8. Walka

Loki*

Upadłem na skałę, mocno o nią uderzając.

- Ooh. - wykrzywiłem się z bólu, leżąc na kamieniu, lecz po chwili zacząłem się śmiać.

- Gdzie tesseract? - spytał Thor, stojąc nade mną.

- Tęskniłem za tobą. - powiedziałem ze śmiechem.

- Wyglądam, jakbym żartował? - spytał zły.

- Podziękuj. - podnosiłem się. - Bifrost został zniszczony. Co zrobił ojciec, żeby zesłać cię na twą ukochaną Ziemię? - spytałem wstając, a mój przyrodni braciszek upuścił Mjolnir i zły podszedł do mnie, łapiąc mnie za kołnierz zbroi.

- Myślałem, że nie żyjesz. - powiedział.

- Opłakałeś mnie? - spytałem z pogardą w oczach.

- Jak wszyscy. Nasz ojciec...

- TWÓJ ojciec. - przerwałem mu, na co mnie puścił. - Na pewno powiedział ci kim jestem.

- Razem się wychowaliśmy. - rzekł Thor, gdy odchodziłem od niego, schodząc z góry. - Razem walczyliśmy i dokazywaliśmy. - szedł za mną. - Pamiętasz?

- Jedynie cień. - odparłem. - Bo żyłem w twoim. - przypomniałem mu. - Pamiętam, że cisnąłeś mnie w nicość. Mnie! Prawowitego króla!

- Dlatego chcesz odebrać mi świat, który kocham? - spytał.

On nigdy mnie nie zrozumie. Po co więc, miałbym mu cokolwiek tłumaczyć?

- Nie. Ziemia jest pod moją ochroną. - rozbawił mnie ostatnim zdaniem.

- Widzę, jak świetnie się spisujesz. - zaszydziłem. - Ludzie wyżynają się nawzajem, a ty nie robisz nic. - byłem oburzony. - Dlaczego nie mogę nimi władać? - spytałem ciekaw odpowiedzi.

- Bo jesteś lepszy? - spytał zagadkowo.

- Tak. - odparłem pewny swego i uśmiechnąłem się.

Czyżby zaczynał rozumieć?

- W takim razie nie możesz władać. Tron cię zniszczy. - wytłumaczył, a ja nie dowierzałem.

Ja jestem potworem. Boga takiego jak ja nie da się zniszczyć.

Popchnąłem go wściekły, aby zszedł mi z drogi i wróciłem na szczyt góry.

- Widziałem światy o których nie masz pojęcia. - zacząłem. - Na wygnaniu wyrosłem, synu Odyna. - odwróciłem się, by spojrzeć na Thora, który podążył za mną. - Poznałem moc tesseractu. - mówiłem z pasją. - Gdy ją okiełznam...

- Kto ci ją pokazał? - przerwał mi Asgardczyk. - Kto jest królem? - podszedł bliżej mnie.

- Ja jestem królem!!! - wykrzyczałem mu w twarz.

- Nie tutaj. - znów chwycił mnie za zbroję.

Chyba go rozłościłem. Znowu.

- Porzuć trujące myśli i tesseract. - objął rękami moją twarz. - Wróć do domu. - powiedział błagalnie, patrząc mi w oczy.

O co mu chodzi?

Musi udawać idealnego brata?

Zawsze musi być tym lepszym?

No tak, w końcu to on jest prawdziwym synem Odyna i jego ulubieńcem.

Dlaczego tylko udaje, że mu na mnie zależy?

Zaśmiałem się i pokręciłem przecząco głową.

- Nie mam domu. - Odinson odsunął się ode mnie i chwycił Mjolnir, gotowy do zadania ciosu. - Bez sześcianu mnie nie odeślesz. - mówiłem zadowolony. - A nawet ja nie wiem, gdzie on jest. - Thor wycelował we mnie młot.

- Posłuchaj bracie... - zaczął, ale nie dane było mu skończyć, gdyż midgardzki bohater w zbroi uderzył w niego, zabierając ze sobą.

- Tak? - spytałem głupio, zadowolony.

Obserwowałem walkę braciszka z metalową puszką. Byłem bogiem, więc doskonale ich widziałem i słyszałem ich rozmowę.

- Nie rób tego więcej. - powiedział Thor do Starka, gdy wstał.

- To nie kradnij. - odpowiedział tamten, pokazując twarz.

- Nie wiesz z czym walczysz.

- Aa... - rozejrzał się wokół siebie dumny midgardzczyk. - Szekspir pod chmurką? - brat chyba nie zakumał, o co chodzi temu człowiekowi. - Matka wie, że wdziałeś jej szaty? - zakpił z Thora, a ja uśmiechnąłem się.

Mimo wszystko, ten pajac miał niezłe poczucie humoru, zwłaszcza jeśli rozmawiał z Odinsonem.

- To cię przerasta, człowieku z metalu. - odparł sztywno bóg. - Sami osądzimy Lokiego.

- Najpierw odda sześcian. Dopóki tego nie zrobi, nie wtrącaj się. - miliarder założył maskę Iron Man.

Chciał odlecieć, ale Thor rzucił w niego młotkiem, przez co playboy wylądował na plecach, parę metrów dalej.

- Okey. - powiedział, wstając.

Thor wyciągnął rękę, w której po chwili znalazł się Mjolnir. Zaczął kręcić magiczną bronią, ale Iron Man strzelił w niego laserem, odrzucając go do tyłu. Później kopnął boga w twarz, pozbawiając go równowagi i Mjolnira. Młot szybko wrócił do właściciela, który ściągnął nim energię z niebios i wycelował w metalową puszkę.

- Czterysta procent mocy. - powiedział głos z wnętrza zbroi.

- Co ty na to? - spytał Stark i wycelował lasery w blondyna, który po zadanym ciosie, wylądował na dwóch nogach.

Obydwoje rzucili się na siebie i polecili, bijąc się. Nie umiem stwierdzić kto wygrywał. Był remis, obydwoje mężczyzn dobrze walczyło.

Ja oczywiście byłem lepszy.

Rzucali sobą, łamiąc drzewa i niszcząc wszystko wokół siebie. Raz upadał jeden, raz drugi.

Nagle z nikąd pojawił się drugi pajac, przebrany w niebieski kostium. Niczym baletnica.

- Hej! - krzyknął, odbijając tarczą o młot Thora i tarczę Iron Mana.

Ten to potrafi zwrócić na siebie uwagę.

- Dość! - powiedział stanowczo, gdy tarcza wróciła do niego.

Zeskoczył z głazu, na którym się znajdował i był teraz na równi z pozostałą dwójką.

- Po co przybyłeś? - spytał księcia Asgardu.

- Powstrzymać Lokiego. - odpowiedział Thor.

- Udowodnij. - rozkazała baletnica. - Opuść młot.

- Kiepski pomysł. - odezwała się puszka, przez co oberwało się jej od blond młotka.

- Mam opuścić młot? - wściekł się Thor, po czym skoczył na Kapitana, atakując go, a ten zasłonił się swoją tarczą.

W momencie, w którym młot Thora uderzył w tarczę Rogersa, wydobyła się moc, która poruszyła drzewa i odrzuciła asgardczyka do tyłu.

- Skończyliśmy? - spytał Kapitan Ameryka, gdy wszyscy podnieśli się z ziemi.

Thor obejrzał się dookoła, oglądając spowodowane szkody, albo szukając mnie.

Najwyraźniej przypomnieli sobie o mnie, bo w jednym momencie zjawili się przede mną i wzięli ze sobą na statek, z którego wcześniej porwał mnie "mój ukochany braciszek".

Dostałem się do umysłu, wciąż będącej tam młodej śmiertelniczki i opowiedziałem jej, jak komicznie wyglądała walka nędznych midgardzczyków i jeszcze głupszego asgardczyka. Nie wiem, dlaczego musiałem jej o tym opowiedzieć. Słuchała mnie uważnie, starając nie dać po sobie znać, że rozmawia ze mną.

Rana, którą jej zrobiłem nie znikała. Nie zmniejszała się, a wręcz przeciwnie, rosła. Nie wyczułem w dziewczynie bólu, więc rana jej go nie sprawiała.

Chwilę później poczułem jak samolot opada i zatrzymuje się na jakiejś powierzchni, po czym wyszliśmy z niego.

Wylądowaliśmy na większym statku.

Wdowa prowadziła naszą grupę, za nią podążałem ja prowadzony przez Kapitana i Thora, a za nami midgardka z Iron Manem, którego intrygowała rana dziewczyny.



*fragment rozdziału z opowiadania Oczami Lokiego

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top