Rozdział 11 - " I Co Dalej?"
Perspektywa Inka
Usłyszałem głos. Zatrzymałem się w miejscu. Upuściłem pędzel. Nie mogę uwierzyć... Powoli się odwróciłem patrząc w podłogę. Podniosłem głowę i zobaczyłem Errora opierając ego się o furtyne. Widziałam że cierpiał. Pobiegłem do niego i ostrożnie go przytuliłem. Syknął cicho z bólu. Natychmiast go puściłem. Na głowie miał kaptur swojej czarno-granatowej bluzy.
- Uparty jesteś. - powiedziałem zapłakany.
- Nie pła-acz... - chwycił mnie za polik - Upa-arty będę za-awsze. Ty-ym bardzie je-eśli chodzi o cie-ebie...
- Mogę przerwać? - zapytała nas Undyne.
- Oh... - właśnie dotarło do mnie co zrobiłem,odwrocilem się-Ja... Przepraszam. Naprawdę nie wiem co ze mną się stało byłem taki wściekły i ~
- Słuchaj, nie mam ci tego za złe. Też bym była wściekła gdyby ktoś skrzywdził mi kogoś bliskiego... Ty... Eee... Nie wiem jak masz na imię~
- Errro-or je-este-em.
- Error bardzo przepraszam że cię trafiłam wlucznią.
- Nie że-ebym gro-oził ale no-orma-alnie było by już po to-obie. Ale je-est tu Ink no i nie mo-oge się ru-szyć...
- a może wejdziesz a nie będziesz stać w drzwiach?
Faktycznie Error stał cały czas na progu. Po słowach Sansa zrobił ostrożnie krok do przodu.
- Ju-uż.
Sans strzelił facepala. Wszyscy z wyjątkiem Errora zaczęli się śmiać.
- Wolę sta-ać.
- Lekarz! Miałem znaleźć lekarza!- zacząłem mocno myśleć.
Perspektywa Errora
Stałem i patrzyłem na całą akcję. Nie mogłem się ruszyć. Nawet stanie kosztowało mnie wiele bólu, ale tego nie pokazywałem. Miałem dziwne wrażenie kiedy Sans się na nie patrzył, ale takim współczującym wzrokiem.
Po wykrzyknietych słowach Ink zaczął nad czymś myśleć.
- mogę zaoferować pomoc. znam się na medycynie. - zaoferował Sans.
- TY I MEDYCYNA - parsknął Papyrus- CHYBA W SNACH...
- Oj Paps, dużo rzeczy nie wiesz.-powiedziala jakąś dziewczyną, szkielet, schodząc po schodach na dół.
- NO DOPSZE...
- Kim jesteś? - dziewczyna zwróciła się do mnie.
- Erro-or je-estem...
- Sonia. Miło mi. - podeszła i podała mi rękę.
Popatrzyłem na nią i podałem jej rękę. Cały czas miałem kaptur i nie było widać mojej twarzy.
- A o co chodzi z tą medycyną?- zapytała Sonia.
- Error potrzebuje lekarza i pomyślałem~
- Nie po-otrze-ebuje le-eka-arza!
- przestań! widzę że nawet jak stoisz cholernie cię boli. w sumie nie dziwię się, 3 złamane kości...
- dwie...-powiedzialem obojętnie patrząc w dół.
- widzisz sam potwierdziłeś że coś ci jest. znam się na medycynie i mogę zaoferować pomoc. tylko czy Papyrus i Sonia się zgodzą. no i czy Error będzie chciał.
- JA SIĘ ZGADZAM. LUBIĘ GOŚCI. - A ja go nie zostawię w takim stanie.
- Ja nie mo-oge tu zo-osta-ać. Nie ma mo-owy.
Nie mogłem tam zostać. To nie mój wymiar. Nagle podszedł do mnie Ink. Dobrze wiedziałem co się stanie. Zaczął robić do mnie te swoje słodkie oczka. Dzizas jaki on słodki.
- Proszę. To dla twojego dobra.
- No do-obra ale nie na dłu-ugo.
***TIME SKIP***(boże jak dawno nie używałam skipa xd)
Perspektywa Sansa
Nie znałem Errora, ale widziałem że Inkowi na nim zależy.
Error leżał w salonie na rozłożonej kanapie. Strasznie mu współczuję. Szkielet gorzej znosi złamane kości. Zacznijmy od tego że powinien już nie żyć. To dlaczego żyje?...
- wiesz że normalnie już dawno byś nie żył?-powiedzialem schodząc że schodów.
Nie odzywał się. Podeszlem do niego. Leżał na "brzuchu". Popatrzyłem na jego plecy. Tak jak go trafiła włącznia tak miał dziurę. Jeżeli przeżył strzał to powinien przeżyć te męczernie...
No Hey... Ostatnio myślałam nad złym zakończeniem... Napiszcie co o tym myślicie. Bayo!
PS. Biedny Error nwm co dalej napisać może jakieś pomysły.?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top