Rozdział Dwunasty
Siedzimy wewnątrz pomieszczenia uformowanego z ziemi na kształt igloo. W powietrzu unosi się zapach palonego kadzidła. Pomiędzy mną i Daileassem ułożono krąg z przezroczystych kamieni i miodowych świeczek, w środku którego stoi dzbanek z bulgoczącą zieloną substancją podgrzewaną na malutkim ognisku. Wokół nas rozłożone są inne kamienie – szmaragdowe, grafitowe i błękitne – skrzące się w blasku świec, jakby zamieszkały w nich tysiące gwiazd. Pomiędzy nimi Daileass rozsypał na ziemi kryształki soli, formując zawiłe wzory, których nie potrafię rozszyfrować. Shelly i Damian przycupnęli na stopniach prowadzących z półziemianki do kuchni. Przy twarzach trzymają materiałowe chusteczki; dostali je wraz z zakazem wdychania zapachów unoszących się w „grocie". Przyjaciel obejmuje dziewczynę ramieniem, szepcząc coś do ucha, podczas gdy Misia uważnie śledzi każdy ruch elfa, który mruczy pod nosem słowa w nieznanym mi języku, malując palcem znaki na ziemi. Następnie wyjmuje z kieszeni bryczesów złote rzeźbione wahadełko, stuka nim o jeden z kamieni i zawiesza nad parą unoszącą się znad cieczy. Przedmiot zaczyna zataczać małe okręgi, zwalnia i zmienia swój ruch, zakreślając proste linie pomiędzy świecami. Daileass otwiera dotąd zamknięte oczy i chowa wahadełko do kieszeni. Siada ze skrzyżowanymi nogami, stykając się ze mną kolanami. Kładzie na nich moje dłonie wewnętrzną stroną do góry, po czym nakrywa swoimi. Jego skóra jest rozgrzana i delikatna w dotyku, jak u niemowlaka. Po moim wnętrzu rozlewa się przyjemne ciepło, jakbym zawinęła się w nagrzaną puchową kołdrę w zimowy poranek. Wydaję westchnienie i przymykam leniwie oczy.
– Dobrze – szepcze elf. – Oddychaj głęboko.
Jego głos odbija się echem w mojej głowie, poruszając każdy nerw. Czuję mrowienie w miejscach, gdzie się stykamy. Po chwili to wrażenie rozchodzi się jak fala, która wpływa do rzeki i pokonuje całą jej długość, obejmując i łącząc oba brzegi w nurcie rozkoszy. Moje usta wyginają się w delikatnym uśmiechu, a policzki płoną z gorąca.
W jednej chwili pod powiekami przelatują mi obrazy, a w głowie pojawiają się emocje. Ciemny tunel. Strach i nadzieja. Karczma, bar. Siła. Moc. Kwiecista tapeta. Euforia. Szmaragdowe oczy. Miłość. Potęga.
Nagle wszystko się urywa. Wstrząsa mną gwałtowny dreszcz. Elf puszcza moje dłonie i odsuwa się szybko. Naraz przenika mnie przeraźliwy ziąb. Odrzuca długi warkocz na plecy, a blask świec oświetla jego zaróżowione policzki i roziskrzone oczy, w których dostrzegam swoje odbicie. Mimo zaczerwienionych policzków, jestem blada. Ciemne oczy wyraźnie kontrastują z jasną cerą.
Podnosi się i wyciąga rękę, pomagając mi wstać. Kręci mi się w głowie, a nogi odmawiają współpracy, ale najostrożniej jak umiem, omijam porozkładane kamienie i ścieżki soli. Daileass odprowadza mnie do Shelly i wskazuje Damianowi moje poprzednie miejsce. Przyjaciel wstaje, podając mi materiałową chustkę. Początkowo chcę odmówić, bo przecież i tak już to wszystko wdychałam, ale elf wciska mi ją w dłoń. Bez słowa siadam obok przyjaciółki. Jestem zbyt otumaniona, by sformułować jakiekolwiek pytanie rodzące mi się w głowie i zbyt oszołomiona, żeby jakaś odpowiedź w pełni do mnie dotarła. Przykładam materiał do nosa. Pachnie jodłowym olejkiem i skutecznie blokuje pozostałe zapachy. Wyczuwam też cytrynę i rozmaryn, które sprawiają, że mgła zasnuwająca mój umysł powoli się przerzedza.
– Co on ci robił? – Shelly przysuwa się do mnie bliżej. – Wyglądałaś, jakbyś miała zaraz zemdleć, nie przestając się do niego ślinić.
Spuszczam wzrok, przypominając sobie ciepło i rozkosz rozlewającą się po moich organach. Dobrze, że zasłaniam twarz, bo inaczej mogłabym się ubiegać o miano Najbardziej Czerwonego Pomidora Roku.
– Właściwie to nie wiem – szepczę. – Miałam wrażenie, jakby roztapiał mnie od środka, a później w mojej głowie pojawiły się jakieś obrazy, ale nie wiem, co to mogło znaczyć. Była tam... – zastygam, bo nie mogę sobie przypomnieć żadnego z nich.
– Co widziałaś? – pyta przyjaciółka, patrząc na mnie znad błękitnego materiału.
– Nie pamiętam...
Marszczę brwi i przeszukuję ponownie pamięć, ale na próżno. Widać mgła jeszcze nie do końca odsłoniła wszystkie części mózgu. No trudno, muszę sobie na razie poradzić bez nich.
– Ale przyrzekam, nie wiem, co on ze mną robił i nie zamierzam tego powtarzać. – Prostuję się, podnosząc rękę w obronnym geście. Może to nie do końca prawda, ale nie muszę jej mówić, jak dobrze się wtedy czułam.
Oczy przyjaciółki przypominają teraz wąskie szparki przykryte gęstą zasłoną ciemnych rzęs.
– Nie wiem, czy ci uwierzę po tym, jak prawie zaśliniłaś mu kolana.
Rozszerzam oczy z przerażenia.
– Naprawdę się śliniłam?
Shelly wybucha bezgłośnym śmiechem. Krztusi się, starając nie wydać żadnego dźwięku, by nie przeszkodzić Daileassowi i Damianowi.
Moją twarz ponownie pokrywa rumieniec, lecz po chwili coś sobie przypominam.
– Bardziej niż ty, patrząc na Damiana? – Mrużę oczy podejrzliwie i chowam pod chusteczką rozbawiony uśmiech. Teraz się przekonamy.
Shelly w jednej chwili przestaje się śmiać i poważnieje. Jej oczy przypominają wielkością spodki od filiżanek.
Miałam rację.
– S... skąd wiesz?
Unoszę brew sceptycznie.
– Błagam cię – mówię. – Jestem twoją przyjaciółką. Wiem wszystko.
Misia wydaje stłumiony jęk.
– Tak bardzo to widać?
– Tak... Nie... Nie wiem. Ja to widzę, bo znam cię na wylot. – Wzruszam ramionami i dodaję z udawaną urazą: – I jesteś mi winna wszystkie szczegóły.
Shelly prawie podskakuje na stopniu.
– Tak, jasne! – mówi z podekscytowaniem, które po chwili znika pod maską zmartwienia. Przytula się do mnie i szepcze: – Przepraszam, że nie powiedziałam ci wcześniej...
– I to już? – rozlega się nagle głos Damiana.
Odskakujemy od siebie przestraszone, przyłapane na gorącym uczynku, ale przyjaciel nawet nie patrzy w naszym kierunku. Wpatruje się ze zdziwieniem w elfa. Szukam na jego twarzy takich samych oznak, jakie ja doświadczyłam, ale wygląda, jakby nic mu nie było – jest tylko delikatnie zarumieniony od pary lecącej znad naczynia. Stękam zawiedziona. Czyli jednak się śliniłam.
– To wszystko – odpowiada Daileass, gasi płomień pod dzbankiem i podnosi się energicznie z widoczną ulgą na twarzy. Uśmiecha się do nas promiennie.
– Sprawdziłem wasze sjel. Sellinea oznaczyła was, jednakże nie w sposób, którego się obawiałem, nie pobiera żadnych informacji. Zaszczepiła jedynie w was cząstkę energii. Zapewne, aby upewnić się, że umrzecie. – Wzrusza ramionami nadal rozpromieniony.
No, ja też się bezwarunkowo cieszę, słuchając o swojej śmierci.
– A w jaki sposób się dowie? – pyta Damian i podnosi się z ziemi.
– W momencie, gdy źródło waszego sjel zacznie gasnąć, czyli wasze serca przestaną bić, cząstka oderwie się i wróci do niej. – Prycha. – Już się tak znieczuliła, że to jej jedyny sposób.
– Nie wyczułaby sama, gdyby umarli? – Shelly patrzy na chłopaka, marszcząc czoło. – Przecież elfy współodczuwają śmierć istot, z którymi miały bliższy kontakt.
– To samo mówiła nam Sellinea podczas swojej przemowy – przypominam sobie.
– Tak też jest. – Daileass poważnieje. – Każdy elf odczuwa wtedy niewyobrażalne cierpienie... ale nie ona – dodaje z ironią w głosie.
– Czemu? Nie jest jedną z was? – pytam.
– Ależ jest... – Zarzuca warkocz na plecy. – Pełnoprawną władczynią Lasu Elfów czystej nieskalanej krwi. – Recytuje z udawanym zachwytem, po czym śmieje się pod nosem. – Odkąd zasiadła na tronie, pragnęła uśmiercić każdą istotę, oczywiście dla dobra królestwa, która zagrażała jej koronie. Nie chciała jednakże odczuwać cierpienia, dlatego ja tu jestem. Dzięki moim zdolnościom i wiedzy zdobytej w świecie ludzi, mogę uzdrawiać elfy z ludzkich chorób i wiem, jak używać medykamentów spoza Lasu Elfów. Dla prastarego rodu wszystko, co ludzkie, jest gorsze, ale czasami nie mogą się bez tego obyć. Sellinea szukała sposobu, aby uśmierzać ból, więc go dla niej znalazłem i co jakiś czas dostarczam.
– Czyli usunąłeś z nas tę cząstkę energii? – pyta Damian z wahaniem.
– Nie. – Chłopak poważnieje. – Jak już mówiłem, nie mogę utracić za dużo energii, ale w żaden sposób ona wam nie zaszkodzi...
Przyjaciel chmurzy się w odpowiedzi i mruczy do siebie: – To dlatego tak krótko to trwało...
– Ale oczyściłem wasze odzienie ze wspomnień moich i Elenny – kontynuuje Daileass i dodaje: – Możecie je zatrzymać.
– Te obrazy, które widziałam... i to ciepło... – zaczynam, ale szybko gryzę się w język.
Elf spuszcza głowę, a na jego twarz wypływa rumieniec.
– Przepraszam – odzywa się speszony. – Nie sądziłem, że pozostałość po sjel Elenny tak zareaguje na mój kontakt. – Podnosi wzrok i nasze oczy się spotykają. – Usunąłem wszystko, co wtedy widziałaś.
Czyli przez chwilę znalazłam się w głowie Elenny i już nigdy sobie nie przypomnę, co w niej było. Nie wiem, czy to było ważne, czy nie i czy miało nam się później przydać, ale mam wrażenie, jakby w tym momencie odebrał także moje wspomnienia. W końcu ja też tego doświadczyłam, prawda?
Choć wiem, że pewnie wielu osobom nie robi to różnicy, bo i tak siedzimy w domach, ale mimo wszystko życzę Wam udanej majówki :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top