12.

Wstrząśnięta wyjęła całą zawartość pudełka. Nie było tego wiele. Jedynie karteczka, zdjęcie i wisiorek. Przeszła z tym na kanapę i powoli jakby zaraz miało się to wszystko obrócić w pył oglądała jedno po drugim. Najpierw zdjęcie. Był to fragment wydruku z USG. Zdjęcie, na którym nic nie widziała. Dopiero po chwili, gdy przyjrzała się dokładnie w pustej przestrzeni, na samym dole mieściła się wielkości fasolki kropeczka. Ruby patrzyła na to i nie mogła wyjść z przeświadczenia, że patrzy na samą siebie. Data z drugiej strony zdjęcia utwierdziła ją w tym. Wrzesień 1991 roku. To było USG jej mamy, gdy była w ciąży z nią. Łzy zebrały się w oczach oficer. Trzymała zdjęcie jakby patrzyła na nie oczami matki. Zawsze jej powtarzała, że mimo iż nie spodziewała się zostać mamą to Ruby była chcianym dzieckiem, od pierwszego dnia. Została poczęta z miłości, przynajmniej jej miłości. Zamrugała parę razy aby wyjść z tego wspomnienia. Złapała za kolejną kartkę. Tym razem był to list, a właściwie liścik. Krótka notka pisana na pewno ręką jej matki. " Będziemy mieli dziecko! Nie wiem co zrobisz z tym, ale będę czekała. Wiem, że masz już dzieci i nie odejdziesz od żony, ale.... Może będziesz chociaż chciał odwiedzać naszego syna... bądź córkę! Julie".  Z minuty na minutę serce Fischer ściskało się co raz mocniej! Powoli brakowało jej tchu i nie potrafiła nad tym zapanować. Tyle informacji na raz. O tym, że dała mu wybór nie mówiła córce. Ruby całe życie wiedziała, że jej ojciec jest w Chicago. Wiedziała, że mama wyjechała z nią bo nie mogła żyć w jednym mieście z mężczyzną, z którym ma dziecko, a nie jest jej mężem. Rodzice jej mamy byli podobno bardzo wierzący i nie pozwolili by sobie na taki skandal. Ale to... Wiedział! Dowiedział się o ciąży, ale jej nie chciał? Nawet nie chciał jej zobaczyć? To bolało. 

Podeszła na chwilę do okna aby odetchnąć. Bała się tego ostatniego. Co jeśli jest tam w środku coś, co sprawi, że cały jej świat legnie w gruzach. Co jeśli jest tam odpowiedz, albo co gorsza kolejna notka jej mamy. Nie dowie się jeśli nie spróbuje. Zagryzła zęby i wróciła do stolika. Usiadła na kanapie sięgnęła po łańcuszek z medalionem w kształcie kuli. Na pewno był otwierany. W środku coś było. Zdjęcie. Jedno, ale bardzo stare. Na nim była jej mama i jakiś mężczyzna. Ewidentnie starszy od niej, całowali się i chyba byli w łóżku. Ale zdjęcie było w takim stanie, że ciężko było ocenić. Po drugiej był napis "Na pamiątkę. Pat". To imię sprawiło, że Ruby wstała i zaczęła przekopywać pozostałe rzeczy staruszka. W końcu znalazła. To zdjęcie z domu. Te z jej mamą, starszym panem i jakimś mężczyzną. Tak. To samo imię. "Mój przyjaciel Pat..." To on. Sięgnęła po medalion i przyrównała mężczyznę ze zdjęcia do tego z wnętrza bibelotu. To był ten sam mężczyzna. Czyli to on jest jej ojcem! Teraz ma jasność! Musi zrobić to jak należy. Czyli najpierw go znaleźć, potem pójść do niego i nie mając skrupułów napluć mu w twarz! Tak! Tak zrobi! 



Dzień przywitał ją wielkim kacem. Po tym jak odkryła kto jest jej ojcem otwarła wino i wypiła całe. Nic pewnie by jej nie było, gdyby nie to, że z Ethanem wypiła trzy piwa, a na koniec poprosiła o małego szota, tak aby szybko zasnąć. Niestety zamiast spać, zaczęła kopać w przeszłości i co z tego ma? Nieprzespaną noc, ból głowy, ból w gardle od zimnego wina i zmarnowane resztę życia ze świadomością, że ojciec nie chciał nawet na nią patrzeć. Chociaż to akurat może być wątpliwe, bo zanim zasnęła przemaglowała tą sprawę chyba z tysiąc razy i w końcu zadała sobie to pytanie: "Dlaczego ta skrzyneczka była u starszego pana?". Po przemyśleniu tego mogło być tak, że jej mama wiedziała, że będzie się przeprowadzać. Była blisko ze staruszkiem i to jego poprosiła, aby przekazał przyjacielowi skrzyneczkę. Zamknęła w niej wszystko co chciała przekazać temu Patowi. Może on wiedział jak ją otworzyć bez użycia rękojeści pistoletu. Jednak jej ojciec jej nie chciał, a Julie nie było już w mieście dlatego szkatułka pozostała zamknięta i schowana w książce starszego pana. 

Te wszystkie spekulacje doprowadzały Ruby do szaleństwa i miała ich serdecznie dość. Jednak póki nie znajdzie ojca, nie będzie go mogła o to zapytać. Tak też zrezygnowała z naplucia mu w twarz... Przynajmniej na ten moment. W salonie panował chaos, wszystko było wywrócone do góry nogami. Mimo bólu Ruby zabrała się za sprzątanie, a gdy kończyła zadzwonił telefon. 

- Fischer, słucham.... - usłyszała zachrypnięty głos mówiący nazwę ulicy i kilka dodatkowych informacji. - Już jadę - odpowiedziała i rzuciła wszystko. Nim wyszła z domu zabrała ze sobą szkatułkę z jej zawartością. Nie mogła się z nią rozstać. Musiała jakoś dojść do tego, jak znaleźć ojca. 

Pod domem czekał Halstead ze swoim GMC. Od razu jej tok myślenia skierował się na wczorajszą ich kłótnie i to co Jay jej powiedział. Jej humor od rana nie był za ciekawy więc postanowiła to wykorzystać do utarcia nosa partnerowi. Wskoczyła do auta i grzecznie powiedziała dzień dobry. Detektyw odpowiedział cichym cześć i pojechali w miejsce przestępstwa. 

Para nastolatków znaleziona naćpana pod jednym ze squat'ów. Leżeli wtuleni w siebie martwi. Jednak ten obrazek robił wrażenie, bo nie mieli więcej niż czternaście lat. Voight kucnął przy jednym z nich i zakrył usta. 

- Zna ich szef? - Ruby wypaliła bo innym zabrakło odwagi. 

- Travis. Chłopak był informatorem od miesiąca, dostał moją wizytówkę - powiedział jakby było to coś ważnego. Ruby nie rozumiała co to znaczyło w mniemaniu sierżanta. Taki gest to wielka sprawa dla tego kto dostaje karteczkę z danymi sierżanta Hanka Voighta. Jest on wtedy chroniony przez policjanta, ale i musi się mu na coś przydać. Informacje jakie dostarczył chłopak mogły być gwoździem do jego trumny. 

- A dziewczyna? 

- Suzi, jego dziewczyna. Oboje uciekli z domu - wyznał. - Żadne nie usiedziało długo w domu dziecka, a każdy taki wyskok kończył się właśnie tu - Hank spojrzał na budynek. Pofabryczny, stary, pewnie przekazany do rozbiórki. Pełno było takich w Chicago! Sierżant wstał i od razu poszedł w stronę wejścia. Za nim ruszyli Kim i Adam. Jay stał patrząc jak Ruby przegląda zebrane dowody. 

- A ty na co czekasz? - oburzony w końcu odezwał się do oficer. - Zaproszenie ci wysłać? 

- Tak, na kredowym papierze - odparła. - Jesteś starszy stopniem w tym teamie więc mów co robić? - rozłożyła bezradnie ręce dając mu do zrozumienia, że zrobi cokolwiek powie. 

- Chodź, będziemy mieli sporo ludzi do przesłuchania. 

- Tak jest! - odparła Ruby z uśmiechem mijając Halsteada. Detektyw zastanawiał się co knuje jego partnerka, bo to, że coś knuje to wiedział na pewno.

We wnętrzu było mnóstwo pomieszczeń bez drzwi. Prowizoryczne zasłony oddzielały tak zwane pokoje. W każdym był jakiś narkoman, bezdomny czy inna osoba, której nie powinno tam być. Ruby nie lubiła takich miejsc. Nie dlatego, że panował tu okropny zapach, ale dlatego, że nie było jej żal tych ludzi. Oczywiście nie wszystkich. Nie oceniała od razu, ale większość takich przypadków znała jeszcze z L.A.. Tam w wieku szesnastu lat była wolontariuszką i pomagała takim jak oni. Dowiedziała się jednego. Ludzie wybierają takie życie nie tylko przez słabości, czy ból psychiczny bądź fizyczny. Robią to z głupoty. Aby przypodobać się kolegą, znajomym czy po prostu popisać przed dziewczyną czy chłopakiem. Robią to z czystej głupoty, a gdy ktoś chce im pomóc odtrącają tą pomoc nie chcąc wyjść na słabeusza! Takim ludziom nie była w stanie współczuć. Ćpun to dla niej ćpun. 

Jednak aby wcielić swój plan wkurzenia Halsteada w życie powstrzymała się od komentowania czegokolwiek. Skrupulatnie zapisywała wszystkie zeznania i nazwiska. Robiła wszystko co Halstead kazał. Była na tyle zdeterminowana, że gdy wchodzili do kolejnego pomieszczenia gdzie był jakiś chłopak kontem oka dostrzegła jak inny im się przygląda. Wydawał się dziwny, był zbyt czysty jak na to miejsce i gdyby tylko nie obiecała sobie wkurzyć Jaya od razu by do niego podeszła, a tak czekała na rozkaz. Mężczyzna, z którym rozmawiali mówił, że maja na squacie takiego jednego, który rządzi działkami. Ma ich pod dostatkiem bo diluje na mieście. Od razu na myśl przyszedł jej chłopak który ich obserwuje. Walczyła ze sobą jak tylko mogła aby nic nie powiedzieć. Czuła, że to dziecinada.... Trzy... Dwa... 

- Jak wyglądał? - zapytał Halstead w końcu. Ruby odetchnęła. 

- Blondyn, ma taką zieloną charakterystyczną kurtkę - odpowiedział. Teraz Ruby już miała pewność. To ten gość. - Jeszcze jakieś dwadzieścia minut temu tu był - dodał bezdomny. 

- Sierżancie - Jay sięgnął po telefon. - Mamy opis chłopaka jeszcze może być w budynku... - Halstead wychylił się za ścianę od razu dostrzegając chłopaka. - Stój Policja! -krzyknął za nim a ten rzucił się do ucieczki. Ruby ruszyła za Jayem. Chłopak się wymknął. Znał tam każdą uliczkę, zakręt. Jay był wściekły. - Jak mogłaś go nie zauważyć! - krzyknął na partnerkę. 

- Jay gdzie on jest? - sierżant dobiegał do nich właśnie mając nadzieję, że go złapali. 

- Zwiał. 

- Co? Jak mógł ci uciec? - warknął Voight. Jay już chciał się usprawiedliwić, ale nie sypnął Ruby. Sierżant kazał im się zwijać i przygotować portret skoro nie mieli nazwiska. Wychodząc z budynku Halstead przestał być miły. 

- Co to kurwa było!? Widziałaś go? Strzeliłaś focha i masz już w dupie robotę!? - krzyczał, aż obejrzeli się za nimi mundurowi! - Do jasnej cholery co ty najlepszego robisz? Masz mózg? Czy zostawiłaś gdzieś? 

- Skończyłeś? - zapytała spokojnie. Wysłuchała jego wywodu i czekała na jakąś pauzę, aby mu wyjaśnić. - To teraz posłuchaj mnie. Pamiętasz co powiedziałeś mi na samym początku naszej znajomości? Mówiłeś, że nie mogę być cicha i mam używać mózgu. Który mam tak dla twojej wiadomości. Przez ponad miesiąc naszej pracy starałam się jak mogłam nie zawieść ciebie i cały zespół. Robiłam wiele rzeczy, które wychodziły ponad mój stopień. Ty tu dowodzisz w tym teamie i dałeś mi to do zrozumienia wczoraj - Jay był w szoku. Nie spodziewał się, że tak bardzo bierze sobie jego słowa do serca. - Postanowiłam więc skończyć z wychodzeniem przed szereg i słuchać starszego stopniem. Czyli ciebie. Puki nie dostanę rozkazu nie kiwnę palcem. Taki daję ci wybór! - dodała zła. 

- Czyli co? Dałaś uciec temu kolesiowi dla zasady? - oburzył się. 

- Nie - twarda odpowiedz prawie odepchnęła jej partnera. - Daję ci teraz inny wybór. Mam być twoją partnerką, cichą słuchającą rozkazów. Czy taką, która używa mózgu i decyduje o tym co zrobić na równi z tobą nie pytając czy może! - Halstead nie wiedział co odpowiedzieć. Poczuł się zraniony wczoraj i żałował, że aż tak naskoczył na partnerkę, a teraz... - Więc? 

- Chcę mieć taką partnerkę, na którą mogę liczyć i za którą nie będę zbierać co chwila opieprzu od szefa - odpowiedział w końcu. Resztę dogadają potem. 

- Świetnie, to wracajmy do środka bo wiem gdzie się ten gnojek ukrył! 



Hey! Kolejny gotowy i jak? 

Wystarczająco wkurzyła Halsteada?

pamiętajcie o ⭐ i  komentarzach! 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top