Rozdział 1 - "Ała..."
Siedziałem i bawiłem się moimi kukiełkami. Każda z nich przedstawiała postacie z innych AU. Są ich tysiące Każda jest powieszona pod sufitem tej pustki na moich niebieskich linkach. Nie pamiętam czemu umiem je tworzyć. Moja pamięć ma luki. Nie pamiętam mojej przeszłości, jak i czemu tu trafiłem oraz wielu innych rzeczy. A najgorsze jest to że nie wiem dlaczego. Nagle usłyszałem za sobą głos. Głos Inka.
- Hey. Co robisz?
- A-a nie wida-ać?
Mój głos jak zawsze się zacinał. Nienawidzę tego.
- No nie.
-My-yślę które AU-U zni-iszczy-yć.
- Najlepiej żadne...
-Słu-ucha-aj. Nie mam ocho-oty na kole-ejną kłótnie.
- Coś się stało? Nigdy nie odmawiałeś kłótni.-zapytał zdziwiony Ink.
- Nie, po pro-ostu, nie mam o-ochoty. Na nic...
- Nawet na niszczenie AU?
Zapadła cisza. Ink usiadł obok mnie i spojrzał na mnie. Siedziałem i patrzyłem w podłogę. Spojrzałem na niego i z powrotem na dół.
- Widzę że ci coś jest.
- Nie-e.
- Zawsze byłeś uparty...
Wstał i wyszedł. Ja również wstałem i zacząłem się kręcić po pustce. Zamknąłem oczodoły i zacząłem myśleć nad moim „życiem".
Dlaczego ono nie może być normalne. Bez wymiarów, bez pustki i z innymi. Jestem tu sam... no dobra, mam Inka ale chciałbym mieć przyjaciół, rodzinę. Tak jak Sans. Dla wyjaśnienia, chodzi mi o klasycznego Sansa z klasycznego AU (tak ja go nazywam). On ma Paparusa, Toriel, Frisk, wielu przyjaciół przyjaciół i znajomych, a teraz nawet znalazł swoją *koleżankę z dzieciństwa. Zazdroszczę mu.
Nagle poczułem jak się o coś potykam. Zdążyłem zauważyć tylko że to noga Gastera. Przypominam że miałem zamknięte oczodoły. Przewróciłem się i poczułem straszny ból. Spojrzałem na rękę kość była lekko pęknięta. Popatrzyłem w górę. Nade mną stał Gaster z wyrazem twarzy jakby mnie przepraszał. Wyciągnął w moją stronę rękę. Podałem mu zdrową dłoń i wstałem.
- Dzię-ęku-uje.
Uśmiechnął się ciepło i odszedł.
Nagle przyleciały zmutowane kebsy i mnie zabili. Koniec.
Nie no żart. XD
Po tym jak Gaster odszedł, usiadłem i myślałem co z ręką. Postanowiłem że pozwolę żeby sama się zrosła. Masując bolące miejsce, usłyszałem zza siebie. Od razu wiedziałem że to Ink. Bo kto inny by ze mną rozmawiał?
- Boli?
- Ta-ak, a co?
- A tak pytam.
- Do we-ese-ela się za-agoi...
- No dobra, to ja już pójdę...
- Jak chce-esz, możesz zo-ostać... Nie przeszka-adzasz mi.
- Naprawdę?
- A cze-emu miałby-ym cię okła-amywać?
Usiadł obok mnie i zaczął ziewać.
- Ink, idź spa-ać.
- Nie jestem śpiący.
- Na-ape-ewno...
po chwili Ink leżał obok mnie i spał. Wyglądał tak słodko i niewinnie. Zupełnie jak dziecko... Położyłem się, uważając na pękniętą kość i zasnąłem.
*koleżanka z dzieciństwa -> Sonia z mojego drugiego opowiadania (Mówiłam że będą z sobą powiązane^^)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top