5. Chwila "wolności"
Do apartamentu przyniesiono nam obiad, gdyż okazało się, że w podziemnym laboratorium spędziliśmy ponad dwie godziny. Było już południe.
Posiłek zjedliśmy w ciszy, która nikomu nie przeszkadzała.
Loki był bardzo zamyślony. W ogóle się nie odzywał, a ja nie wiedząc o czym mogłabym z nim rozmawiać, nie zaczynałam żadnego tematu.
- Wychodzę. Nie wiem kiedy wrócę, ale do mojego przyjścia nie opuszczaj hotelu. Zrozumiałaś? - odezwał się nagle. Jego talerz był już pusty.
- Tak, zrozumiałam - odpowiedziałam, wpatrując się w swój talerz.
Loki wstał z fotela i podszedł do mnie. Złapał moją brodę, przez co musiałam spojrzeć mu w oczy, które przyglądały się mi z zainteresowaniem i nieufnością.
- No co? - spytałam. - Powinnam była zapytać: Gdzie idziesz? Dlaczego nie mogę nigdzie wyjść? - przewróciłam oczami. - Nie myśl sobie. Nie jesteś moim mężem, abym miała się o ciebie martwić. - prychnęłam.
- Zazwyczaj zadajesz dużo pytań, więc zdziwiło mnie to, że teraz żadnego nie zadałaś. - wytłumaczył i odsunął się ode mnie.
- Nie chcę znowu zostać przygwożdżona do ściany i duszona, więc staram się mniej mówić.
- Mądra decyzja. - pochwalił, a już po chwili zostałam w pokoju sama.
Rozejrzałam się po apartamencie, ale naprawdę nigdzie go nie było.
Uśmiechnęłam się lekko, wkładając telefon i słuchawki do kieszeni bluzy.
Loki nie pozwolił mi opuścić hotelu. O apartamencie nic nie wspominał.
Wyszłam z pokoju na długi korytarz.
- Możliwe, że będę tego żałować - wyszeptałam do siebie, ale szłam dalej.
Zaraz, obok wejścia do naszego pokoju była winda, ale nie chciałam nią jechać.
Chciałam się przejść, jak najlepiej wykorzystać ten "wolny" czas, a nie skracać wycieczkę windą.
Na końcu korytarza znalazłam schody, którymi skierowałam się na dół, dokładnie oglądając otoczenie.
Ściany korytarza pomalowane były na biało, a podłoga wyłożona czerwonym dywanem.
Na ścianach wisiało dużo różnych obrazów, w stonowanych kolorach. Całość robiła niesamowite wrażenie.
Gdzie nie gdzie postawione były rośliny, które dodawały uroku nowoczesnemu wnętrzu.
Po schodach zeszłam na parter. Wybierając schody nie zdawałam sobie sprawy, że będę musiała tak dużo ich przejść. Pokój mój i Lokiego znajdował się chyba na ostatnim piętrze tego wieżowca.
~ Spacer zaliczony. ~ zaśmiałam się w myślach.
Pomieszczenie w którym się znajdowałam pomalowane było na złoto.
Podłoga i meble wykonane z ciemnego drewna dawały całkiem inne wrażenie niż pokoje i korytarze hotelowe, które przed chwilą widziałam.
Tu także znajdowało się pare zielonych roślin, które idealnie pasowały do tego miejsca.
Nie dziwiłam się, dlaczego Loki wybrał akurat ten apartament. Już od pierwszego wrażenia hotel wystrojem przypominał pałac królewski.
Ciekawe jak wygląda z zewnątrz?
Byłam tego naprawdę ciekawa, ale wolałam nie sprzeciwiać się Lokiemu.
Od rana zaczęłam się go trochę bać. Bożek był nieprzewidywalny. Idealny Kłamca.
Postanowiłam się bardziej rozejrzeć po parterze.
Zaraz obok wejścia była rejestracja, za której ladą siedziały dwie, młode kobiety. Widać było, że są pod wpływem czaru Lokiego, ich oczy były tak jakby zabrudzone innym kolorem. Ich spojrzenie było takie... Martwe.
Z boku po lewej stronie znajdowały się kuchnia i jadalnia, w których krzątało się kilka osób. Zapewne kucharze i kelnerzy.
Natomiast po prawej stronie na podniesieniu stały instrumenty. Bębny, gitary, skrzypce, trąbki...
i pianino.
Weszłam po schodach i usiadłam przed instrumentem.
Odkryłam nakrywę i przejechałem palcami po klawiaturze, sprawdzając czy pianino jest nastrojone. Nie wychwyciwszy żadnego fałszu, zaczęłam grać "La valse d'Amelie".
Tak bardzo zatraciłam się w melodii, że nie zwracałam uwagi na tłum ludzi, którzy przyglądali mi się teraz i słuchali, jak gram.
Nie zwracałam uwagi na kolejne minuty, które płynęły, gdy grałam następny utwór.
Gdy skończyłam grać trzeci utwór, zakryłem klawisze i szybko zeszłam ze sceny.
Widzowie komplementowali mój talent, a ja im dziękowałam.
Jednak w pewnym momencie mój wzrok przykuły czarne włosy, a gdy przeniosłam wzrok w ich stronę, zobaczyłam Lokiego.
Nie wiedziałam jak zareaguje, na to, że wyszłam z pokoju. Ciarki mnie przeszły na myśl, że znowu zaciśnie ręce na mojej szyi. Pragnę śmierci, a nie tortur.
Ale przecież nie złamałam rozkazu Lokiego.
Podeszłam do niego, gdy ludzie wracali do swoich zajęć, lecz nie odezwałam się.
- Idziemy. Pora wcielić mój plan w życie. - powiedział tylko, po czym ruszył w stronę schodów, a ja bez słowa podążyłam za nim.
Nie był zły?
Gdy znaleźliśmy się na schodach, bóg przyciągnął mnie do siebie i teleportował do naszego, wspólnego i tymczasowego mieszkania.
- Miałaś nigdzie nie wychodzić. - zauważył zły, odsuwając się ode mnie.
- Miałam zakaz wychodzenia z hotelu, o pokoju nic nie mówiłeś. - przypomniałam odważnie.
- Co robiłaś? - spytał.
- Gdy już zeszłam do holu, cały czas grałam.
Loki pokiwał głową, przyglądając się mi z zaciekawieniem.
- Przygotuj się. O szesnastej idziemy na bal. W łazience masz wszystkie potrzebne rzeczy. - poinformował mnie książę.
- Co? Jaki bal? Nic nie mówiłeś o żadnym balu. - nie ukrywałam zdziwienia, ale cieszyłam się, że w końcu wyjdę z hotelu.
- Nie muszę Ci się tłumaczyć. Lepiej zacznij się szykować. Masz niecałe dwie godziny. - doradził i zniknął za drzwiami sypialni.
Loki - w tym samym czasie *
- Gdzie ich znalazłeś? - usłyszałem Erika Selviga, jeśli dobrze zapamiętałem nazwisko jednego z wielu nędznych midgardzczyków.
Przynajmniej wykonywali za mnie czarną robotę i do tego, byli niczego nie świadomi.
- Agencja ma wielu wrogów. - odpowiedział mu Clint Barton - O to chodzi?
- Iryt z kosmosu zawiera antyprotony. Ciężko go zdobyć - wytłumaczył astrofizyk.
- Bo wiedzą, że szukamy. - odparł Clint.
- Ja nie wiedziałem. - odpowiedział mu wynalazca.
Postanowiłem podejść do tej dwójki śmiertelników.
- Hejj - zaczął naukowiec, widząc, że do nich idę. - Tesseract daje nie tylko wiedzę, ale i prawdę. - powiedział zadowolony odkryciem.
- Wiem. - odezwałem się również zadowolony. - Co pokazał panu?
Barton obrócił się w moją stronę.
- Następny cel - odpowiedział za Erika.
- Czego panu trzeba? - spytałem agenta.
Clint podszedł do stołu i z teczki wyjął swój łuk, po czym jednym ruchem rozłożył go.
- Zamieszania. - odparł, patrząc mi w oczy. - I oka.
Uśmiechnąłem się szerzej, a w mojej głowie zaczął układać się plan.
* * *
Wróciłem do pokoju w moim hotelu, ale w żadnym z pomieszczeń nie znalazłem śmiertelniczki.
Czyżby uciekła?
Nie, jej chęć śmierci była zbyt silna.
Odruchowo spojrzałem na szklaną ścianę, przypomniawszy sobie, jak wczoraj chciała przez nią wyskoczyć.
Szkło nie było rozbite, więc miałem pewność, że jej trup nie leży plackiem na ulicy.
Postanowiłem zejść na dół i dowiedzieć się, czy jakiś pracownik jej nie widział, a jeśli będzie to konieczne, sprawdzę monitoring.
Nie wiem, dlaczego tak bardzo przejmowałem się tą ziemianką. Były momenty, w których okropnie mnie irytowała i denerwowała, a znamy się od wczoraj.
Przeteleportowałem się na parter, a gdy się tam znalazłem usłyszałem piękną melodię graną na pianinie. Dopiero teraz zauważyłem, że wszyscy pracownicy i goście budynku, stoją przed podwyższeniem i podziwiają wykonawcę, i muzykę przez niego graną.
Podszedłem bliżej, również pragnąc z ciekawości poznać oblicze muzyka.
Otwarłem buzię ze zdziwienia, gdy przed instrumentem zobaczyłem mieszkającą ze mną śmiertelniczkę.
Dziewczyna wydawała się być nie świadoma ilości osób ją słuchających. Patrzyła przed siebie nieobecnym wzrokiem również zasłuchana w piosenkę.
Po paru minutach przestała grać i wyrwana z transu szybko zeszła ze sceny, a ludzie których mijała po drodze chwalili jej talent.
W końcu zobaczyła mnie, przez co na sekundę w jej oczach pojawił się strach, ale po chwili ruszyła w moją stronę.
Podeszła do mnie w ciszy, w której przyglądałem jej się zainteresowany.
- Idziemy. Pora wcielić mój plan w życie. - powiedziałem nagle, ruszając w stronę schodów.
Wiedziałem, że dziewczyna idzie za mną.
*fragment rozdziału z książki Oczami Lokiego
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top