Epilog

Nieraz zastanawiasz się czy lepiej zostawić pewne rzeczy same sobie, czy pomóc losowi. Czy należy spojrzeć w oczy demonowi i wystawić mu środkowego palca. Ale cokolwiek zrobisz, więdz że Twe życie jest w Twoich rekach. To Ty jesteś rozgrywającym, a los Twym przeciwnikiem.

Harry idąc korytarzem spojrzał w niebieskie oczy Louis'a. Nie umiał zrobić nic innego oprócz patrzenia. Możliwe, że jakby nie Zayn, który go pociągnął za sobą, stałby tam wieczność.

Książę nigdy nie zakocha się w służącej. Przykre?

Odchodząc zobaczył delikatny uśmiech na twarzy szatyna. Chwilę później jego telefon zawibrował.

BooBear: Dasz radę. Wierzę w Ciebie.

9.30 p.m

Cichy śmiech rozszedł się po pomieszczeniu. Mulat podał jarzącego się skręca Harry'emu. Brunet spojrzał na niego i pokręcił głową. Nie miał ochotę palić. Chciał być przy zdrowych zmysłach.

-Jestem gejem.

-Spoko...

To były jedyne słowa jakie przyjaciele do siebie wypowiedzieli tamtej nocy. Obydwoje milczeli. Harry był w jakimś stopniu szczęśliwy, że jego przyjaciel jakoś to przyjął. Jednak z długiej strony oczekiwał krzyku, wyzwisk. Mógłby wtedy go uderzyć. Pobiłby go za to, co robił Lou.

1:13 a.m

Harry: Powiedziałem Zayn'owi. Przyjął to na luzie.

BooBear: Gratuluję.

4:59 a.m

BooBear: Miałem szczęście, że Cię poznałem, bliżej :)

Harry: Jestem cholernym szczęściarzem.

Harry: Kocham Cię.

BooBear: Ja...

BooBear: Nie wiem co mam Ci napisać.

BooBear: Harry?

5:30 a.m

BooBear: Harry?

5:45 a.m

Harry: Spieprzyłem :(

BooBear: Nie.

Harry: Tak. Bo Ty kochasz kogoś innego :( Nie chcę się narzucać.

BooBear: To Ciebie kocham, idioto.

KONIEC

Dziękujemy za czytanie :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top