11.


Wyszła z biura zaraz za partnerem. Wkurzony Halstead nie zamienił z nią ani słowa przez ostatnie dwie godziny ich wspólnej pracy. Nawet gdy zapytała czy już może zanieść oba raporty - jej i jego - do szefa, nie odpowiedział. Podał jej tylko kartkę i wyszedł. Myślała, że po tym co przerobili w samochodzie będzie lepiej. A jednak Jay znów zachowywał się jak dzieciak. Musiała w końcu przyprzeć go do muru, aby zmusić do gadania.

- Jay! - zawołała go, ale ten uparcie szedł w stronę auta. - Halstead! - krzyknęła zła, że ją olewa. - Zatrzymaj się! - złapała go za ramie obracając do siebie. - Co się z tobą dzieje?

- Ze mną? - zdziwił się mrużąc oczy. Zmarszczył brwi starając się nie wybuchnąć.

- Tak z tobą! Myślałam, że rozmowa trochę ociepliła nasze stosunki.

- Ociepliła, do czasu kiedy nie olałaś mnie i pojechałaś sama szukać nagrania! - odpowiedział. Ruby była zaskoczona, że o to było całe zamieszanie. Uśmiechnęła się nawet gdy wyznał jej co go boli. - Ty sobie jaja robisz?

- Nie, po prostu...

- Pół godziny tłumaczyłaś mi jak wygląda twoje życie po tym co przeszłaś. Pieprzyłaś o tym, że dajesz wybór żołnierzom, bo nie dałaś go swoim ludziom i przypłacili to życiem. A teraz co robisz? Zostawiasz mnie i działasz sama! Jesteśmy partnerami! - powiedział oburzony.

- Nie było cię! Miałam cię szukać? 

- Mogłaś do mnie zadzwonić! - krzyknął. - Też jestem żołnierzem, jaki dałaś mi wybór!? 

- Jay... ja... - nie wiedziała co powiedzieć,  a detektyw nie zamierzał czekać na wyjaśnienia. Wskoczył do auta i odjechał zostawiając partnerkę z mieszanymi uczuciami. To było do przewidzenia. Nie widziała w Jayu żołnierza tylko partnera. Nie był dla niej kimś kogo musiała chronic, bo widziała w nim poniekąd autorytet. Długo nie grała zespołowo i teraz musi się kontrolować, aby nie wrócić do początku. Tyle, że zrozumiała to dopiero gdy Halstead wykrzyczał jej to w twarz.

Nie mając samochodu ruszyła pieszo w kierunku przystanku. Musiała jakoś dotrzeć do domu i mimo pięknej wiosennej pogody nie chciała iść przez pół miasta z buta. Nagle usłyszała trąbienie samochodu. Odwróciła się wystraszona. Nie lubiła takich wygłupów i gdy już miała krzyknąć na kierowcę, że jest debilem zdała sobie sprawę kto siedzi za kierownicą auta.

- Podrzucić cię? - zapytał wyraźnie rozbawiony reakcją Fischer.

- Ethan? Co ty...?

- Obiecałaś się zastanowić nad drinkiem. Pomyślałem, że ułatwię ci myślenie - rzucił wesoło. Uśmiech lekarza wywołał uśmiech na twarzy oficer. Zgodziła się mimo kłótni z partnerem, a może i przez nią. Chciała chwili relaksu i spokoju w towarzystwie przyjaznych ludzi.

- Okay, ale nie Molly's - zaznaczyła wsiadając do Chevroleta. Nie ma nic do baru, ale będzie tam zdecydowanie za dużo znajomych twarzy. Ruby tego nie chciała.

- Jest jeszcze jeden bar. Molly's North - wyjaśnił. - Też należy do strażaka i niedawno otwarł się na nowo. Będzie zdecydowanie mniej znajomych twarzy - Ethan domyślił się dlaczego Ruby nie chce iść do Molly's,  prawdę mówiąc słyszał trochę jej rozmowy z Jayem. O ile rozmową można nazwać to jak zachował się detektyw. Na razie lekarz nie chciał drążyć co się stało miedzy policjantką a jej partnerem. Zostawił to na moment kiedy oboje będą w lepszych humorach.


- Więc byłeś w Navy lekarzem? - zapytała kończąc pierwsze piwo.

- Tak. Przyznam, że to był coś co długo trzymało mnie w ryzach. Ale wystarczyła jedna sytuacja abym przewartościował swoje życie - wyjaśnił. 

- Długo się zbierałeś?

- Trochę, nawet będąc już tu w Chicago, pracując w Med miałem wrażenie, że nie panuje nad niczym.

- Przypisali ci PTSD? - zaśmiała się, ale po minie towarzysza wiedziała, że to błąd. - Przepraszam. Mnie nie dotknęło, ale...

- Każdego z nas dotyka - westchnął.  Mimo iż dziewczyna według niego dobrze udawała czuł jakąś pustkę w niej. - Jedni udają, że są w stanie żyć normalnie, a inni mają odwagę to leczyć.

- Ja naprawdę....

- Rozumiem, to jeszcze nie czas. Jakby co wiedz, że pomogę - to zapewnienie sprawiło, że Ruby inaczej spojrzała na lekarza. Już nie był tylko lekarzem - żołnierzem. Był mężczyzną, który był bardzo przystojny i miał czarujący uśmiech. Poczuła się jak wtedy przy Gregu, a to znów wywołało mieszankę uczuć. - Poza tym... - zawahał się, nie chciał psuć wieczoru, a ten temat był chyba drażliwy. - O co poszło z Jayem? Wydawał się bardzo wkurzony?

- Widziałeś? - uśmiechnęła się pod nosem. Podejrzewała, że Ethan już tam był gdy Halstead wydarł się na nią. - Nie wiem dlaczego...

- Na pewno?

- Ethan proszę nie analizuj mnie? - powiedziała pogodnie. - Mamy miło spędzić czas, a nie gadać o problemach mojego partnera.

- Okay. Wiec opowiedz mi coś co nie jest dramatem w twoim życiu? - wlepiał w nią swoje czekoladowe oczy, a ona szukała w głowie jakiegoś tematu. Po chwili gdy nie znalazła odpowiedniego, bo wszystko co działo się w jej życiu było poniekąd dramatem wybuchła śmiechem, a Ethan bez wahania dołączył do niej.

Wieczór dobiegał końca i ich randka też. Chociaż z pewnością oni nigdy by tego głośno nie powiedzieli. Bawili się dobrze. Ethan odwiózł Ruby pod dom.

- To kiedy powtórka? - zapytał zapalony do tego by bliżej poznać oficer. Sam miał za sobą ciężki związek, ale zgodnie z jego charakterem, jeszcze nie zwierzył się Ruby.

- Dam ci znać - odpowiedziała wysiadając.

- Byle byś nie czekała na kolejną akcje pod przykrywką w szpitalu.

- Bardzo zabawne? Jedz ostrożnie!

- Martwisz się o mnie? Jakie to mile! - rzucił rozbawiony. 

- Martwię się o każdego żołnierza, nawet starszego stopniem - odparła wesoło i zniknęła za drzwiami kamienicy.


Gdy tylko weszła do mieszkania cały dobry humor prysnął, jak bańka mydlana. Zobaczyła stertę dokumentów i książek przypominając sobie jaki jest jej cel. Musi skończyć z rozpraszaniem się niepotrzebnymi kłótniami i udawaniem, że mogła by znów z kimś się zaprzyjaźnić. Musi skupić się na znalezieniu ojca. Tylko tak będzie w stanie zacząć spokojnie żyć. 

Po prysznicu i krótkiej rozmowie z Adamem przez telefon zabrała się do pracy. Ruzek chciał wiedzieć dlaczego nie ma jej w Molly's. Oblewali rozwiązaną sprawę i nie mogło jej tam zabraknąć, jednak Ruby wolała uniknąć tematu jej kłótni z Halsteadem, bo wiedziała, że wszyscy już wiedzą. Z Ethanem rozmowa nie była niekomfortowa, bo oni nie pracują razem. Nie było by problemu gdyby wybrał jakąś stronę, jej lub jego. Tak właściwie Ethan nie wybrał niczyjej strony.  Uśmiechnęła się uświadamiając to sobie. Przeszukiwała kolejne kartki w poszukiwaniu jakichś informacji. Imion znajomych, rodziny. Kogoś kto mógłby żyć i powiedzieć jej coś o mamie, albo ojcu. Koło północy miała już dość i rzuciła ostatnią książką, która strąciła stertę innych jeszcze nie przeszukanych. Zła na siebie, że narobiła bałaganu zaczęła je podnosić. I wtedy znalazła to czego szukała. 

W jednej z książek, która wyglądała jak każdy inny dziennik tego mężczyzny, była wydrążona dziura. Taka jaką alkoholicy mają na ukrycie swojej ostatniej buteleczki wódki, czy narkomani na schowanie pudełka z ostatnią działką. W tych wyciętych kartkach znajdowało się pudełeczko. Było pięknie wyrzeźbione w drewnie, a na wieczku widniały inicjały J.F.. Z pewnością należało do jej mamy. Ale dlaczego było u tego mężczyzny? Pudełko było zamknięte na małą kłódkę z szyfrem. Super! Teraz musiała znać tylko kod. Tyle, że Ruby nie była taka cierpliwa. Wzięła szkatułkę i położyła na blacie tak, że kłódka zwisała. Złapała za broń i trzonem jednym mocnym ciosem zerwała ją.  To co znalazła w środku zszokowało ją jeszcze bardziej. 



Kolejny zakończony. 

11 rozdział na 11 listopada :D 

⭐ i komentarze mile widziane

Zgadniecie może co tam znalazła?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top