Rozdział Czterdziesty Ósmy

Budzę się skulona pod ramieniem przyjaciela. Z głową opartą o jego klatkę piersiową i nogami zgiętymi w kolanach praktycznie na nim leżę. Jednak Damianowi to chyba nie przeszkadza, bo trzyma dłoń na moich kolanach, jakby chciał mnie jeszcze bliżej przyciągnąć. Słyszę jego miarowy oddech, więc ostrożnie, żeby przypadkiem go nie obudzić, zdejmuję z siebie jego ręce i wstaję. Czuję się obolała i zdrętwiała. Przeciągam się, rozglądając na boki. Może nie jest jasno, ale panuje półmrok, dzięki czemu widać znacznie więcej niż wczoraj. Długi korytarz cel kończy się niewielkim okienkiem, przez które wpadają smugi złotego światła, oświetlając kamienną podłogę pokrytą ziemią. Nie dostrzegam nikogo poza nami. Wszędzie walają się szmaty oraz słoma. Spoglądam pod nogi, gdzie zauważam dwie miski czegoś przypominającego rozgotowany ryż. Szkoda, że spaliśmy, gdy otworzyli drzwi do celi – może mielibyśmy jakąś szansę na ucieczkę.

Kucam, przyglądając się nieufnie temu, co ma być śniadaniem. Nie powiem, jadałam na zamku lepsze dania. Nie wiem, czy powinnam się cieszyć, czy bać faktu, że potrawa nawet nie pachnie.

– Nika? Gdzie jesteś?

Odwracam się na dźwięk swojego imienia. Przyjaciel rozgląda się nieprzytomnie po celi. Biorę miski i podchodzę do niego.

– Tutaj. Przynieśli nam śniadanie.

– Kto?

– Nie wiem, dopiero przed chwilą wstałam. Znowu byłeś w innym świecie podczas snu?

Kręci przecząco głową, po czym siada prosto i przeciąga się z głośnym ziewnięciem.

– Po prostu się nie wyspałem. – Przeciera zaspane oczy, a gdy zauważa jedzenie, marszczy brwi i krzywi się z obrzydzeniem.

– Zamierzają nas otruć, czy skłonić do śmierci głodowej z własnego wyboru?

– Nie wiem, ale obie wersje kończą się śmiercią, co nie brzmi zachęcająco.

Chłopak wzdycha i robi zbolałą minę, na widok której aż robi mi się go żal.

– Fakt – stwierdza ze smutkiem, podczas gdy jego brzuch wydaje głośne burczenie. – Wobec tego chyba nie mamy wyboru. Wolę umrzeć z godnością, niż z paranoi wywołanej podejrzeniem, że wszyscy chcą nas zabić. – Sięga po naczynie, przyglądając się krytycznie jego zawartości.

– Nie jest ona bezzasadna. W szczególności, gdy mówimy o naszym obecnym położeniu. Praktycznie wszyscy chcą nas zabić lub w jakiś sposób nam utrudnić życie – zauważam.

– Poza Daileassem i Elenną.

Unoszę jedną brew sceptycznie.

– Widziałeś, jak na mnie patrzyła? Gdyby nie Daileass, dawno byłabym martwa.

– Słuszne spostrzeżenie. – Damian mruży oczy i zaczyna wyliczać: – Piraci by nas utopili lub zmusili do dożywotniej pracy, gdybyśmy nie przyznali się do bycia królewską parą, Kelila nas zdradziła, Sellinea prędzej czy później wyśle za nami zabójcę, Elenna od początku nas nie lubi, a Daileass pójdzie za nią w ogień. Król pewnie nas powiesi za oszustwo, a bibliotekarz zrobi wszystko by się nas pozbyć.

Prycham, przypominając sobie skrzata-zrzędę i jego przerażającego pomocnika.

– On już wtedy, podczas naszego pobytu, najpewniej chciał nas zrzucić z jednego z bibliotecznych balkoników, gdyby nie ryzyko pobrudzenia naszymi szczątkami książek i samej biblioteki.

Damian uśmiecha się krzywo.

– Jest jeszcze Darin... Co do niego nie mam pewności. Mnie nie lubi, ale do ciebie się dobierał. Pytanie tylko, czy ma jakikolwiek wpływ na decyzje króla.

– Nie lubi cię, ale wątpię, żeby chciał cię zabić – poprawiam go. – No i został jeszcze Aldai...

– Który gdzieś przepadł.

Kiwam powoli głową. Przekonaliśmy się już, że w lochach go nie ma, bo dawno już by się odezwał. Więc co się z nim stało?

– Zapomniałaś o Margaret. Myślisz, że chciałaby nam pomóc?

Zaprzeczam zawiedziona.

– Okazała się naprawdę w porządku, ale wątpię, żeby tak jej zależało na mojej osobie, by zaryzykować swoją pozycję i życie. – Wzruszam ramionami.

Między nami zapada przygnębiająca cisza, przez co nasz wzrok automatycznie wędruje do białej mazi mającej być naszym śniadaniem.

– Chyba przyszedł na nas czas – mruczę grobowym tonem.

– I tak nikt nas tutaj nie chce – dodaje z przesadnym dramatyzmem przyjaciel, czym z jakiegoś powodu wywołuje u mnie uśmiech.

– To co, jak na Igrzyskach Śmierci?

Przytakuję, wiedząc co ma na myśli. Jak mamy umrzeć, to razem.

– Trzy, dwa, jeden.

Przykładamy miski do ust i bierzemy pierwszy łyk. Substancja smakuje dokładnie tak samo, jak wygląda. Rozgotowana paćka przypominająca ryż. Może to nic innego? A przynajmniej bardzo chcę w to wierzyć.

– Żyjemy. Myślałem, że będzie gorsze – odzywa się Damian, gdy odejmuje od ust puste naczynie.

Krzywię się, dopijając resztę.

– Prawda. Zawsze mogło być gorzej.

– Mogli nam podać zdechłego szczura.

– Albo oskubane przez królewskie psy kości. Szczura, i to nawet żywego, sami możemy tu znaleźć.

Przyjaciel przytakuje, przyznając mi rację.

– W takim razie, dopóki strażnik się nie zjawi i nie znokautujemy go, by następnie się wydostać oraz dopóki nie zajdzie noc i nie będę mógł ponownie rozprawić się z zamkiem, abyśmy mogli uciec niezauważeni, pomyślałem sobie, że warto podsumować informacje, które już mamy o Drzwiach.

– Dobry pomysł – mówię, sprzątając puste miski i kładąc je pod drzwiami celi.

– Zacznijmy od początku. Portal pojawił się nad wodą, na niebie, a gdy przez niego przeszliśmy, zniknął.

– Może to świadczyć o tym, że portal się przemieszcza.

Damian spogląda na mnie ze skonsternowaną miną.

– To jest bardzo prawdopodobne, choć wolałbym mieć nadzieję, że był to jednorazowy przypadek, związany z naszym przybyciem.

– Ponadto portal, którym dostaliśmy się do Gry wcale nie musi być Drzwiami. Miał nas jedynie wypluć do wirtualnego świata.

Przyjaciel przytakuje, po czym wstaje i zaczyna krążyć po celi, wyliczając na palcach kolejne myśli:

– Pierwszy raz z nazwą Gry spotkaliśmy się w bibliotece, jednakże nie mieliśmy dostępu do księgi. Nie wiemy, kiedy się odblokuje i z jakiego powodu. Jest to jednak pierwsza prawdziwa poszlaka.

– Następnie Darin zasugerował, że królewska biblioteka jest bogatsza, więc pomyśleliśmy, że łatwiej będzie w niej coś znaleźć. Gdy powiedziałam mu o Drzwiach, wraz z kuzynami wspomnieli, że każdy, kto wypytuje o Drzwi, znika bez śladu.

– Czyli albo je znaleźli, albo ktoś zadbał o to, żeby przestali węszyć. – W zamyśleniu Damian przekrzywia głowę na bok. – Ktoś, kto wie o portalu lub ktoś, kto nie chce, aby został znaleziony. Możliwe też, że to osoba, która nie wierzy w jego istnienie i chce zapobiec rozprzestrzenianiu się informacji.

– Chyba nie da się tego jednoznacznie określić. – Wzruszam ramionami. – Plotka głosi, że rozpytujący gniją w lochach królewskich, ale poza nami nie widzę tu nikogo.

– Może już nie żyją albo dawno nikt nie pytał. Jesteśmy jedynymi, którzy pytali, żyją i, o ironio, właśnie siedzimy w królewskich lochach. – Uśmiecha się krzywo, po czym dodaje: – Może to wcale nie plotka?

Przewracam oczami.

– Przy naszym przestępstwie związanym z podszywaniem się pod królewicza i jego narzeczoną, pytanie o Drzwi wydaje się być nic nieznaczącym potknięciem.

– Niech ci będzie – rzuca Damian żartobliwie, unosząc ręce w poddańczym geście. – To wciąż może być plotka.

Śmieję się pod nosem i kontynuuję temat:

– Jeden z kuzynów Darina wspomniał, że była kiedyś kobieta, która bredziła o portalu i o tym, że wszystko wokół nie jest prawdziwe.

– Brzmi, jakby była graczem.

– Ale szukanie jej przyniesie takie same efekty jak szukanie Shelly... Może być wszędzie, o ile jeszcze w ogóle jest w Grze.

– I o ile jako oddzielni gracze mamy możliwość ją spotkać. Kto wie, czy jest więcej, takich jak my, czy jesteśmy sami. Jedynym sposobem byłoby rozwiesić jakieś plakaty, ale skoro „ci, co pytają, znikają" nie wiemy, jak dużo ryzykujemy.

– I nie wiadomo, czy podejmowane ryzyko ma jakąkolwiek szansę się opłacić.

Damian przytakuje.

– Za dużo niewiadomych. Podsumowując, jedyna nasza szansa to królewska biblioteka oraz tajemnicza nieznajoma.

– Czyli tylko królewska biblioteka. – Wzdycham ciężko. – To nie brzmi optymistycznie. Shelly mogłaby się w końcu namyślić i nas znaleźć. Co ona w ogóle może robić jako wampir?

Przyjaciel już otwiera buzię, gdy z głębi jednej z cel rozlega się gardłowy śmiech, po którym następuje głośny kaszel.

– Pomylili zamkowe lochy z przytułkiem dla obłąkanych? – słyszę cichy głos zza krat.

Przejeżdżam wzorkiem po celach, aż natrafiam na skuloną pod ścianą postać kilka krat dalej. Gdybym nie dostrzegła ruchu, uznałabym ją za stertę starych szmat. Poprawka: do teraz tak właśnie ją postrzegałam.

Mrużę oczy.

– Rosanna?

Ledwo ją poznaję, ale to na pewno ona. Gdy odgarnia z twarzy za duży, brudny kaptur, nie mam już żadnych wątpliwości. Czarne, gęste włosy sterczą jej na wszystkie strony sklejone od brudu oraz posoki, liczne siniaki i otarcia sprawiają, że piękna twarz o ostrych rysach stała się całkowicie opuchnięta, a podbite oko uniemożliwia otworzenia powieki. Czuję się źle i egoistycznie, że zupełnie zapomniałam o jej pobycie tutaj. Kiedy ostatni raz widziałam Rosannę, ciągnęło ją za sobą dwóch strażników. Była pełna sił, tryskała wolą walki. A teraz? Krzywi się od najmniejszego ruchu, półleży skulona w kącie, poobijana. Wzdrygam się na samą myśl, na ilu torturach mogła się znaleźć, podczas gdy ja spędzałam czas na tańcach i zabawie.

– Co oni ci zrobili? – Damian staje obok mnie, spoglądając na dziewczynę z troską.

– Powiedzmy, że odbijają mi się czkawką dawne waśnie – przełyka z trudem ślinę – ale dzięki temu wiem, iż podjęłam niegdyś słuszną decyzję.

– Ale skąd się tu wzięłaś? – Przyjaciel marszczy brwi. – Nie wpuścili cię na statek? Przecież miałaś...

– Tak, miałam cię eskortować, uczestniczyć w wymianie i dopilnować, aby złoto trafiło na okręt. I trafiło, ale beze mnie. Naoki z Raufem wsadzili skrzynie do łodzi i odbili, zanim zdążyłam do niej wejść. Chwilę później dopadła mnie straż królewska. Musieli mnie rozpoznać i wysłać za mną pościg, dlatego te dwa półgłówki spanikowały. Dostrzegły z daleka biegnące do nas Czerwone Mundury.

– Przykro mi – mówię.

Rosanna wybucha gorzkim śmiechem.

– Ta, mi też, ale żal mnie stąd nie wyciągnie. Śmierć także, bo zbyt długo czekali, żeby się nade mną poznęcać.

Spuszczam oczy na dłonie ściskające chłodne, pokryte wilgocią pręty. Nie wiem, co mogłabym jej powiedzieć. Nic nie wydaje się adekwatne.

– A wracając do portali – dziewczyna podejmuje temat, na co od razu odszukuję ją ponownie wzrokiem. – Wy też wierzycie w te brednie? Drzwi do lepszego życia bla... bla... bla. Zwiedziłam niezły kawał świata, poznałam niezliczone legendy, które okazały się prawdziwsze niż wszystko, w co dotąd wierzyłam, ale nigdy nie spotkałam nikogo, kto by potwierdził istnienie Drzwi. Marzyciele ich poszukują, bardowie spisują pieśni, lecz ani jeden ich nie widział.

– Tak się składa, że my przez nie przeszliśmy – wtrąca Damian. – Nie jesteśmy stąd. Pochodzimy z innego świata.

– I na cholerę? – Brwi Rosanny delikatnie drżą, jakby chciała je podnieść, ale sprawiało jej to niemałą trudność. – Źle wam było? Skoro tamten świat jest taki wspaniały, to po jaki chuj żeście przez nie leźli?

– Każdy świat ma zalety i wady – mruczę pod nosem. – Własne piękno, własną historię, rzeki przelanej krwi i śpiewane ponad nimi chwalebne pieśni. – Wzruszam ramionami. – Tak naprawdę niewiele się w tym aspekcie różnią.

Rosanna spogląda na mnie dziwnym wzrokiem. Też jestem zdziwiona tym głębokim przemyśleniem, ale tak naprawdę, mając jako takie pojęcie o historii świata, wiem, że każdy kraj jest cmentarzem niewinnych ofiar niepotrzebnych wojen. Jednakże mimo brutalnej historii, każdy z nich jest jednocześnie niezwykle piękny na swój własny, wyjątkowy sposób.

Piratka odchrząkuje.

– Porozmawiajcie z Aldaiem – mówi głosem wypranym z emocji. – Ma obsesję na tym punkcie. Wierzy, że uda mu się wreszcie przenieść naszą rodzinę w inne, lepsze miejsce.

Nie wiem, które z wypowiedzianych przez nią zdań bardziej mnie zaskakuje.

– Byliśmy tak blisko powrotu. – Damian chwyta się za głowę, a ja żałuję, że wcześniej nie zapytałam chłopaka o Drzwi.

– Jesteście rodziną? – pytam, odzyskując mowę.

– No tak, Aldai to... to mój brat.


Hej, Kochani!

Zaskoczeni ostatnimi rozdziałami? Sporo informacji się pojawiło, wobec czego może powstały w Waszych głowach nowe teorie? Jestem ciekawa, co myślicie o ostatnich zdarzeniach, więc śmiało komentujcie!

A może macie jakieś pytania? Jeśli nie będą dotyczyły spojlerów, to chętnie odpowiem :3

Już w przyszłym rozdziale będzie mniej gadania a więcej działania. Obiecuję!

Także do następnego!

Wasza Allicea

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top