prolog

— Przykro mi.

Jasne, pierdol się.

Rozumiem, to przecież jeszcze nie koniec świata — mówię jednak, ostatkami sił powstrzymując się od wulgaryzmów i grymasu na twarzy zdradzającego moje niezadowolenie.

— Wiesz jak bywa, Andreas — dodaje trener, każdym słowem wlewając kropelkę oliwy do buchającego na wszystkie strony ognia.

Wiesz jak bywa, Andreas, klepiesz bulę na treningach, więc nie oczekuj, że będziesz startować w drużynówce, nic ci w życiu za ładne oczy nie dadzą, no chyba, że w pysk, powtarzam w myślach, dopowiadając wszystko to, czego nikt nie był w stanie powiedzieć mi w twarz, wszystko to, co cisnęło się na języki przynajmniej połowie obecnych w pomieszczeniu.

Doskonale wiem jak bywa; jeden trening, dwa słabe skoki na miarę piętnastolatka z Kazachstanu, trzy artykuły proponujące zakończenie kariery, lub pomoc psychologa, odstawienie od składu, frustracja i zwątpienie, kilka fałszywych uśmiechów, pokrzepiające słowa w komentarzach pod ostatnim uśmiechniętym zdjęciem. Bo przecież ostatecznie i tak wszyscy w r ó c ą, poproszą o szansę, przyznają do błędu, będą skandować moje imię.

Prawie wszyscy.

— Pokora. Na biurku leży słownik, poszukaj pod 'p' i zaznacz definicję żółtym pisakiem, za każdym razem, kiedy obrazisz się jak dziecko, bo ktoś był lepszy, weź dwa głębokie wdechy i przeczytaj ten fragment.

— Nie lubię żółtego, Hanne.

— I dobrze, nie wszystko w życiu będziesz lubić, Andreas.

— Ciebie lubię.

— Ja lubię pokorę, no już, bierz pisak.

Miała rację, zawsze miała; trzynastego grudnia powinienem wziąć ze sobą szalik, powinienem bardziej ją cenić, powinienem rozumieć, że nie zawsze byłem najlepszy, że życie nie było usłane różami, że picie kawy na pusty żołądek to pomysł klasyfikujący się jako fatalny.

Powinienem też widzieć, że byłem zobowiązany do pokory podczas ostatniego pożegnania z kimś komu oddałbym wszystko włącznie z sercem i ostatnim skokiem.

Rozpaczliwe szukanie szczęścia w innych było jednak bardziej bolesne od złamanego serca i odstawienia od składu na najbliższych zawodach.

***
Małe wprowadzenie i zaczynamy maraton po pocieszycielkach i niby miłościach Andreasa.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top