Rozdział Trzydziesty Ósmy

Rozkoszuję się opływającą moje ciało gorącą wodą. Kąpiel jest luksusem, którego nie dane mi było zaznać już od długiego czasu. Przyćmione światło zapalonych abażurów oraz unoszący się zapach kwiatów z dolanego do wanienki mleczka sprawiają, że pozwalam moim myślom swobodnie przepływać przez głowę, nie skupiając się na niczym. Wyciszam umysł i relaksuję ciało.

Gdy zaczynam marznąć, myję pośpiesznie włosy i opłukuję czystą wodą przyniesioną w osobnym wiaderku, a następnie wychodzę z wanny. Brenda przygotowała mi dwa ręczniki – jeden do włosów, drugi do ciała – więc oba wykorzystuję. Chwilę później, ubrana w długą koszulę nocną i z zaplecionym warkoczem wilgotnych włosów podchodzę do drzwi sypialni. Ostrożnie je uchylam.

Po lewej i prawej stronie ciągnie się korytarz, na którego końcu dostrzegam ściany, czyli prawdopodobnie znajduje się tam rozwidlenie. Na marmurowej posadzce leżą długie wzorzyste dywany w odcieniach bordo i złota, a ściany w kolorze żółtego beżu pokrywa do połowy ciemna boazeria. Z drewnianego sufitu kasetonowego zwisają co jakiś czas żyrandole, natomiast po obu stronach korytarza, między drzwiami, świecą się kinkiety.

Naraz tuż przed moim nosem wyrasta postać w granatowym mundurze. Podnoszę wzrok do góry i napotykam groźne spojrzenie wąsatego strażnika.

– W czym mogę pomóc? – pyta, mrużąc krzaczaste brwi.

– Ymm... zawołaj proszę Brendę – mówię, na co strażnik kiwa głową i oddala się korytarzem. Robię krok naprzód, lecz wtedy zauważam, że za drzwiami znajduje się drugi strażnik. Mierzy mnie lodowatym spojrzeniem jasnoniebieskich oczu, a jego blada twarz wydaje się nie wyrażać żadnych emocji.

– Nie może panienka opuszczać pokoju – odzywa się martwym głosem, co tak mnie zaskakuje, że pośpiesznie zamykam drzwi.

A więc ponownie jestem więźniem. Tylko tym razem w większych luksusach.

Po kilku minutach zjawia się Brenda w towarzystwie dwóch młodzieńców, którzy zlewają wodę z wanny do specjalnego zbiornika i wychodzą. Patrzę z zażenowaniem, jak kobieta opróżnia mój nocnik do innego pojemnika, po czym opuszcza pomieszczenie, życząc mi dobrej nocy. Unikam jej wzroku i wymrukuję odpowiedź. Muszę zapytać Aldaia, jakim cudem wynalazek zwany kanalizacją dotarł do portowej karczmy, ale do zamku już nie.

– Przepraszam. – Jeszcze raz wychylam głowę na zewnątrz.

Wąsaty strażnik spogląda na swojego kolegę, a gdy ten nie reaguje, przenosi na mnie spojrzenie czarnych tęczówek.

– Czego sobie panienka życzy?

– Dopilnujcie, aby nikt więcej nie zakłócał dziś mojego spokoju – mówię rzeczowo, wyciągając wysoko brodę tak, jak uczył mnie Aldai.

Mężczyzna zerka ponownie na niebieskookiego z wahaniem.

– Tak jest – odpowiada, nie doczekawszy się reakcji ze strony drugiego strażnika.

– Dziękuję. Dobrej nocy. – Kiwam mu głową i znikam za drzwiami, nie mogąc dłużej powstrzymać triumfującego uśmiechu. Nie sądziłam, że to przejdzie. Mam tylko nadzieję, iż Wąsaty dopilnuje rozkazu.

Z zadowoleniem podchodzę do toaletki i zabieram leżące w niej listy, po czym wskakuję do łóżka. Chłodna pościel przyjemnie otula moje rozgrzane ciało. Zapadam się w poduszki, wygodnie układam i zerkam na stare pergaminy.

Zapisane eleganckim, schludnym kobiecym pismem wydają się być skropione jakimś różanym perfumem, lecz wraz z wonią podstarzałego już cienkiego papieru, kojarzą się raczej z zapachem staruszki. Widać, że adresatka dbała o nie, gdyż ułożone są od najstarszych do najnowszych. Data składa się jedynie z numeru dnia i miesiąca.

23 czerwca

Kochana Siostro,

Wybacz, że dopiero dzisiaj piszę ten list do Ciebie, ale tak wiele się zdarzyło, odkąd opuściliście zamek! Nie musisz się martwić, mój Małżonek Ethelbert dba o mnie i pielęgnuje. Chce, abym była szczęśliwa. Droga Manuelo, i istotnie tak jest! Godzinami spacerujemy po wspaniałym różanym ogrodzie, którego piękno mogę podziwiać nawet z własnej sypialni. Podobno Najmiłościwszy Władca sprowadził róże z całego królestwa, gdy tylko postanowił mi się oświadczyć. Czyż to nie wspaniałe? Niezwykły dowód uczucia, które nas łączy. Służba jest uczynna, miła, nie to co Pani Helma. Takich jak ona próżno szukać na zamku. Nigdy nie jestem sama, więc nie doskwiera mi smutek. Małżonek zawsze przychodzi rano pod drzwi mej sypialni, a po spacerach odprowadza mnie z powrotem. W pokoju towarzyszy mi służąca, Fabiola, natomiast popołudnia spędzam z dwórkami. Wymieniamy się historiami i plotkujemy. Są bardzo zabawne, ale brakuje mi rozmów z Tobą, Siostro, oraz Paulettą.

Przejeżdżam pobieżnie następne linijki tekstu, ale nie znajduję nic ciekawego. Zwykły opis dnia bez żadnych konkretów. Zastanawia mnie tylko jedno – skąd się tu wzięły listy pisane przez samą królową?

17 lipca

Droga Manuelo,

Nie uwierzysz w tą niesłychaną nowinę! Dzisiaj dowiedziałam się, że wszystkie niestrawności, których ostatnio doświadczyłam, nie były spowodowane chorobą. To jeno oznaka błogosławieństwa! Jestem w ciąży, kochana Siostrzyczko! Och bogowie, tak się cieszę! Ethelbert również był uradowany, jak tylko lekarz wpuścił go do mej sypialni. Widziałam, jak oczy mu rozbłysły z zachwytu niczym gwiazdy na nocnym nieboskłonie. Wyjawił mi, że od dawna marzył o synu. Czasy są niepewne i dobrze jest wiedzieć, że gdyby Miłościwie Nam Panującemu coś się stało, ród będzie miał dziedzica tronu. Nie chcę, żeby mnie opuścił, ale myślę, że mądrość płynie z Jego ust. Wiem na pewno, iż w moim łonie leży syn, ponieważ każdy pierworodny z rodu Brytów był chłopcem. To niesamowita wiadomość, prawda?

No, niezwykła.

Król Ethelbert obecnie jeszcze rządzi Królestwem Lleyn, więc słyszałam w karczmie wiele historii na jego temat. Jest tyranem, ale może kiedyś było inaczej? Z perspektywy królowej wydaje się bardzo... ludzki.

W kilku następnych listach głównie jest mowa o ciąży królowej, jakiś nieistotnych plotkach, kto był z kim widziany, o życiu miłosnym dwórek, wytwornych przyjęciach...

Naraz trafiam na pergamin pełen rozmazanych liter, jakby nadawca pisał go na deszczu. Jest dosyć krótki.

23 marca

Och, Siostro!

Okrutna to wiadomość! Powiłam dziewczynkę! Nie mogę w to uwierzyć! Odkąd pokojówka pobiegła przekazać wiadomość memu Małżonkowi, nie zjawił się. Przepłakałam całą noc w akompaniamencie dziecka, uciszanego przez mamkę. Pięcioro za nią tęskni, a ona moje bawi, porzucone przez własną rodzicielkę. Nie chciałam tego słuchać. Nie chciałam widzieć córki. Następnego dnia kazano mi zjawić się przed obliczem mego Męża. Zwyzywał mnie. Zwyzywał i zamknął samotną w pokojach. Nie chce dziecka. Mówi, że gdyby on je spłodził, potomek byłby płci męskiej. Och, ja biedna, niesłusznie oskarżona. Bogowie mi świadkami, żem tylko z Nim dzieliła łoże. Teraz płaczę ponownie nad moim losem, lecz zza ściany nie słychać już płaczu. Może głos straciło od ciągłego zawodzenia? A może Jirinie udało się je uśpić?

Gdyby Szanowna Pani Matka pytała, powiedz żem zdrowa, lecz na duszy cierpię. Ucałuj ode mnie Czcigodnego Ojca.

Kochająca Izolda

Przeglądam następny list.

(...) Mija już drugi tydzień odkąd wydałam na świat dziewczynkę. Dwa tygodnie nieustannego lamentu zza ściany. Siedzę zamknięta, samotna, wsłuchując się w płacz mojego dziecka.(...)

I kolejny.

(...) Trzeci tydzień. Dziś jednak coś się zmieniło. Nad ranem usłyszałam płacz, który nie ustawał. Zdenerwowana ruszyłam do pokoju obok, chcąc zganić Jirinę. Ta jednak spała. Już miałam ją budzić, kiedy płacz umilkł. Spojrzałam w stronę kołyski, gdzie wpatrzone były we mnie ciemne oczęta.

Kilka godzin później Jirina przybiegła do mnie roztrzęsiona, przepraszała na kolanach, a ja jej podziękowałam. Podziękowałam, gdyż dzięki niej poznałam, że nie tylko ja zostałam porzucona przez niewinność. Obie zostałyśmy. (...)

Czyli królewicz ma starszą siostrę. Czyżby pretendentkę do korony? Te zapiski okazują się być niezłą dawką wiedzy. Będę musiała opowiedzieć wszystko Damianowi, żeby nie było wtopy, gdyby te kwestie zostały poruszone przy królu.

Następny list opisuje przede wszystkim rozwój dziewczynki oraz uroczystość, w której królowa była zmuszona wziąć udział, aby wzmocnić wizerunek królestwa w oczach zarówno wrogów, jak i sojuszników. Nazajutrz odbywały się rozmowy osobiste w sali tronowej. Podczas wizytacji posłańca elfów wyszło na jaw, że król wyciął ponad połowę lasów, w których żyły driady. Zbuntowały się, a armia zabiła większość z nich, nie szczędząc małych dzieci. Królowa zemdlała oburzona postępowaniem męża, przez co za karę rozkazano oddzielić ją od córki na kilka dni.

Z następnego listu wnioskuję, że siostra królowej odnalazła dawną mamkę króla. Kobieta zdradziła mu, że ojciec Ethelberta zabił wszystkie niemowlęcia płci żeńskiej, które przyszły na świat przed nim. Król, oburzony polityką ojca, postanowił przeprosić za niesłuszne oskarżenie żonę i poznać córeczkę. Nie pozwolił jednak królowej samej opuszczać komnaty. Jak dawniej, zabierał ją na spacery oraz kupował podarki dla niej i dziecka. Podczas przechadzek często towarzyszył im pewien mężczyzna o imieniu Talmir, który wrócił po wielu latach służby w północnych częściach królestwa. Królowa poznała go już na uroczystościach, gdyż jako jeden z niewielu miał zaszczyt siedzieć najbliżej pary królewskiej. Władca darzył go bardzo dużym zaufaniem, dlatego pozwalał mu uczestniczyć we wspólnych rozmowach, dzieląc się z nim prywatnymi spostrzeżeniami oraz dyskutował o planach odnośnie królestwa. Oczywiście, były to tematy delikatne, odpowiednie dla wrażliwych, kobiecych uszu Izoldy.

Spacerami, balami i prezentami Ethelbert wciąż starał się odbudować miłość małżonków, lecz królowa nie była w stanie mu przebaczyć. Choć się z tym kryła, wiedziała, że władca odczuwał jej niechęć. Od tego momentu coraz częściej wylewała na papier gorycz i żal do męża, tęsknotę za spacerami, swobodnym życiem poza zamkowymi murami. Zaczęła je porównywać do czarnego kota o granatowych oczach, którego widywała po zmroku za oknem. Wieczorami, gdy wszyscy spali, wpuszczała go do środka, by powdychać zapach nocnej wolności. Zwierzała się mu i żaliła, wiedząc, że nikomu nie zdradzi jej tajemnic. Od niego natomiast, uczyła się niezależności. Dzięki obecności zwierzaka miała poczucie, że choć w drobnym stopniu panuje nad swoim życiem. Spędzał noce w jej sypialni, a nad ranem znikał. Dzięki niemu wiedziała, że była istota, która ją kochała nie z przymusu ani powinności. Budowała jej pewność siebie, doceniała swymi zaletami.

Zamknięta w komnacie niczym w klatce ptak, czekam na wolność swą utraconą.

Kilka miesięcy później urodziła synka, a mąż jeszcze bardziej zaczął zasypywać ją podarunkami, zapewniwszy wszelkie dobra poza wolnością. Miała zaledwie kilka miejsc, do których mogła się udać i to tylko w obstawie straży podległej jedynie rozkazom władcy. Czas spędzała z córką, z fascynacją obserwując, jak jej „Różyczka" się rozwija. O synu niewiele wspominała. Czasem rodzina królewska wychodziła na wspólne spacery, spędzała razem popołudnia na zabawach. Król Ethelbert wydawał się szczęśliwy z przyjścia na świat syna. Adorował go dużo bardziej niż dziewczynkę. Żonę natomiast, odwiedzał kilka razy w tygodniu, ale ona nie potrafiła już być dla niego tak czułą jak kiedyś. Mimo jego przeprosin, nie umiała i nie chciała mu wybaczyć. Kot ją nauczył, że podobnie jak on, powinna być panią swojego życia, a król zamykał ją w klatce jak gołębia. Dusiła się i nie mogła rozłożyć swych skrzydeł. Przytłaczał ją swoją obecnością, zamykał, wciąż obiecywał, mówiąc że „chroni" przed okrucieństwem świata poza zamkiem.

Ciążą mi powieki i już ledwo je otwieram, ale decyduję się zerknąć na kilka ostatnich listów.

Kolejnej wiosny na świat przyszedł drugi chłopiec. Król był jeszcze szczęśliwszy, gdyż wiedział, że w razie czego również on będzie mógł zasiąść na tronie. Królowa natomiast, opisała chłopca słowami:

Jego narodziny są symbolem wolności. Wolności, która wkrótce nadejdzie.

Wspominała, jak spędza czas z dziećmi, podziwia jak rosną, a nocami opowiada wszystko kotu, który mimo upływających lat, wciąż o niej pamiętał i przychodził. Coraz rzadziej zgadzała się na wizyty władcy, mimo jego licznych podarunków oraz czarujących słów. Od tej pamiętnej wizytacji wysłannika elfów nie uczestniczyła już w dyskusjach, ale chętnie witała na balach, godnie reprezentując z małżonkiem królestwo. Smutno jej było, zerkając na Ethelberta i wspominając dawne uczucie, przeszłość, w której istniał tylko on, lecz wiedziała, że już nie uda mu się odzyskać jej miłości. Minęło zbyt wiele lat i zbyt dużo bólu zadał Izoldzie. Wciąż zamykając w klatce, ranił jej duszę oraz serce.

Zwijam ostatni list i z trudem podnoszę się z łóżka. Starannie układam pergaminy z powrotem w schowku, zamykam i dokładnie zasuwam. Wracam na posłanie, zdmuchnąwszy po drodze ostatnie płonące w lampach świeczki. Zakopuję swe zmęczone ciało w wygrzaną pościel, wspominając smutny żywot królowej, o której w mieście niewiele rozmawiano. Układam się wygodnie, zamykam oczy, a w głowie rozbrzmiewa mi fragment jednego z ostatnich listów:

Przywróci mi wolność swą utraconą. Kot, który wprowadził w me życie magię, a skowronka zmienił w walecznego orła. W klatce zamknięty nie podda się, nim swych skrzydeł nie rozłoży, porzuci swe więzienie i odleci w dal.

Już nigdy nie powróci.



Oto jest! Mój prezent dla Was pod choinkę <3

Przepraszam za opóźnienia, ale miałam ciężki okres, w którym niełatwo było mi znaleźć motywację do nauki, dlatego z całego serca dziękuję wspaniałej Nathlies, która popchnęła mnie do działania. Przy okazji wszystkim polecam obie powieści znajdujące się na jej koncie - na pewno się nie zawiedziecie <3

Jeszcze raz wszystkiego najlepszego i dziękuję za cierpliwość ;*

Całusy (na odległość),

Wasza Allicea

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top