę. Patrzyła na nieżyjące dwie osoby jakie kochała. Nawet nie zdążyła im tego wyznać. Jej ręce skrwawione natrafiły na coś metalowego. Złapała za rękojeść pistoletu i bez wahania władowała cały magazynek w napastnika napawającego się widokiem swojego dzieła. Kilka drgnięć i Ibrahim padł. Wciąż jednak słyszała jego trzeszczący oddech. Podniosła się z ziemi mijając oba ciała. Maggie stała przerażona w kącie, ale to jej nie obchodziło. Sięgnęła po strzelbę napastnika i przeładowała. Stanęła nad nim patrząc w jego twarz. Chciała zapamiętać mordercę jej ukochanego i brata.
- Pozdrów ode mnie Allaha! - powiedziała zimnym głosem po czym strzeliła mu prosto w twarz. Na to do izby wpadła policja z jej jedynym już bratem na czele.
No!
Koniec!
Znaczy jeszcze epilog.
Jej... podoba mi się to.
⭐ i komentarze... a już nawet nie mówię bo i tak mnie zaskakujecie.
* betoniarka ma być czarna z ładnym cytatem. XD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top