19.
Wypoczęta i uśmiechnięta stanęła przed lustrem. Dawno tak dobrze nie spała. Cały stres zszedł z niej i w końcu mogła wyluzować. Pierwszy raz od bardzo dawna nie obudziła się z posępnym wyrazem twarzy. Patrzyła na swoje błyszczące zielone oczy i widziała w nich czystą radość. Złapała za włosy chcąc śpiąc je w kitkę. Jednak nie zrobiła tego. Pomyślała, że skoro wszystko zaczyna być jak powinno i że zmieniło się tak wiele, to może zmieni jeszcze tę drobną rzecz.
- Tak o wiele lepiej - usłyszała za sobą ciepły głos Ethana. Opierał się o futrynę drzwi, bez koszulki z uśmiechem od ucha do ucha. Ta noc była bardzo miła dla obojga.
- Nie podobała Ci się moja kilka? - zapytała z przekory marszcząc brwi.
- Podoba mi się wszystko co cię dotyczy - wyjaśnił.
- Oj, mów tak dalej, a popadnę w samo zachwyt - wróciła do patrzenia na swoje odbicie i poprawiania włosów. Poczuła jak na jej biodrach spoczywają dłonie Ethana. Brodę oparł na jej ramieniu odsuwając włosy na bok.
- Jesteś piękna.
- Ethan, to mnie peszy...
- Wiem - pocałował ją w szyję. - Co z terapią? - zmienił temat, aż Ruby drgnęło serce.
- Właśnie zepsułeś nastrój wiesz o tym? - westchnęła. - Dziś kogoś poszukam - wyjaśniła.
- U nas w med jest Doktor Charles. Możesz pójść do niego.
- Chcesz mieć mnie na oku?
- Chcę mieć pewność, że jesteś w dobrych rękach - odpowiedział jak niewiniątko.
- Oczywiście... - uśmiechnęła się, gdy wrócił do całowania jej szyi - Spotkamy się dziś w Molly's? - przymknęła oczy tonąć w jego pieszczotach. Starała się jednak nie do końca utonąć. Czas nie był z gumy i nawet jeśli bardzo chciała by zostać z Ethanem teraz w domu, służba była ważniejsza i zbliżyła się nieubłaganie.
- Wolałbym u mnie - zażartował, przerywając całowanie. On także czuł presje czasu.
- Dogadamy się. - Ruby odwróciła się do mężczyzny i pocałowała go szybko w usta. - Zbieraj się musimy być w pracy na czas. - Wyszła z łazienki zastanawiając się czy może nie powinna jeszcze sprawdzić co z Jayem. - Ethan mogę pojechać z tobą do Med? - zawołała z kuchni. - Chciałabym zobaczyć jak się czują Halstead i Upton.
- Jasne - Lekarz zmarszczył brwi wychodząc z łazienki. Już ubiegłego dnia chciał zapytać o to Ruby, ale nie miał odwagi. - Hej... - podszedł nieśmiało zapinając koszule. - Ruby, czy ty i Halstead...Powinienem o to zapytać przed tym zanim stała się ta noc, ale...
- Pytasz czy coś nas łączy? - zaśmiała się mając już na podorędziu odpowiedz. - Tak, łączy. - lekarz zbladł. - Jay jest moim bratem.
- Słucham?
- Tak dla mnie to też dziwne, ale Halstead, a właściwie obaj są moimi przyrodnimi braćmi.
- Jak?
- Mówiłam Ci ze szukam ojca - Choi przytaknął, pamiętał każde jej wypowiedziane słowo podczas ich randki. - Tak wiec szukałam i znalazłam. Tyle, że Pat już nie żyje, ale zostawił mi braci w spadku.
- To dosyć... Czekaj i od tak o tym mówisz?
- A co mam płakać? To moje rodzeństwo. Przyrodnie, ale zawsze to rodzina. Jestem dorosłym człowiekiem nie będę trzaskać drzwiami, bo chcę być wciąż jedynaczką.
- Musisz być taka racjonalna?
- Co poradzę? - wzruszyła ramionami podchodząc do lekarza, który był gotowy do wyjścia. - "Leave me or love me!" kotku - przelotnie pocałowała go w usta i wyszła z mieszkania.
Do samego szpitala rozmawiali o wczorajszej akcji, wieczorze i wspólnej nocy. Mężczyzna miał wiele pytań do Ruby, na przykład o jej blizny. Jednak ona wykręciła się od odpowiedzi mówiąc, że najpierw przerobi to z psychiatrą. To podobało jej się najbardziej. Mogła wywinąć się od odpowiadania na niewygodne pytania zasłaniając się terapią. Gdy dojechali po szpital Ethan nieśmiało zapytał czy ma coś przeciwko jeśli wejdą razem do środka. Na co ona zaraz po opuszczeniu samochodu złapała jego dłoń i pociągnęła w stronę wejścia. Rozdzielili się dopiero na piętrze gdzie leżał Jay. Ich krótki pocałunek na do widzenia był sensacją dla wścibskich pielęgniarek.
- To dziś w Molly's? - rzuciła nim wrócił do windy.
- Będę czekał - odpowiedział. Zadowolona pani oficer pokręcił z niedowierzaniem głową. Czuła się nastolatka zakochana po raz pierwszy w życiu. Dobrze jednak wiedziała, że ten stan nie potrwa długo i życie dopadnie ich prędzej czy później. Tak więc cieszyła się na razie z tego co mają.
Podeszła do sali gdzie leżał Halstead, a widok jaki zastała wstrzymał jej serce na mikrosekundę tylko po to aby potem zaraz zacząć swój galop. Rozejrzała się nerwowo szukając kogoś kto może udzielić jej informacji i wtedy zobaczył jak Jay kuśtyka o kulach w jej kierunku.
- Cześć - przywitał się wesoło...
- Oszalałeś! - krzyknęła. - Mała zawału nie dostałam! Gdzie łazikujesz? Will mówił, że masz leżeć!
- Tak, mnie też jest ciebie miło widzieć - westchnął w odpowiedzi na jej pretensje. - Nie ma to jak siostrzana troska.
- Przepraszam, ale o mało nie dostałam zawału. Wiesz jak wygląda puste łóżko szpitalne? - odetchnęła głęboko uświadamiając sobie, że właśnie nazwał ją siostrą - Zepsułeś mi humor - napomknęła cicho.
- No tak, widziałem jaki był dobry gdy przyszłaś - zaśmiał się, a Ruby zmrużyłam oczy zastanawiając się o co mu chodzi? - Ty i Ethan? Od kiedy?
- Aaa, to o to ci chodzi! - zaśmiała się i oburzyła jednocześnie. - To tylko przyjaźń.
- Z bonusami.
- A ty co? Braterski pies ogrodnika ci się włączył?
- A nawet jeśli? - odparł siadając w końcu na łóżko. - Nigdy nie miałem siostry, wiec musze nadrobić lata troski o jej bezpieczeństwo.
- O jak słodko. Ale musze cię zmartwić. Jestem pełnoletnia i wiem co mogę, a czego nie - odparła, po czym spojrzała wymownie na brata i dodała - Ty się lepiej Hailey zaopiekuj.
- Co? - ściągnął brwi, udając ze nie rozumie.
- To! Jak tam u niej? Bo z pewnością tam polazłeś zamiast leżeć w łóżku jak przykładny pacjent - zażartował poprawiając mu kołdrę.
- Upton powoli dochodzi do siebie i też opieprzyła mnie za chodzenie bez wiedzy Willa.
- A widzisz? - przyjrzała się bratu i dostrzegła smutek przemykający po jego twarzy. - Co jest?
- Nic... po prostu...Nie wiem. - nie potrafił wyrazić tego co czuje, ale wcale nie musiał. Ruby dobrze wiedziała co dolega nie tylko Halsteadowi, ale też i Upton.
- Wystraszyłeś się, gdy zobaczyłeś Hailey? - pytające spojrzenie Jaya pozwoliło jej kontynuować. - Widzę jak na nią patrzysz. Kochasz ją, a ona ciebie.
- Nie to nie tak...
- Dobra, dobra.. ja wiem i widzę swoje - przerwała mu. - Ale posłuchaj rady młodszej siostry i nie czekaj na znak z nieba. Powiedz jej co czujesz, bo ci zgarnie ją ktoś z przed nosa. - Jay zamyślił się, a Ruby wyczuła jego przygnębienie. Musiała zrobić coś co rozweseli jej brata. - Na przykład ja... gdyby nie Ethan sama bym się z nią umówiła.
- Słucham? - to wyznanie zaskoczyło Jaya.
- No co? W gimnazjum miałam dziewczynę - wzruszyła ramionami. - Kristen była całkiem ładna... choć nie tak jak Hailey - zamyśliła się w ramach żartu. - A może powinnam ją zaprosić na jakąś randkę....
- Hej! - oburzył się Jay. - Masz już swojego faceta odczep się od mojej...partnerki.
- Partnerki? - wybuchła śmiechem. - Partnerka, tez mi wymówka na miłość życia. Skończ patrzeć na nią jak na zabawkę w sklepie, którą tata nie chce Ci kupić, tylko powiedz jej że ją kochasz. Albo ja jej powiem i wtedy dopiero będzie problem. - całkowita powaga na jej twarzy przekonała Jaya. Nie miał w planach mówienia dosłownie Hailey co czuje, ale chciał jej wyznać ze jest ważna dla niego. Sam sobie się dziwił dlaczego tak bardzo nie chce wyznać uczuć. Może to przez Erin? Jej nie miał obaw powiedzieć co czuje i jak na tym wyszedł?
Kolejny gotowy!
Zaczyna się robić nudno...
Trzeba trochę rozbujać historię!
Jakieś pomysły?
⭐ i komentarze mile widziane!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top