Rozdział Dwudziesty Siódmy
Zaciskam mocniej powieki, buntując się przed napływającą świadomością. Liczę, że sen powróci. Zakopuję się głębiej w pościel, ale to tylko pogarsza sprawę. Od ciężkiego, wilgotnego powietrza robię się cała lepka. Wspaniale. Przekręcam ciało na drugi bok, by zepchnąć ciężar przygniatający moje uda. Tuż nad głową rozlega się pomruk niezadowolenia. Błyskawicznie rozchylam opuchnięte powieki i spoglądam w górę, uderzając czołem w coś twardego.
– Do cholery... Nika!
Gdy rozpoznaję głos Damiana, odsuwam się z zakłopotaniem i nieporadnie wyplątuję z jego kończyn, by omal nie spaść z wąskiego łóżka.
– Co ty robisz? – mamrocze w poduszkę.
– Yyy... wstaję!? – piszczę, po czym z kocią zwinnością uderzam w posadzkę.
– No spoko – mruczy.
Gramolę się z podłogi i napotykam wzrok chłopaka. Śledzi moje ruchy spod uniesionych brwi jednym otwartym okiem. Zastygam, uśmiecham się nerwowo, po czym wbiegam do łazienki.
– To było mega dziwne – mówię do siebie, rozpinając poplamioną krwią sukienkę. Spoglądam na nią krytycznie. Może jednak nie tak nienormalne jak wczorajszy wieczór albo fakt, że przez sen przytulałam się z Damianem. Czuję, jak na moje policzki występuje ognisty rumieniec. Wykrzywiam twarz do swojego odbicia w lustrze. Gdyby tylko Shelly wiedziała...
Nie. Najpierw by musiała się odezwać i oprzytomnieć. Chciała mnie zabić już wczoraj, zanim zaczął mnie pocieszać jej crush, z którego wcześniej wypiła krew... Stop. To wszystko jest zdecydowanie zbyt pokręcone, żeby w kółko o tym myśleć.
Damian jest moim przyjacielem i do niczego nie doszło. Co najwyżej, obśliniłam mu przez sen rękę. Nawet nie pamiętam, kiedy zasnęłam w jego ramionach. Gdy Shelly się opamięta, nie będzie mi miała za złe. Zrozumie.
Pocieszona tą myślą wskakuję do wanny, po czym pośpiesznie szoruję włosy i ciało. To, że karczma ma dostęp do bieżącej wody i tak jest dużym plusem, więc nie zamierzam narzekać na niską temperaturę. Po kilku minutach, zziębnięta owijam się koszulką, która służy za ręcznik. Zazwyczaj piorę bieliznę przed pójściem spać, żeby rano była sucha, ale w tych okolicznościach będę musiała posłużyć się innymi metodami.
Płuczę ją w wodzie z mydłem, a następnie wyrzynam w czystą halkę. Gdy jest względnie sucha, odkładam na krawędź wanny i biorę się za szorowanie sukienki.
– Długo jeszcze? – dociera zza drzwi głos Damiana.
– Jeszcze chwila! – odkrzykuję, zawieszam suknię na przymocowanym nad wanną sznurkiem i zamieram z dłonią na klamce. Mam na sobie jedynie t-shirt, który, nawet gdybym się postarała, nie zasłoni wszystkiego, co powinien. Powitajmy kolejną żenującą sytuację. – Em... Damian?
– Co jest? – mówi lekko zirytowany.
– Mógłbyś mi podać halkę do spania? Proszę?
W odpowiedzi słyszę jęk i kroki. Wysuwam rękę przez uchylone drzwi, chowając się za ścianą, a przyjaciel wkłada w moją dłoń miękki materiał. Zakładam pospiesznie halkę, biorę bieliznę i wychodzę z łazienki.
– Dzięki. – Damian wpada do środka i prawie przytrzaskuje mi stopę, zamykając drzwi.
Odkładam wilgotne majtki, stanik i skarpetki na ramę łóżka, po czym wyglądam przez okno. Słońce znajduje się nad kalenicą budynku naprzeciwko, więc mam jeszcze trochę czasu, by zdążyć na popołudniową zmianę. Zamierzam zastąpić Melindę. Chociaż dostała należyte pieniądze, czuję potrzebę, żeby się jej odwdzięczyć. Niechętnie przyznaję, ale jestem zadowolona, że Darin o tym pomyślał. Nie dałabym rady wstać rano do pracy, tak jak Damian...
– Czy przypadkiem nie powinieneś być w kuchni? – pytam przyjaciela, gdy tylko pojawia się w zasięgu wzroku.
– Postanowiłaś zrewolucjonizować to patriarchalne społeczeństwo feministycznymi poglądami? – Zerka na mnie przelotnie, po czym kontynuuje zapinanie koszuli.
Patrzę na niego osłupiała, próbując połączyć moje pytanie i jego odpowiedź-pytanie w logiczny sens. Na próżno.
– Że co? – mówię w końcu.
– Równość płci i tak dalej. – Podnosi głowę, by dopiąć kołnierzyk. – Zapytałaś, czemu jeszcze nie siedzę w kuchni i nie gotuję, choć dopiero wyszedłem z łazienki. Mówi się, że miejsce kobiety jest w kuchni, więc pomyślałem, że planujesz...
– Stop, stop, stop – przerywam mu, wyciągając przed siebie dłonie. – Pytałam o pracę. Powinieneś być na zmianie.
– Kelila chciała koniecznie pójść za mnie. – Wzrusza ramionami. – Przyszła rano nas obudzić, a ty wymamrotałaś, że Melinda cię zastąpi. Gdy to usłyszała, ubłagała mnie, byśmy się zamienili, bo wieczorem musi coś pilnie załatwić. – Spogląda na mnie podejrzliwie i zaczesuje do tyłu mokre włosy. – Na pewno nie chodziło o to, żebym przygotował ci śniadanie?
Uśmiecham się szeroko.
– To byłoby całkiem miłe...
– Nie ufałbym moim zdolnościom kulinarnym. Jeszcze mógłbym cię otruć. – Unosi zaczepnie brew.
– Pragnę przypomnieć, że pracujesz jako pomocnik kucharza, a klienci nie padają jak muchy po zjedzeniu twoich dań. – Wytykam mu język.
– A tamten staruszek trzy dni temu? – Krzyżuje ręce na piersi.
– Ten, którego ciało znaleźliśmy rano pod drzwiami i zamawiał u nas jedynie piwo? – pytam sceptycznie.
Damian otwiera buzię, chcąc coś powiedzieć, ale ostatecznie wybucha śmiechem.
– Wygrałaś. Pewnie specjalnie zhakowałaś Grę, żeby móc wykorzystać go jako argument.
– No jasne! – Siadam na łóżku. – Masz szczęście, że nie jestem głodna i nie wykorzystam twoich umiejętności, by napełnić żołądek.
– I to ja mam szczęście? W przeciwieństwie do ciebie, umieram z głodu.
Chłopak nurkuje do skrzyni, po czym wyciąga z niej lniany woreczek na żywność.
– Planujesz zjeść śniadanie później? – pyta, zaglądając smętnie do środka. – Zostały cztery suchary, trzy kawałki suszonej wołowiny i bułka.
Niewiele jak na młodzieńczy żołądek bez dna. W dodatku pusty.
– Zjedz, ile chcesz – mówię, za co dostaję w odpowiedzi pełen wdzięczności uśmiech. – Najadłam się wczorajszą kolacją, więc wytrzymam do obiadu.
Po tych słowach rzednie mu mina.
– Wczorajszą kolacją? – szepcze, podnosząc się z podłogi. Niechętnie spogląda na trzymany w ręce prowiant i przestępuje z nogi na nogę. – Opowiesz... – zaczyna, chwilę się waha, aż w końcu rezygnuje: – albo lepiej nie...
Podchodzi do łóżka i ciężko opada na materac.
– Co się stało? – pytam, marszcząc brwi.
Przyjaciel nieruchomo wpatruje się w jedzenie. Wyraźnie coś go dręczy.
– Damian? O co chodzi? – ostrożnie ponawiam pytanie. – O czym mam opowiedzieć?
– No... chciałem zrozumieć, co się wydarzyło w nocy, ale wczoraj tak bardzo płakałaś... Nie chcę, żebyś znowu zaczęła – mówi smutnym głosem i podnosi na mnie zatroskany wzrok. – Nie chcę, żebyś przeze mnie na nowo przez to przechodziła.
– Och... – wzdycham wzruszona jego słowami. Nie chciałam przy nikim się załamać, ale wiem, że choć teraz jest dobrze, jutro powrócą koszmary pełne krwi, kłów i bezsilności. Patrzę na moje dłonie oparte na kolanach. Ile mogę jeszcze znieść? Jak długo sama jestem w stanie przetrwać dręczące mnie wspomnienia? Czy dam radę przeżyć wczorajszy wieczór na nowo? Wiem, że Damian powinien być świadomy minionych zdarzeń, bo diametralnie zmieniły naszą sytuację z Shelly. Musimy być dla siebie wsparciem. Musimy wspólnie odnaleźć Misię i Drzwi.
Odchrząkuję.
– Czego chciałbyś się dowiedzieć? – pytam, spoglądając na przyjaciela. Ciemne tęczówki śledzą uważnie moje ruchy. Zagryza wargę. Przypomina teraz małego chłopca, który boi się zapytać, czemu mama jest smutna.
– Wszystkiego – mówi szybko i marszczy twarz, obserwując moją reakcję.
Spodziewa się wybuchu płaczu.
Biorę drżący oddech, zamykam szczelnie wszystkie emocje w najodleglejszej części mojego umysłu i zaczynam relacjonować wczorajszy wieczór. Ze szczegółami. Chociaż serce mi się kraja na widok zbolałej miny przyjaciela, niczego nie pomijam.
***
– ... widział jak pojawił się portal i zniknęła w nim córka drwala...
Resztę rozmowy zagłusza śmiech mężczyzn przy sąsiednim stoliku. Przeklinam cicho, sprzątając puste szklanice.
Ponieważ zbliża się pora obiadowa, gości jest najwięcej i ciężko usłyszeć coś znaczącego. Na samą myśl o posiłku, zaczyna mi burczeć w brzuchu. Gdy skończyłam opowiadać o wydarzeniach z poprzedniego dnia, był najwyższy czas, żeby udać się do pracy. Zabrakło nam czasu zarówno na dalsze rozmowy, jak i jedzenie. Wbrew mojemu postanowieniu, nie powstrzymałam łez, które spłynęły po policzkach na dźwięk imienia przyjaciółki. Nadal jednak mogę to uznać za sukces, bo się całkowicie nie załamałam.
– ... wygląda jak czarna dziura i wsysa wszystko, co znajduje się w jej pobliżu...
Wracam do stolika, z którego zabrałam naczynia i zaczynam wycierać go powoli szmatką, przysłuchując się rozmowie klientów. Mimo wszystko, każda wzmianka o Drzwiach może nas przybliżyć do ich odnalezienia.
– ...słyszałem, że widać po drugiej stronie miejsca, których nikt wcześniej nie widział. Po przejściu tam, nie ma powrotu...
Nagle ktoś łapie moją talię. Podskakuję i odwracam się gwałtownie, a mocne ramiona przyciągają mnie do siebie. Nozdrza atakuje tak ostry zapach wody kolońskiej, że przez krótką chwilę nie mam czym oddychać. Spoglądam do góry na przystojną twarz o mocno zarysowanych kościach policzkowych. Pełne usta wyginają się w zarozumiałym uśmieszku. Przewracam oczami.
– Darin.
Próbuję odepchnąć go od siebie, ale jest za silny. Jedną ręką nadal trzyma mnie w pasie, a drugą kieruje w stronę mojego policzka. Odwracam głowę, żeby ukryć rumieniec, który wypływa na wspomnienie naszego prawie pocałunku.
– Puść mnie – mówię cicho, ale zdecydowanie.
– Hej, a buziak na powitanie?
Nie patrzę mu w oczy.
– Zapomnij.
Próbuję się oswobodzić.
– Puść mnie – powtarzam.
– Kochasiu! – odzywa się najbliżej siedzący mężczyzna. Po piątym piwie jest już cały czerwony. – Zostaw tę panienkę w spokoju. Twój urok na nią nie działa! – woła, na co jego towarzysze zaczynają rechotać.
Darin uśmiecha się szeroko, pokazując proste, białe zęby. Nadawałby się do reklamy Colgate.
– Jeszcze wczoraj zadziałał.
– Widać od wczoraj się popsułeś – warczę i spoglądam na niego, zmrużywszy powieki. Modlę się, żeby moje policzki nie były zaróżowione. Popsułoby to efekt wrogiego nastawienia.
Patrzy na mnie zbity z tropu. Czuję, jak jego uchwyt słabnie. Wykorzystuję okazję i odwracam się do niego plecami. Przecieram ostatni raz stół, po czym ruszam w stronę pomieszczenia służbowego w rogu sali.
Kolejny raz przeszkodził mi w podsłuchiwaniu. Słyszę, jak idzie za mną. Otwieram drzwi.
– Nie spiesz się, Kotku, poczekam.
Udaję, że tego nie słyszę i wchodzę do kuchni. Płuczę szmatkę w wiadrze i wyrzynam mocno. Nie chcę wracać na salę. Zastanawiam się, co mogę jeszcze zrobić, by opóźnić nieuniknione...
– Znowu Darin? – słyszę za sobą łagodny głos.
Przytakuję.
Kelila także jest kelnerką i w ciągu dwóch tygodni, które tu spędziłam, bardzo się polubiłyśmy. Jest niską blondynką o filigranowej posturze, przez co wydaje się niezwykle delikatna. Mogłaby zostać baletnicą. Ma jednak bardzo silny charakter i niewyparzony język – parę razy skutecznie zakończyła bójkę w barze. Na dodatek umiejętnie posługuje się swoim urokiem osobistym, co w połączeniu z jej zdolnością uświadamiania każdemu, że marzy o spełnianiu jej życzeń, sprawia, że jest niesamowitą strażniczką spokoju w knajpie „Przy porcie" (ktoś, kto wymyślił tą nazwę nie był zbyt kreatywny albo chciał pochwalić się swoją niebywałą spostrzegawczością).
Opiekuje się piątką młodszego rodzeństwa i schorowaną babką, których sama utrzymuje. Gdy brakuje jej pieniędzy na lekarstwa, pozwala niektórym mężczyznom wesprzeć ją finansowo za parę chwil przyjemności. Jednym z częstych „dobroczyńców" jest Darin. Znają się od dwóch lat i Kelila wie o nim prawie wszystko. Jest przyzwyczajony do tego, że dostaje, co chce, a ponieważ większość dziewczyn do niego wzdycha, łatwo je zdobywa.
Niestety, pierwszego dnia pracy postanowiłam obsłużyć jego stolik i od tego czasu nie mogę się go pozbyć. Jeszcze nikt mu wcześniej tak długo nie ulegał i Kelila uważa, iż to tym bardziej zachęca go do łażenia za mną. Pewnie nie pomógł w tym fakt, że pozwoliłam mu się prawie pocałować...
– Nie odgonisz go tak łatwo – odzywa się dziewczyna.
– Wiem. Uczepił się jak rzep psiego ogona – stwierdzam ponuro.
Kelila wskazuje kciukiem drzwi.
– I będziesz kazała mu tam czekać na siebie? Jak na księżniczkę? – W jej głosie brzmi nuta nagany.
Patrzę na nią zdziwiona.
Próbuje zachować powagę, lecz kąciki jej ust zaczynają drżeć. W końcu nie wytrzymuje i uśmiecha się z dumą.
– I słusznie. Jak chce, to niech czeka. – Puszcza do mnie oko. – Co powiesz na chwilę wytchnienia?
– No nie wiem – waham się – mam przerwę na obiad dopiero za dwie godziny...
– Oj tam, nikt nie zauważy, jak na moment wyjdziemy.
Wiem, że i tak jej nie przekonam, więc tylko przewracam oczami.
– Tak trzymać. – Uśmiecha się szeroko, łapie za nadgarstek i wyprowadza z budynku.
Siadamy pod ścianą na drewnianych skrzynkach. Plac przylegający do bocznej uliczki otoczony jest z trzech stron piętrowymi domami. Znajdują się tu tylne wyjścia, których używają mieszkańcy, gdyż fronty budynków zajmują zazwyczaj stragany lub sklepy. W rogach walają się porozbijane butelki, worki i skrzynie. Ślady krwi pod murem są ledwo widoczne. Odwracam pośpiesznie wzrok, nim wspomnienia zaczną przepływać przed oczami.
Rozprostowuję nogi, nie dbając, że dół spódnicy pokryje się pyłem z suchej, ubitej ziemi. Kelila wyjmuje spod biustu skręty i zapałki. Spoglądam na nią karcąco.
– No co? Też chcesz? – Wyciąga w moją stronę papierosa.
Kręcę głową.
– Że też z anielicą przyszło mi się zadawać. – Podpala skręta i bierze głęboki wdech. Zamyka oczy, delektując się smakiem. Długie, jasne rzęsy kładą cienie na szczupłych policzkach. Czeka chwilę i powoli wypuszcza obłok dymu.
– Ale mnie nie nabierzesz na swoją niewinność – mówi z przekąsem. – Słyszałam, że spędziłaś noc z Darinem. – Uchyla powieki, by spojrzeć na mnie zadziornie. – W końcu zaciągnął naszą cnotkę do łóżka.
– Słucham? – Moje oczy właśnie przypominają spodki. – Kto ci to powiedział?
Uśmiecha się pod nosem.
– Melinda.
– Co za...
– Spokojnie. Wiem, że to nieprawda.
Wzdycham z ulgi.
– Ponieważ spędziłaś upojną noc z Damianem.
Patrzę na nią z niedowierzaniem, na co ona wybucha śmiechem.
– Kto by się tego spodziewał! – woła teatralnie, unosząc papierosa do ust. – Melinda cały dzień łazi wściekła jak osa, bo Darin wystawił ją dla Niki! A ta, nie dość, że zniknęła w pokoju z naszym alvaro, to jeszcze przespała się... słuchajcie...
– Kelila... to nie tak... – mówię, po czym chowam zarumienioną twarz w dłoniach.
– Z książątkiem!
– Co? – Podnoszę głowę, marszcząc brwi.
Dziewczyna zerka w moją stronę i zanosi się śmiechem.
– Z Damianem! Przecież to z nim spałaś! Już zapomniałaś?
– Ciszej! – Klepię ją po ramieniu, rozglądając się na boki. Mam nadzieję, iż nikt jej nie słyszał. Tylko tego mi brakuje, żeby cała knajpa gadała o Damianie w moim łóżku. – Czemu nazwałaś go „książątkiem"?
Macha dłonią lekceważąco.
– Wszyscy go tak nazywają. – Jej śmiech przeradza się w kaszel.
Czekam z następnym pytaniem do momentu, gdy jest w stanie wziąć oddech, nie dławiąc się przy tym.
– Dlaczego?
– Co: „Dlaczego?"– pyta, unosząc jasną brew, po czym jeszcze raz podpala papierosa, który przez jej napad zdążył już zgasnąć.
– Dlaczego nazywają go książątkiem? – doprecyzowuję.
Kelila wciąga powietrze, trzymając skręta między zębami, aż w końcu tytoń zaczyna się tlić. Strzepuje zapałkę i przewraca oczami.
– Nie spinaj się o to – mówi, wypuściwszy chmurę dymu. – To tylko przezwisko. Nie wiem, skąd się wzięło.
– Mhm.
Kelila, która zna każdą plotkę w mieście, czegoś nie wie?
Spoglądam na nią sceptycznie, gdy bierze kolejnego bucha.
– Czegoś mi nie mówisz.
Zaczyna się krztusić.
– Ależ ty jesteś przewrażliwiona na jego punkcie! – wydusza między kaszlnięciami. – Spokojnie, twój chłoptaś jest bezpieczny. Nic mu nie grozi. Komuś się skojarzyło i tak zostało. – Wzrusza ramionami, po czym posyła mi łagodny uśmiech.
Chyba nie ma sensu dalej męczyć tematu.
– Są jakieś wieści? – pytam, nim zdąży się znowu zaciągnąć.
Dzięki jej znajomościom, uznałam Kelilę za dobrą informatorkę. Odkąd zdradziłam, że szukam każdej użytecznej wiadomości o Drzwiach, z chęcią pomaga nam w podsłuchiwaniu i wypytywaniu.
– Tylko to, co zazwyczaj. Żadnych informacji o miejscu, gdzie się znajdują. Przykro mi. – Obejmuje mnie ramieniem i czule przytula. Jej włosy gilgoczą mnie w nos. – Ale wiesz co, w sumie skłamałam. – Obraca głowę, by na mnie spojrzeć. Błękit jej oczu przypomina zimowe niebo o poranku. – Nie jest mi przykro. Cieszę się, że tu jesteś i będę tęsknić, gdy znikniesz.
– Ooo... kochana jesteś – mówię i tulę do siebie.
Siedzimy jeszcze przez chwilę rozmawiając, a następnie wracamy do środka.
Popycham drzwi do sali w knajpie i zerkam na boki w poszukiwaniu Darina.
– Nie ma go! – szepczę.
Czuję ulgę, ale także coś... czyżby lekkie rozczarowanie?
Kelila również rozgląda się za chłopakiem.
– Hah, widać tak za tobą nie szaleje. Przykro mi. – Klepie mnie ze śmiechem po ramieniu. – Wracajmy do pracy.
Przesuwa wzrokiem po gościach.
– O! Widzę, że nowi pijaczkowie się pojawili. Weź tych, a ja obsłużę tamtych przy kominku. – Pokazuje kolejno na ławy wzdłuż okien.
Ruszam we wskazanym kierunku. Zmazuję nadgarstkiem kredę z tabliczki, by zrobić miejsce na nowe zamówienia. Nadal nie potrafię zapamiętać wszystkiego, co chcą klienci, więc te kamienne odłamki są dla mnie istnym wybawieniem od kłopotliwych sytuacji. Docieram do stołu i dopiero wtedy podnoszę wzrok na gości. Nieruchomieję.
To. Przecież. Niemożliwe.
W momencie, gdy zrywam się do biegu, zostaję złapana za suknię. Próbuję wyszarpnąć ją z uścisku. Ktoś chwyta mnie za ramiona i unieruchamia. Kopię zawzięcie, jednak za każdym razem trafiam w pustkę.
– Heeej! Spokojnie, mała... raz już trochę namieszałaś. Nie chcesz chyba sprawiać więcej kłopotów, co? – Przebiega chropowatym kciukiem po moim policzku. – W dodatku nie zapłaciłaś za swoją podróż... Tak szybko nas opuściłaś... Oj nie ładnie, nie ładnie. Tak nie zachowują się prawdziwe damy.
Pirat łapie mnie za brodę i każe na siebie spojrzeć. Mrużę oczy.
– A teraz bądź grzeczna i powiedz nam, gdzie jest nasz królewicz.
Królewicz?
– Twój ukochany, z którym tu przebywasz od kilku dni.
Wypowiedziałam to pytanie na głos?
– Zawołaj go, mała. Myślę, że bez twojej pomocy nigdzie z nami nie pójdzie. No, dalej. – Dotyka spoconym palcem moich warg. Niedobrze mi. – Niech się one do czegoś przydadzą.
Kłapię na niego zębami.
– Niegrzeczna dziewczynka – mówi i zabiera dłoń.
Nagle w zasięgu mojego wzroku pojawia się Kelila. „Pomóż mi" – szepczę, gdy nasze spojrzenia się krzyżują.
– Kto? Ona? – chrypie mój napastnik.
Dziewczyna zaciska powieki.
– Na twoim miejscu, bym na nią nie liczył. – Wybucha głośnym śmiechem i łapie dziewczynę za tyłek. Wyjmuje z kieszeni sakiewkę, po czym podaje ją Kelili, która wykrzywia z niesmakiem usta. – Jakie to smutne, gdy przyjaciele zdradzają.
Mężczyzna wzrusza ramionami ze sztucznym smutkiem na twarzy. Nie mogę uwierzyć, że mnie im wydała. Ale skąd wiedziała? Nic jej o statku pirackim nie mówiłam!
Dziewczyna spogląda na mnie ze smutkiem.
– Wybacz, potrzebuję pieniędzy, bo... – ścisza głos – moja... babka...
Z jej oczu zaczynają płynąć łzy. Nigdy nie widziałam, żeby płakała. Zawsze starała się być silna i nie okazywać emocji.
– Umiera.
Mówi to tak cicho, iż nie jestem pewna, czy dobrze usłyszałam. Mimo wszystko jej współczuję – musi wykarmić piątkę rodzeństwa i spróbować wyleczyć babcię. Mam jednak do niej żal, że tak mnie wykorzystała. Czuję się po prostu oszukana; jeszcze chwilę temu wspominała, jak bardzo będzie za mną tęsknić!
– Och, przestań się mazać, dziwko. – Pirat przewraca oczami i popycha Kelilę na stół. Głos ma wyraźnie znudzony. – A ty, skarbie – zwraca się w moją stronę – zawołaj go wreszcie.
Osoba za mną mocniej ściąga moje ramiona do tyłu. Muszę zacisnąć zęby, żeby nawet nie pisnąć.
Wtem uświadamiam sobie, jaka cisza nastała w pomieszczeniu. Wszystkie oczy skierowane są w naszą stronę. Widelce i kufle zamarły w połowie drogi, a kelnerki uciekły z sali. Widać, że wiedzą, z kim właśnie rozmawiam. Boją się nawet poruszyć. Mam nadzieję, że Damian nadal spokojnie zmywa naczynia w kuchni i nie wpadł jeszcze na pomysł, żeby zrobić sobie przerwę.
W moją twarz wpatrują się świdrujące szare tęczówki. Czekają, aż wydobędę z siebie choćby dźwięk.
– Dobrze, w takim razie inaczej to załatwimy – odzywa się ponownie mężczyzna. Przez chwilę gładzi gęste i niesamowicie tłuste wąsy w kolorze pieprzu z solą. W ułamku sekundy w jego drugiej ręce pojawia się nóż, a na twarz wypływa „złowrogi" uśmiech z co drugim złotym zębem. Taki, jaki zawsze mają piraci w filmach, gdy są o krok od osiągnięcia zamierzonego celu. Gdyby nie łomoczące serce, przewróciłabym oczami. – Właściwie, to nie jesteś nam potrzebna.
Mrużę oczy. Co on kombinuje?
Robi zamach. Och! W ułamku sekundy czubek noża ląduje przy moim obojczyku. Czuję, jak zimny metal przebija się przez skórę. Przygryzam wargę.
– Nie! – rozlega się krzyk. – Zostawcie ją!
Chwilę później Damian wyłania się spomiędzy grupki gapiów. Przerażenie na jego obliczu jest nazbyt widoczne – oczy ma rozszerzone, wzrok przeskakuje między ostrzem a moją twarzą, ale zaciska wargi i marszczy brwi, próbując wyglądać groźnie.
Wszystko to trwa zaledwie minutę, po czym na mojej głowie ląduje worek. Przez drobniutkie dziurki w splocie dostrzegam nikłe światło knajpy. Słyszę, że Damian coś woła. Szamoczę się, gdy ktoś związuje mi ręce szorstkim materiałem, przez co zostaję zwyzywana, ale udaje mi się osiągnąć chociaż tyle, że czuję luz w splocie. Jest szansa, iż dzięki temu zdołam uwolnić dłonie. Nie przestaję się wiercić i wykorzystując chwyt na przedramionach, pochylam tułów do przodu, żeby zrzucić worek z głowy.
Nagle uścisk znika, a ja, zgodnie z prawami fizyki, lecę do przodu na twarz. Nie mam czasu się otrząsnąć, gdy ktoś łapie mnie w pół i przerzuca przez ramię. Przed oczami mam mroczki. Wierzgam nogami, trafiając napastnika w brzuch.
– Przestań, suko! I tak ci to nie pomoże! – odzywa się przez zęby.
Jeszcze mocniej uderzam, gdy naraz rozlega się krzyk Kelili. Nie mija sekunda i czuję uderzenie w potylicę.
I jak oceniacie świeżo upieczony rozdział? Jednak udało mi się dodać na czas, choć jeszcze dzisiaj ostatni raz przechodził korektę :D Mam nadzieję, że wyłapałam wszystkie błędy, ale jeśli jakieś wypatrzycie, to dajcie znać - jest to dla mnie ogromna pomoc ^^ Nie mam bety, więc sama sprawdzam po parę razy, ale zawsze zgubię po drodze coś, co obce oczy wypatrzą :(
Wleciało dużo więcej słów tym razem i wkraczamy w kolejny etap Gry. Macie jakieś przypuszczenia lub domysły? Chętnie się dowiem :D
Do następnego :*
Wasza Allicea
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top