15.

Następny dzień nie przyniósł wcale ulgi. Jay zwlókł się z łóżka czując jak jego ręka sprawia mu ogrom bólu. Wszedł do łazienki, a tam na ziemi mnóstwo kawałeczków zbitego lustra rozsypane były na ziemi. Wyszedł tak szybko z domu, że nawet nie pomyślał o posprzątaniu tego burdelu. Teraz mimo bólu musi to zebrać, aby normalnie jak człowiek przygotować się do pracy. 

Posterunek dwudziesty pierwszy był o dziwo bardzo pusty tego ranka. Nie miał nic przeciwko. Dziś po raz pierwszy założył czapkę nie będąc pod przykrywką i gdyby chociaż Trudy stała za biurkiem z pewnością by się do tego przyczepiła, jak i do obandażowanej ręki... On nie mogąc przespać spokojnie nocy miał podkrążone oczy i czuł się jakby wypił całą butelkę wódki, którą proponowała mu Ruby. Tyle, że nic nie pił, więc skąd tan kac? Może moralny? Z tych wszystkich emocji nagadał głupot i teraz musi to jakoś dobrze rozegrać. W biurze siedział tylko Ruzek i Upton. 

- U stary, co się stało? - zapytał zmartwiony kumpel. - Wyglądasz jak z krzyża zdjęty!

- Ciężka noc, nie mogłem spać - wyjaśnił. Siadając przy biurku dostrzegł w gabinecie Voighta Ruby rozmawiającą z szefem.

- Pobiłeś się z kimś? - zapytał wskazując na rękę, Upton zerkała tylko nie chcąc się wtrącać. 

- Rozbiłem lustro...

- Co? - Hailey prawie krzyknęła, z brakiem zrozumienia wypisanym na twarzy czekała na wyjaśnienie, ale nie dostała go. Jay patrzył na gabinet szefa. Po kilku minutach wpatrywania się w tamte drzwi zobaczył jak Hank wstaje. Odwrócił wzrok, aby nie wyjść na ciekawskiego. Ruby wyszła pierwsza siadając przy biurku. 

- Od dziś obowiązuje was mała zmiana - powiedział oficjalnie. - Ruby od dziś pracuje z Adamem, a Jay wraca do Hailey - nie czekając na odpowiedź podwładnych zniknął w gabinecie, a Ruby ruszyła w stronę socjalnego. 

- Co to ma być? - zapytał ją zatrzymując przy wszystkich.

- Podobno mi nie ufasz. Rozwiązałam tylko twój problem - odpowiedziała neutralnie.

- Ufam ci Ruby. 

- Ale ja już tobie nie - wyznała i prawie wyrwała swoją rękę z jego uścisku. Weszła do socjalnego, nalewała sobie kawy słysząc jak Jay wychodzi głośno zabierając kurtkę z krzesła. Nie odwróciła się jednak, mało ją obchodziło to co zrobi detektyw. Ona swoje już ma za sobą....

Gdy rano otworzyła oczy pierwszy raz poczuła, że nie powinna żyć. Nawet wtedy na pustkowiu ze zwłokami swoich braci nie pomyślała tak intensywnie o śmierci. Teraz jednak jej życie na pozór było spokojne i kolorowe, ale tak naprawdę było bardziej nieznośne i popieprzone. Nie chciała go! Przy śniadaniu postanowiła jednak nie dać się do końca zatracić w swoim gniewie i frustracji. Miała już ułożony plan w głowie, teraz był czas na realizację. Weszła pewnie na posterunek, a potem do wydziału. Od razu swoje kroki skierowała do sierżanta.

- Mogę? - zapytała, bo jego drzwi były otwarte.

- Wchodź. Co się...

- Chcę zmiany partnera - wyjaśniła. 

- Zamknij drzwi - wykonała jego polecenie. - A teraz siadaj i powiedz dlaczego? 

- Nie mogę już pracować z Jayem. 

- Widzę, ale pytam dlaczego. 

- To chyba zostawię dla siebie. 

- Nie, w tej jednostce nie mamy tajemnic, które wpływają na wydział - wyjaśnił pewnie. 

- Nie ufam mu - Hank zaskoczony rzucił długopis na stertę dokumentów i oparł się wygodnie o fotel. 

- Od kiedy? 

- Od wczoraj. 

- Od tej kłótni, którą zrobiłaś ojcu Travis'a, tej której Jay nie wpisał do raportu? - prowokował ją. Fischer nie wiedziała, że Halstead tego nie zrobił, ale to nie miało znaczenia. Ruby nie zamierzała powiedzieć prawdy. - Fischer, posłuchaj. Jestem w stanie zrobić wszystko, aby ta jednostka pracowała normalnie. Jesteś gotowa dać mi sto procent pewności, że jeśli zmienię twojego partnera jednostka na tym nie ucierpi. 

- Mogę obiecać, że jeśli szef tego nie zrobi, to ta jednostka ucierpi na pewno - wyznała. 

- Dobrze. Niech ci będzie. - Sierżant podniósł się i ruszył do drzwi. 



Przypominając sobie rozmowę z przed kilku minut nie zauważyła kiedy do pokoju weszła Upton. Detektyw nie wiedziała czy dobrze interpretuje to co się dzieje między Jayem, a Fischer. Bała się tego jak to wygląda. Zna Jaya od prawie czterech lat. Widziała wiele głupich akcji w jego wykonaniu. Nie chciała aby ta okazała się kolejną. Od niego z pewnością nie dowie się prawdy jeśli jej przypuszczenia są prawdziwe, ale Ruby... Ona nie wie co rodziło się przez pewien czas między nią i jej starym partnerem. Nie wie o uczuciach Hailey. Jeśli dobrze to rozegra, powinna się z nią dogadać i usłyszy prawdę. 

- Ciężki dzień się szykuje - rzuciła z uśmiechem Hailey podchodząc do ekspresu.

- Na to wygląda - odpowiedziała Ruby z posępnym wyrazem twarzy wpatrując się w kubek.

- Co się stało, że Voight was rozdzielił? - bez specjalnego owijania w bawełnę rzuciła pytanie.

- Ja go o to prosiłam.

- Coś nie tak między wami? Jay chyba jest wkurzony?

- Tak... jest wkurzony. Nie tylko on - uśmiechnęła się chcąc opuścić pokój.

- Ruby! - zawołała Upton, a wtedy oficer spojrzała na koleżankę. - Czy ty i Jay... Chciałabym wiedzieć skoro mam znów z nim pracować.

- Jeśli pytasz czy mamy romans to odpowiedź brzmi nie! - powiedziała z obrzydzeniem. Przypomniało jej się jak na początku pracy z Halsteadem wydawało jej się jakby ją podrywał.... a ona podrywała Willa. Jezu!, pomyślała. Co by było gdyby zamiast z Ethanem na randkę poszła by z drugim Halsteadem?  Potrząsnęła głową odrzucając te myśli. - Hailey najlepiej w ogóle nie rozmawiaj z nim o mnie.

Na wezwanie Voighta wszyscy zebrali się na dole.

- Diler ze squatu poszedł na ugodę z prokuratorem i sypie - zaczął. - Mamy kilka adresów i kilkoro złych ludzi do zgarnięcia. Podzielimy się na grupy. Hailey i Jay oraz Ruby i Adam, wy dostaniecie zadanie specjalne na wieczór. - Wszyscy spojrzeli po sobie sprawdzając nastroje pozostałych odnośnie tego planu, jednak Ruby twardo patrzyła na Voighta. Jakby wiedziała co im szykuje. - Teraz jedziemy w miejsce, gdzie podobno składują towar za ponad milion. Do roboty - rzucił na koniec i wszyscy zajęli się przygotowaniami. Przebrana w czarny kombinezon i kamizelkę, sprawdzała broń. Pistolet wylądował w kaburze na udzie, karabin szturmowy zawieszony na pasku przełożyła przez głowę i prawą rękę, jej mały nóż wylądował w kieszonce przy pasku i jeszcze "Koliber" przymocowany do kostki. Zakryła go wysokim butem, aby nie wypadł. Komplet. Stanęła gotowa poprawiając maskę na szyi, by była gotowa do założenia. - Pamiętajcie, że działamy w biały dzień. Jeśli coś pójdzie nie tak, w okolicy może być wielu cywilów. 

Ruszyli jednym autem w stronę Englewood. Ruby usiadła z tyłu aby móc się trochę wyciszyć. To co działo się w jej głowie nie może mieć wpływu na akcję. Spojrzała przed siebie widząc wszystkich swoich współpracowników. Dwie kobiety i trzech mężczyzn. Tak jak wtedy... Odrzuciła te złe wspomnienia i skupiła się na akcji.

Dojechali na miejsce. Wysiedli od razu formując szyk. Stanęła za Halsteadem, a za nią Adam. Klepnęła w ramie Jaya, gdy poczuła na swoim dłoń Ruzeka. Ruszyli w kierunku domu. Druga grupa z Voightem, Upton, Burgess i Atwaterem poszli od tyłu.

- Na trzy - powiedział do radia Jay. - Raz, dwa, trzy... Teraz. - z kopniaka otwarł drzwi. Wtargnęliśmy do środka krzycząc CPD! Dkm wyglądał zwyczajnie. Jay skierował się do salonu,  Ruby do pokoju po prawej, Adam wszedł w głąb korytarza. Pokój zwyczajny, biały, jedno łóżko, bez szaf czy innych mebli. Nikogo w nim nie było. To samo u pozostałych. Na dole było pusto. Spotkaliśmy się w salonie z drugą grupą.

- Idziemy do piwnicy - oznajmiła gdy Upton i Kevin szli już na piętro. Ruszyła pierwsza, a za mną Adam. Kilka schodków i byli na dole. Jedno pomieszczenie zagracone, ale bez podejrzanych. - Czysto - rzuciła do radia. Nagle usłyszeli wymianę ognia tuż nad nimi.



Kolejny gotowy, coraz ciężej mi się wymyśla ciąg dalszy bez bicia Jaya XD 

⭐ i komentarze mile widziane!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top