II
Harry zaskoczony odłożył telefon obok siebie na łóżko. Szkoda, że Tom już dalej nie pisał. Zaintrygowała go ostatnia wiadomość. Jak to dziewczyna, skoro przed chwilą wyznał mu swoją orientację. Postanowił nie naciskać na niego i zeszedł do kuchni
-Harry - uśmiechnęła się brunetka widząc go
-Gemma - odparł równie uśmiechnięty
-Idę jutro nocować do Lottie
-To nic nowego, kiedy rodzice mają podróż służbową, zawsze do niej idziesz
-Wiem, ale oznajmiam Ci to, aby nie było, za to Louis przyjdzie do ciebie
-To też nic nowego - westchnął wyjmując jogurt pitny
-Jesteś markotny, co się stało? - zapytała brunetka wstając ze swojego dotychczasowego miejsca
-Gems, jutro piątek, daj mi marudzić ostatni dzień - poprosił błagalnym tonem kończąc napój
-Wyciągnę jeszcze z ciebie co się stało - warknęła i wróciła do zadania domowego.
***
Brunet siedział przy biurku starając się skupić na lekcji. Pomimo metalu (tak, to było coś, co go uspokajało) grającego w tle, jego myśli uciekały gdzieś daleko. Od jakiejś godziny miał jedynie zapisane pierwsze zdanie do referatu. Chciał to ogarnąć jak najszybciej, pomimo że przedstawić go miał dopiero na półrocze. Kiedy usłyszał powiadomienie miał już nadzieję, że to Tom, lecz jego uśmiech jeszcze bardziej się powiększył, kiedy zobaczył, że to wiadomość od Louis'a
-Wejdę oknem, otwórz - przeczytał pod nosem i zaciekawiony zmrużył oczy, jakby tekst miał nie być prawdziwy.
Czytał to już piąty raz, a treść się nie zmieniła. Chłopak spojrzał na zamknięte na klucz drzwi, a następnie na okno. Podszedł i otworzył je na oścież. Louis mieszkał zaledwie dwie przecznice dalej, zawsze kiedy w jego domu nie było za ciekawie wymykał się, drabiną opartą obok okna do pokoju Harry'ego wchodził tam i zostawał na kilka godzin.
Loczkowi zawsze było żal przyjaciela. Chłopak nie miał biologicznego ojca, bo ten się do niego nie przyznawał. Przez pierwszy rok jego mama często przychodziła do domu Styles'ów, gdzie zawsze była miło widziana. Po roku Natalie znalazła sobie swojego obecnego partnera, ale ten nie trawił pierwszego dziecka kobiety. Dla tego mężczyzny liczyła się tylko Charlotte, jego córka. Louis był zawsze wyrzutkiem, praktycznie nie rozmawiał z ojczymem, nawet przez to zmieniło się podejście jego matki do chłopaka. Rodzice Harry'ego udawali, że nie zauważają tego, ale nie dziwił ich widok Louis'a śpiącego z Harry'm, kiedy poprzedniego dnia go nawet nie widzieli. Szatyn był zawsze mile widziany w tym domu i tak pozostanie, znaczy Harry ma taką nadzieję.
Głowa niebieskookiego pojawiła się w oknie, a później chłopak stał już w pokoju z czerwonymi oczami. Harry ściszył muzykę i zamknął okno. Louis dalej stał bez słowa, czekając, aż jego przyjaciel zrobi to co ma zrobić. Harry stanął wyczekująco na środku pomieszczenia. Szatyn spojrzał się niepewnie na niego, a następnie mocno przylgnął ciałem wtulając się w chłopaka. Zielonooki nic nie powiedział, położył ręce na plecach niższego przyciągając go bliżej siebie. Louis zacisnął pieści na koszulce od strony pleców loczka, a bok twarzy przycisnął do lewej strony klatki piersiowej. Kiedy z ust starszego zaczął wydobywać się szloch, a biała koszulka gospodarza pochłaniała pojedyncze łzy, ten postanowił zacząć gładzić karmelowe włosy jedną ręką, a drugą pocierał jego plecy. W międzyczasie jak mantrę szeptał mu uspokajające słowa. Nie prosił o wytłumaczenie, co się stało. Nie raz miał już takie sytuacje z przyjacielem i wiedział, że nie warto to robić.
Powoli szedł w stronę łóżka, a kiedy łydkami już je poczuł, usiadł na skraju ciągnąc za sobą szatyna, który teraz siedział na nim okrakiem. Łzy przestały już uciekać z oczy, a łkanie ucichło już całkowicie. Jedynie co jakiś czas pociągał nosem
-Lou... - wyszeptał podnosząc głowę, aby spojrzeć mu w oczy, jednak starszy dalej trzymał głowę ku dołowi.
Harry przeniósł jedną dłoń, podnosząc dwoma palcami jego podbródek ku górze. Oczy Louis'a były nadal zaszklone, a teraz jeszcze bardziej czerwone
-Zostaniesz na noc? - zapytał pół szeptem
-Wr... Wrócę k..koło pierwszej... Dobrze? - podczas mówienia jąkał się powstrzymując płacz
-Zostaniesz ile tylko chcesz - zielonooki posłał mu ciepły uśmiech, który został odwzajemniony.
Louis położył czoło na czole młodszego. Mimowolnie na usta bruneta wkradł się uśmiech, a sam zaczął pocierać swoim nosem o ten drugi.
Po jakieś dziesięciu minutach Louis podniósł się i usiadł obok.
-Dam ci twoją ulubioną koszulkę, co? - zapytał podchodząc do szafy
-Hazz, wszystkie są już u mnie - z ust chłopaka wybiegł delikatny chichot, co po poprzedniej sytuacji było niczym plaster na rany
-Mam tą miętową - brunet więcej nie musiał mówić, gdyż jego przyjaciel i tak stał już za nim mocno go obejmując.
Harry podał mu koszulkę, a sam wyjął coś dla siebie. Szatyn odszedł kawałek i ściągał spodnie oraz swoją koszulkę, następnie ubierając tą od przyjaciela. Miętowy materiał sięgał mu do połowy ud, a Harry nie mógł nic na to poradzić, jak bardzo ten widok mu się zawsze podoba. Brunet nieświadomie przygryzł wargę, a gdy poczuł krew szybko odwrócił się i sam założył czarny podkoszulek.
Szatyn położył się na łóżku i wpatrywał się w sufit. Harry zrozumiał aluzje i zmienił playlistę przy okazji patrząc na godzinę. Była dopiero dwudziesta pierwsza, a był już i tak zmęczony. Położył się obok przyjaciele ustawiając się bokiem do niego. Położył powoli dłoń na jego policzku i pocierał go kciukiem.
***
Louis tak jak powiedział, do domu wrócił o pierwszej.
Harry zamknął szybę, a w tym momencie dostał wiadomość. Podniósł telefon i wiedział, że na pewno nie tego się spodziewał.
_________________
Przypominam o zostawianiu gwiazdek i komentarzy, które motywują!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top