22. Trening

- Ja nigdy w życiu nie uczyłam się walczyć, a co dopiero walczyć z kimś. Nie wiem, co mam robić. - przyznałam, gdy Avengersi znaleźli sobie miejsce w sali i rozgrzewali się.

- Po to tu jesteś, żeby się nauczyć. - pocieszyła mnie Natasha. - Ze mną ćwiczysz jako pierwsza. Zawsze zaczynamy od małej rozgrzewki. - poinformowała i zaczęła wykonywać różne ćwiczenia, a ja robiłam to, co ona.

- Jezu... - wysapałam zmęczona po kilku okrążeniach sali.

- To dopiero rozgrzewka. - zaśmiała się Natasha, po której nie było widać zmęczenia.

- Dobrze wiedzieć... - dyszałam.

Nie miałam złej kondycji, ale bieganie nigdy nie należało do czegoś, co lubiłam wykonywać.

Po króciótkiej przerwie agentka pokazywała mi różne pozycje i ruchy obronne, które starałam się naśladować. Chyba wychodziło mi to jako tako, chociaż dużo śmiałyśmy się, gdy przyjęłam jakąś dziwną pozę.

- Dobra, obronę już znasz. Będziemy ją doskonalić w następnych dniach. A teraz atak. - powiedziała Natasha.

Pokazała mi jak wyprowadzać cios i jak go przyjmować oraz gdzie uderzać, aby najbardziej bolało, a także jak kopać i jak unikać ciosów. Po treningu z Natashą zrobiłyśmy sobie przerwę.

Miałam wrażenie, że upłynęło kilka dni, a tak naprawdę spędziliśmy tutaj kilka godzin.

- To co? Jutro kolejny trening? - spytała agentka.

- Tak. Było super, chociaż teraz ledwo żyję. - przyznałam z uśmiechem i wzięłam duży łyk wody.

W tym czasie podeszli do nas chłopcy, wcale nie zmęczeni dwu godzinnym treningiem.

- To skoro ledwo żyjesz, to poćwiczysz jeszcze ze mną. - zarządził Clint, a ja popatrzyłam na niego jak na mordercę, czym wywołałam śmiech grupy. - Nauka celnośći nie jest tak męcząca, jak nauka walki. - uśmiechnął się łucznik.

- Dobra. - chwyciłam wyciągniętą w moją stronę dłoń Bartona i podniosłam się z podłogi.

Podeszliśmy do strzelnic, gdzie Clint podał mi łuk, a sam wziął swój.

- Umieść strzałę. O tak. - pokazał, a ja wykonałam polecenie. - Świetnie. Teraz naciągnij cięciwę. - naśladowałam jego ruchy. - Wyceluj i strzel. - łucznik trafił w sam środek tarczy.

Spróbowałam strzelić tak, jak on, ale nie zbyt się to udało. Ledwo trafiłam w tarczę.

- Jak na pierwszy raz, nie jest źle. Przynajmniej trafiłaś w tarczę. - pochwalił mnie Barton.

- To my idziemy! - wykrzyczał Tony i razem z resztą drużyny zniknął w windzie, zostawiając mnie samą z Hawekeyem.

- Spróbuj jeszcze raz. - powiedział Clint.

Strzelałam dużo razy. Każdy strzał był coraz bliżej środka. Barton czasami poprawiał moją postawę, odpowiednie ustawienie i naciągnięcie łuku.

- Udało się! - podskoczyłam z radości, gdy po pół godzinie strzelania udało mi się trafić w sam środek.

- No widzisz. - uśmiechnął się dumny. - To teraz noże. - Clint wziął ode mnie łuk, a podał nóż. - Musisz nim trafić w sam środek. - rzucił ostrzem w środek tarczy. - Teraz ty.

Popatrzyłam na nóż, wycelowałam, rzuciłam i trafiłam w sam środek tarczy.

- Wow! - wykrzyknął Clint. - To już wiemy czym będziesz walczyć! - ucieszył się. - Starczy na dzisiaj. Jeśli chcesz to jutro też możemy poćwiczyć celność. - zaoferował.

- Tak, jasne! Dziękuję. - przytuliłam go.

Widziałam, że zapewne ta celność była tak dobra jedynie dlatego, że nie byłam normalna. Ale przynajmniej mogła się sprzydać, więc nie narzekałam.

- Nie ma za co. - mężczyzna odwzajemnił uścisk. - Chodźmy.

Windą zjechaliśmy do salonu, gdzie reszta bohaterów siedziała przy stole pełnym butelek. Przyniosłam z kuchni napoje dla mnie i Clinta, które od razu wypiliśmy.

- Ocho. Nasze jedzonko przyjechało! - ucieszył się miliarder, gdy ktoś wszedł do salonu z siedmioma pudełkami pizzy.

Stark zapłacił dostawcy i przejął pizze. Z Natashą sprzątnęłyśmy zbędne butelki ze stołu, a zamiast nich postawiłyśmy nowe napoje i szklanki.

- Smacznego! - wykrzyknął Stark i wszyscy zaczęliśmy jeść.

Byłam naprawdę zdziwiona ilością pizz, jaką pochłonęli mężczyźni i Natasha. Ja ledwo zjadłam dwa kawałki, a oni?!

Po skończonym posiłku posprzątałam po stole.

- Pójdę do siebie. - poinformowałam i zostawiłam dorosłych w salonie.

W pokoju wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w nowe ubrania, a te spocone na treningu wrzuciłam do kosza na brudne.

Przebrałam się w granatowy t-shirt z nadrukiem NASA, czarne jeansy, czarne tenisówki i niezawodną czarną bluzę. Włosy rozpuściłam.

Nie zapomniałam oczywiście zabrać ze sobą słuchawek i telefonu, po czym wróciłam do salonu.

Rozmowy tam prowadzone od razu ucichły, ale nie przejęłam się tym zbytnio. Każdy miał tematy, których nie powinni usłyszeć inni.

- Wychodzę. - oznajmiłam i ruszyłam w stronę windy.

- Co? Gdzie? - Tony podbiegł do mnie i złapał za ramię.

- Przejść się. Nie chcę cały czas siedzieć w wieży.

- Twój ostatni spacer nie skończył się zbyt dobrze. - przypomniał Steve.

- Ale wtedy był wieczór, a teraz jeszcze piętnastej nie ma! - zauważyłam. - Na dworze jest jasno.

- To nie jest dobry pomysł. - wtrącił Bruce.

- Może ktoś powinien z tobą iść? - dodał Thor.

- Nie jestem małym dzieckiem. Poradzę sobie. - zauważyłam. - Poza tym już umiem się bronić, więc nic mi nie grozi. - dodałam, uśmiechając się z zadowoleniem i pewnością siebie.

- Ola ma rację. - poparła mnie Natasha. - Kobiety potrzebują spędzić trochę wolnego czasu w samotności.

- Dziękuję.

- No dobra... - zgodził się Tony. - Ale uważaj na siebie.

- Jasne. Dziękuję. - przytuliłam go.

- A! Jeszcze coś! - przypomniał sobie, gdy odwzajemnił uścisk. - Sprzydadzą ci się. - powiedział, wręczając mi banknoty.

- Nie wybieram się na żadne zakupy.

- Wiem, ale trzeba mieć przy sobie trochę kasy.

- Trochę? - powiedziałam, patrząc na dwieście dolarów, które miliarder wcisnął mi do ręki. - Chyba, żeby ktoś miał mnie z czego okraść.

- Wiesz, jak na mnie to jest bardzo mało. - uśmiechnął się. - Muszę przelać trochę pieniędzy na twoje konto. I nie bój się, nikt cię nie okradnie.

- Oj, to ja już idę. - cmoknęłam go w policzek i poszłam do windy. Pieniądze włożyłam do tylnej kieszeni spodni. - A pieniędzy od ciebie nie potrzebuję! Mam swoje. - wykrzyknęłam, zanim zamknęła się winda.

Nie chciałam brać pieniędzy Starka. Już wystarczającym pasożytem dla nich byłam.

Nie chciałam żyć za ich pieniądze, być dla nich ciężarem, czy kimś o kim muszą pamiętać i kogo muszą pilnować.

Wyszłam z wieży i chciałam włożyć słuchawki do uszu, ale przypominając sobie, co spotkało mnie ostatnio, zrezygnowałam z tego.

Z rękami w kieszeniach i kapturem na głowie szłam ulicami Nowego Jorku, rozglądając się wokół siebie.

Miasto wyglądało inaczej w dzień niż w nocy. Było dużo głośniej, panował dużo większy ruch niż w nocy. Więcej samochodów, ludzi. Większy hałas.

Poszłam do parku, który odwiedziłam ostatnio. Dopiero tam zdjęłam kaptur.

Tym razem skierowałam się w przeciwną stronę od jeziora, przy którym ostatnio siedziałam.
Trafiłam w miejsce, gdzie grał i śpiewał zespół składający się z trzech chłopaków o kilka lat starszych ode mnie.

Dołączyłam do sporego widowiska, które słuchało młodych wykonawców.
Wyglądali znajomo, ale nie mogłam sobie przypomnieć, gdzie ich widziałam.

Wykonywali znane utwory, więc cały czas cicho nuciłam wraz z nimi. Do futerału z gitary, w której mieli już trochę zebranych pieniędzy wrzuciłam pięćdziesiąt dolarów i dalej się im przyglądałam, słuchając.

Śpiewali właśnie piosenkę "One way or another", którą z radością zaśpiewałam z nimi.

Zespół składał się z dwóch gitarzystów, z których jeden był głównym wokalistą i chłopaka grającego na bębnach. Czwarty chłopak, nagrywał ich, udając widza.

- Zaśpiewaj z nami. - po skończeniu piosenki odezwał się nagle szatyn, który grał na perkusji.

Rozejrzałam się dookoła, ale w tym momencie oprócz mnie były tylko dwie pary młodych ludzi, kamerzysta zespołu i para staruszków, która siedziała na pobliskiej ławce.
Nawet nie zauważyłam, że już minęła godzina.

- Do ciebie mówi. - odezwał się jego kolega, śmiejąc się, a cała czwórka patrzyła na mnie.

- Oj. To nie jest dobry pomysł. - zarumieniłam się.

- Nie daj się prosić. Chodź. - blondwłosy wokalista wyciągnął rękę w moją stronę.

Westchnęłam z nerwowym uśmiechem i chwyciłam podaną dłoń, by wyjść na lekki podest do zespołu.

- Ale nie będziesz tego nagrywał? - spytałam chłopaka z kamerą.

- Miałem cię właśnie spytać czy mogę. - uśmiechnął się rudowłosy.

- Zobaczycie, że nie umiem śpiewać. - ostrzegłam.

- Jak ci się nie będzie podobało, to usuniemy nagranie. - zapewnił wokalista.

- Okey...

- Jestem Aaron. - przedstawił się blondyn, główny śpiewający. - To jest Ryan. - wskazał bruneta z drugą gitarą. - Perkusista to Noah, a kamerzystą jest Ethan.

- Miło mi was poznać. Ja jestem Ola. - przedstawiłam się z uśmiechem.

- Nie jesteś amerykanką, prawda? - spytał Noah.

- Nie, jestem polką. - odpowiedziałam.

- Fajnie. Mam kuzynkę w Polsce. - odezwał się Ryan.

- Fajnie, ale może spotkamy się kiedy indziej, żeby porozmawiać. - wtrącił Aaron. - Co chciałabyś zaśpiewać? - spytał mnie.

- Och. Nie wiem. Może wy coś wybierzcie, lepiej się znacie na muzyce ode mnie. - przyznałam.

- Co powiesz na "Dusk till down"? - zaproponował czarnowłosy.

- Świetne. Może być. - ucieszyłam się, bo uwielbiałam tę piosenkę.

- Znasz tekst? - zapytał Noah, na co pokiwałam twierdząco głową. - Super. To śpiewsz to, co Sia. Dobrze?

- Tak.

- To zaczynamy. Raz, dwa, trzy... - odliczył perkusista, Ethan włączył nagrywanie i chłopcy zaczęli grać.

Zaczął śpiewać Aaron, chwilę później dołączyłam do niego, a refren śpiewaliśmy wszyscy razem.
Drugą zwrotkę zaśpiewał Ryan, a po kolejnym refrenie śpiewałam z Noahem.

Podobała mi się atmosfera, jaka panowała na scenie między młodymi muzykami. Gdy śpiewaliśmy, patrzyliśmy na siebie, a na twarzach każdego widniał uśmiech.

Gdy skończyliśmy śpiewać i grać tłum ludzi, który nas obserwował, bił nam teraz brawa. Ukłoniłam się razem z chłopakami i zeszliśmy do Ethana, by zobaczyć nagranie.

- Śpiewasz świetnie. - pochwalił mnie Aaron. - A tak się bałaś.

- Dziękuję. Racja, bałam się. - uśmiechnęłam się.

- Może chciałabyś częściej z nami śpiewać? - zapytał Noah. - Popatrz, ile fanów mamy. - wskazał na ludzi wokół nas.

- Właśnie. - poparł go Ryan.

- Kusząca propozycja. - uśmiechnęłam się szerzej. - Rozważę.

- Dobra, dobra. Nie wymyślaj, że mogłabyś odmówić. - odezwał się blondyn.

- Racja, ale...

- Dobra, patrzycie? - przerwał Ethan, wskazując kamerę. - Na sto procent wstawiam to na naszą stronę! To jest świetne!

Miał rację. Nie śpiewałam najgorzej, a chłopcy byli idealni! Piosenka wyszła nam cudownie.

- Jesteśmy świetnym zespołem! - wykrzyknął Aaron.

- Najlepszym! - poprawił go Ryan.

- Mogę to wrzucić do neta? - spytał mnie Ethan.

- Jasne. Chyba nie fałszowałam za bardzo. - zaśmiałam się cicho.

- No coś ty. To było wspaniałe! - uśmiechnęłam się zarumieniona, na entuzjazm rudego.

- To co? Jeszcze jedna piosenka? - spytał Aaron.

- Czemu nie? - zgodziłam się.

Czas leciał szybko, gdy umilała go muzyka. Zaśpiewaliśmy jeszcze kilka piosenek i postanowiliśmy kończyć, bo robiło się już ciemno.

- Daleko mieszkasz? - zapytał mnie Ryan.

- Nie, jakieś piętnaście minut stąd. - odpowiedziałam.

Tyle zajęła mi droga od Avengers Tower.

- Ooo. To pomożesz nam się pozbierać, a my cię podrzucimy pod dom. Co ty na to? - zaproponował Noah.

- Z chęcią. - zgodziłam się.

Aaron podjechał samochodem towarowym do którego spakowaliśmy instrumenty, mikrofony, głośniki i całą resztę sprzętu.

- Kierunek dom. - Ethan wskazał teatralnie kierunek przed sobą. - Yh, to chyba nie w tą stronę. Kierunek dom. - obrócił się o dziewiędziesiąt stopni i powtórzył ruch. - Chyba bardziej w prawo... Gdzie jest północ?

- Przestań idioto. Jedziemy. - przerwał mu Ryan. - Wskakuj Ola. - brunet pomógł mi wsiąść do samochodu.

- Gdzie ty w ogóle mieszkasz? - spytał Noah, gdy już wszyscy siedzieli w samochodzie, a Aaron odpalił pojazd.

Skoro wciąż przebywam w świecie, gdzie są bohaterowie, świat również o nich wie, prawda?

- Wiecie gdzie jest wieża tego miliardera Starka? - zapytałam więc po chwili.

- No raczej. - odparł Ethan.

- Nie da się jej nie zauważyć. - dodał Aaron.

- To świetnie. Właśnie tam mieszkam.

- Naprawdę? - chłopcy byli zaskoczeni.

- Tak. Jeden z mieszkańców wieży zaproponował mi wakacje. - uśmiechnęłam się lekko, kłamiąc i mówiąc prawdę jednocześnie.

- Och. No spoko. - skomentował Noah.

Pięć minut później staliśmy już przed domem bohaterów.
Aaron pomógł mi wyjść z samochodu i przytulił mnie. Zaskoczona odwzajemniłam uścisk.

- Fajnie się z tobą śpiewało. - powiedział. - Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się zobaczymy.

- Też mam taką nadzieję. - uśmiechnęłam się.

- Świetnie. - ucieszył się Aaron i odsunął się ode mnie.

- Dasz nam swój numer telefonu? - spytał z auta Ryan. - Wiesz, Aaruś bał się spytać, a musimy mieć z tobą jakiś kontakt skoro planujemy wspólną karierę. - z wielkim uśmiechem puścił do mnie oczko, czym wywołał śmiech swojego zespołu. - No co lamusy? O dziewczynę trzeba walczyć! - popatrzył gniewnie po chłopakach i wystawił do nich język. - To dasz mi ten numer czy nie? - powtórzył z uśmiechem.

- Jasne. Daj telefon. - uśmiechnęłam się i wyciągnęłam rękę w jego stronę.

Brunet wręczył mi urządzenie, a ja zapisałam swój numer telefonu w jego kontaktach. Podpisałam się Ta nowa z parku.

- Proszę bardzo. - uśmiechnęłam się i oddałam chłopakowi jego własność.

- Dziękuję. - wyszczerzył się i z powrotem schował w samochodzie, machając na pożegnanie.

Aaron pocałował mnie w policzek i usiadł za kierownicą samochodu, który minutę później zniknął za zakrętem.

Gdy tylko weszłam do Avengers Tower przywitał mnie głos Starka.

- Co to było, do jasnej cholery?! Kto to był?! Gdzie byłaś przez trzy godziny?! Dlaczego nie odbierasz telefonu?! Co robiłaś?!

- Przecież mówiłam wam, że idę na spacer. Dlaczego się tak bałeś? - spytałam spokojnie, wchodząc do windy wraz z Tonym.

- Dlaczego się bałem?! Nie odbierałaś telefonu! Martwiłem się o ciebie.

- Nie musisz się o mnie martwić. Nie jesteś moim ojcem! - powiedziałam, gdy drzwi windy otworzyły się na piętrze z salonem.

Wzięłam głęboki wdech, starając się uspokoić.

- Przepraszam. - zwróciłam się do Tonyego. - Naprawdę nie musisz się tak o mnie martwić. Potrzebuję trochę wolności. I przepraszam też, że nie odbierałam telefonu. Wyciszyłam go.

- Ja też przepraszam. Nie powinienem tak na ciebie krzyczeć. - Stark przytulił mnie. - Chodź. - złapał mnie za rękę i poprowadził do salonu.

- Loki? Co ty tu robisz? - stanęłam jak wryta, gdy zobaczyłam siedzącego na kanapie między Stevem i Thorem Boga Kłamstw.

- Cześć...

- Najpierw my zadajemy tobie pytania i dostajemy szczere odpowiedzi, a potem ty pytasz, a my odpowiadamy. - zadecydował Tony, przerywając Laufeysonowi i usiadł na drugiej kanapie, obok Clinta.

- Dobra... - usiadłam po turecku na puszystym dywanie opierając się plecami o nogi Tonyego.

Dzięki temu siedziałam na przeciwko psotnika, a fotele zajmowali Bruce i Natasha.

- Mogę cię wziąć na kolana. - zaproponował playboy.

- Marzenie twoje. - uśmiechnęłam się.

- Może, może... To co? Idziesz na kolana?

- Nie, dziękuję. Wygodnie mi tutaj.

- Jak chcesz. - odparł.

- Zaczynacie moje przesłuchanie? - spytałam zniecierpliwiona.

- Już, spokojnie, doczekasz się. - wtrącił Tony, na co przewróciłam oczami.

- Gdzie byłaś? - zaczął Steve.

- W parku. - odpowiedziałam.

- Przez trzy godziny? - zdziwiła się Natasha.

- Tak.

- Co tam robiłaś? - kontynuował Steve.

- Spacerowałam... a później śpiewałam. - dodałam z zawachaniem.

- Śpiewałaś? - dopytał Bruce.

- Tak. W parku grał zespół, zaśpiewałam z nimi.

- A ten chłopak, który cię tu przywiózł? - odezwał się Tony.

- Wokalista zespołu. W aucie byli pozostali. To z nimi śpiewałam.

- I wsiadłaś z nimi do samochodu? - spytał Clint. - Przecież ich nie znasz! Mogli cię porwać, albo zabić, albo...

- Nic mi nie zrobili. - przerwałam mu.

- Ale mogli. - poparł kolegę Tony.

- Ale, ale... - powtórzyłam. - Jeszcze jakieś pytania?

- Nie chwaliłaś się, że śpiewasz. - oburzył się Tony.

- Nie lubię się chwalić.

- A może powinnaś? Co jeszcze umiesz robić? Już mi tu mówić!

- Tańczę, śpiewam, gram. - odpowiedziałam szybko.

- Grasz? - odezwał się Thor.

- Na instrumentach. - uściśliłam.

- Jakich?

- Pianino, gitara, skrzypce, akordeon i flet poprzeczny. - odpowiedziałam.

- Wow. Jakim cudem umiesz grać na tylu instrumentach? - spytał Bruce.

- Od pierwszej klasy uczyłam się grać na pianinie. W późniejszych latach doszedł flet i gitara. - uśmiechnęłam się lekko. - Moja siostra grała na skrzypcach, więc nauczyłam się od niej. A parę miesięcy temu nauczyłam się grać na akordeonie.

- Nieźle.

- Utalentowana muzycznie. - wyszeptał Loki.

- A co tańczysz? - spytała zaciekawiona Natasha.

- Każdy rodzaj tańca. Od walca po hip-hop. Taniec nowoczesny, tango, balet. Wszystko co możliwe. - przyznałam.

- Chciało ci się tego wszystkiego uczyć? Miałaś na to czas? - dopytywała agentka.

- Gdy moja rodzina umarła, musiałam zająć czymś czas i myśli. Uczyłam się więc wszystkiego. Moje wyniki w nauce dużo się polepszyły. Nauczyłam się chyba pięciu języków. Należę do wszystkich możliwych zespołów i kółek artystycznych w mojej okolicy. Miałam bardzo dużo czasu. Dalej mam.

Tego już nikt nie skomentował. Wykorzystałam więc ten moment, aby zadać pytanie.

- Co tu robisz Loki? - zapytałam czarnowłosego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top