17.


   Po szumie wywołanym przez przyjazd dwóch rannych policjantów na izbie przyjęć nie było już śladu. Ruby rozbieganym wzrokiem szukała swojej ostatniej deski ratunku. Wychodził właśnie z sali na końcu korytarza.

- Ethan! - zawołała podbiegając do lekarza. - Całe szczęście.

- Ruby wszystko w porządku?

- Tak, teraz już tak - uśmiechnęła się będąc przekonaną, że już wygrała. Ethan lekko zdezorientowany odwzajemnił uśmiech. - Musisz mi pomóc.

- Co się dzieje? - Lekarz zabrał dziewczynę do pokoju lekarskiego, a ta po krótce opowiedziała mu na czym polega jej prośbą. Ethan słuchał i z minuty na minutę co raz bardziej nie podobało mu się o co prosi go Ruby. - Jestem lekarzem, nigdy nie brałem udziału w czymś takim.

- To nie jest ważne. Masz takie samo szkolenie co ja. Chodzi tylko o to byś umiał utrzymać broń i rolę jaką ci powierzy sierżant - wyjaśniła wciąż pełna optymizmu.

- Nie Ruby - odmówił wstając z sofy, na której do tej pory siedział. Nie chciał wracać do starych wspomnień przez jedną akcję, w której i tak nie czuł się na siłach brać udział. Przykro było mu, że musi to zrobić. 

- Nie? - zaskoczona oficer nie zrozumiała na początku jego odmowy. 

- Nie, ja nie mogę zgodzić się na coś co narazi czyjeś życie.

- A myślisz, że jak pójdę tam bez ciebie to się nie narażę? - warknęła. To było jak policzek.

- Mówiłaś, że beze mnie ta akcja się nie odbędzie - twarz Ruby napięła się, a lekarz wiedział, że nie wróży to nic dobrego. 

- Odbędzie się, choćbym miała to zrobić sama, bez ciebie i Voighta - odparła zaplatając ręce na piersi. - Myślałam, że chociaż ty... - pokiwała przecząco głową tracąc nadzieję, że ktokolwiek w nią wierzy bez konieczności udowadniania im tego.

- Dobrze - westchnął będąc przypartym do muru. - Ale mam warunek.

- Jaki?

- Pojedziesz na terapię po tym wszystkim.

- Słucham? - oburzona żałowała, że przyszła do lekarza. - Masz mnie za wariatkę czy...

- Chcę mieć pewność, że nic ci nie jest! To mój warunek. - Ruby nie w smak było to co powiedział, ale chyba bardziej zależało jej na akcji niż na samej sobie wiec zgodziła się. Szybko poinformowała o wszystkim sierżanta, a potem wróciła jeszcze na izbę załatwić ostatnią sprawę.

Weszła po cichu do sali gdzie na łóżku leżał Jay. Zastanawiała się co tak długo tam robi, przy zwykłym postrzale byłby już w domu. Bała się o jego zdrowie.

- Hej - szepnęła, aby upewnić się że nie śpi. Halstead podniósł głowę z poduszki. Na widok przyrodniej siostry kąciki jego ust uniosły się ku górze.

- Hej. Jak tam nastroje?

- Hank wkurzony, ja zbieram burę. Ale i tak jestem wygrana, bo nie zrezygnował z wieczornej "imprezy" - zaznaczyła w górze palcami cudzysłów. 

- Jednak idziecie? - zaskoczony Jay jakoś stracił zapał do ruszenia z nimi. Bardziej chciał pójść dwa piętra wyżej. 

- Tak.

- Hank się zgodził? Macie mało ludzi, kiedy ja jestem tu, a Hailey.... -urwał w pół zdania wciąż martwiąc się o partnerkę.

- Ethan nam pomoże - wyjaśniła zadowolona.

- Ethan? 

- Tak Choi, przecież też służył - irytacja wychodziła powoli na wierzch. Kolejna osoba uważała to za głupotę aby iść na akcję gdy ekipa jest w rozsypce. 

- Ruby, uważaj na siebie - powiedział mimowolnie łapią ją za rękę. Dziewczyna wzdrygnęła się na ten gest. Czuła się dziwnie rozdarta. Chciała uciec, ale w środku wiedziała, że jest tam gdzie powinna. Zamyśliła się patrząc na swoją dłoń zamkniętą w uścisku dłoni brata.

- Przez chwilę, gdy zobaczyłam jak leżysz z zakrwawioną nogą... - zamknęła oczy, aby odgonić łzy.

- Hej - potrząsnął jej dłonią, by na niego spojrzała. - Nic mi nie jest - uśmiechnął się. - Myślałem o tym by powiedzieć Willowi, ale chciałem abyś przy tym była. - zmienił temat.

- Jay, może zostawmy to na później. Ja wciąż nie wiem jak ogarnąć relacje z tobą, a co dopiero z Will'em - westchnęła.

- Powinien wiedzieć, po co tajemnice?

- O czym wiedzieć?  - do sali radośnie wkroczył rudowłosy. Zdezynfekował ręce i z uśmiechem wcierał teraz płyn czekając na odpowiedź.

- Chciałam wiedzieć co z nogą Jaya - wypaliła by jej ex partner nie zaczął tematu. Była w tym naturalna i gdyby nie Jay, Will łyknął by to kłamstwo.

- Kula utkwiły w kości, ale nie jest to aż tak poważny uraz - powiedział podejrzliwie. - Wyjęliśmy ją, teraz chce żeby tu został trochę. Mając go na oku będę miał pewność, że nie zacznie się szwendać nadwyrężając nogę - zadrwił patrząc na Jaya.

- Opiekuńczy brat. Jak miło - zaśmiała się z lekarzem.

- Ruby... - upomniał ją Jay. Z dezaprobatą popatrzył na nią i starał się przekonać bez słów aby nie udawała.

- Coś nie tak?

- Nie...

- Tak - przerwał jej Jay. - Trzeba to skończyć - westchnął. Ruby odpuściła. - Will pamiętasz o tym co znaleźliśmy u ojca w domu? - Twarz drugiego Halsteada napięła się. Nie chciał rozmawiać o tym przy dziewczynie. - Pamiętasz listy...

- Jay o co ci chodzi? Po co to roztrząsać?  Ruby nie musi słuchać rodzinnych dramatów - oburzył się.

- Musi, bo właściwie to też jej dramaty.

- Słucham? - Will przyglądał się raz bratu raz policjantce i nic nie rozumiał. A Ruby stała cicho starając się ze wszystkich sił nie uciec.

- Ojciec miał romans, zostawił tamtą kobietę. Wrócił do mamy. Tyle, że zostawił po sobie coś jeszcze...

- Mnie. - szepnęła Ruby patrząc na lekarza. - Wasz ojciec... Nasz ojciec. Pat miał romans z moją mamą. Nie wiem czy o mnie wiedział, ale na pewno nie chciałby żebyście wy dowiedzieli się o czymkolwiek...

- Ale wiemy - Jay ścisnął dłoń Fischer, aby dodać jej otuchy. - Ruby jest naszą siostrą.

- Jaja sobie robicie? - szok Willa wylewał się z niego. Zaczął chodzić jak łazik po księżycu i pocierać dłonią skroń. Próbował to wszystko poukładać, ale brakowało mu kawałków do układanki. - Nie rozumiem, jakim cudem tu jesteś? Skąd wiesz, że akurat nasz ojciec jest twoim ojcem? Nie pomyliłaś się?

- Will! - krzyknął Jay widząc w bracie siebie z wczorajszego wieczora. - Zamknij się i popatrz na nią! Ma te same oczy co ojciec. - Ruby zerknęła na Jaya. To była pierwsza rzecz jaką Jay wspomniał. Ufała, że to co mówi nie jest tylko czczą gadanina. Czyli jednak widzi w niej podobieństwo do jego ojca? Czyli przyjął to do świadomości! Fala radości zalała Ruby, która ze szczęścia uroniła kilka łez.

- Siostra? - Will z niedowierzaniem pokiwała przecząco głową budząc w Ruby smutek. - Z drugiej strony lepiej, że nie kolejny bezmózgi brat, bo to by mnie zabiło - dodał z półuśmiechem.

- Ej! Grabisz sobie - oburzył się Jay, ale szybko odpuścił. - Czyli co? Od tak i wszystko jest okay? 

- Zawsze chciałem mieć młodszą siostrę - wzruszył ramionami lekarz.

Sielankę przerwał im sierżant. Wezwał Ruby na pogawędkę. Chciał ją uświadomić jak ma się zachować wieczorem. Oficer pełna radości weszła do jego gabinetu i usiadła przed Voightem. Mężczyzna chwile przyglądał się podwładnej zastanawiają się skąd ten dobry humor. 

- Ten pomysł z Lekarzem wcale mi się nie podoba - zaczął Hank, ścierając ten uśmiech z twarzy Ruby. - Może i jest wojskowym, ale nie jest z jednostki. Nie ufam mu - dodał. - Tobie za to ufam i dlatego jeśli uważasz, że sobie poradzi zgadzam się na jego udział w akcji. Nawet jeśli góra tego nie poparła.

- Sierżancie...

- Nie przerywaj mi - upomniał ją. - Masz go pilnować. Jest twoim wsparciem, ale dla mnie jest jak cywil i wszystko co się stanie spadnie na ciebie. Rozumiesz?

- Rozumiem - odpowiedziała szybko. 

- Więc, przedstaw mu sprawę, przebierzcie się i chcę was widzieć na dole za godzinę w pełni gotowi do pracy. 

- Tak jest! - rzuciła wychodząc. - Nie zawiodę.



Kolejny gotowy. Miałam nadzieję skończyć ten ff przed premierą kolejnego odcinka PD, ale nie wyrobiłam się. A do stycznia daleko tak, że.... no.... XD

⭐ i komentarze mile widziane.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top