Rozdział 6
To był najdłuższy dzień w moim życiu. Siedzieliśmy w szpitalnej poczkelani parę godzin, aż prawie zupełnie opustoszała.
Było już całkiem ciemno na zewnątrz, kiedy lekarz przyszedł z infomracjami na temat stanu Billie.
-Ciężki, ale stabilny - usłyszałem. Niewiele mi to mówiło.
-Możemy ją zobaczyć? - wypaliłem.
Lekarz patrzył na mnie przez chwilę, po czym skinął głową.
-Proszę za mną.
I ruszyliśmy szpitalnym korytarzem. Od białych ścianych i szarej podłogi bił chłód, a jarzeniówki dawały niewiele światła.
Sala Billie znajdowała się na końću korytarza na drugim piętrze. Ten oddział był prawie pusty. Sale pacjentów znajdowały się za przeszklonymi drzwiami, większość sal był ciemna.
Nie do końca byłem gotowy, żeby ją zobaczyć. Finneas chyba też nie.
Ale teraz nie ma odwrotu, staliśmy pod jej salą.
Była tam. Leżała w szpitalnej, białej pościeli, jej twarz dosłownie zlewała się z poduszką, a jej przefarbowane na czarno i czerwono włosy upiornie kontrastowały z twarzą i pościelą. Gdyby nie spokojne, miarowe falowanie klatki piersiowej, możnaby pomyśleć, że...
Lekarz coś do mnie mówił, ale nie słyszałem tego, patrzyłem tylko na moją dziewczynę. Niby dzieliła nas tylko ta szyba, ale czułem się tak, jakby Billie była dosłownie na drugim końcu świata.
I wtedy, po długim czasie wpatrywania sie w nią, zdałem sobie sprawę, że jej oczy, jej piękne, hipnotyzujące, niebieskie oczy - są zamknięte. Nie zobaczę teraz ich blasku w ciemnościach.
-Billie... - szepnąłem. Nie słyszała mnie, to pewne, wątpiłem nawet czy Finneas i lekarz mnie dosłyszeli. Dalej była biała jak marmur i zapewne zimna jak marmur.
Wyglądała tak ślicznie. Nawet w szpitalnym łóżku wyglądała tak pięknie.
-Finneas, wracajmy do domu - powiedziałem głośno.
Finneas milczał.
-Wracajmy do domu - powiedziałem, czując, że zaraz się rozpłaczę.
Nie mogę na nią patrzeć w takim stanie. Nie chcę jej tak oglądać. Wracajmy do domu.
Finneas podszedł do mnie.
-Isaac, spokojnie - powiedział. Poczułem się jak małe dziecko, z całych sił powstrzymywałem łzy.
Już idziemy. Idziemy.
Wsiedliśmy do samochodu Finneasa i pojechaliśmy do domu, już nie tak zatłoczoną i głośną ulicą.
Kiedy wróciliśmy, rzuciłem się na fotel w salonie i zacząłem ryczeć. Niby chłopaki nie płaczą, ale miałem to gdzieś, po rpostu ryczałem jak małe dziecko i dziękowałem Bogu, że Billie mnie teraz nie widzi.
Isaac - powiedział Finneas. Nie zareagowałem, więc podniósł mnie z fotela i objął mocno, jak małe dziecko, którym teraz się czułem.
-Będzie dobrze, zobaczysz. Billie miała wypadek, ale żyje, wyzdrowieje.
-Skąd taka pewność? Prawie umarła - wykrztusiłem.
A może będzie niepełnosprawna do końca życia? Nie chciałaby tego.
-Ale nadzieja umiera ostatnia - powiedział.
Słyszałeś, co powiedział doktor. Stan ciężki, ale stabilny. Czyli poskładali ją i teraz sami zobaczymy, co będzie dalej.
Uspokoił mnie tym, a potem położyliśmy się spać, bez kolacji, bez prysznica.
Bez Billie mam za dużo miejsca w łóżku. Mimo, iż Finneas zapewniał mnie, że będzie dobrze, czułem, że wcale nie będzie dobrze, i z taką myślą usnąłem.
Przyśniła mi się Billie w swoim niebieskoszarym mercedesie jadąca po moście, na którym nie było barierki.
Przez chorobę mam nagle dużo czasu na pisanie...Więc możliwe, że ta książka do końca stycznia będzie napisana XD
Miłego czytania :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top