20. Kolejne pożegnanie
Poczułam ogromny ból w całym ciele, ale jemu towarzyszyła także moc i energia. Upadłam w ramiona Laufeysona półprzytomna, gdy Malekhit wchłonął w siebie pozostałą część czerwonej substancji.
- Skarbie... - Kłamca położył mnie delikatnie na ziemi. - Ola...
- To nic. - wyszeptałam, chcąc zapewnić go, że zaraz mi przejdzie.
Psotnik pocałował mnie w czoło, gdy mroczne elfy wycofały się do statku, a Thor po drodze walczył z tymi, którzy zostali. Przeklęty rzucił czymś w stronę Lokiego, który odepchnął Jane, a sam prawie został porwany do czarnej dziury. Na szczęście Thor go uratował. Laufeyson walczył z kilkoma mrocznymi elfami, a Odynson z Agrimem. Temu drugiemu księciu nie szło najlepiej.
Próbowałam wstać, by jakkolwiek pomóc braciom, ale na marne, bo od razu upadłam. Nogi miałam jak z waty. Dopiero Jane pomogła mi wstać, ale ona także była słaba.
- Loki... - wyszeptałam, gdy mój narzeczony pokonał wszystkich swoich przeciwników i ruszył na pomoc bratu.
Kłamca błyskawicznie znalazł się obok mnie i pocałował w usta. Niestety pocałunek trwał jedynie ułamek sekundy, bo wszystko działo się tak szybko, że już po chwili czarnowłosy stał za Przeklętym i wbił w niego broń elfów. Nie zdążyłam zareagować, gdy Agrim obrócił się do Kłamcy i nadział go na wystający z siebie miecz.
- Nie!!! - krzyknęłam razem z Thorem, a po policzkach popłynęły mi łzy.
Żołnierz elfów zrzucił Lokiego na ziemię, a ten położył dłoń na miejscu, z którego wypływała jego krew.
- Do zobaczenia w Piekle. - wysyczał Kłamca, a mrocznego pochłonęła czarna dziura.
- Nie, nie, nie, nie... - płakał Thor, trzymając brata w ramionach. - Oh, ty durniu. Nie posłuchałeś.
- To prawda. Dureń ze mnie. Co za dureń. - wyjąkał mój ukochany.
- Trzymaj się, Loki.
Z pomocą Jane dotarłam do braci. Upadłam na ziemię i złapałam narzeczonego za jeszcze bardziej zimną niż zwykle rękę. Loki uścisnął moją dłoń, zapewne chcąc zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Nie mówiłam nic. Wiedziałam, że bracia potrzebują chwili dla siebie, a z drugiej strony nie byłam w stanie nic powiedzieć przez płacz.
- Przepraszam. Wybacz. Wybacz. - wyjąkał Loki.
- Cii... Spokojnie. - uspokajał brata gromowładny. - Będzie dobrze. Odyn dowie się, co dziś zrobiłeś.
- Nie dla niego to zrobiłem. - wyszeptał resztkami sił Psotnik, a po mojej twarzy spłynęło jeszcze więcej łez.
Czułam, jak uścisk Lokiego maleje, aby po chwili całkiem zniknąć. Pocałowałam wierzch dłoni ukochanego i oparłam na niej głowę, płacząc.
- Nie!!! - wykrzyczał zrozpaczony Thor, a ja dalej nie byłam w stanie wydobyć z siebie ani słowa.
Wciąż czułam usta ukochanego na moich ustach. Wciąż słyszałam jego głos, pamiętałam jego dotyk. Wciąż potrafiłam wyobrazić sobie spojrzenie szmaragdowych oczu. I wiedziałam, że nigdy ich nie zapomnę.
- Musimy iść, Ola. - Thor położył mi rękę na ramieniu po chwili ciszy.
- Nigdzie nie idę. - wyszeptałam przez łzy.
- Ola...
- Nie zostawię go!
- Nie możesz zostać tutaj sama.
- Nie jestem sama. - zauważyłam. - Na pewno za chwilę przyjedzie ktoś z Asgardu.
- Ola...
- Idźcie. Ja zostaję. - powiedziałam stanowczo. - Nie zostawię go tu samego.
- Dobrze. - westchnął blondyn, podnosząc się z ziemi.
Nie odwróciłam się, by patrzeć, jak Jane i Thor odchodzą. Słyszałam bardzo dobrze ich kroki.
- Oh, Loki... - wypłakałam i wtuliłam twarz w zimną klatkę ukochanego. - Przepraszam, nie uratowałam cię. Przepraszam, że nie dałam rady. Nic nie zrobiłam, by ci pomóc. - płakałam. - Kocham cię, Loki. - pocałowałam ukochanego w zimne czoło i wróciłam do poprzedniej pozycji. - Kocham cię. Tak bardzo cię kocham. - płakałam. - I cię straciłam.
Nie mam pojęcia, ile czasu spędziłam z ciałem Lokiego w Mrocznym Świecie, zanim zjawili się asgardcy żołnierze. Pomogli mi wstać i zaprowadzili na statek. Łzy przesłaniały mój widok, więc ukryłam twarz w dłoniach. Nie potrafiłam się skupić, nie wiedziałam, kiedy dokładnie znaleźliśmy się w Asgardzie.
- Pani... - niski głos wyrwał mnie z zamyślenia i dopiero wtedy spostrzegłam, że zostałam w statku sama, a ciemnowłosy strażnik w lśniącej zbroi wyciągnął dłoń w moją stronę.
Nawet nie starałam się wytrzeć łez. Złapałam dłoń mężczyzny, który pomógł mi wysiąść ze statku. Bez słowa weszliśmy do pałacu.
- Myśli pan, że wróci? - odezwałam się cicho, gdy przemierzaliśmy złote korytarze.
- Słucham? - strażnik zatrzymał się, spoglądając na mnie.
- Loki. - wytarłam łzy, gdy uspokoiłam się nieco. - Podobno już raz umarł, a w filmie... Może żyje? Wróci?
- Nie wiem tego, pani. - mężczyzna uśmiechnął się smutno, wznawiając marsz. - Kto zna myśli i plany Kłamcy?
- Nie był nim. - wtrąciłam, ponownie zatrzymując żołnierza.
- Co?
- Uważał się za potwora, ale tak naprawdę kłamał, aby chronić innych przed bolesną prawdą. - wytłumaczyłam, stając obok żołnierza. - Wybacz, chyba musiałam z kimś porozmawiać.
- To zrozumiałe, pani. - szatyn skinął głową. - Twój ból.
- Tak... - westchnęłam. - Bez niego życie byłoby zbyt piękne. - ruszyłam za strażnikiem. - Jaki jest Odyn? Mam się go bać?
- Dlaczegóż to? - zdziwił się żołnierz.
- Nie znam go, a z tego, co słyszałam nie należy do zbyt...- wykrzywiłam się, zastanawiając się, jak określić boga. - Przyjaznych istot.
- Każdy postrzega go inaczej, lecz jest sprawiedliwym władcą.
- To dobrze. - uśmiechnęłam się lekko.
Zatrzymaliśmy się dopiero przed dużym podwyższeniem w ogromnej złotej sali, na którym stał tron. Siwy mężczyzna w złotej szacie stał odwrócony do nas tyłem, przyglądając się czemuś za ogromnym oknem.
- Wybacz, panie. - strażnik ukłonił się przed stojącym tyłem do nas mężczyzną, ale ja nie. - Przynoszę wieści z Mrocznej Planety.
- Thor? - odezwał się starzec.
- Jego ani śladu. Ani tej broni, ale... - żołnierz zrobił krok ku władcy, na co ten na niego spojrzał.
- No co? - pośpieszył Odyn.
- Były tam zwłoki.
Zaraz. Były?
- Co? - zdziwiłam się.
Więc gdzie są teraz? Nie zabrali ich? Czy może zabrali i dlatego użył czasu przeszłego, bo teraz są już w Asgardzie?
- Loki... - stwierdził Wszechojciec. - Ty byłaś z nim na Midgardzie, prawda? - zwrócił się do mnie.
- Tak. - odpowiedziałam. - Jestem jego narzeczoną.
- Nie pochwalił się, że ją znalazł. - Odyn podszedł do nas. - Miło mi cię poznać, Aleksandro. - wyciągnął rękę w moją stronę.
- Skąd wiesz, królu, jak się nazywam? - zmrużyłam oczy. Mój zmęczony mózg przyswajał informacje w zwolnionym tempie.
- Jestem władcą, moja droga. - Odyn uśmiechnął się lekko. - Mam pewne źródła.
Odwzajemniłam uśmiech mężczyzny i podałam mu swoją dłoń, a on przykrył ją drugą. Był tak całkiem inny od Lokiego. Jego ręce były ciepłe, w oczach brakowało zieleni. Boże, naprawdę jest ze mną źle, skoro szukam podobieństwa w mężczyźnie, który był dla Lokiego jedynie kimś, kto pozwolił mu żyć, zamieniając to życie w kłamstwo.
- Szkoda, że poznajemy się w takich czasach. - zauważyłam.
- Znając Lokiego, zapewne nawet by mi cię nie przedstawił. - zaśmiał się cicho Odyn, puszczając moją dłoń.
- Nie był taki zły. Chciał, żebym was poznała. Ciebie, panie i twą żonę. - wytarłam pojedynczą łzę, która zdołała jeszcze wypłynąć spod moich powiek. - Wybacz, nie powinnam wspominać. - odwzajemniłam smutny uśmiech mężczyzny.
- To nic. - zapewnił Odyn. - Nawet, gdy najbliżsi odchodzą, to wspomnienia zostają. I właśnie to w tym wszystkim jest najpiękniejsze, bo daje nadzieję, że nie zostaniemy zapomniani. Więc trzeba ich wspominać.
- Tylko, że to boli. - wyszeptałam.
- Bo jeszcze zbyt świeże. - wyjaśnił starzec. - Możesz zostać w Asgardzie tak długo, jak zechcesz.
- Dziękuję. - tym razem ukłoniłam się lekko, zanim opuściłam salę.
Dopiero w komnacie Lokiego, do którego na moją prośbę zaprowadziła mnie jedna ze służek, pozwoliłam sobie na płacz.
***
Nie jadłam, nie piłam, nie spałam. Nie słuchałam nikogo. Nie przejmowałam się tym, co się ze mną stanie. Jedyne co robiłam, to siedziałam na łóżku w pokoju ukochanego z jego koszulą w rękach i tępo wpatrywałam się w jego portret powieszony na ścianie. I tak przez ponad dwie doby. Miałam gdzieś cały świat. Chciałam przejść żałobę po kimś, kto wcale nie umarł. Potrzebowałam tego.
Pokój wypełniały moje wspomnienia związane z narzeczonym, nie pozwalając nic zrobić. Najgorsze było to, że nie mogłam się ich pozbyć. Tak jakbym straciła moce, nie umiałam nad nimi panować. Obracałam złoty pierścionek, który spoczywał na moim palcu. Dlaczego pozwolił, aby nasze szczęście trwało tak krótko?
Nagle, ktoś zapukał w drzwi i wszedł do komnaty, prosto we mgłę wspomnień, która roztaczała się w sypialni. Nawet nie spojrzałam na tego kogoś, wpatrując się we wspomnienia. We mnie i Lokiego, gdy leżeliśmy w swoich objęciach na kanapie w salonie.
- Minęły trzy dni, a ty nie wyszłaś z komnaty. - usłyszałam głos Odyna. - Nie możesz do końca życia siedzieć w pokoju i nie dawać oznak życia.
Przeniosłam na starca zrozpaczone spojrzenie, a gdy na jego twarzy zobaczyłam lekki uśmiech, wytarłam łzy, siadając na łóżku.
- Więc co mam robić? - spytałam zachrypniętym głosem.
- Jest wielu takich, jak on.
- Kochałam tylko twojego syna, panie, i nigdy nie przestanę go kochać. Nikt go nie zastąpi.
- Musisz żyć dalej. - Odyn podszedł do łóżka i usiadł obok mnie.
- Po co?
- Loki już raz umarł. - przypomniał.
- Wtedy miał szczęście.
- Skąd wiesz, że i tym razem go nie ma?
- Bo nic dwa razy się nie zdarza. - przewróciłam oczami, choć przecież Odyn miał rację. W końcu moim narzeczonym był największy we Wszechświecie Kłamca.
- Więc co chcesz zrobić? Umrzeć, bo on umarł? - spytał starzec, łapiąc moją dłoń. - Pozostały ci po nim wspomnienia. Pielęgnuj je, bo są nadzieją. - przypomniał. - I pamiętaj, że to Loki. Po nim nigdy nie wiadomo, czego się spodziewać. - uśmiechnął się, ale szybko posmutniał. - Wiem, jak boli strata. Na to nie ma lekarstwa.
Milczałam przez chwilę, myśląc nad słowami władcy, po czym skinęłam głową.
- Dziękuję za rozmowę i radę. - przytuliłam władcę, zaskakując go tym ale po chwili niepewnie odwzajemnił uścisk. - Nie jesteś taki zły, jak opowiadał. - uśmiechnęłam się lekko, odsuwając od króla.
- Nie taki diabeł straszny, jak go malują. - zaśmiał się cicho starzec. - Wiesz już, co zrobisz?
- Tak. - pokiwałam głowa. - Chciałabym wrócić na Ziemię.
- Tak szybko? - zdziwił się mężczyzna.
- Tak. Wybacz, panie. Asgard jest pięknym miejscem, ale to nie mój dom. Przybyłam tu dla Lokiego, ale go nie ma, a na Ziemi... Tam jest moja rodzina, która właśnie się rozpada. Muszę uratować chociaż ją. - wytłumaczyłam.
- Rozumiem. Mam więc nadzieję, że ją uratujesz. - władca skinął głową. - Nie mogłaś go uratować. Jego śmierć nie jest twoją winą. - dodał, wstając z łóżka.
- Ale...
- To był jego wybór. - przerwał mi, spoglądając na mnie poważnie. Ustąpiłam więc, nie chcąc się kłócić z władcą jednego z Dziewięciu Królestw.
- Szkoda tylko, że tak bolesny. - wyszeptałam, a Odyn nie skomentował moich słów, w ciszy opuszczając moją komnatę.
* * *
Ubrana w czarną, asgardzką suknię z szerokimi ramionami i związywaną pod piersiami, moją czarną, zamszową kurtkę i czarne tenisówki udałam się do sali tronowej. Blond włosy zostawiłam rozpuszczone, a na twarz nałożyłam lekki makijaż, aby ukryć podkrążone od zmęczenia i płaczu oczy. Usta pomalowałam bordową szminką, takiego samego koloru jak lakier na paznokciach u rąk.
Ani trochę ubiorem nie przypominałam asgardzkiej kobiety. Spod materiału sukienki wystawały mi teraz dwa kawałki świecących kamieni. Żółty i czerwony. Obydwa świeciły mocno swoimi światłami i zwracały uwagę wszystkich, a ja ich nie ukrywałam. Natomiast blizn nikt nie mógł zobaczyć spod materiału kurtki.
Ukłoniłam się przed siedzącym na tronie władcą Złotej Krainy pogrążonej teraz w podwójnej żałobie. Przez śmierć dwóch wspaniałych i kochających się osób.
Królowej i księcia. Matki i syna. Friggi i Lokiego.
- Jesteś tego pewna? Nie musisz wracać na Ziemię. - zauważył Odyn. - Asgard także jest twoim domem.
- Miałam złe sny dotyczące mojej rodziny. Nie mogę pozwolić na jej upadek. Już jedną straciłam. - wyjaśniłam smutna, ale także pewna podjętej decyzji.
- Jak uważasz, ale wiedz, że zawsze jesteś u nas mile widziana.
- Dziękuję, Wszechojcze. Ten tydzień nie należał do najprzyjemniejszego, ale Asgard jest pięknym miejscem. Dziękuję za wszystko. - uśmiechnęłam się lekko.
Tak, w Asgardzie spędziłam tydzień. Czas mijał dwa razy szybciej bez Lokiego. Nic nie miało dla mnie sensu. Całymi dniami siedziałam w jego pokoju i rozmyślałam. Tylko rozmowy z Odynem odrywały mnie od przykrych, ale i pięknych wspomnień. Thor zniknął zaraz po powrocie z wygranej bitwy z Malekhitem. Porozmawialiśmy krótko, po czym pożegnał się i odszedł, nie mówiąc nikomu, gdzie się wybiera.
Podeszłam na podwyższenie, do tronu na którym siedział władca i przytuliłam staruszka. Zaskoczony odwzajemnił uścisk.
- Jeszcze raz za wszystko dziękuję. - wyszeptałam.
- Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. - uśmiechnął się Wszechojciec, gdy się odsunęłam.
- Oczywiście, wasza wysokość.
- A więc do zobaczenia, Aleksandro. - starzec pocałował mnie w czoło. - Powodzenia na Midgardzie.
- Dziękuję. Do widzenia, Odynie. - ukłoniłam się przed królem i opuściłam pałac.
Na placu czekał na mnie Fandrall, który pomógł mi konno dostać się do kopuły. Tę podróż przebyliśmy w ciszy, bo nikt z nas nie wiedział, czego dotyczyć mogła by nasza rozmowa.
- Dziękuję, Fandrallu. - przytuliłam blondyna, gdy pomógł mi zsiąść z konia.
- Nie ma za co. Powodzenia na Ziemi. - wojownik odwzajemnił uścisk i odprowadził mnie wzrokiem do Heimdalla.
- Zaprzepaściłam szansę, aby lepiej poznać Asgard i jego mieszkańców. - zauważyłam, uśmiechając się lekko do ciemnoskórego.
- Jeszcze będziesz miała okazję odwiedzić naszą krainę. - zapewnił Heimdall. - Gdzie chciałabyś się znaleźć?
- Do rodziny. Do Avengersów, gdziekolwiek są. - odpowiedziałam, stając przy otworze w ścianie, który pozwalał dostrzec gwiazdy.
Od śmierci narzeczonego miałam koszmary związane z drużyną ziemskich super bohaterów. Bałam się, że zrobią coś głupiego, pozabijają się nawzajem. Poza tym ja też byłam Mścicielem. Wszystko, co dotyczyło ich, dotyczyło także mnie. I nie ważne, co miałabym zrobić, musiałam ich obronić, uratować, jednocześnie nie narażając się na uszkodzenie granicy między wymiarami.
Dlatego nie mogłam zostać w Asgardzie. Nie dałabym rady udawać zbyt długo, że nie wiem, iż Loki podszywa się pod Odyna. Musiałam zagrać w jego grę, pozwolić, aby to on tym razem napisał rozdział w naszej opowieści. Musiałam udowodnić, że mu ufam, więc pozwoliłam, ten ostatni raz, tkwić nam w kłamstwie.
- Gotowa? - z rozmyślań wyrwał mnie głos Heimdalla.
- Tak. - pokiwałam twierdząco głową.
Patrzyłam w kosmos, gdy kopuła kręciła się w niewyobrażalnym tempie. Miałam wrażenie, że widzę, jak bardzo moje życie pokręciło się przez ostatni rok. Te wszystkie kolory, te problemy, przygody i cała reszta zmartwień, jak i tych szczęśliwych chwil. To wszystko było poplątane tak bardzo, że gubiłam się we własnym życiu.
Już po paru sekundach leciałam tęczowym mostem. Zamknęłam oczy, chcąc ochronić się przed tym niesamowitym, ale jednocześnie przerażającym uczuciem. Kręciło mi się w głowie i miałam ochotę wymiotować.
Cały czas mocno ściskałam naszyjnik od Lokiego, a pierścionek zaręczynowy już od tygodnia ciążył mi na palcu, lecz mimo tego go nie zdjęłam, tak samo jak bransoletki od Rogersa, która parzyła moją skórę, niczym ogień, który wypalał od środka drużynę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top