Świąteczny Special
Półtorej roku przed wydarzeniami opisanymi w serii
Boże Narodzenie to szczególny czas w roku, gdy już w listopadzie w sklepach pojawiają się świąteczne ozdoby, z głośników zaczynają lecieć świąteczne „hity", a na Netflixie znikąd naraz atakują widza dziesiątki świątecznych filmów. Jak to w przypadku dosłownie każdego aspektu życia, są zarówno zwolennicy jak i przeciwnicy tak wczesnego wypływu reniferów i choinek. Jednak gdy nadchodzi szósty grudnia, a wraz z nim Mikołajki, naraz większość społeczeństwa zaczyna wyczekiwać świąt, słuchać tego wszystkiego, na co piątego grudnia jeszcze narzekali i ogólnie wyczekiwać pierwszej gwiazdki. Świąteczny klimat pełen szczęścia, radości, uśmiechów i ciepła rodzinnego zaczyna kiełkować, osiągając moment kulminacyjny w Wigilię. Bo to szczególny czas, który ma wyjątkowe znaczenie. Wtedy ryba po grecku smakuje inaczej, makowiec nabiera wyrazistości, sałatka jarzynowa przestaje tuczyć, a dwie zupy nie są przesadą. Magię świąt można wyraźnie dostrzec w tym, że właśnie tego dnia znikają wszelkie bariery. Bo czemuż to zwolennicy makiełek nie jedzą ich wtedy, gdy mają ochotę, tylko czekają do świąt? To właśnie jest magia.
– A ta może być? – Shelly obraca się wokół własnej osi w ciemnozielonej sukience z cekinami, przywracając moje myśli z powrotem do jasnego pokoju mojej przyjaciółki.
Przekrzywiam głowę, kołysząc się na obrotowym fotelu w jedną i drugą stronę.
– Wyglądasz jak elf.
– Czyli idealnie! – Dziewczyna uśmiecha się szeroko i w podskokach odkłada do szafy pozostałe kreacje, po czym wyciąga z kartonu spod łóżka białą czapkę z pomponem i naciąga na głowę. Wysuwa spod niej kilka rudych kosmyków i przekłada długie warkocze z pleców na ramiona. Błyszczą złotem, gdy przegląda się w lustrze dumna ze swojego wyglądu.
– Gdybyś założyła tamtą czarną sukienkę też byłabyś elfem? – wspominam kreację, którą miała na sobie jeszcze piętnaście minut temu.
– Wracającym z pogrzebu. – Przytakuje ochoczo i zakłada czarne gladiatorki. Chwytam wstążki z białymi pomponami leżącymi na biurku, po czym rzucam w jej stronę.
– Zawiąż je przy palcach – sugeruję. – Tak zrobiłby prawdziwy elf.
– Dzięki! – Shelly posyła mi wdzięczny uśmiech, a w tym samym momencie rozlega się pukanie do drzwi.
Ściszam lecące z głośników komputera „All I want for Christmas", gdy klamka się porusza. W progu pokoju staje mama Shelly. Ma na sobie, jak zwykle, idealnie dopasowaną prostą sukienkę oraz szpilki. Ani ja, ani moja przyjaciółka nie rozumiemy, jak można chodzić po domu w obcasach, ale pani Ratajska nigdy nie nosi płaskich butów. Pewnie nawet klapki na basen ma na koturnach.
– Chłopcy przyszli – mówi delikatnym głosem, wydymając pomalowane na czerwono usta. – Rozmawiają z twoim ojcem.
Z Misią spoglądamy na siebie lekko spanikowanym wzrokiem.
– Zejdźcie, jak będziecie gotowe. – Kobieta uśmiecha się pobłażliwie i zamyka za sobą drzwi.
Zagryzam wargi, patrząc na nieumalowaną przyjaciółkę.
– Chyba powinniśmy się pospieszyć.
– Tak, bo tata jeszcze ich spłoszy. Zrób mi miejsce.
Posłusznie wstaję z fotela, by przesiąść się na kanapę. Ściągam z nóg czerwone trampki z pomponami.
– Super, że udało się tak szybko wszystko zorganizować. – Chwytam ciastko z talerzyka i biorę gryza.
– Nie poradziłabym sobie bez pomocy Tymka. To on zagadał dyrektorkę, by udostępniła nam salę gimnastyczną.
– Jesteście superbohaterami.
– Taka rola samorządu uczniowskiego. – Shelly wzrusza ramionami, podkręcając zalotką rzęsy.
– A Patryk jako porządny przewodniczący samorządu się odzywał?
Dziewczyna odwraca się na fotelu, unosząc brew. Jej twarz wyraża niedowierzanie.
– On to co najwyżej przemyci alkohol w ponczu.
– Zastępcy odwalają całą robotę. – Cmokam z niezadowoleniem.
– Pozwól, że go zacytuję „Po coś w końcu was mam". – Przewraca oczami, po czym wraca do malowania kresek na powiekach. – Zarozumiały palant.
Przyglądam się ze współczuciem przyjaciółce. Mimo że pierwszoklasiści nie są brani pod uwagę przy wyborach do samorządu, dziewczyna włożyła wiele wysiłku, by dostać się na to stanowisko. Patryka znała jeszcze z gimnazjum i chętnie przyjął ją do pomocy podczas kandydatury. Jako rok starszy licealista, wprowadził Shelly w świat szkoły średniej, jeszcze nim zdążyłyśmy poznać kogokolwiek z naszego rocznika. Przyjaciółka zabierała mnie latem na jego imprezy, gdzie wpatrywała się w Patryka maślanymi oczami, wierząc, że w końcu się nią zainteresuje. Lecz on zawsze uwielbiał być w centrum uwagi, a ostatecznie okazał się dupkiem, który przez cały czas wykorzystuje Shelly i Tymka. Wygrali razem wybory, ale to on zbiera wszystkie pochwały.
– Jako organizatorzy nie powinniśmy być na imprezie przed wszystkimi? – upewniam się, sprawdzając godzinę w telefonie.
– Nie, wszystkim miało się zająć kółko teatralne i artystyczne.
Zerkam na talerzyk z ciastkami, których zjadłam już niemal całe opakowanie.
– Mam nadzieję, że będzie dobre jedzenie, jak na mikołajkową imprezę przystało. – Krzywię się, biorąc jeszcze jednego Pieguska.
– Ja też. Nie mam ochoty znowu jeść kebaba.
***
– Dobra, chodź już, wyglądasz super – mówię do przyjaciółki, podnosząc się z kanapy, kiedy zauważam, że dziewczyna po raz piąty maluje usta czerwoną szminką.
Gdy nie reaguje, zabieram z biurka lusterko i chowam za plecami. Shelly obrzuca mnie spanikowanym wzrokiem.
– Ale ja...
– Skończyłaś. – Chwytam ją za rękę, by następnie dźwignąć z fotela. – Jesteś piękna, naprawdę. Tymek padnie z zachwytu.
– Ale to nie... – Stoi z rękoma po bokach, rozpaczliwie spoglądając na akcesoria do malowania rozrzucone po biurku.
– Chodź. – Omijam ją i pcham w kierunku drzwi. – No już, moja bogini.
– Jeszcze torebka! – woła z paniką, otrząsając się z przygnębienia, po czym podbiega do szafy po czarną kopertówkę. – Mam!
Wreszcie możemy uratować chłopców z rąk rodziców Shelly.
Schodzimy po marmurowych stopniach, a kroki Misi odbijają się echem w wysokiej klatce schodowej wypełnionej obrazami w złotych ramach. W przedpokoju zamiast chłopców dostrzegam parę butów sportowych Adidas i czarne trampki. Kierujemy się w stronę dochodzących z kuchni głosów.
– Obecne możliwości technologiczne dają tak wiele możliwości... – Rozpoznaję głos Damiana, kolegi z klasy. – Dajmy na to okulary VR, które niemalże sprawiają, że gracz przenosi się do wirtualnego świata. W połączeniu z dodatkowymi akcesoriami pozwalają praktycznie na całkowite odcięcie się od rzeczywistości...
Wkraczamy do obszernej kuchni w ciemnej kolorystyce, która kontrastuje z białą marmurową podłogą. Pan Ratajski stoi oparty o jasny blat z kubkiem w dłoni i uważnie przysłuchuje się wysokiemu nastolatkowi o ciemnych włosach, który żywo gestykuluje. Mężczyzna ma na sobie koszulę, szarą kamizelkę i dopasowane do niej spodnie od garnituru. Zgaduję, że dopiero co wrócił z pracy. Obok jego rozmówcy, Damiana, stoi także inny chłopak, Tymek, który jako pierwszy nas zauważa. Przenosi na nas błękitne spojrzenie i poprawia okulary. Obaj chłopcy mają na sobie jednoczęściowe piżamy kigurumi w kształcie reniferów, a na szyjach zawiesili czerwone wstążki z malutkimi dzwoneczkami, które pobrzękują cicho przy każdym ich ruchu.
– Cześć, dziewczyny. – Tymek odrywa się od stołu i z szerokim uśmiechem podchodzi do Shelly, żeby z nią pierwszą się przywitać. W końcu to on oficjalnie zaprosił ją na bal. – Ślicznie wyglądacie.
– Dzień dobry, panie Ratajski. Cześć wszystkim – witam zebranych, dygając w stronę Tymka. – Dziękuję.
Shelly nieśmiało wybąkuje powitania, zawstydzona komplementem. Damian wpatruje się w nas szeroko otwartymi, brązowymi oczami.
– Cz-cześć. – Podchodzi do mnie powoli, lustrując wzrokiem moją czerwoną sukienkę z czarnym paskiem, obszytą białym futerkiem. – Zgadzam się z Tymonem. – Po czym z wahaniem mnie przytula.
Zdziwiona poklepuję go po plecach.
– Sorki, że tak długo na nas czekaliście, ale przygotowania zajęły nam więcej czasu niż się spodziewałyśmy. – Posyłam znaczące spojrzenie w kierunku przyjaciółki.
– Nie ma problemu, przynajmniej dla mnie – odzywa się jej ojciec. – Dowiedziałem się wielu interesujących rzeczy. – Uśmiecha się w kierunku Damiana, zabierając ze stołu telefon i rusza w kierunku salonu. – Bawcie się dobrze.
Wszyscy mu dziękują, po czym przechodzimy do przedpokoju, by ubrać kurtki. Tymek zadeklarował się, że zawiezie nas na imprezę i choć nam tym zaimponował, nikt nie wsiadłby do samochodu z siedemnastolatkiem bez prawka. Co innego, gdy kierowcą okazał się być jego brat.
Blondyn siada z przodu, a my pozostałą trójką pakujemy się na tylne siedzenie starego BMW. Damian puszcza nas przodem, czekając, aż pozapinamy pasy, a na koniec sam wsiada, zdjąwszy uprzednio kaptur z pluszowymi rogami.
– Cześć dziewczyny, Marcel jestem. – Brat Tymka wychyla się z przedniego siedzenia, podając każdej z nas rękę.
– Nika – przedstawiam się, odwzajemniając uśmiech, którym mnie obdarza. Jest równie zaraźliwy jak jego brata. Dostrzegam także ogólne podobieństwo w delikatnych rysach twarzy i pogodnych, błękitnych oczach.
– Misia – mówi przyjaciółka, ściskając jego dłoń.
– O tobie to akurat sporo słyszałem. – Puszcza do niej oczko, po czym odwraca się przodem do kierownicy. – Czas zawieźć was na imprezę.
Shelly spogląda na mnie zaskoczona, ale ja wpatruję się w Tymka, który cały czerwony analizuje przednią szybę.
Wykrzywiam kącik ust w rozbawieniu, a następnie poprawiam białą opaskę z miniaturową czapeczką Mikołaja.
***
– Dobra, jak będziecie chcieli wracać, dajcie znać. – Marcel zatrzymuje samochód na szkolnym parkingu. – I jeszcze jedno. Weźcie z bagażnika termos. To przesyłka dla Patryka. Ja muszę jeszcze pojechać po kumpli.
Wymieniamy się z Shelly zaniepokojonymi spojrzeniami.
– Co jest w tym termosie? – pyta przyjaciółka, gdy gramolimy się przez drzwi.
– Jak to co? – Chłopak wyszczerza do nas zęby. – Barszczyk.
Shelly posyła mu znużone spojrzenie, po czym przewraca oczami. Damian z Tymkiem natomiast ożywiają się po tej informacji i ochoczo zabierają z bagażnika urządzenie.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł, by wnieść alkohol na teren szkoły. Regulamin chyba tego zabrania. – Krzywię się, gdy Tymek tylko zbywa mnie machnięciem ręki.
Shelly zamyka klapę, po czym wspólnie ruszamy do głównych drzwi szkoły.
– To będzie ostatnia impreza, jaką dyrektorka pozwoliła nam urządzić – mruczy przyjaciółka. Maszeruje obok mnie z posępną miną, chowając w kurtce zaciśnięte w pięści dłonie
– To przesyłka dla Patryka – przypominam jej. – To on będzie za to odpowiadał. – Zerkam na Damiana i Tymka, którym z trudem udaje się przecisnąć przez framugę. – Albo oni, bo dali się wykorzystać.
– Ale wszystko i tak spadnie też na mnie, bo jestem współorganizatorką... Powinnam tego dopilnować...
– Ej, chłopcy! – wołam za nimi, decydując się jednak zainterweniować.
Oboje odwracają się do mnie zdziwieni. Gdy dostrzegam ich pytające spojrzenia, przez chwilę próbuję nie wybuchnąć śmiechem na widok dwójki reniferów niosących termos.
Szybko jednak się opanowuję.
– Czy wzięliście pod uwagę, że wnosząc tam alkohol, narażacie także Misię? Jest współorganizatorką i...
– I nie będzie miała z tym nic wspólnego – słyszę męski głos, a po chwili z korytarza wyłania się wysoki szatyn w stroju Świętego Mikołaja.
– O, jak dobrze, Patryku, że jesteś. Mamy dla ciebie przesyłkę. – Tymek rusza do chłopaka, ochoczo podając mu termos. – To dla ciebie.
Patrzę osłupiała, jak Patryk zabiera urządzenie od kolegi i rusza w kierunku drzwi wejściowych.
– Dzięki! – woła, po czym, jak gdyby nigdy nic, wychodzi ze szkoły.
– No to problem z głowy. – Tymek uśmiecha się szeroko, wzruszając ramionami. – Chodźcie, czas rozkręcić tę imprezę.
***
– No to żeśmy ją rozkręcili...
Wzdycham, spoglądając na Damiana, który z rozbawieniem obserwuje kilku nauczycieli tańczących na środku sali do puszczanej z głośników „Run Rudolph Run".
– Myślę, że oni nie potrzebują naszej interwencji, bawią się całkiem dobrze. – Obraca się na ławie, sięgając po pasztecika leżącego na jednym z wielu wypełnionych po brzegi talerzy.
Shelly krzywi się, tylko na chwilę przesuwając załamane spojrzenie z grupy nauczycieli na chłopaka. Wygląda naprawdę smutno. Siedzi po przeciwnej stronie stołu z brodą podpartą na rękach, a jej mina krzyczy „Jestem porażką".
– I z pewnością uznają tę imprezę za sukces, tego nie musisz się obawiać. – Damian uśmiecha się do niej szeroko, błyskając fioletowym aparatem ortodontycznym.
Parskam śmiechem, przyznając mu rację, choć Shelly wcale nie podziela naszego zdania. W odpowiedzi tylko przewraca oczami, po czym opada czołem na stół z głuchym jękiem.
Rozglądam się po sali. Kółko artystyczne i teatralne włożyło naprawdę dużo roboty w przygotowanie świątecznych dekoracji rozwieszając je wzdłuż wielkich okien, a pod jedną ze ścian utworzyli „stanowisko DJ'a" z dwoma dużymi głośnikami oraz laptopem. Przed nimi rozłożona została wykładzina, na której obecnie balują nauczyciele.
Choć to oni mieli nas „pilnować", w praktyce wygląda to tak, że kilkudziesięciu pierwszaków włóczy się wokół stołów z jedzeniem i napojami, a środek sali zajmują tańce nauczycieli. A właśnie...
– Gdzie są pozostali? – pytam, siadając prosto i przyglądając się obecnym licealistom. Dostrzegam tylko kilka osób ze starszych klas.
Gdy nie słyszę odpowiedzi, przenoszę wzrok na znajomych. Patrzą się na mnie zdezorientowani.
– Czemu są tu głównie pierwszoklasiści? Gdzie są pozostali?
– Masz na myśli starsze klasy? – pyta Tymek, podnosząc wreszcie spojrzenie znad telefonu, który przeglądał od ostatnich piętnastu minut.
– No.
– Przecież jest tam Agata, Paweł... – wymienia, spoglądając na ludzi krążących po sali.
– I pięć innych osób, których nikt nie zapraszał z jakiegoś powodu na imprezy latem. – Unoszę brew.
Chłopak marszczy czoło, pochylając się ponownie nad telefonem.
– Masz rację – mówi Damian, zmrużonymi oczami rozglądając się po sali. – Nie ma wszystkich, którzy normalnie nie przegapiliby żadnej imprezy.
– Patryka też nie ma, ani Marcela. – zauważa Shelly.
– Idziemy. – Tymek nagle wstaje, naciągając na nogi kigurumi, które podczas siedzenia podciągnęło się mu do połowy łydek.
Spoglądamy na niego zaskoczeni.
– No nie siedźcie tak – mówi, jeszcze bardziej zaskoczony naszą reakcją. – Zmieniamy miejscówkę.
Shelly sięga pod stół po obcasy, które zdjęła w międzyczasie. Chwytam opaskę i nakładam na głowę, poprawiając wysoką kitkę.
– A powiesz nam gdzie? – Wygładzam czerwoną sukienkę mikołajkową, spoglądając pytającym wzrokiem na blondyna.
– Do Patryka, tam są wszyscy.
– I nikt nie wstawił o tym Instastory? – Dziwi się Shelly.
– Wstawili. – Tymek wzrusza ramionami.
Otwieram szerzej oczy.
– I dopiero teraz mówisz?
Chłopak ponownie wzrusza ramionami.
– Nie pytaliście.
Damian uśmiecha się, poprawiając włosy.
– W sumie racja.
Wychodzimy z sali, po drodze ubierając kurtki. Wychodzimy ze szkoły i ruszamy chodnikiem wzdłuż drogi.
– Nie wiem, czy powinnam jako zastępca przewodniczącego opuszczać imprezę – dociera do mnie cichy głos Shelly, która idzie ze mną pod ramię. – W końcu z Tymkiem ją zorganizowaliśmy...
Spoglądam na nią ze współczuciem. Przyjaciółka zawsze bardzo poważnie podchodziła do rzeczy, w które się angażowała, przez co teraz biedna ma wyrzuty sumienia.
– Rozumiem cię – mówię, po czym pocieszająco głaszczę jej ubraną w rękawiczkę dłoń. – Ale się nie przejmuj. Nauczyciele świetnie się bawią, jest spokój, a na koniec będzie niewiele sprzątania. Zresztą sprzątać będą chłopacy, którzy latem wybili szybę w oknie sali historycznej, wobec czego nawet nie musisz zostawać do końca. – Posyłam jej pokrzepiający uśmiech. – Nawet ty zasługujesz na to, by się zabawić i odpocząć od roli organizatorki. W razie czego zawsze możemy wrócić, żeby sprawdzić, co dzieje się w szkole. To przecież niedaleko.
Shelly spogląda na mnie zielonymi oczami pełnymi wdzięczności.
– Wiesz, że cię kocham, prawda?
– Tak, już od podstawówki. – Posyłam jej szeroki uśmiech i przytulam do siebie.
Przyspieszamy kroku, zauważając, że chłopcy już się trochę oddalili. Doganiamy ich, gdy stają pod furtką. Tymek wybiera numer na telefonie, a po chwili rozlega się buczenie otwieranej bramki i w drzwiach jednego z domów pojawia się Marcel w stroju bałwana.
– O! Dzieci postanowiły wreszcie przysiąść się do dorosłych. Jak tam impreza w szkole? Umarła już?
– Powiedział bałwan – mruczę cicho, na co Damian i Shelly parskają śmiechem. Ruszamy za Tymkiem gęsiego po schodach.
– Przy takiej konkurencji umarła jeszcze zanim się rozpoczęła – rzuca Tymek ze śmiechem.
Przekraczamy próg białych, eleganckich drzwi, a wtedy do naszych uszu dociera muzyka dobiegająca z drugiej części domu. Zdejmujemy kurtki, wrzucając je do pobliskiego pokoju gościnnego.
– Ostatni bastion legł! – Rozlega się okrzyk, po czym naszym oczom ukazuje się Patryk z butelką cytynówki w jednej ręce i z kieliszkami w drugiej. Podchodzi do nas, wręczając każdemu po jednym, po czym nalewa do pełna. Odstawia butelkę na bok, napełniając własny kieliszek.
Shelly spogląda na mnie z wahaniem. Posyłam je szeroki uśmiech, wzruszając ramionami.
– No to wesołych! – wykrzykuje Patryk, po czym wszyscy stukamy się kieliszkami omal nie wylewając całej jej zawartości.
Kwaśno-cierpki smak alkoholu pali moje gardło, po czym wykrzywia twarz. Na popitę nie mam co liczyć, przypominam sobie. Nie w tym towarzystwie, lato mnie tego nauczyło. Słyszę, jak Patryk się z nas śmieje, po czym ponownie polewa.
– No to na drugą nóżkę!
– No bez jaj – rzuca Shelly, ale razem z pozostałymi ponownie wlewamy sobie do ust alkohol.
Kiedy Patryk ponownie zamierza się do nalania nam kieliszków, razem z Shelly gwałtownie kręcimy głowami, po czym ciągnę ją w kierunku łazienki.
– Nie chcę skończyć imprezy, jeszcze zanim się zaczęła – mówię, na co przyjaciółka tylko potakuje, wciąż krzywiąc się po cytrynówce.
Pukam w drzwi łazienki, ale na szczęście jest pusta, więc pospiesznie wchodzimy do środka i zamykamy za sobą drzwi. Schylam się do kranu, by napić się wody.
– Rany, już wiem, że będę tego jutro żałować. – Krzywię się, wycierając usta kawałkiem papieru toaletowego, żeby nie rozmazać czerwonej szminki.
Misia wydaje jęk zawodu, łykając chłodny płyn.
– Nie mów tak. To ty powinnaś mnie utwierdzać w przekonaniu, że to dobry pomysł, a nie razem ze mną obawiać się, że jest najgorszy z najgorszych! – Wyrzuca ręce w górę w geście oburzenia. – Co z ciebie za przyjaciółka!
Posyłam jej rozbawione spojrzenie, rozpuszczając karmelowe włosy i ponownie spinając je w kitkę.
– Dobra, dobra, rozumiem. – Spoglądam na swoją twarz, upewniając się, że makijaż wciąż wygląda w miarę dobrze. Czarne kreski pociągnięte na powiekach nad lazurowymi tęczówkami kontrastują z jasnym cieniem o brokatowym pigmencie, który daje wrażenie migoczących płatków śniegu. Czerwone kropki nad jaskółkami i czerwona szminka nadają mu idealnie świąteczny charakter. – Będzie zajebiście, mówię ci.
Shelly uśmiecha się szeroko.
– Nie zawiedź mnie.
***
– Cheri cheri Lady, Goin' through emotion, Love is where you find it...
– Listen to your heart!
Tańczymy z Shelly na środku salonu w tłumie pijanych nastolatków, drąc się wniebogłosy do piosenek z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Choć początkowo dominowały współczesne zespoły, ostatecznie i tak się okazało, że właśnie te najlepiej rozkręcają imprezę. Mikołaje, renifery i elfy podskakują, wirują i śpiewają wokół nas, zupełnie nie przejmując się fałszem, który wydobywa się z ich gardeł. Zresztą, co tu wiele mówić. My też należymy do tego grona, które ani trochę nie myśli o słuchu innych, a tym bardziej o tym, czy w ogóle nas słychać.
Po namyśle mogę stwierdzić, że jest to najlepsza forma „nucenia" do ulubionych utworów. Jest tak głośno, że mało kto cię słyszy, bo samemu ledwo się słyszysz, pochłania cię muzyka, tekst, który przelatuje ci przez myśli, wspomnienia tworzące się wokół ciebie, emocje przemawiające przez melodię i tekst piosenki, które przepełniają całą twoją duszę i umysł do tego stopnia, że żyjesz chwilą. Tylko tym momentem, tą muzyką i tymi ludźmi, którzy cię otaczają. Wszystkim tym, co jest w chwili obecnej. Bez przeszłości, przyszłości, zmartwień i obaw, bez niepotrzebnych myśli. Bo tak naprawdę właśnie tak powinniśmy żyć. Tym, co jest teraz. Bo wczoraj już odeszło, a jutro nie wiadomo czy przyjdzie.
Okręcam się wokół własnej osi, trzymając za rękę przyjaciółkę, gdy wybrzmiewają ostatnie nuty Modern Talking. Nie ma jednak czasu na odpoczynek, bo chwilę później w głośnikach rozlega się „Livin' On A Prayer" i ponownie zaczynamy śpiewać, udając, że mamy w rękach mikrofony. Naraz obok nas pojawia się Patryk. Jeszcze zanim przyszliśmy, pozbył się stroju dobrze zbudowanego gwiazdora, który mocno ograniczał jego ruchy i założył zamiast tego czarne dżinsy oraz białą koszulę ładnie opinającą jego wyrzeźbioną sylwetkę.
– Mogę prosić? – pyta, szarmanckim gestem wyciągając przed siebie dłoń w kierunku Shelly.
Zaskoczona dziewczyna patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami i przez chwilę chce zrezygnować, ale posyłam jej karcące spojrzenie, po czym się oddalam. Słyszę jeszcze, jak Misia niepewnie się zgadza. Wypatruję w tłumie Damiana albo Tymka. Nie powiem, ja też byłam zaskoczona i chociaż mam w stosunku do Patryka więcej obaw niż zaufania, nie chcę go całkowicie skreślać.
W końcu dostrzegam w tłumie dwa renifery podskakujące w przypadkowy sposób do muzyki. Podchodzę do nich z szerokim uśmiechem i zaczynam się gibać do rytmu.
– Gdzie zgubiłaś Misię? – pyta Damian, z zaskoczeniem rozglądając się wokół mnie.
– Patryk poprosił ją do tańca – wyjaśniam.
Chłopcy robią zdziwioną minę, po czym stają na palcach, by wypatrzyć właściwą parę. Choć salon nie jest wielki, to właśnie tutaj gromadzi się większość ludzi i tak naprawdę ciężko dostrzec kogokolwiek. Świąteczne lampki rozwieszone pod sufitem migoczą niczym dyskotekowe światła, oświetlając czapki mikołajów, rogi reniferów i różnokolorowe pompony na czerwono, niebiesko, zielono i różowo. Zauważam Marcela, który kołysze się przy laptopie. Robi dzisiaj za DJ'a i, moim zdaniem, wychodzi mu to naprawdę dobrze. Widać to zresztą po frekwencji osób na „parkiecie". Tylko część imprezowiczów włóczy się po korytarzu lub kuchni, popijając z plastikowych kubeczków.
– Chcielibyście się czegoś napić? – pytam chłopaków, gdy zdaję sobie sprawę, jak bardzo zaschło mi w gardle od śpiewania. Delikatnie się kołyszę, bo parkiet aż drży od tupotu nóg, a duszne pomieszczenie zaczyna przyprawiać o zawroty głowy.
Oboje ochoczo przytakują i wspólnie ruszamy do kuchni, gdzie Tymek bierze się za napełnianie kieliszków. Nie o taką formę nawilżenia gardła mi chodziło, ale trudno. Stukamy się szkłem, po czym szybko wlewamy zawartość do ust. Krzywię się, po czym sięgam po sok grapefruitowy w kartonie. Nalewam go do plastikowego kubeczka i popijam.
– Czytałem, że grapefruit wzmacnia działanie alkoholu – rzuca Damian, samemu wypełniając płynem kubek.
– Wątpię, żeby to zrobiło nam wielką różnicę – śmieję się pod nosem. Myśl, że nie pamiętam, ile wypiłam, o dziwo, nie wywołuje we mnie żadnej innej reakcji.
W kuchni jest ciszej, ale ściany wciąż dudnią od basów, a obecni nastolatkowie wciąż próbują przekrzyczeć siebie nawzajem. Naraz rozkołysanym krokiem do pomieszczenia wchodzi Shelly, za którą podąża Patryk. Uśmiecham się, widząc, że się przekomarzają. W oczach dziewczyny tańczą iskierki. Podchodzą do lodówki, po czym Patryk wyjmuje colę i burbona. Oboje nas nie zauważyli, zbyt przejęci toczoną przez siebie rozmową. Przyjaciółka opiera się o ścianę, biorąc do ręki przygotowany przez chłopaka drink. Stukają się szkłem, po czym Patryk nachyla się do niej i szepcze coś na ucho. Shelly rumieni się, chichocząc. Ucieka spojrzeniem w naszym kierunku. Mrugam do niej, a ona jeszcze bardziej czerwienieje, spuszczając wzrok. Patryk ponownie nachyla się do niej i mówi kilka słów, na co dziewczyna zaskoczona podnosi powieki. Na ustach chłopaka tańczy delikatny uśmiech.
– Myślałem, że Misia go nie lubi – słyszę obok siebie głos Damiana. – Ciągle na niego narzeka.
– Kto się czubi, ten się lubi – zauważa ze śmiechem Tymek.
Obrzucam ich przelotnym spojrzeniem. Chłopcy stoją naprzeciw mnie, ukradkiem podglądając scenę, która rozgrywa się po drugiej stronie kuchni i komentują niczym przekupki na targu. A podobno faceci mniej plotkują od kobiet.
Wracam wzrokiem do przyjaciółki i wytrzeszczam oczy. Patryk stoi naprzeciw Shelly, która wpatruje się w niego oczarowana. Szatyn pochyla delikatnie głowę, po czym ich usta się spotykają. Oboje odstawiają na blat szkło, przywierając do siebie. W kuchni rozlegają się gwizdy i oklaski. Rozglądam się wokół zaskoczona, gdy wszyscy zgromadzeni wpatrują się w parę. Misia momentalnie odrywa się od Patryka, który tylko uśmiecha się zwycięsko, patrząc na zgromadzonych i wznosi ręce na boki. Przyjaciółka wraca do niego spojrzeniem z wymalowanym na twarzy szokiem i ogromnym rozczarowaniem. Wielkie zielone oczy analizują, jak chłopak zachwyca się uwagą, która na siebie ściągnął. A później jej wzrok przenosi się na mnie. A właściwie nawet nie na mnie, ale na osobę za mną. Tymka. Dziewczyna blednie, usta zaciskają się w prostą kreskę. Bierze szklankę z drinkiem, po czym staje na palcach i wylewa jej zawartość na Patryka, który całkowicie odpłynął w zachwycie nad sobą, zapomniawszy o Shelly. Chłopak odwraca się oszołomiony. Ciemny płyn spływa po jego brązowych, nażelowanych włosach w akompaniamencie śmiechu zebranych. Misia wymija go i wybiega z pomieszczenia, omal nie potykając się w dziesięciocentymetrowych szpilkach. Rzucam przestraszony wzrok na chłopców za mną. Stoją zamurowani, nie wiedząc do końca, co robić. Odkładam kubek na bok, po czym pędzę za przyjaciółką.
Doganiam ją w holu wyjściowym, gdzie z rozdrażnieniem wkłada na siebie beżową parkę.
– Pieprzona kurtka – warczy ze łzami w oczach, gdy z kieszeni wypada pomadka. Podnoszę ją z ziemi, by jej podać.
– Poczekaj, pójdę z tobą – mówię, po czym wchodzę do pokoju gościnnego. Od razu rzucam się w kierunku sterty kurtek leżacych na łóżku, próbując dokopać się do mojej. Jak na złość, większość z nich jest czarna. Dokładnie tak, jak moja. Czy w sklepach naprawdę nie mogliby wprowadzić większego urozmaicenia dla kroju kurtek w danym sezonie? Czy wszystkie muszą być identyczne?
W końcu udaje mi się wygrzebać tą właściwą. Sprawdzam nawet, czy w kieszeniach znajdują się moje rękawiczki, a następnie wychodzę z pokoju. W holu jednak nie ma już Shelly. Stoi tylko Damian, który patrzy w kierunku drzwi z wyrazem współczucia na twarzy. Marszczy delikatnie ciemne brwi, a w kącikach ust tworzą się drobne zmarszczki.
– Gdzie jest Misia? – pytam od razu. – Miała na mnie zaczekać.
– Wybiegła z płaczem, gdy tylko przyszliśmy za tobą. – Damian zdejmuje kaptur z porożem renifera i przeczesuje gęste włosy. – Tymek za nią poleciał, żeby nic się jej nie stało. Powiedział, że przekona ją, żeby pójść do szkoły sprawdzić, czy wszystko jest okej. Powinno jej to pomóc. Uspokoi przynajmniej w tej jednej kwestii.
Kiwam głową, wciąż lekko się krzywiąc. Może fakt, że to właśnie Tymek pobiegł za nią sprawi, iż lepiej się poczuje. Przecież to na niego patrzyła, gdy uświadomiła sobie, że widział jej pocałunek.
– Biedna Shelly.
– Poradzi sobie. – Damian puszcza do mnie oczko. – Więcej było w niej wściekłości niż smutku. Patryk z pewnością pożałuje tego teatrzyku, który wokół niej wyprawił.
Uśmiecham się krzywo.
– Oj tak, lepiej jej nie podpadać. – Śmieję się, bo jako jej przyjaciółka, najlepiej wiem, co kryje się pod tą z pozoru niewinną i delikatną fasadą rudowłosej laleczki.
Damian posyła mi jednocześnie zaskoczona i rozbawione spojrzenie, po czym obrzuca wzrokiem salon, w którym się trochę przerzedziło.
– Zaprosiłem cię na bal mikołajkowy i chociaż nie jesteśmy na właściwym balu, chyba wypadałoby, żebym choć raz z tobą zatańczył.
Przenosi na mnie ciepłe spojrzenie brązowych oczu. Dostrzegam delikatne zmarszczki w ich kącikach, gdy nieśmiało się uśmiecha. Podchodzi bliżej i wyciąga dłoń.
– Mogę prosić panienkę do tańca?
Nie mogę powstrzymać ust, które momentalnie układają się w łuk.
– Z przyjemnością – mówię, chwytając po bokach za sukienkę i kłaniając się tak, jak to widziałam na filmach. Następnie podaję mu rękę i ochoczo ruszamy na parkiet.
Jestem przeszczęśliwa, że zdecydowałam się założyć czerwone trampki za kostkę zamiast wymyślnych czarnych szpilek, które mama próbowała mi wcisnąć przed wyjściem. Umierałabym już dawno, podpierając ściany lub tańczyła boso, narażając się na wdepnięcie w lepkie plamy zdobiące pomieszczenia pełne alkoholu. A tak, wiruję wokół własnej osi, poruszana muzyką, która przepływa przeze mnie nieprzerwanym nurtem, nie przejmując się niczym poza otaczającymi mnie ludźmi i ich niekontrolowanymi ruchami. Odchylam się na bok, dostrzegając dziewczynę z trzeciej klasy, a raczej jej rękę, gdy omal nie dostaję w twarz. Damian obejmuje delikatnie moją talię i odsuwa na bok, przemieszczając się na obrzeża pomieszczenia. Śmieję się, gdy razem komentujemy zachowanie mijanych osób. Po kolejnej piosence, kiedy tańczenie wśród tylu osób staje się niemal walką o życie, ruszamy do kuchni, by uzupełnić wyskakane procenty. Stąpając ostrożnie, unikam nadepnięcia przez liczne szpilki oraz chronię głowę przed latającymi w górze kończynami.
– Przetrwaliśmy! – rzucam z satysfakcją i przecieram czoło w geście ulgi.
– To było nie lada wyzwanie – wtóruje mi chłopak, nalewając drinki.
Posyła mi szeroki uśmiech, który odwzajemniam. Opieram się ramieniem o jego bark, gdy naraz dopada mnie znużenie. Pod palcami wyczuwam przyjemny materiał polarowej tkaniny, spod której czuję ciepło skóry Damiana. Spoglądam na zegar wiszący nad wejściem. Pierwsza trzydzieści.
– Myślisz, że Shelly już wróciła do domu? Marcel miał nas odwieźć...
– Nie przejmuj się nią. – Chłopak podaje mi drinka, a drugą ręką otacza moją talię, dzięki czemu mogę wygodniej się oprzeć. Opieram głowę na ręce, uśmiechając do niego z wdzięcznością. Stukamy się kubeczkami. Damian, jakby speszony moim uśmiechem rozgląda się po kuchni z drgającymi kącikami ust. W przygaszonym świetle jego skóra jest niemalże biała i intensywnie kontrastuje z ciemnymi włosami wystającymi spod kaptura renifera oraz brązowymi tęczówkami. Wysokie kości policzkowe i mocno zarysowana szczęka wydają się jakby wyciosane z kamienia. Obciągnięte skórą gładką jak porcelana są wyraziste nawet wtedy, gdy obdarza mnie szerokim uśmiechem, a na jego zębach błyska fioletowy aparat ortodontyczny. Na jasnej cerze wykwitają delikatne rumieńce.
– Nie wiem, czy nalanie ci kolejnego drinka było dobrym pomysłem – oznajmia rozbawiony.
Marszczę brwi i dopiero po chwili orientuję się, że przez cały ten czas wlepiałam w niego roziskrzone ślepia niczym w obrazek, jednocześnie gładząc opuszkami jego policzek. Speszona zabieram dłoń z jego skóry, zwieszając ją luźno. Nie zabieram łokciach z jego barku, choć przez różnicę wzrostu zaczyna być mi coraz mniej wygodnie. Spuszczam wzrok, chowając płonącą czerwienią twarz i tańczący na ustach śmiech.
– No cóż, postukuję palcem w kubeczek, po czym posyłam mu zadziorne spojrzenie. – Wobec tego lepiej go wypiję, zanim postanowisz mi zabrać.
Jednym ruchem przechylam drinka, wlewając w siebie całą jego zawartość.
Chłopak odsuwa się, żeby przyjrzeć mi się szeroko otwartymi oczami, po czym wybucha śmiechem, gdy mrugam, próbując ponownie złapać ostrość widzenia.
– Nie pozostawiasz mi wobec tego wyboru. – Również dopija zawartość kubeczka. – Głupio bym wypadł, jeśli by się wydało, że wyprzedzasz mnie w piciu. – Cmoka, po czym puszcza mi oczko.
Reaguję na to śmiechem głośniejszym niż planowałam.
Chłopak szczerzy się do mnie, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Tkwimy w tym zawieszeniu długą chwilę, nim Damian odrywa ode mnie spokojne spojrzenie brązowych tęczówek i wkłada dłoń do kieszeni. Wyjmuje z niej komórkę i otwiera folder „Wiadomości". Ostrość za bardzo mi się rozmazuje, bym mogła skupić się na treści smsa, którego wyświetlił. Rozglądam się po kuchni, z której powoli ubywa ludzi. Wszędzie walają się plastikowe kubki i opróżnione butelki po alkoholu.
– Tymek z Misią już wracają. Jeśli chcemy, możemy zabrać się z nimi od razu, bo Marcel nas podwiezie.
Kiwam głową. Nogi mam jak z waty, a świadomość płynie własnym nurtem, niekoniecznie zgodnym z pozostawaniem myślami w rzeczywistości.
Tyle trudnych słów...
Prostuję się i wychodzę z kuchni, a wtedy do moich uszu dociera głos Britney Spears.
– Gimme, gimme more; Gimme more
Nie potrafię się powstrzymać i choć jeszcze przed chwilą ledwo szłam, teraz zatrzymuję się, poruszając biodrami i wyrzucam ręce w górę, obracając się przodem do Damiana. Chłopak wytrzeszcza oczy. Nucąc pod nosem tekst piosenki, kiwam na niego palcem, jakbym chciała, żeby za mną ruszył. Robię kilka kroków w tył, po czym ponownie odwracam się tyłem i ruszam dalej, kołysząc biodrami w rytm piosenki. Czuję na sobie kilka par oczu, ale nie przejmuję się tym. Szczególnie wtedy, gdy zatrzymuję się na progu gabinetu, chwilę tańczę, po czym odwracam się i ponownie kiwam głową na Damiana.
Wchodzę do środka, wciąż nucąc i przegrzebuję stos kurtek. Co z tego, że chwilę wcześniej ją znalazłam. Teraz znowu leży zakopana gdzieś pod stertą innych. Słyszę, jak drzwi się zamykają. Odwracam się, dalej śpiewając Britney. Chwytam dłoń Damiana i sama kręcę się wokół własnej osi. Początkowo chłopak nie reaguje, ale po kilku sekundach sam zaczyna się poruszać, nakierowując mnie na poszczególne ruchy. Kręcę biodrami, schodząc w dół na kuckach, po czym szybko się podnoszę i zarzucam dłonie na kark chłopaka. Czuję jego ręce na biodrach, które mocno przyciągają mnie do siebie. I naraz wybrzmiewa ostatni dźwięk piosenki.
Stoimy naprzeciw siebie, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Ciemne tęczówki wpatrują się bez ruchu w moje, lazurowe. Widzę, jak świąteczne lampki rozwieszone na zewnątrz domu, widoczne z okna, odbijają się w jego oczach i oświetlają skórę kolorowymi smugami. Długie rzęsy rzucają cienie na policzki. Czuję, jak jego serce łomocze, a moje chyba nawet zamarło w tym zawieszeniu. Choć wiem, że muzyka dalej leci, nie słyszę jej. Słyszę w uszach szum i nasze oddechy.
– Damian...? – szepczę, ale w tym momencie nasze usta się stykają. Rozchylam je bezwiednie pod wpływem nacisku chłodnych warg. Smakuję słodycz coli i gorzki smak wódki. Staję na palcach i ciaśniej przywieram do chłopaka. Damian oplata mnie ramionami, a ja czuję rozchodzące się po całym moim ciele ciepło, jakbym zanurzała się w gorącej kąpieli. Wdycham zapach jałowca i mięty, rozkoszuję się błogim stanem zawieszenia, w którym jesteśmy tylko we dwoje. Muzyka dudni za drzwiami, a my tkwimy zamknięci w bańce przeżyć i uczuć, nie zwracając na nic uwagi. Damian robi kilka kroków w tył, po czym siada na łóżku, pociągając mnie za sobą. Siadam na nim okrakiem, ani na chwilę nie przerywając pocałunku. Przesuwam dłońmi po milutkim materiale kigurumi na barkach, zjeżdżam w dół na klatę. Wyczuwam twarde mięśnie, unoszące się pod wpływem oddechu, dudniące pod palcami serce.
Skrzypnięcie otwieranych drzwi sprawia, że momentalnie zeskakuję z Damiana. Świat niebezpiecznie wiruje. Balansuję, szukając oparcia w stopach, ale go nie znajduję. Pokój gwałtownie się przechyla, ciemniejąc.
– Chyba coś jest nie tak – mamroczę jeszcze, ale mój głos brzmi jak niewyraźny bełkot z oddali, a świat naraz staje się czarny.
Po chwili otwieram powieki i od razu szybko mrugam, bo ostre światło wdziera się w nie gwałtownie, bez ostrzeżenia atakując źrenice. Wydaję pomruk niezadowolenia, gdy moją głowę przeszywa tępy ból. Próbuje zgnieść mi czaszkę i zmiażdżyć mózg do konsystencji purée. Podejmuję kolejną próbę spojrzenia na otoczenie. Z niemałym zaskoczeniem stwierdzam, że otula mnie moja własna pościel, a obok mnie siedzi z laptopem na kolanach moja przyjaciółka.
– Obudziłaś się! – woła rozradowana, a fala dźwiękowa, z której składa się jej głos, atakuje moje bębenki.
– Ciszej... – jęczę. – Po co tak krzyczysz?
Chowam twarz w poduszkę i ściskam głowę dłońmi.
– Oho, ktoś tu ma kaca – kontynuuje wesołym tonem Shelly. – Napij się tego. – Podaje mi izotonik, a ja z trudem podciągam się na ramieniu, by móc się napić. – Przepraszam, że wczoraj nie zaczekałam, ale byłam mega zażenowana i nie byłam w stanie dłużej tam wytrzymać.
– Spoko – mruczę, pochłaniając napój.
– Tymek za mną poszedł i sprawdziliśmy bal mikołajkowy – kontynuuje, jakby w ogóle mnie nie usłyszała. – Ostatecznie ludzie się rozkręcili, a na parkiecie nie tańczyli jedynie nauczyciele. Jak tam trafiliśmy, poczułam się ultra głodna, dlatego tak długo nas nie było. Pogadaliśmy, potańczyliśmy, aż nauczyciele się skapnęli, że impreza miała się zakończyć koło północy, a jest już dawno po. Tymek zadzwonił po ekipę, co miała to wszystko posprzątać i wróciliśmy do was. – Przekrzywia głowę, utkwiwszy we mnie uważne spojrzenie zielonych tęczówek. – Wytłumaczysz mi, jakim cudem znalazłaś się wczoraj na podłodze?
Mrużę brwi, odwzajemniając spojrzenie. Zastanawiam się, czy na pewno dobrze usłyszałam. Jak znalazłam się na podłodze? Przenoszę w zamyśleniu wzrok na ścianę i odtwarzam w głowie wczorajszy wieczór. Pamiętam, jak Patryk pocałował Shelly, jak wylała mu na głowę drink. Później wybiegła, a ja chciałam pobiec za nią. Damian poprosił mnie do tańca, zgodziłam się i w sumie całkiem dobrze się bawiliśmy. Następnie poszliśmy się napić.
Biorę ostatni łyk izotonika, po czym odkładam pustą butelkę na stolik nocny. Opadam na poduszkę, wytężając pamięć.
– Nie wiem – odpowiadam w końcu.
Misia unosi zdziwiona brew, odkładając na bok laptop.
– Nie pamiętam.
– W takim razie może przypomni ci się, kiedy powiem, że gdy weszliśmy do pokoju, leżałaś na ziemi, a Damian się schylał, by cię ocucić. Mówił, że właśnie się zbieraliście do wyjścia, kiedy nagle zemdlałaś. Nie wiem, ile drinków wypiłaś pod moją nieobecność, ale najwyraźniej urwał ci się film. Gdy Marcel nas odwoził, mamrotałaś coś o reniferach i elfach. Całe szczęście, że wszyscy w domu spali, bo chłopcy musieli mi pomóc, żebyś trafiła do łóżka. Nawet kluczy nie potrafiłaś zlokalizować i musiałam przeszukiwać twoje kieszenie. Co się wydarzyło, kiedy mnie nie było?
– Brzmisz, jakbyś była moją matką – jęczę, chowając twarz w dłonie. – Pamiętam, że poszliśmy tańczyć, a później gadaliśmy. Co innego mogłabym robić z kolegą z klasy? – pytam retorycznie, nie rozumiejąc, do czego dąży. Przecież nic innego się nie wydarzyło.
Spoglądam na przyjaciółkę. Misia wzrusza ramionami.
– Damian mówił to samo, chciałam sprawdzić, co pamiętasz. – Uśmiecha się szeroko. – Cieszę się, że nie popsułam ci zabawy.
– Chyba nie. – Śmieję się pod nosem i dodaję: – Nie pamiętam.
Dziewczyna szturcha mnie łokciem, mrużąc oczy.
– Shelly? – Poważnieję, chwytając ją za dłoń.
– Hm?
– Dziękuję, że się mną zaopiekowałaś. – Posyłam jej wdzięczny uśmiech.
– Od tego są przyjaciele. – Wzrusza ramionami, po czym wstaje z łóżka. – Ale jestem już zbyt głodna, żeby pozwolić ci dłużej spać. Piętnasta to najwyższa pora na śniadanie.
Wszystkiego dobrego w Nowym Roku i trzymajcie się zdrowo <3
Kocham,
Wasza Allicea
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top