9. Nadzieja

Ola

Choć moja rodzina wiedziała dokładnie, co się działo w moim życiu, to i tak z wielkim zainteresowaniem wypytywali mnie o dane wydarzenia. Z zapałem odpowiadałam więc na wszystkie pytania.

Na prośbę rodzeństwa nauczyłam ich podstaw samoobrony, oraz "czarowałam", pokazując różne magiczne sztuczki, których nauczyłam się przez te wszystkie lata ich nieobecności.

Byłam bardzo szczęśliwa, mogąc pokopać piłkę z bratem, poplotkować z siostrą czy porozmawiać z rodzicami o wszystkim i o niczym. Wspaniale było wyznać im to, co siedziało mi na sercu. Porozmawiać szczerze i uwolnić się od tęsknoty. Przypomniałam sobie wtedy, jak po zabiciu Malufa poszłam na cmentarz rodziny i przepraszałam ich za spalenie zdjęcia i za tak długi okres wyczekiwania na pomszczenie ich.

A oni? Nie chcieli abym się mściła, jednak było już za późno, ale obiecałam powstrzymać się od zemsty w najbliższej przyszłości. Choć zastanawiało mnie na kim miałabym się mścić i jak, skoro umarłam?

- Pobawmy się w chowanego! - wymyślił Piotrek, łapiąc mnie za rękę.

- Co? Gdzie mielibyśmy się chować? - spytałam ze śmiechem, rozglądając się po pustej polanie.

- W lesie. - siostra wskazała ciemny las otaczający łąkę.

- No nie wiem... - przerażała mnie myśl o zgubieniu się między tymi mrocznymi drzewami.

- Dołączymy do was. Im będzie nas więcej tym trudniej znaleźć, ale także będzie weselej. - dodała mama.

- Nie wiem, czy to dobry...

- To kto szuka pierwszy? - przerwał mi tata.

- Może ja będę liczyć. - zgłosiła się Frigga.

- Jeśli taka jest twoja wola... - Odyn uśmiechnął się czule i pocałował żonę w czoło.

- Pałka, zapałka, dwa kije, kto się nie schowa ten kryje! - wykrzyczało moje rodzeństwo i pobiegło do lasu, w którym po chwili zniknęli.

- Nie bój się, Aleksandro. Nie zgubisz się. - Odyn położył mi rękę na ramieniu, a potem zniknął.

Dosłownie rozpłynął się w powietrzu. Miałam złe przeczucia, co do tej zabawy. Nie znałam lasu, było w nim tyle ścieżek i brak jakiegokolwiek znaku życia. Ale moich rodziców także nie było już na polanie. Została tylko Frigga, która uśmiechała się do mnie, licząc na głos. Skinęła mi głową i dopiero wtedy z wahaniem ruszyłam w stronę drzew. Szłam w głąb lasu, coraz bardziej oddalając się od słonecznej łąki. Już nie widziałam światła przebijającego przez konary drzew. Była tylko przerażająca ciemność i cisza, a ja nie mogłam się zatrzymać. Nie wiem, jak długo szłam, przyciągana niczym żelazo do magnesu, w stronę mroku. Nie słyszałam, aby Frigga krzyczała, że kogoś znalazła. Gdzie zgubiła się zabawa?

- Chyba się zgubiłam! - krzyknęłam przestraszona, nie mogąc się zatrzymać.

- Nie bój się. To jeszcze nie koniec, Aleksandro. - usłyszałam głos Odyna, a jego postać zmaterializowała się kilka metrów przede mną.

- Co? - wyszeptałam zdezorientowana. 

- Za wcześnie na twą śmierć. - wytłumaczyła Frigga, pojawiając się obok męża.

- Nie rozumiem. Przecież już umarłam.

- To jeszcze nie koniec, Ola. - tata powtórzył słowa Lokiego, a jego postać zmaterializowała się obok pary królewskiej.

- Oddałaś życie za tysiące innych. - obok taty pojawiła się mama.

- Jednak nie zostaniesz z nami na długo. - dodała siostra, stając obok mamy.

- Twoja rodzina ci na to nie pozwoli. - brat podszedł do taty.

Zachowywali się jak zaprogramowane roboty, a nie ludzie, których znałam. Powtarzali wciąż te kilka zdań, jakby to cokolwiek miało mi wyjaśnić. A może to po prostu mój mózg przestał działać po śmierci? Może to było oczywiste? 

- Nie rozumiem. Wy jesteście moją rodziną. - cały czas szłam przed siebie, nie mogąc się zatrzymać, a postacie cofały się, prowadząc mnie w ciemność.

- Twoja nowa rodzina. - wytłumaczył tata.

- Jak to? Umarłam.

- Nie. Wciąż żyjesz. - powiedziała mama.

- To jeszcze nie twój czas, siostro. - uśmiechnęła się brunetka.

- Jak to? A wy? Co z wami? - spytałam, a po policzkach zaczęły cieknąć mi łzy.

- Zawsze z tobą będziemy. - zapewniła mama.

- Będziemy w twoim sercu. - dodała siostra.

- Pamiętaj, że cały czas cię obserwujemy. - przypomniał z uśmiechem brat.

- Będziemy ci pomagać. - obiecał tata. - Tylko nigdy się nie poddawaj.

- Kochamy cię, Ola. - zatrzymali się, a ja mogłam zatrzymać się wraz z nimi.

Przytulili mnie wspólnie, ale po chwili czułam, jak ich uścisk słabnie, a gdy otworzyłam oczy nie byliśmy w lesie, tylko w czarnej nicości. Materialne postacie mojej rodziny, Friggi i Odyna znikały, jakby były duchami. Rozpływały się w powietrzu, nie pozostawiając za sobą śladu.

- Nie, proszę... Nie zostawiajcie mnie, proszę! - krzyczałam przez łzy. - Proszę! - próbowałam ich złapać, ale nie było nic, co mogłabym dotknąć. - Proszę! Nie zostawiajcie mnie! Nie mogę znów was stracić! 

- Zawsze będziemy z tobą. - usłyszałam jeszcze głos mamy, a potem zostałam sama w pustej otchłani.

- Kocham was. - wyszeptałam i upadłam na kolana pozwalając ponieść się rozpaczy i wściekłości. - Nie chcę odchodzić. Nie zostawiajcie mnie, proszę...

Loki

- Loki?! - do mojego pokoju bez pukania wpadła Wanda. - Tak, wiem. Powinnam pukać, przepraszam. - przewróciła oczami. - Świetnie, że tutaj jesteś, bo chyba coś znalazłam. - z wielkim uśmiechem wskazała ogromną, starą księgę, którą trzymała w rękach. - Strange kazał mi to sprawdzić. On i Vision przeszukują inne księgi z biblioteki doktorka, ale to chyba będzie to czego szukamy.

- Pokaż. - podszedłem do dziewczyny, a ta otworzyła książkę na zaklęciu.

- To może być to. - stwierdziłem, rozczytując te kilka wersów. - Musimy spróbować.

- Więc na co czekamy? - spytała Wanda.

- Sam nie dam rady. - wyznałem, przewracając kartki księgi. - Zaklęcie jest bardzo trudne do wykonania i niebezpieczne dla czarowników. Pochłania wiele energii. Niewielu udało się go użyć. - zauważyłem, przypominając sobie, jak niegdyś Frigga opowiadała mi o czarach.

- Pomożemy. Damy radę. - zapewniła dziewczyna. - Idę po Visiona i Strange.

- Shuri, T'Challa, Bruce i Tony też się mogą przydać. Są mądrzy. - dodałem, wzruszając ramionami.

- Zawołam wszystkich.

- Dobrze. Będę u Oli.

- Tam też się wszyscy zgromadzimy. Do zobaczenia.

- Dziękuję, Wando. - powiedziałem, nim dziewczyna opuściła mój pokój.

- Vision żyje dzięki niej. Jeśli tylko będę mogła, chcę jej pomóc. - Maximoff uśmiechnęła się.

- Dziękuję. - powtórzyłem.

Kilka godzin później

- Jesteśmy. Wanda mówiła, że macie pomysł, jak obudzić naszą śpiącą królewnę. - przemówił Rhodey.

- Nie miałem na myśli WSZYSTKICH Avengersów. - zrezygnowany spojrzałem na Scarlet Witch. Nie potrzebowałem widowni.

- Trudno. - dziewczyna wzruszyła ramionami.

- Zaczynamy? - pospieszał Strange.

On, tak samo jak ja, Wanda i Vision, zapoznał się wcześniej z zaklęciem, które mieliśmy w czwórkę przeprowadzić na Oli. Odynie, błagam aby się udało.

- Tak, gotowi? - dopytał Vision.

- Tak. - zgodziłem się równo z Maximoff.

- Odłączyłem Olę od respiratora. - odezwał się Bruce, pokazując, że dziewczyna jest już odpięta od wszystkich maszyn.

- Dobrze. Dzięki, Bruce. Możemy zaczynać? - spytała Wanda.

- Macie trzy minuty. Jeśli w tym czasie się nie obudzi musimy znów podłączyć ją do maszyn, bo inaczej umrze na dobre. - ostrzegła Shuri.

- Damy radę. - zapewniłem. - Ola będzie żyła. - wyszeptałem i poczułem uścisk na ramieniu.

- Powodzenia, Loki. - powiedział Stark, a potem wszyscy odsunęli się od łóżka nieprzytomnej dziewczyny. Zostałem tylko ja, Wanda, Stephen i Vision. Musiało się udać.

- Zaczynamy. - oznajmił Strange.

Wyciągnęliśmy ręce nad Olą i wspólnie mówiliśmy na głos zaklęcie.

- Lutum lotum Aqua, plagas Ignis canite, Ventus urbem conpulit cecideruntque malum cogitationes, sit ita Terra sana tuum Corporis et anima et adducere vos ut nobis.*

Powtórzyliśmy regułkę trzy razy, tak jak radzono w książce. W pomieszczeniu panowała całkowita cisza. Teraz nie pozostało nam nic innego prócz czekania. Odsunęliśmy się od łóżka śpiącej i dokładnie ją obserwowaliśmy.

- Minuta. - odezwała się Shuri, patrząc na zegarek.

- Obudzi się. - zapewniłem twardo. - Ola, proszę nie zostawiaj mnie. - wyszeptałem, trzymając ukochaną za rękę. - To jeszcze nie koniec, Ola. - powiedziałem głośniej i pocałowałem rękę narzeczonej.

- Patrzcie! - wykrzyknęła Maximoff. - Ona płacze. - wskazała łzy na twarzy blondynki.

- Musimy ją podłączyć do respiratora. Jeszcze kilka sekund i komórki mózgu całkowicie obumrą. - oznajmił Bruce, podchodząc do maszyn.

- Nie. Poczekajmy, jeszcze chwilę. - zatrzymałem go, ryzykując.

- Ona może umrzeć. - zauważyła Shuri.

- Albo może żyć. - odezwał się Strange. - Poczekajmy.

- Ale...

- Jeśli się nie uda... Nie możemy dłużej trzymać jej w śpiączce, która i tak jej nie pomoże.

Dasz radę, skarbie. Musisz żyć. Słyszysz, Ola? To jeszcze nie koniec, kochanie.

- Nie pozwalam! - krzyknął Stark. - Chcecie ją zabić?

- Nie chcemy...

- To nie jest dobry pomysł. - wtrącił Rhodey, przerywając Visionowi.

- Jedyna szansa na...

- Nie!

Przestałem słuchać kłócących się Avengersów. Patrzyłem na twarz ukochanej, podziwiając łzy spływające po jej policzkach. Przez te wszystkie dni nie dała żadnych oznak życia, a dzisiaj płakała. To musiało coś znaczyć. 

- Proszę Ola, wróć do mnie. - wyszeptałem, znów całując dłoń dziewczyny.

Jej dłoń.

Otworzyłem szerzej oczy. Jej dłoń nie była lodowata. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że jej skóra nie była już tak blada. Jej włosy odzyskiwały swój żywy kolor, a policzki nabierały ledwo widocznych rumieńców.

I nagle dziewczyna lekko ścisnęła moją rękę. Właśnie wtedy przeniosłem wzrok na jej zapłakaną twarz, czując jak i po mojej lecą łzy.

- Cześć, Loki. - wyszeptała, a ja pochyliłem się nad nią i pocałowałem w usta.

- Co ty wyprawiasz, Loki?! - wykrzyczał Stark, a ja musiałem odsunąć się od delikatnie uśmiechającej się dziewczyny.

- Tak głośno jeszcze chyba nie byliście. - powiedziała najgłośniej jak potrafiła, bo wciąż miała słaby głos, a wszyscy zebrani Avengersi wpatrywali się w nią jak w ducha.

- Ola! - mała dziewczynka wskoczyła na łóżko i przytuliła blondynkę, przerywając ciszę, jaka zapadła w sali.

- Cześć, siostrzyczko. - wyszeptała Ola, z lekkim trudem przytulając Morgan.

- Przepraszam, nie mogłam jej powstrzymać. Przyszłyśmy przed chwilą. - słyszałem, jak Pepper tłumaczy się swojemu mężowi. - Ola, ty żyjesz! - krzyknęła zszokowana i ucieszona jednocześnie, gdy przeniosła wzrok na łóżko.

- Najwyraźniej zmartwychwstałam.



*Brud Woda zmyła, rany Ogień przepalił, Wiatr przegonił złe myśli, niech więc Ziemia uleczy twe ciało i duszę, i sprowadzi cię do nas.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top