Rozdział Czterdziesty Szósty

– Panie! – rozlega się głos szambelana, gdy stajemy w drzwiach sali balowej. – Oto twój syn, królewicz Dorian oraz jego narzeczona, Nika Kustos.

Damian podaje mi ramię i oboje zgodnie wkraczamy do środka. Goście już przed naszym pojawieniem rozstąpili się na boki, robiąc miejsce w centralnej części sali. Obawiam się, że może to mieć związek z naszym wezwaniem. Długo czekali? Czy nasz pobyt tutaj jest zagrożony?

– Wybacz, ojcze. – Damian pada na jedno kolano, gdy zatrzymujemy się u stóp podestu, gdzie przed nami za stołem siedzi król. Robię głęboki ukłon i pozostaję w nim. – Chcieliśmy się przewietrzyć. Nie sądziłem, że moja obecność jest tutaj niezbędna.

– Jesteś głównym powodem, dla którego ten bal się odbywa, Dorianie – rozbrzmiewa w sali potężny bas, po którym słyszę szelest szat króla. – Powinieneś przebywać wśród swych gości. Wiele osób przybyło, by móc się z tobą ponownie spotkać.

– Przepraszam, ojcze. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby wynagrodzić to przybyłym.

– Ja również proszę o przebaczenie, panie... – zaczynam, ale władca od razu mi przerywa:

– Wiem, wstańcie.

Wykonujemy posłusznie polecenie. Król spogląda na nas uważnie z podwyższenia, a u jego boku stoi Manuela, łagodnie się uśmiechając. Reakcje tej dwójki są jak odbicia w krzywym zwierciadle, przez co zupełnie nie wiem, co sądzić i czego się spodziewać.

– Synu – król przenosi swe spojrzenie na chłopaka – chwalebna to dla nas nowina, że odnalazłeś wybrankę swego serca i przyjęła twoje oświadczyny. Chcielibyśmy jednak, aby odbyły się one również oficjalnie, na oczach zebranych tu gości. Pragniemy dziś cieszyć się waszym szczęściem. – Po tych słowach, co niespotykane, usta mężczyzny układają się w uśmiech. Chociaż częściowo przykrywają go bujne, przystrzyżone wąsy, nie mam wątpliwości. Ethelbert się uśmiecha! Pierwszy raz, odkąd go zobaczyłam! Władca sięga po złoty kielich i zachęcająco podnosi go w naszą stronę. Manuela zerka na niego z dumą, a na nas z matczyną czułością.

Ponownie nie wiem, jak to wszystko traktować. Mam złe przeczucia i nie mam pojęcia, czy wynikają one z mojej nieustannej paranoi, że zaraz wyda się nasza tożsamość, czy z autentycznych odczuć. Spoglądam na przyjaciela, co tylko jeszcze bardziej wytrąca mnie z równowagi.

Damian, blady jak ściana, wpatruje się w stronę monarchy z niedowierzaniem.

– Odwagi, synu – ponownie słyszę basowy głos.

Przyjaciel kiwa niemrawo głową, spuszcza wzrok, po czym wyciąga dłoń w moją stronę. Ujmuję ją, a gdy nasze spojrzenia się krzyżują, posyłam mu pokrzepiający uśmiech. Musimy się wzajemnie wspierać. Jeśli oboje będziemy trząść portkami, donikąd nie dojdziemy. Tym razem to ja przejmuję inicjatywę, wydobywając na powierzchnię uśpione pokłady odwagi przykryte grubą warstwą strachu. Damian dodawał mi otuchy całe przyjęcie, ba! cały nasz pobyt w Grze, więc teraz moja kolej. Przecież to tylko udawane oświadczyny w nierealnym świecie.

Przechodzimy na środek pomieszczenia, stajemy naprzeciw siebie. Próbuję ponownie pokrzepić przyjaciela, lecz ten unika mojego wzroku. Owszem, z boku, dla otaczających nas ludzi może wyglądać na pewnego siebie z delikatnym uśmiechem błądzącym na ustach, ale ja widzę, jaki jest blady, jakie chłodne ma palce, gdy ściskam mu pocieszająco dłoń. Odchrząkuje i klęka na jedno kolano.

– Nie stresuj się – szepczę, a wtedy w końcu przenosi na mnie orzechowe spojrzenie. Widzę swoje odbicie w jego ciemnych tęczówkach. Wcale nie wyglądam na tak wyluzowaną, jaką próbuję być. Brązowe kosmyki wysunęły się z gładko ułożonej fryzury po kilku upadkach podczas rozmowy z Elenną, a jasne policzki mam lekko zaróżowione. Ponownie chwytam jego dłoń i głaszczę pokrzepiająco kciukiem spocone dłonie. – To tylko Gra. Nie walczysz z krwiożerczą bestią, tylko odgrywasz scenę oświadczyn. Ryzyko przeżycia jest ciut większe.

Kąciki ust Damiana delikatnie drgają, a uśmiech w końcu dociera do oczu, tworząc delikatne zmarszczki w ich kącikach. Drugą ręką poprawia kasztanową czuprynę, kryjąc śmiech, po czym mocno obejmuje moje dłonie.

– Niko – jego głos brzmi bardzo słabo, więc odchrząkuje. – Najdroższa, by odnaleźć ciebie, porzuciłem wygody komnat dworskich i zmieniłem się w prostego mieszkańca królestwa, który swoją pracą przynosi chwałę królowi. Gdy tylko cię ujrzałem, zapragnąłem mieć cię już na zawsze. Zobaczyłem cię, siedzącą na tronie obok mnie i wraz ze mną rządzącą sprawiedliwie królestwem i poddanymi. Marzę, abyś stała się towarzyszką moich dni oraz najjaśniejszym światłem, dla którego będę budzić się każdego dnia. Pragnę, byś była moją muzą. – Czuję, jak moje policzki się rumienią, a przez ciało przelatują dreszcze. Nie sądziłam, że słuchanie tego wszystkiego, nawet jeśli jest to udawane, może być tak niezręczne. Szczególnie na oczach tych wszystkich ludzi. Damian odchrząkuje, a ja przenoszę wzrok z gości na niego. Nawet nie wiem, kiedy ze skrępowania zaczęłam się rozglądać. Chłopak wpatruje się w moje lazurowe tęczówki bez mrugnięcia. I choć przed chwilą prawie się śmiał, wymyślając całą tę poezję, teraz jest poważny. – Niko Kustos, czy zostaniesz moją żoną?

Nie mogę dłużej powstrzymywać kącików ust, które coraz bardziej drżą zarówno z rozbawienia, jak i z zakłopotania. Uśmiecham się szeroko.

– To będzie dla mnie zaszczyt.

Damian odwzajemnia uśmiech, a wokół nas rozbrzmiewają oklaski. Znikąd zjawia się obok nas Margaret, która, chyba jeszcze bardziej zawstydzona ode mnie, wręcza nam na białej poduszeczce delikatne, srebrne pierścionki. Na znak naszych oświadczyn. Zakładamy sobie je nawzajem na palce, ledwo panując nad śmiechem. Kto by pomyślał, że w wieku siedemnastu lat zgodzę się na zaręczyny i to jeszcze z kim! Z najlepszym przyjacielem!

Odwracamy się twarzą do króla, którego spokojne, powolne brawa rozbrzmiewają najgłośniej. Odchrząkuje, a sala momentalnie cichnie. Tym razem jednak to nie on przemawia, lecz Manuela, spoglądając na nas z tajemniczym uśmiechem Mona Lisy:

– A teraz, na życzenie Jego Królewskiej Mości, pokażcie nam swoją miłość. Udowodnisz tym, Wasza Wysokość, swoją gotowość, by pozostać wierny tej jedynej, gdyż wszystkie inne, które wciąż mają nadzieję, zobaczą i ją porzucą.

Przez chwilę się zastanawiam, czy rzeczywiście na koniec dostrzegłam błysk w jej oku, czy tylko mi się przewidziało. Mina jednak od razu mi rzednie, gdy dociera do mnie sens wypowiedzianych przez Manuelę słów. Na pewno nie chodzi jej o zwykłego przytulasa. Chodzi o coś więcej, coś co przypieczętuje „nasz związek". Unoszę wysoko brwi, odwracając się do Damiana. Znowu jest blady i wpatruje się we mnie ze strachem. No bez przesady, chyba nie jestem taka paskudna, nie śmierdzi mi z ust i w ogóle. Po chwili jednak mnie olśniewa. Misia jest powodem. Przecież widziałam, jak na siebie patrzą. Ten pocałunek może wszystko zmienić, gdy tylko się dowie...

– Pomyśl o tym, jak o grze w butelkę – szepczę. – Zakręciłeś i szyjka wskazała mnie. – Uśmiecham się pocieszająco, ale on jakby nie słyszał, zatopiony we własnych myślach. Wpatruje się w moje usta, a ja nie wiem, co powiedzieć ani co zrobić. Nagle podnosi wzrok, nasze spojrzenia się krzyżują i szepcze jedno, krótkie zdanie:

– To nie miało tak wyglądać.

I naraz jego wargi zdarzają się z moimi. Nie ma zawahania, nie ma ponownego przemyślenia. Damian wpija się w moje usta, czym tak mnie zaskakuje, że przez chwilę zastygam w bezruchu. Obejmuje chłodnym dłońmi moją twarz, a ja w końcu odzyskuję świadomość. Gramy i musimy dobrze odegrać swą rolę. Rozchylam usta i oddaję pocałunek, ostrożnie opierając dłonie po bokach jego marynarki. Smakuje słodkim winem. Całuje gorączkowo, rozpaczliwie. Jak gdyby od dawna pragnął tego pocałunku, jak gdyby miał on być naszym ostatnim, jak gdyby od tego zależało nasze życie.

Jest naprawdę wiarygodny i cieszę się, że Shelly tu nie ma, kiedy próbuję całować go z równie oszałamiającą namiętnością. Ignoruję rosnące we mnie uczucie ekscytacji, trzepotanie serca oraz rozlewające się przyjemne ciepło, bo to jest złe, niewłaściwe. Próbuję je stłamsić, doszczętnie zagłuszyć. Chłopak napiera na mnie i jednocześnie podtrzymuje. Zaciska palce na moich włosach, a z moich ust wydobywa się niekontrolowane westchnienie. Łapie mnie drugą ręką w talii, przyciągając jeszcze bliżej, aż zaczyna brakować mi tchu.

W końcu przyjaciel się odsuwa. Ostrożnie, jak gdyby w nieskończoność chciał przeciągnąć chwilę, gdy nasze wargi jeszcze się ze sobą stykają. Opiera czoło o moje, po czym powoli otwiera powieki. Spogląda na mnie. Ma rozszerzone, błyszczące źrenice i przyspieszony oddech. Dopiero, gdy ponownie wokół nas rozlega się hałas oklasków, uświadamiam sobie, że wszyscy pozostali również zaniemówili. Że szum, który słyszałam, wcale nie dochodził z sali. Bo sala przecież wstrzymała powietrze i zastygła w bezruchu.

Damian z szerokim uśmiechem odwraca się przodem do króla, splatając nasze palce. Moje policzki płoną żywym ogniem. Co by powiedziała Misia?

– A teraz, panie i panowie – zaczyna władca z uśmiechem na ustach. Jego głos odbija się echem w wielkim pomieszczeniu. – Na cześć narzeczonej mojego syna, Niki Kustos z Vienny, rozbrzmi walc wieński, do muzyki którego poprowadzą nas narzeczeni.

Orkiestra zaczyna wygrywać pierwsze nuty. Król ponownie unosi kielich w zachęcającym geście, uśmiechając się pod nosem. Spoglądamy na siebie z Damianem i mówimy jednocześnie:

– O cholera, ale się wkopaliśmy.

– Tańczyłeś kiedyś walca?

Chłopak ledwo się hamuje, żeby nie wybuchnąć śmiechem, lecz po jego oczach wiem, że nie ma zielonego pojęcia, co to za taniec. Wszyscy zebrani wpatrują się w nas wyczekująco. Tego scenariusza nie brałam pod uwagę. Przysuwam się bliżej Damiana.

– Obejmij mnie tak, jak na filmach kostiumowych podczas balów mężczyźni łapią kobiety – szepczę, ustawiając się w ramie, którą nauczył mnie Aldai. Dlaczego w tak ważnych momentach go nie ma?

Przyjaciel przytakuje i próbuje dopasować się do mojej pozycji.

Raz, dwa, trzy. Dwa, dwa, trzy – odliczam w głowie, gdy naraz wpadam na pewien pomysł. W pomieszczeniu jest trochę duszno, więc nie byłoby to niczym nadzwyczajnym, gdyby przyszła królewna zemdlała, prawda?

Zanim jednak jestem w stanie wprowadzić mój plan w życie, główne drzwi do sali balowej otwierają się z hukiem, wszyscy zastygają zaskoczeni, a ponad zszokowanymi szeptami, rozlega się jeden, donośny głos:

– Ojcze, wyprawiłeś bal na moją cześć beze mnie, więc się zjawiłem. Wróciłem.

Patrzę z niedowierzaniem i strachem, jak wkracza na środek parkietu, ubrany w koszulę z szerokimi rękawami, dopasowaną bordowo-czarną kamizelkę oraz bryczesy wepchnięte w wysokie buty do jazdy konnej. Dotyka zaczesanych w tył włosów, przygładzając je jeszcze bardziej, po czym rozkłada ramiona na boki w powitalnym geście.

Darin.

Przerażona przenoszę wzrok na króla, który uśmiecha się zwycięsko. Rozchyla usta, a po sali rozchodzi się jego donośny głos:

– Witaj, Dorianie. Wiedziałem, że się w końcu zjawisz.

Później wszystko dzieje się niewiarygodnie szybko. Straż podbiega do nas, brutalnie rozdziela, chwytając za ramiona. Nawet nie jestem w stanie zareagować, gdy wiążą nasze ręce, ściągają z naszych palców pierścionki i popychają w stronę wyjścia. Potykam się, co wywołuje w moim kierunku falę przekleństw. Damian coś woła, ale ja nic nie słyszę. Rozbieganym wzrokiem rozglądam się na boki, a wszystko zlewa się w kolorowe smugi. Widzę marmurową posadzkę, gdy ląduję na kolanach, bordowy mundur, kiedy jakiś strażnik podciąga mnie gwałtownie w górę. Potykając się, zostaję wyprowadzona poza salę. Kątem oka dostrzegam szamoczącego się przyjaciela, który próbuje jeszcze zasiać ziarno zwątpienia w królu. Wciąż udaje królewicza. Tego właściwego królewicza.

Ale ja wiem, że to nic nie da. Wszystkie puzzle układanki wskakują na właściwe miejsce. Kelila nie bez powodu była zaskoczona. Wiedziała, że Darin jest królewiczem. Sypiała z nim, wiedziała o nim wszystko. „Kuzyni" natomiast, pewnie byli jego strażą. Przecież królewicz nie szwędałby się sam bez obstawy. Byłoby to zbyt duże ryzyko, gdyby ktoś go rozpoznał. Dziewczyna doskonale to zaplanowała. Wydała chłopaka, którego wszyscy inni uważali za królewicza przez wzgląd na ich podobieństwo. Nawet jubiler, u którego wymienialiśmy pieniądze, chwalił się odwiedzinami królewicza. To nie mógł być przypadek. Może ona sama rozpuściła tę plotkę?

A król? Pewnie od samego początku wiedział. Nie spuszczał nas z oczu, nie pozwalał się samotnie przemieszczać. Wszystko było próbą. Testował, kiedy się posypiemy. Przecież początkowo nawet nie chciał rozmawiać z Damianem, nie chciał marnować swojego czasu. Pewnie już wtedy wiedział, że został oszukany, jednak wymyślił sposób, jak nas wykorzystać, żeby prawdziwy syn wrócił. I jeszcze ten taniec... Omal nie spadam ze schodów, gdy uświadamiam sobie, jaki błąd zrobiłam. Powiedziałam na początku balu, że pochodzę z Vienny, choć król przecież doskonale wiedział, że Aldai uczył mnie tego tańca. Gdybym rzeczywiście stamtąd była, znałabym go doskonale! To prawdopodobnie tylko jeszcze bardziej rozwiało wszelkie wątpliwości dotyczące naszego kłamstwa. Sama wykopałam nam ten dół. Margaret pewnie relacjonowała Ethelbertowi każdą naszą lekcję z Aldaiem.

Aldai. Przecież to od niego wszystko się zaczęło! To przez niego postanowiliśmy udawać królewicza z narzeczoną. A przecież sam mówił, że eskortował następcę tronu podczas jego wyprawy. Jakim cudem w takim razie uznał Damiana za Darina? Po opuszczeniu zamku przez królewicza przebywał z nim dłużej niż król. Czy to możliwe, żeby się pomylił?

Nawet nie wiem, kiedy ucichły wszystkie odgłosy z sali, kiedy podniesione głosy umilkły. Jestem tak zatopiona w rozmyślaniach, że nawet nie zauważyłam, kiedy zostaliśmy wepchnięci przez potężne drzwi prowadzące do lochu, a następnie bezceremonialnie wrzuceni do celi.

Słyszę tylko szczęk przekręcanego klucza, a całe moje ciało przebiega dreszcz zimna.

Zostaliśmy zdemaskowani.


Zadziało się sporo, wobec czego jestem ciekawa, co myślicie? Zaskoczył Was przebieg zdarzeń czy może się tego spodziewaliście? Piszcie śmiało :D

Następny rozdział wpadnie w niedzielę po świętach, więc już teraz chcę Wam życzyć smacznego jajka w rodzinnej atmosferze (mimo lockdownu) oraz dużo zdrowia i radości z każdego dnia, bo zawsze można znaleźć choćby najkrótszą chwilę, za którą możemy być wdzięczni <3

Trzymajcie się ciepło ;*

Wasza Allicea

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top