Rozdział Czternasty

– W sumie... ma to sens. – Przyjaciel wzrusza ramionami i ponownie skupia uwagę na Daileassie.

– Nawiązując natomiast do pierwszego pytania, tu właśnie pojawia się problem. – Elf ponownie zaczyna krążyć po półziemiance. – Nie mogę się przez nie przebić, ani rozpoznać i wyeliminować... W tym wypadku jednak jest to cząstka energii, którą królowa wytworzyła i nie jest z nią połączona. Wyczułbym to.

– Co w takim razie zamierzasz zrobić? – pytam.

Daileass siada obok nas ze skrzyżowanymi nogami.

– Nie mam pojęcia. – Spuszcza wzrok wyraźnie zasmucony. Sprawia wrażenie, jakby rzadko spotykał się z sytuacją, z którą nie wie, co począć.

– A gdybyśmy udali się do Elenny? – proponuję. – Usunęłaby z nas wszystkie oznaczenia?

Na dźwięk jej imienia Daileass gwałtownie podnosi na mnie wzrok. W jego oczach kryje się tęsknota wymieszana z nadzieją.

Czuję się niezręcznie, gdy patrzy na mnie w ten sposób.

– Na pewno by dała radę...

Chłopak wstaje jakby rażony prądem i biegnie w stronę wyjścia. Z Damianem pomagamy Shelly wstać i ruszamy za nim.

– Wszystko już dobrze? – pytam przyjaciółkę.

Kiwa w odpowiedzi głową, krzywiąc się delikatnie.

– Tylko trochę głowa mnie boli...

Odsłaniamy zasłonę do kuchni w momencie, gdy z rąk Daileassa wylatuje niewielki motyl cytrynek. Młodzieniec stoi w otwartych drzwiach, śledząc wzrokiem owada, po czym odwraca się do nas.

– Musiałem wysłać wiadomość do Jaśnie Pani, że wybieram się do miasta po składniki do jej eliksiru. – Podchodzi do stołu i łapie dużą wiklinową torbę na ramię. – Ruszamy w drogę?

Nie czekając na naszą odpowiedź, elf otwiera klapę do „sypialni" i zaczyna schodzić po drabinie.

Wymieniamy z przyjaciółmi zdziwione spojrzenia.

– Gdzie właściwie idziemy? – pytam, gdy głowa elfa zaczyna znikać w ciemności pokoju.

Spogląda na mnie śmiejącymi się oczyma, które powodują delikatne zmarszczki w kącikach.

– Jak to gdzie? – odpowiada pytaniem, unosząc jedną brew. – Do miasta. Spotkać się z Elenną.

Posyła mi szelmowski uśmiech i znika pod podłogą. Łapiemy leżące na podłodze plecaki i ruszamy w stronę drabiny. W ostatniej chwili Damian zawraca i bierze garść daktyli z miski. Jak na zawołanie, mój brzuch zaczyna burczeć. W przeciwieństwie do przyjaciela, głupio mi częstować się bez pozwolenia. Savoir-vivre wpojony przez dziadków w dzieciństwie wygrywa, a z moich wnętrzności ponownie wydobywa się pomruk niedźwiedzia. Bardzo głodnego niedźwiedzia. Wzdycham zirytowana na siebie.

– Daileass? – krzyczę. – Mogę się poczęstować daktylami?

Damian spuszcza wzrok zawstydzony, gdy Misia świdruje go wzrokiem mówiącym „Tak trudno zapytać?".

Głowa elfa ponownie pojawia się nad klapą.

– Oczywiście, czemu nie? – pyta zaskoczony. – W koszyku pod oknem leżą też inne owoce, których możecie skosztować.

– Dziękuję. – Posyłam mu uśmiech pełen wdzięczności, ale on już zeskakuje z drabiny na dół.

Chowam do plecaka okrągły czerwony owoc przypominający jabłko, a do ręki – prawdopodobnie – banana, którego zaczynam od razu konsumować. Jest kwaśny jak cytryna, ale zapychający. Shelly i Damian także się częstują, po czym schodzimy na dół, zamykając za sobą klapę. Daileass już czeka przy otwartej szafie. Ostatni raz rzucam okiem na to drewniane arcydzieło.

– Sam stworzyłeś to wszystko? – pytam, zataczając ręką krąg.

– Nie, nie jestem tak uzdolniony. – Elf rozgląda się po pomieszczeniu z zamyślonym uśmiechem. – To twórczość Elenny. Sama to wszystko wymyśliła.

– Niesamowite. Naprawdę piękne – mówię i przechodzę przez szafę do podziemnego tunelu.

– A więc... – zaczyna Damian, gramoląc się za mną.

– Uwaga, uwaga! Leci kolejne pytanie – śmieję się pod nosem, co wywołuje rozbawienie u Shelly, która stoi po drugiej stronie.

– Ej! Jestem po prostu ciekawy! – oburza się chłopak. W delikatnej poświacie z pokoju dostrzegam, jak wydyma wargi urażony.

Daileass wychodzi z otworu ostatni i zamyka dokładnie przejście. Tunel rozświetla teraz jedynie malutka latarenka ze szklanymi szybami, którą elf zabrał z pokoju. Wychodzi przed nas i rusza w ciemność. Damian szybko się z nim zrównuje. Oboje górują nad nami wzrostem, tworząc szczelną barierę przed każdym napotkanym potworem.

Naprawdę już zaczęłam myśleć o czających się w otchłaniach tuneli potworach?

Najwyraźniej.

– Czyli jesteś półelfem, zgadza się? – słyszę w ciemności głos Damiana. Shelly obok mnie parska nieelegancko. W odpowiedzi chłopak odwraca się do niej, mrużąc złowrogo oczy, po czym ponownie skupia się na Daileassie.

Elf przytakuje. Jego warkocz sięgający pasa kołysze się w rytm kroków.

– I mimo odrazy do ludzi, Sellinea zgodziła się, żebyś jej pomagał? Nie powinna od razu potraktować cię jako prawdopodobnego zdrajcę, bo jesteś częściowo człowiekiem?

– Powinna i pewnie wyszłoby jej to na dobre, jeśli wszystko się powiedzie zgodnie z planem. – Śmieje się pod nosem, po czym dodaje, lustrując Damiana wzrokiem: – Co nie oznacza, że zamierzam współpracować z królem.

Chłopak marszczy brwi, ale się nie odzywa. Będąc ludźmi, od razu musimy stać po stronie króla? Nawet ten półczłowiek nie jest za nim, a nas oskarża...

– Moja rodzicielka była bardzo blisko z Sellineą – kontynuuje. – Gdy okazało się, że urodziła półelfa-półczłowieka, bała się, że królowa ją uśmierci, dlatego zostawiła mnie w miejscu, gdzie wiedziała, że jej kochanek mnie odnajdzie. Wbrew wszystkiemu, co mówią elfy, ten człowiek nie okazał się potworem i mnie przygarnął. Pierwsze parę lat mojego życia uczyłem się u niego zielarstwa. Matka przez cały ten czas mnie obserwowała, bo postanowiła przekonać Sellineę, że moje nauki u pustelnika okażą się przydatne w Lesie Elfów. Królowa zgodziła się, pod warunkiem, że będę regularnie spędzał czas, ucząc się u tego człowieka ludzkiej medycyny a u Elenny pobierał lekcje sztuki elfickiej. Oczywiście, mój ojciec nie wiedział, że staję się bronią Jaśnie Pani. Za bardzo mnie kochał i uczył mnie tego, co kochał, nie myśląc o konsekwencjach. Ostatecznie zaraził mnie swoją pasją. Gdy osiągnąłem dojrzałość, zniknął. Pozwolono mi mieszkać na skraju Lasu i poszerzać swoją wiedzę, odwiedzając miasto. – W jego głosie żal miesza się z goryczą. Wykorzystali go, a on musiał się na to godzić. W innym przypadku zginąłby z rąk ludzi lub elfów.

Zapada ciężka cisza przerywana tylko naszym głuchym stąpaniem na wilgotnej ziemi. Tunel ma około dwa metry szerokości i wysokości, przez co Daileass i Damian są zmuszeni odchylać się na boki, żeby nie zahaczać głową o zwisające zewsząd korzenie. Korytarz prowadzi nas coraz głębiej pod ziemię. Różnica temperatur staje się coraz bardziej odczuwalna. Shelly co chwila wstrząsają dreszcze. Wyjmuję z plecaka bluzę i podaję jej. Uśmiecha się z wdzięcznością, ale po chwili jej usta wykrzywia grymas.

– Co się dzieje? – pytam.

– To ta głowa... – Zaciska mocno powieki. Chłopcy odwracają się zaciekawieni, czemu przystanęłyśmy. Wtem w mokrych policzkach Shelly odbija się promień światła latarni. Nie zauważyłam, kiedy zaczęła płakać.

– Co się stało, Misia? – Damian podchodzi bliżej zaniepokojony. Daileass obserwuje nas, marszcząc czoło.

– Cały czas boli ją głowa – odpowiadam i spoglądam na elfa. – Nie masz żadnego lekarstwa na tę dolegliwość?

Młodzieniec przegląda zawartość swojej torby i wyjmuje niewielką fiolkę z przeźroczystym płynem.

– Powinno pomóc – mówi, podając lek. Shelly wypija całą zawartość za jednym razem i ruszamy dalej.

– Król zamierza zaatakować Las Elfów? – pyta niepewnie Daileass. – Czy to tylko wieści rozsiewane przez Sellineę?

Zaskoczona podnoszę brwi ze zdziwienia.

– A skąd mamy to wiedzieć? W mieście byliśmy dosyć krótko i nie słyszeliśmy, żeby ktoś poza królową wspominał o tej wojnie cokolwiek... Ona też, nie wiem czemu, łączyła nas z królem.

Elf obserwuje mnie spod przymrużonych powiek. Światło latarni odbija się w jego tęczówkach, rzucając szmaragdowe błyski.

– Kojarzenie was z królem wydaje się sprawą oczywistą. Widzę jednak, że macie swoje tajemnice i nie zamierzacie ich ujawniać. – Podnosi jedną brew podejrzliwie, przenosząc wzrok na Damiana. – Możliwe również, że tajemnice macie między sobą.

– Czemu tak na mnie patrzysz? – pyta chłopak zdziwiony. – Znasz prawdę i sam wniknąłeś w nasze wspomnienia.

Słuszna uwaga.

Podejrzliwość znika z twarzy elfa zastąpiona przez wyraz głębokiego zamyślenia. Odwraca wzrok w ciemność tunelu.

– Zgadza się. Nie wiem tylko, w jaki sposób król ukrył część z nich. Ludzie dotąd nie władali takimi umiejętnościami.

– Sellinea też nas o to pytała – mówię, wzruszając ramionami – i także nie umieliśmy udzielić jej żadnej odpowiedzi. Nawet nie spotkaliśmy się z królem.

Nie widzę reakcji Daileassa na te słowa, ale nie podejmuje już tematu.

No, w końcu opuściliśmy chatę Daileassa. Mam nadzieję, że choć prawie trzy rozdziały w niej siedzieliśmy, to się nie zanudziliście dialogami...

Po ostatnich komentarzach uznałam, że jednak szybciej podeślę Wam czternasty rozdział, żeby nie zakręcić się w tylu nowych informacjach jeszcze bardziej ;P Kolejny, jak zazwyczaj, pojawi się za 3-4 dni :D 

Dziękuję za wszystkie głosy i komentarze <3

Do zobaczenia ^^


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top