swietłana
Swietłana oczarowała mnie swoją bezpośredniością, bo gdy podczas pewnej bezgwiezdnej nocy zapytałem, czy zrobić jej herbatę czy nadzieję, poprosiła o wódkę i sok porzeczkowy. Gdy kieliszki kolejno lądowały na stole z głuchym stukotem, towarzyszącym przy bliskim spotkaniem drewnianego stołu z tanim szkłem, uznałem jej szeroki uśmiech i dłoń luźno wodzącą po moim ramieniu za pozwolenie.
Dlatego tamtego poranka otrzymała i herbatę i nadzieję.
Swietłana była bezpośrednia i autentyczna we wszystkim co robiła; czy to narzekanie na kolor ściany w pokoju hotelowym, czy na moją kadrową kurtkę, w jej mniemaniu nie chroniącą przez rosyjskim chłodem.
Może Rosja była zimna jak lód, może moje serce. Może było czymś, co przedzieliło naszą reakcję, targając emocjami i ślepymi umysłem.
I może gdybym zrozumiał już na początku, że dwa tak bliskie sobie charaktery nie mogły żyć w zgodzie, zaoszczędziłbym sobie gorzkiego jak rosyjska wódka rozczarowania i rozciętej od złotego pierścionka wargi. Może.
Swietłana chciała tyle co ja i trochę więcej; wszystkich dookoła na zawołanie, świata kręcącego się tylko dla niej i kariery złotej jak jej pierścionki. Lubiła kontrolować i stawiać na swoim, lubiła ciągnąć za sznurki i prymitywnie uroczym uśmiechem mącić w głowie. A ja lubiłem tę kontrolę, gdy tak pewnie całowała moje usta, lubiłem gdy kierowała mnie na te właściwe lub mniej ścieżki, gdy raczyła mnie zapewnieniami i powierzchownym uśmiechem. Lubiłem ją. L u b i ł e m.
Bo Swietłana nie współczuła jak Hanne, nie była tak delikatna i subtelna, nie lubiła, gdy zamawiałem pizzę z ananasem, nie lubiła też, gdy to ja dyktowałem zasady. Więc gdy żegnam ją po raz ostatni, nie siląc się na pocieszenia i przeprosiny, zapewnia mi rosyjskie pożegnanie; prawym sierpowym i trzema przekleństwami rzuconymi w moją stronę.
— Thank you, next — mówię do samego siebie, tego samego wieczoru, pijąc za zdrowie ich wszystkich i kolejnych.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top