Rozdział Dziewiąty
– O co chodzi? Co się stało? – pyta Damian, gdy strażnicy popychają nas w stronę koryt.
– Nie zadawać żadnych pytań. Do trumien! – rozkazuje strażnik koło Shelly.
Trumien? Te koryta to trumny?! Tam mamy umrzeć? Rozglądam się nerwowo. Moje serce zaczyna bić coraz szybciej.
Zostało trzech strażników. Po jednym przy każdym z nas. Odwracam głowę i spoglądam na Shelly pytająco. Masz jakiś plan? Ona odwzajemnia spojrzenie i spogląda na Damiana.
– Damian! – wołam szeptem. – Damian!
W końcu spogląda na mnie.
– Nie rozmawiać! – grzmi strażnik.
Ruchem głowy wskazuję na Shelly i oboje kierujemy na nią wzrok. Dziewczyna przykłada trzy palce do ust, gdy strażnicy popychają nas do trumien. Potykam się, ciągle odwracając głowę. Przyjaciółka odlicza na palcach:
Trzy...
Dwa...
Omal nie przewracam się do trumny.
Jeden...
Shelly zaciska pięść i uderza strażnika łokciem w brzuch. To chyba znak. Kopię strażnika w kolano, wykorzystuję trik Misi, po czym uderzam go kostkami palców od dołu w nos. Nie spodziewałam się, że to mnie tak zaboli. No trudno, potem się pożalę. Strażnik łapie się za nos, a ja nadeptuję mu z całej siły na bosą stopę, ciesząc się, że samoobrona z filmu „Miss Agent" w końcu się na coś przydała.
W ostatniej chwili dostrzegam jeszcze mój plecak w trumnie. Najwyraźniej elfy nie mają w zwyczaju okradać innych, nawet jeśli to są ich więźniowie, którzy teoretycznie powinni być niedługo martwi. Zarzucam plecak i odwracam się, lecz w tym momencie elf łapie mnie za przedramię i próbuje unieruchomić. Uderzam go w krocze, uwalniając się.
Shelly i Damian też się już oswobodzili, więc wbiegamy do lasu. Za nami słychać krzyki. Misia kieruje nas na ścieżkę do jaskini. Przedzieramy się między drzewami, aż wreszcie ją odnajdujemy. W oddali dostrzegam gęste krzaki i zakręt, za którym powinna być dziura do tunelu. Za nami słychać krzyki. Odwracam głowę. Strażnicy są coraz bliżej. Przyjaciółka potyka się o sukienkę. Pomagam jej wstać i biegniemy dalej.
Jeszcze trochę...
Mam wrażenie, że zaraz padnę z wyczerpania.
Już zaraz...
Jeden ze strażników wypuszcza z łuku strzałę. Mija moją głowę o włos.
Skręcamy i nagle ktoś przed nas wyskakuje. Młodzieniec odsuwa gałęzie i dostrzegamy otwarte drzwi.
– Szybko! Chowajcie się! Chcę wam pomóc!
Spoglądamy po sobie zdezorientowani, podczas gdy chłopak patrzy na nas błagalnie. Za nami ponownie rozlegają się krzyki, strażnicy są coraz bliżej.
– Chodźmy – odzywa się Shelly, wchodząc pierwsza do środka, a my ruszamy za nią.
Młodzieniec zamyka drzwi, po czym odgarnia z ziemi liście palmowe, takie same jak w pagórkach. Naszym oczom ukazuje się drewniana klapa. Otwiera ją, pokazując drabinę.
– Pod spodem jest pomieszczenie i ukryte w szafie wejście do tunelu, który zaprowadzi was prosto do miasta. – Przygląda nam się uważnie, podczas gdy z zewnątrz dochodzą głosy strażników. – Jeśli chcecie, możecie uciekać, ale potrzebujecie pomocy, choć może jeszcze o tym nie wiecie. Mogę ją wam zaoferować.
– Jakiej pomocy? – pytam, nie wiedząc, o co chodzi.
– Wytłumaczę wam później, jeśli zdecydujecie się zostać. Teraz nie ma czasu, musicie się schować – mówi, pospieszając nas.
Po kolei schodzimy po drabinie.
– Świeca i zapałki są za drabiną – dodaje chłopak. – Jeśli postanowicie zostać, nie ruszajcie się z wejścia do tunelu, póki nie zejdę na dół. Inaczej was znajdą.
Zatrzaskuje klapę i zapada ciemność.
– Czy możecie mi wytłumaczyć, co się właściwie stało? Bo chyba nie nadążyłem.
Damian zapala świecę i chowa ją do stojącej obok lampki.
– Może chodźmy wpierw do tunelu i wtedy porozmawiamy. Strażnicy w każdej chwili mogą tu przyjść – zauważa Shelly, rozglądając się po pomieszczeniu.
Znajdujemy się w ziemiance wzmocnionej drewnianą konstrukcją. Dopiero po chwili dostrzegam, że nie są to zwykłe belki i słupy, ale wyrastające z ziemi korzenie. Wyglądają jak te, dzięki którym wydostaliśmy się z tunelu – splecione ze sobą tworzą trwałe sklepienie i wzmacniają ściany. Pokój wygląda jak otoczony artystycznie rzeźbioną siatką, która wypływa ze ścian, kreując łóżko z baldachimem, toaletkę i ogromną szafę. Wszystko to robi niesamowite wrażenie.
– Nikuś chodź, lepiej się pospieszyć. – Przerywa mi oględziny przyjaciółka.
Otwieramy szafę, odgarniamy wiszące ubrania i napotykamy drewnianą rzeźbioną ścianę.
– I co teraz? – pyta Damian.
Przejeżdżam palcami po płycie, ale nie napotykam żadnej klamki.
– Po co by ktoś rzeźbił wnętrze szafy? – zastanawiam się głośno i nagle wpadam na pomysł. Łapię za wyrzeźbioną łodygę i przesuwam na bok odsłaniając tunel.
Zamykamy drzwi szafy w momencie, gdy na górze rozlega się tupot stóp. Zasuwam płytę najciszej jak umiem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top