47. Wasza pierwsza poważna kłótnia cz.1
Pomysł na rozdział: bravelandlady
Bellamy:
Pierwszy raz pokłóciliście się parę miesięcy po tym, jak zostaliście zesłani na Ziemię. Cała akcja miała miejsce w obozie setkowiczów. Bellamy zaczął czuć do Ciebie coś więcej niż tylko zwykłą przyjaźń. Byłaś dla niego niemal tak samo ważna, jak Octavia. Bardzo starannie skrywał przed wszystkimi swoje uczucia. Mimo wszystko domyślałaś się, że jest coś na rzeczy. Dodatkowo sama byłaś zauroczona w Bellamym. Z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc Bellamy zaczął traktować Cię, jak porcelanową lalkę. Troszczył się o Ciebie. Najbardziej przeszkadzało Ci to, że nie pozwalał Ci opuszczać obozu. Ty natomiast miałaś ogromną potrzebę wydostania się z ogrodzonego obozu. Czułaś się w nim jak więzień. Wiedziałaś, że na zewnątrz czyha niebezpieczeństwo. Byłaś jednak na nie przygotowana. Przynajmniej tak Ci się wydawało. Pragnęłaś, choć na chwilę pospacerować po leśnych dróżkach wokół obozu. W końcu postanowiłaś wyjść bez zgody Bellamyego. Wykorzystałaś moment, kiedy chłopak był zajęty planowaniem czegoś z Clarke. Poprosiłaś Finna, żeby zabrał cię na mały spacer. Chłopak początkowo nie był przekonany czy to do końca dobry pomysł. Ty mimo wszystko nie dawałaś za wygraną. Finn skapitulował i wspólnie wymknęliście się z obozu. Nie było was może z jakąś godzinę. Czułaś się o wiele lepiej. Naprawdę potrzebowałaś małej przechadzki. Gdy wróciliście do obozu, zastaliście Bellamyego przy bramie. Chłopak wraz z kilkoma strażnikami wybierał się na poszukiwania. Tak. Ciebie. Chłopak wpadł w furię, gdy zobaczył, jak wyłaniasz się zza drzew wraz z Finnem. Pierwsze co zrobił, to rzucił się z pięściami na bogu ducha winnego Finna. Na szczęście Miller i jeszcze jeden chłopak z obozu powstrzymali go przed rękoczynami. Wściekły Bellamy złapał Cię za ramie i prawie siłą zaciągnął do swojego namiotu. Tam zrobił Ci awanturę o to, jak bardzo lekkomyślna była Twoja eskapada. Oczywiście ty starałaś się bronić. W tym samym czasie niemal cały obóz stał przed namiotem Bellamyego i z ciekawością wsłuchiwał się w każde wasze słowo. A raczej w wasze krzyki. Bellamy przegonił gapiów i już nieco spokojniejszym tonem wytłumaczył Ci, dlaczego się tak zachował. W tej samej chwili dowiedziałaś się, że chłopak odwzajemnia twoje uczucia. Czułaś, jak cała złość na Bellamyego ze względu na awanturę gdzieś się po prostu ulatnia. Przytuliłaś chłopaka mocno, a ten ucałował Cię czule w czoło. Obiecałaś, że już nigdy więcej nie opuścisz obozu bez jego zgody, na co chłopak się bardzo ucieszył. Mimo wszystko coś mu jednak podpowiadało, że wkrótce znów wywiniesz mu jakiś numer, dlatego rozważał przydzielenie Ci strażnika, który miałby mieć na Ciebie przez cały czas oko.
Jasper:
Wasza pierwsza kłótnia miała miejsce w Mount Weather. Czułaś, że coś w tym miejscu jest nie tak. Natomiast Jasper miał dość tych wszystkich Twoich teorii spiskowych. Chłopak starał się Cię za wszelką cenę przekonać, że Mount Weather jest dobre. Ostatecznie postanowiłaś wraz z Clarke uciec. Długo zbierałaś się z tym, żeby powiedzieć Jordanowi o Twoich zamiarach. Gdy w końcu zebrałaś się na odwagę, Jasper był wściekły. Nigdy wcześniej chłopak nie podniósł na Ciebie tak głosu. Starałaś się go uspokoić i przekonać do swoich racji, lecz ten nie dawał za wygraną. W końcu Mount Weather było dobre. Wasza kłótnia trwała może z jakieś pół godziny, gdy Clarke przyszła oznajmić Ci, że na was już pora. Poprosiłaś dziewczynę, żeby dała Ci jeszcze chwilkę, na co ta jedynie westchnęła niezadowolona. Powiedziała Ci, że zaczeka pięć minut, a później sama rozpoczyna ucieczkę. Skinęłaś jedynie głową i wróciłaś do rozmowy z Jasperem. Przepraszałaś go za swoją decyzję. Po raz setny usiłowałaś namówić go do ucieczki, ale on Cię nie słuchał. Pozwolił Ci odejść wraz z Clarke. Nawet się z Tobą nie pożegnał. Machnął jedynie ręką i szepnął, że jeżeli opuścisz pomieszczenie, w którym się znajdujecie to z wami koniec. Zaczęłaś płakać. Czas uciekał. Stałaś sparaliżowana. Bałaś się tego miejsca, ale nie chciałaś zostawić tutaj miłości swojego życia. Odwróciłaś się plecami do Jaspera, by sprawdzić, czy Clarke jeszcze na Ciebie czeka. I to był błąd. W jednej chwili poczułaś, jak Jasper wbija Ci coś w szyję. W ułamku sekundy stałaś się senna.
- Jasper... - Wyszeptałaś.
- Nie mogę pozwolić Ci odejść. Tutaj jesteśmy bezpieczni.
Chłopak ze łzami w oczach wziął Cię na ręce i położył na łóżku. Resztkami sił spojrzałaś na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą była Clarke. Zniknęła. Chciałaś coś powiedzieć, ale Twoje ciało odmówiło Ci posłuszeństwa.
- Maya dała mi ten środek nasenny. Przepraszam kochanie, ale nie mogę pozwolić Ci odejść. Tu jesteśmy bezpieczni.
Jasper ucałował Cię w dłoń, po czym zasnęłaś.
Monty:
Wasza pierwsza poważna kłótnia miała miejsce wtedy, gdy Arkadię zaczęły terroryzować pierwsze opady toksycznego deszczu. Byłaś bardzo zaangażowana w pomoc innym, co czasami przeszkadzało Montyemu, ponieważ chłopak bardzo się o Ciebie bał. Nie zważałaś na swoje bezpieczeństwo. Twoim głównym celem była pomoc innym. Gdy po raz drugi spadł toksyczny deszcz, pracowałaś w pocie czoła. Wraz z Montym zajmowałaś się ludźmi, którzy ucierpieli od opadu. Opatrywałaś właśnie ranny jednej z osób, gdy podszedł do Ciebie Bellamy. Obwieścił Ci wówczas najgorszą rzecz, jaką mogłaś kiedykolwiek usłyszeć. Twoja najlepsza przyjaciółka utknęła poza obozem. Na dodatek w miejscu, gdzie nie ma schronienia. Wpadłaś w szał. Czym prędzej ruszyłaś w stronę pancernych drzwi prowadzących na zewnątrz. Monty chwycił Cię mocno za nadgarstek. Chłopak usiłował przemówić Ci do rozsądku, ale w Twojej głowie widniał jedynie obraz przyjaciółki. Bardzo długo szarpałaś się z Greenem.
- Jeżeli tam wyjdziesz... to zginiesz, a na to nie mogę ci pozwolić! - Monty wręcz błagał cię o pozostanie.
Ty natomiast chciałaś ratować przyjaciółkę. Zaczęłaś wykłócać się z chłopakiem. Byłaś na niego wściekła. Bellamy oznajmił Ci, że ktoś jeszcze utknął poza obozem i że uda się jeepem na poszukiwania. W tym też Twojej przyjaciółki. Chciałaś jechać z nim, ale Monty nie dawał za wygraną. Czułaś się bezsilna. Nienawidziłaś tego uczucia. W końcu skapitulowałaś.
- Bellamy ją uratuje. Zobaczysz. - Monty wyszeptał ledwo słyszalnie.
- Jakoś sam nie jesteś co do tego przekonany.
Siedziałaś pod drzwiami i czekałaś na Bellamyego. Monty kręcił się przy Tobie, choć wiedział, że jesteś na niego zła. Mijały kolejne godziny. Płakałaś. Green usiłował Cię uspokoić, ale ilekroć się do Ciebie zbliżał, byłaś jeszcze bardziej wściekła. Gdyby tylko pozwolił ci ruszyć na ratunek przyjaciółce... Bellamy wrócił, gdy toksyczny opadł dam wam w końcu spokój. Był sam. Załamałaś się. Bellamy przekazał Ci przykrą wiadomość. Twoja przyjaciółka nie żyła. Po raz kolejny zrobiłaś awanturę Montyemu, jak gdyby mogło to przywrócić życie Twojej przyjaciółce. Wtedy niemal ze sobą zerwaliście. Nie odzywałaś się do Montyego przez bardzo długi czas. Chłopak czuł się winny, ale wiedział, że gdyby pozwoliłby Ci wtedy ruszyć na pomoc przyjaciółce, mogłabyś już do niego nie wrócić. A tego by nie przeżył. Woli jak jesteś na niego zła, ale żywa, niż gdyby miał Zostać na tym okropnym świecie bez Ciebie.
Coś mi ten rozdział chyba nie wyszedł... Podzieliłam kłótnie na trzy części. Nie wiem, kiedy pojawi się następna. Mam nadzieję, że niedługo. Proszę o wyrozumiałość i cierpliwość :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top