25.


Hailey przebrana w szpitalną piżamę czekała aż pielęgniarka skończy pobierać krew do badań. Niedawno przebyty wypadek sprawił, że jej wyniki były aktualne, ale do takiego zabiegu potrzebowali więcej informacji. Jay był wściekły i rozżalony. Dopiero co się pokłócili, a teraz jego partnerka/ukochana chce oddać płat wątroby jego siostrze? To wszystko było jakieś dziwne. Musiał zamienić z Hailey chociaż dwa słowa, aby mieć pewność, że robi to z właściwych powodów.

- Mogę - zapytał stając w drzwiach. Widok Upton na łóżku szpitalnym był najgorszym widokiem jaki mógł sobie wyobrazić. Gdy kiwnęła na znak, że może wejść zrobił to. - Jesteś pewna? - powiedział bez owijania w bawełnę.

- Czego? Tego, że chce uratować człowieka? - zapytała neutralnie. Miała żal do Jaya, że zepsuł cały ich pierwszy pocałunek. Jednak to nie mogło jej powstrzymać przed, według niej, właściwym zachowaniem.

- Wiesz, że Ruby to nie tylko człowiek? - zapytał pełen nadziei, że zrozumie bez konkretów o co mu chodzi.

- Wiem, ale nie robię tego dla ciebie - oznajmiła, co ukuło ego Halsteada. - Ona po prostu tego potrzebuje - westchnęła. - A ty potrzebujesz czasu żeby sam zdecydować czy chcesz w to wejść czy nie - odparła stanowczo. - Nie chcę aby jej potencjalna śmierć stała się czymś co pchnie cię w moją stronę lub odwrotnie. - Te mądre słowa Jay przyjął z pokorą. Prosił tylko by wróciła z operacji cało i nie wywijała jakichś dodatkowych numerów, bo on będzie trzeci na sali operacyjnej z zawałem. Blondynka przytaknęła, a Jay zostawił ją idąc szukać brata. Chciał się dowiedzieć jak najwięcej o tym co będzie się działo za drzwiami.


***


Czekała przed namiotem pilnowana przez jednego z żandarmów. Zaczynała mieć dość tego ciągłego wzywania na dywanik. Co złego robiła? A no właśnie według niej nic. Patrole w wiosce to rutyna, a ona zmieniła to w ciągły atak na mieszkańców. Już nie bawiła się z maluchami kopiąc im piłkę gdy im uciekała. Już nie rozmawiała na damskie tematy z ich matkami i żonami mężczyzn, którzy pozdrawiali ją lubiąc jej obecność. Teraz bawiła się w terror. Jeden zły ruch i włączał jej się agresor. To burzyło spokój nie tylko w wiosce, ale także w oddziale. Każdy kolejny raz gdy opieprzała taki wyskok był skrupulatnie notowany w jej aktach, a potem przerabiany z pułkownikiem. Tym razem pewnie już ją wywalą. Gdy jednak dostała przeniesienie do Afganistanu zamiast biletu do LA wkurzyła się i uświadomiła dlaczego. Chciała po prostu wrócić do domu. Tylko na tym jej zależało. Chciała odnaleźć ojca jak najszybciej i napluć mu w twarz. Taki miała plan. A oni, armia, niweczą go za każdym razem gdy nie reagują jak powinni.

Nowy oddział czekał na nią tuż przed poranną odprawą. Spojrzała na nich wszystkich i mimo złych emocji dostrzegła szansę na nowy start. Na poprawę swojej samooceny i przede wszystkim na chwile zapomnienia o całym tym ostatnim półroczu. To przyszło nagle, ale uznała to za coś dobrego.


***


Hailey leżała na sali operacyjnej będąc już prawie pod narkozą. Przez chwilę gdy jechała tam zobaczyła przez szybę lekarza dyskutującego z drugim. Nie miał wesołej miny. Czyżby coś było nie tak?, pomyślała. Ale potem Rhodes przyszedł i powiedział żeby się spieszyli, bo Ruby ma mało czasu. Wtedy zrozumiała jak bardzo sprawa jest poważna.


***



Kolejna udana misja za nimi. Nie mogła uwierzyć jak łatwo przyszło jej wrócić do dawnego ja. Z tymi ludźmi czuła jakby dopiero trafiła do wojska. Nie znali jej przeszłości. Wiedzieli tylko tyle ile sama im powiedziała, a o nic więcej nie dopytywali. Podobało jej się to. Minął prawie rok od tych tragicznych wydarzeń i chyba już zapomniała o swojej złości. Została wezwana do pułkownika, wiec zastanawiała się co tym razem się stało. Dawno nie była na dywaniku.

- O Fischer wejdź - zaprosił ją do środka. - Wiesz oczywiście dlaczego tu jesteś?

- Niestety nie pułkowniku - odparła.

- Ta ostatnia misja była wielkim sukcesem. Gratuluję.

- Dziękuję - duma na chwile wyszła na wierzch, ale rozsądek wepchną ją z powrotem do środka słoika.

- Pytałem już o szczegóły twoją ekipę, powiedzieli mi ciekawe rzeczy - no i masz, jednak coś jest nie tak. - To prawda, że odciągnęłaś agresora od trzydziestu cywilów ściągając na siebie ich ogień?

- Pułkowniku, ja wyjaśnię. Miałam mało czasu, a reszta była daleko zajęta inną grupą... - zobaczyła jak zwierzchnik podnosi dłoń aby ją uciszyć. No to ma przesrane.

- Wiem jak to wyglądało - oznajmił wstając z fotela. - Fischer...Ruby - stanął przed nią opierając się o biurko. - Od kilku miesięcy stajesz się coraz lepsza. W życiu nie widziałem takiej determinacji. Jesteś naprawdę dobra w tym co robisz. Masz instynkt i to dobry. Mam dla ciebie wiadomość, ale i propozycje - zawiesił głos widząc jak podporucznik blednie. - Góra przysłała awans dla ciebie. Porucznik brzmi dobrze - uśmiechnął się, chcąc aby i ona się uśmiechnęła. - Tyle, że chcieli by cię jako dowódcę małego oddziału w Kabulu. Twoja tura się kończy i musisz wracać jednak jeśli wyrazisz chęć...

- Chcę! - powiedziała szybko zdumiona tym co usłyszała. - Chce jechać na kolejną misje.


***



Jay czekał na jakieś wieści o stanie zdrowia kobiet. Był w szpitalu już prawie dwunastą godzinę i wypił chyba wiadro kawy. Gdyby nie to, że zdrowy rozsądek gdzieś jeszcze cicho kwilił to sięgnął by po energetyki.
Przypomniał sobie słowa Hailey o tym, że powinien czekać dalej i dać sobie czas na samodzielną decyzję czy chce być z nią. To było oczywiste, że chce, ale stało mu na drodze kilka przeszkód, które zamierzał pokonać. Pierwszą był ich szef.
Zerwał się z krzesła i pojechał do wydziału. Na progu zatrzymał go Trudy przerażona jego wyglądem, ale i myślą, że coś się stało. Jak inaczej mogła sobie wytłumaczyć fakt pojawiania się Halsteada na posterunku. Ten jednak zbył ją krótkim wyznaniem, że jest dobrze i pobiegł na górę. Na szczęście dla niego biuro świeciło pustkami. Wkroczył bez pytania do gabinetu sierżanta i zamknął za sobą drzwi. Usiadł na sofie i milczał.
Voight był zaskoczony pojawieniem się podwładnego i gdyby nie cała sytuacja i to, że rozumiał jak czuje się Jay opieprzył by go za sposób w jaki się u niego pojawił.

- Dlaczego pozwoliłeś mi być z Erin? - zapytał znienacka. Wlepiał w zaskoczonego sierżanta swój wzrok zdeterminowany by uzyskać odpowiedź.

- Jeśli mam być szczery to nawet nie poprosiliście mnie o zgodę - westchnął rzucając długopis na biurko.

- Mogłeś zrobić wiele rzeczy żeby nas rozdzielić. Dlaczego tego nie zrobiłeś? - Hank przyglądał się chwilę detektywowi i zrozumiał po co o to pyta.

- Pracowaliście dobrze. Wasza relacja nie psuła tego co działo się w pracy, przynajmniej nie na początku. Poza tym nie wiele mam do powiedzenia jeśli w grę wchodzą prawdziwe uczucia - wyjaśnił. Na co Jay zmarszczył czoło. Z oczu sierżanta wyczytał, że nie mówi on o Erin.

- Ty wiesz?

- Jay pracujesz ze mą tyle czasu i jeszcze się nie nauczyłeś, że ja zawsze wiem.

- Więc nie masz nic przeciwko?

- Jay... - wstał przechodząc na drugą stronę biurka. Odwrócił krzesło w kierunku Jaya i usiadł na wprost podwładnego. - Kiedy zacząłeś z Erin, rozdzieliłem was, ale zrobiłem to dla twojego bezpieczeństwa. Znałem Erin ze strony jakiej nikt jej nie znał i wiedziałem, że kiedyś złamie ci serce. Kocham ją, ale taka jest prawda - wyjaśnił. -  Teraz nie mam powodów was rozdzielić, a co więcej nie mogę powiedzieć nic o Hailey, co było by przeszkodą. Za to znam ciebie i wiem jedno. Nie jesteś typem, który łamie serca. Przynajmniej nie celo - uśmiechnął się, na co i Halsteadowi uniosły się kąciki ust. -  Jesteś zakochany po uszy i pracujesz tak od kilku lat. Jeśli odważyłeś się tu przyjść dziś i o to zapytać... Nie mogę zrobić nic oprócz tego by życzyć Ci powodzenia - zakończył, a Jay nie wiedział co powiedzieć. Uśmiechnął się tylko szeroko i przytulił szefa. Właściwie kogoś więcej niż szefa.



Okay. Mam kolejny! 

Sorry, że tak późno! Ale będzie na rano w sam raz. Taki pozytywny początek dnia. 

i komentarze mile widziane. 

A i jeszcze jedno. Majssy czyli clintashaa namówiła mnie na sad end! 

Wiec jeśli ktoś ma iść do betoniarki to ona idzie ze mną! 

I postanowiłam zrobić wam taki sadEnd, że InfinityWar przy tym to pikuś! 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top