5. Historia w skrócie
Pierwszym, co zrobiliśmy po wejściu do mojego pokoju było rozpakowanie zakupów i poukładanie nowych ubrań w garderobie. Zrobiliśmy to w ciszy i w tej samej ciszy siedzieliśmy właśnie na łóżku naprzeciwko siebie, nie wiedząc od czego zacząć. Żadne z nas nie chciało wracać wspomnieniami do przeszłości, ale szczerość była podstawą każdej relacji.
- Jaka kara spotkała cię w Asgardzie? - odezwałam się, nie chcąc przeciągać tej niepewności..
- Baty sprawiedliwości. - odpowiedział Loki, przenosząc wzrok z moich oczu na okno. - Tyr przestał mnie biczować, dopiero wtedy, gdy zacząłem prosić aby przestał. Nie miałem siły wytrzymywać dłużej. Musiałem błagać Odyna o litość.
Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Powróciła dawna, zimna obojętność. Jedynie mocno zaciśnięte w pięści ręce zdradzały jego złość. Aż nagle na jego twarzy pojawił się grymas bólu.
- Wszystko w porządku? - spytałam z troską, przyglądając się twarzy bożka.
- Tak. - westchnął cicho brunet.
- Może zawołam Bruca? - wstałam z łóżka, bo potwierdzenie Lokiego wcale nie było przekonujące.
- Nie. - mężczyzna zacisnął zimną dłoń na moim nadgarstku, powodując, że musiałam się zatrzymać. - Nic mi nie jest.
Westchnęłam, bo wiedziałam, że kłamie, ale mimo to skinęłam głową i z powrotem usiadłam obok niego, a on puścił moją dłoń.
- Teraz moja kolej na wyjaśnienia, prawda? - uśmiechnęłam się lekko, gdy ponownie zapadła cisza.
- Nie musisz mi nic wyjaśniać. Jestem twoim niewolnikiem. - Loki opuścił wzrok na podłogę.
- Nie mów tak. - złapałam jego twarz w dłonie, uważając, aby nie sprawić bólu jemu wciąż poranionemu ciału. - Dla mnie jesteś bardzo ważny i chcę, żebyś wiedział wszystko.
Tak bardzo chciałam go pocałować. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Te hipnotyzujące zielone oczy, w których tak bardzo uwielbiałam tonąć. Już miałam się nachylić i dotknąć wargami zimnych ust, ale w ostatniej chwili się opamiętałam i odsunęłam od bożka.
- Miesiąc po tym, jak wróciłeś z Thorem do Asgardu poznałam w autobusie chłopaka. - odchrząknęłam, zaczynając historię.
Loki zacisnął ręce w pięści, ale zignorowałam to. Wciąż siedzieliśmy na łóżku twarzami do siebie.
- Był bardzo miły. - kontynuowałam. - Rozmawialiśmy całą drogę. Potem zaproponował, że odwiezie mnie do domu, ale odmówiłam. - przeniosłam wzrok na okno. - Był mutantem, a jego umiejętnością była szybkość. Porwał mnie do lasu, gdzie czekali na nas inny mężczyzna i kobieta, która mnie uśpiła. - spojrzałam na bożka, czując na sobie jego smutne spojrzenie. - Byli to ludzie Hydry. Chcieli wydobyć ode mnie informacje dotyczące T.A.R.C.Z.Y. i Avengersów, a także twojego berła i tesseractu. - wyjaśniłam. - Nic im nie powiedziałam. Spędziłam tam szesnaście dni. Torturowana, głodzona, bita...
Spojrzałam na swoje ręce, nie potrafiąc patrzeć w te zielone oczy. Nie mogłam znieść myśli, że widzę w nich współczucie, smutek, wściekłość i coś jakby wyrzuty sumienia. On nie mógł się obwiniać za to, co mnie spotkało.
- Kazali mi walczyć, bronić się przed atakiem ze strony żołnierzy, których nasyłali na mnie. - mówiłam, mimo łez, które nagle zgromadziły się w moich oczach. - Szło mi całkiem nieźle. Bucky był moim głównym przeciwnikiem. Ale ja znałam pieśń, którą go kodowali. Zaprzyjaźniłam się z nim, mimo że zawsze po naszych spotkaniach czyścili mu pamięć. - uśmiechnęłam się smutno, odganiając łzy. - Chłopak, który mnie porwał i dziewczyna, która mnie uśpiła byli rodzeństwem. Eksperymentami Hydry. Miałam celę obok nich, więc widzieli, jak agenci mnie torturują, gdy nie zabierali mnie do specjalnej celi. - opowiadałam dalej. - Tony miał dostarczyć Hydrze dysk z planami T.A.R.C.Z.Y.. Taki był warunek mojej wolności. Ale ja nie chciałam, by Hydra dowiedziała się czegokolwiek, by dostała to czego chce. Dlatego postanowiłam uciec. - westchnęłam. - Rodzeństwo Maximoff i Bucky pomogli mi uciec z kryjówki Hydry, a parę dni później w jakiejś leśnej, zaśnieżonej jaskini znaleźli mnie Avengersi. - uśmiechnęłam się lekko. - Koniec historii.
- Oni pożałują za to, co ci zrobili. - powiedział wściekły Loki, zaciskając ręce jeszcze mocniej. - Zabiję ich!
- Avengersi cię uprzedzili. - uśmiechnęłam się lekko, dotykając jego rąk. - Ale jest jeden plus. Dzięki Hydrze i twojemu berłu dostałam nowe moce.
- Jak to berłu?
- Przywoływało mnie do siebie. - wyznałam. - Zresztą możesz zobaczyć. Możesz zaglądnąć do mojego umysłu. Ta historia była pozbawiona szczegółów.
- Nie chcę sprawiać ci bólu. - Loki odsunął się ode mnie.
- Wanda usunęła moje koszmary związane z rodziną. Ich miejsce zajęła Hydra. Proszę cię. Usuń ją ze mnie. - złapałam rękę Lokiego i położyłam na swoim czole.
- Nie zrobię tego. Nie chcę cię zabić. - pokręcił głową.
- Nie zabijesz. Proszę, pomóż mi.
- Nie zabiję cię, Ola! - krzyknął Loki, przez co kolejna fala bólu przeszła przez jego ciało. - To wszystko moja wina! - kontynuował mimo bólu pleców. - To porwanie! Ta cholerna Hydra! Nie było mnie przy tobie, gdy najbardziej potrzebowałaś opieki! Przepraszam, Ola. - Kłamca chodził nerwowo po pokoju, wplatając palce w swoje włosy.
- To nie jest twoja wina. - złapałam jego twarz w dłonie i zmusiłam do spojrzenia w oczy, gdy stanęłam naprzeciw niemu. - Jak na razie, to tylko i wyłącznie ja sprawiam tobie ból. - zauważyłam ze smutnym uśmiechem.
- O czym ty mówisz? To sprawka Odyna i Tyra. Ty nie masz z tym nic wspólnego! - zapewnił mnie, łapiąc moje dłonie i całując ich wierzch.
Uśmiechnęłam się lekko na ten czuły gest, który sprawił, że coś ciepłego rozlało się w moim sercu.
- Tak samo, jak ty nie masz nic wspólnego z porwaniem mnie przez Hydrę. - zauważyłam.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale. - przerwałam mu, łapiąc jego dłoń. - Chodźmy na kolację. Późno już. - zmieniłam temat, by po chwili wyjść wraz z nim z pokoju i udać się w stronę salonu.
***
- Zrobię jutro imprezę! - wykrzyknął podczas kolacji uradowany Stark.
- Co? Jeszcze ci się nie znudziły? Po co? Nie ma mnie jutro w domu! - takie były reakcje reszty Mścicieli.
Ja natomiast uśmiechnęłam się, widząc uśmiech na twarzy Lokiego. Tęskniłam za nim.
- Ola jutro wraca do Polski. A chyba jeszcze nie byłaś na żadnej mojej imprezie, prawda? - spytał mnie Tony.
- Tak jakoś wyszło. - wzruszyłam ramionami.
- Widzicie? Trzeba pokazać młodej, jak się bawimy w Nowym Jorku! Zrobimy duuużą imprezę!
- Super! - zgodziłam się z szerokim uśmiechem. - To mamy plany na jutro, a co robimy teraz?
- Ja idę załatwiać wszystko na jutro. Do zobaczenia! - krzyknął Tony, wychodząc z salonu. Był pełen energii.
- On tak zawsze przed imprezą. - odezwała się Natasha. - A co byś chciała robić?
- W sumie to nie wiem. - przyznałam szczerze.
- To może odpocznijmy, bo znając Starka to wszyscy będziemy musieli być na tej imprezie, a ona na pewno nie skończy się szybko. - powiedział Clint.
- Nie lubicie imprez? - spytałam, nie rozumiejąc ich zachowania.
- Nie tych Starka. - westchnęła Natasha. - Mnóstwo alkoholu, ludzi, których on sam pierwszy raz na oczy widzi, prawie potańczyć się nie da. Gdybym chciała taką imprezę to poszłabym do pierwszego lepszego klubu.
- Lepiej odpocznijcie. - odezwał się Rogers.
- Dobrze. - wstałam od stołu. - Więc dobranoc?- popatrzyłam na przyjaciół.
Była dopiero dziewiętnasta i nie zamierzałam jeszcze iść spać, ale zapewne tego wieczoru już się nie zobaczę z mieszkańcami wieży.
- Dobranoc. - powtórzył Loki, również wstając od stołu, czym zdziwił wszystkich. Mnie również, ale uśmiechnęłam się do niego szczęśliwa, co odwzajemnił, wzruszając ramionami.
- Dobranoc! - odpowiedzieli po chwili Avengersi.
W ciszy wyszliśmy z salonu i również w ciszy przeszliśmy korytarz, zatrzymując się przed drzwiami mojego pokoju.
- Mówiłaś, że masz nowe umiejętności. - odezwał się Loki, zanim otworzyłam drzwi.
- Tak. - potwierdziłam, spoglądając na niego.
- Pokażesz mi?
- Chodźmy do sali treningowej. Trochę szkoda mi pokoju. - uśmiechnęłam się lekko, ruszając w stronę windy.
Zatrzymała mnie zimna dłoń, która oplotła mój nadgarstek, więc spojrzałam zaskoczona na Lokiego.
- Pamiętasz nasze miejsce do ćwiczeń? - spytał Kłamca z lekkim uśmiechem.
- Jakże bym mogła zapomnieć? - odwzajemniłam jego uśmiech.
Loki przyciągnął mnie do siebie, obejmując w pasie. Już po chwili prócz zimnego ciała Lokiego mogłam poczuć wiosenny wiatr, muskający moje zaróżowione policzki. Przytuliłam bożka mocniej, wtulając się w jego twardy tors i ciesząc tą krótką chwilą, podczas której znów miałam go tylko dla siebie.
- Tęskniłam za tobą. - wyszeptałam wciąż wtulona w bruneta
- Ja też. - wyszeptał prawie niesłyszalnie, odsuwając mnie od siebie.
- Więc dlacze...
- Nie odpowiem na razie na twoje pytania dotyczące mojej decyzji podjętej wtedy. - przerwał mi, całkowicie likwidując nasz kontakt fizyczny. - Nie potrafię. Nie do końca wiem, dlaczego tak postąpiłem. - wyznał, ale w jego czach dostrzegłam jakąś iskrę, która utwierdziła mnie w przekonaniu, że kłamał.
- Obiecałeś, że odpowiesz na wszystkie pytania. - przypomniałam naszą rozmowę sprzed kilku godzin.
- Jestem Kłamcą. - spojrzał na coś za mną. - Przepraszam, za wszystko co przeze mnie cię spotkało.
- Mówisz tak, jakbyś chciał znowu uciec. - zauważyłam zła.
Loki popatrzył na mnie z wielkim smutkiem... i strachem? Ale ja nie chciałam słuchać więcej jego kłamstw. Chciałam dostać odpowiedzi. Upewnić się, że te sześć miesięcy nie było niczym.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top