Rozdział 8- "Mistrz Papyrus"
Po długiej drodze doszliśmy do drewnianej chatki położonej w Snowdin.
- TO JEST MÓJ DOM. ZAPRASZAM DO ŚRODKA.
Nieśmiało wszedłem za Papyrusem.
- HEY BRACIE. PRZEPROWADZIŁEM GOŚCIA.
- co?! kto to jest?... - spojrzał na mnie-... i czemu jesteś mokry?
Papyrus opowiedział co się stało.
- heh... poczekaj, zaraz przyniosę ci coś na przebranie.
- Dzięki. A tak wogóle, mam na imię Ink.
- ja jestem Sans,to mój brat Papyrus, a na górze śpi Sonia.
- A kto to Sonia?
- eee...
- JEGO DZIEWCZYNA- wystrzelił nagle Papyrus.
Sans się za rumieni i teleportował się do pokoju. Po chwili wrócił z ubraniami.
- proszę, przebierz się. na górze po lewej jest łazienka.
- Dobrze, dziękuję.
Poszedłem do łazienki się przegrałem. Od Sansa dostałem jakąś białą bluzkę i czarne spodenki. Mój pędzel był cały mokry.
- Musi szybko wyschnąć... - powiedziałem cicho do siebie.
Zeszłym na dół.
- Mam pytanie. Gdzie mogę rozwiesić rzeczy?
- ubrania możesz rozwiesić na kaloryferze przy kanapie.
-Wiesz... Bardziej chodzi mi o to... - pokazałem pędzel.
- eee... po ci ten wielki pędzel?
- Jest dla mnie ważny. Tworzę nim... Au.
O powiedziałem im o tym jak tworzę różne wymiary.
- ŁAŁ TO MUSI BYĆ ŁAJNE ZAJĘCIE.
- Ta... Jak ktoś by mi nie niszczy AU, to było by fajne zajęcie. Ech dobra. Idę rozwiesić rzeczy.
- okey.
***TIME SKIP***
Siedziałem na kanapie i czekałem aż moje ubrania i przybory wyschną. Papyrus poszedł do kuchni i zaczął robić obiad. zgodziłem się zostać. Do pokoju wszedł Sans.
- hey, co tak siedzisz?
- A co mam robić? Myślę czy nie powinienem wracać do siebie...
- jak teraz pójdziesz to Papyrus będzie smutny.
- Ale na mnie ktoś czeka... Ech... No dobra zostanę.
- czej, to w tej pustce ktoś jest? oprócz ciebie?
- Tak...
w tamtej chwili przypomniałem
sobie o Gasterze. Nie mogłem o nim powiedzieć Sansowi. W końcu to jego ojciec...A on myśli że on nie żyje...
-OBIAD!!-krzyknął z kuchni Papyrus.
Perspektywa Sansa
Z góry zeszła Sonia. Była owinięta kocem.
- i co, lepiej? - zapytałem.
- Można tak poowiedzieć.- odpowiedziała zaspana Sonia.
- widzisz lekarz pomógł i nie zabił. heh...
- Bardzo śmieszne.- spojrzała na Inka- Hey...Kim jesteś? Jesteś podobny do Sansa.
-Tia... Jestem Ink. Miło poznać.
- Mi również.
Z kuchni wychylił się Papyrus.
- IDZIECIE?
- już, Paps.
Poszliśmy do kuchni i zjedliśmy spaghetti przyrządzone przez "mistrza Papyrusa". Po posiłku ubrałem moje ubrania. Były suche. tylko pędzel był trochę wilgotny, ale wyschnie.
- NAPRAWDĘ MUSISZ JUŻ IŚĆ?
- Tak. I tak czuje że za długo tu byłem.
Może jeszcze kiedyś wpadnę. Do zobaczenia.
- narazie.
- PAPA!
- Do widzenia.
Otworzyłem portal i przeszedłem przez niego. Czekał na mnie Error.
- Coś czuje, że szykuje się rozmowa...
Wiem krótki ale jest.xd.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top