15. Wielki dzień

Kolejny miesiąc pełen dopinania ostatnich kwestii związanych z weselem minął nadzwyczaj szybko, a te kilka ostatnich dni były zupełnym chaosem. Zjechała się do nas cała rodzina, więc w sumie nic dziwnego. Mimo to bardzo się cieszyłam, mając ich wszystkich przy sobie.

- Boję się. - wyznałam, gdy Wanda robiła mi lekki makijaż, a Pepper z Natashą układały moje włosy.

- Będzie dobrze. Nie masz czego się bać. - zapewniła Potts.

- Ale się stresuję.

- Stres to nieodłączna część naszego życia, tak samo jak wszystkie inne emocje. - zauważyła Maximoff, ubrana w długą, czerwoną sukienkę. Wyglądała pięknie, bo kolor mocno podkreślał rysy jej twarzy i kasztanowe włosy. - Nie przejmuj się, na pewno będzie dobrze.

- My skończyłyśmy, a ty Wando? - spytała Romanoff, podziwiając swoje dzieło.

- Już kończę. I... - Wanda odsunęła się ode mnie po ostatnich poprawkach. 

Wyciągnęła w moją stronę ręce, uśmiechając się szeroko, a gdy je złapałam poprowadziła mnie do lustra.

- Wow... - wyszeptałam zachwycona, przyglądając się swojemu odbiciu.

Wyglądałam przepięknie. Musiałam przyznać, że dziewczyny miały ogromny talent. Wanda wyraźnie podkreśliła moje usta i oczy, a na policzki nałożyła delikatny róż. Natomiast prawie białe włosy miałam częściowo lekko spięte w warkocza poprzeplatanego kolorowymi pasemkami tak, aby nie leciały mi na twarz. We włosy wpięty był welon, a na głowie spoczywał srebrny diadem.

Suknia, którą wybrałam z dziewczynami leżała na mnie idealnie, czyniąc ze mnie księżniczkę. Biały materiał nie zasłaniał Kamieni Nieskończoności, które przebijały swym blaskiem przez mą jasną skórę. Tak samo czerwona gwiazda Hydry wypalona na moim lewym ramieniu była znakomicie widoczna, a na plecach spod materiału sukienki wystawała część płatka śniegu zakryta przez długie włosy. Jednak i na Kamienie i na blizny narzuciłam zaklęcie, aby były widoczne jedynie dla wszystkich ze świata superbohaterów. W końcu moja biologiczna rodzina i przyjaciele z tego świata nie mieli pojęcia o magii.

- Gotowe? O cholera... - do pokoju bez pukania wszedł Tony. - Wyglądasz nieziemsko. - pochwalił mój wygląd. Sam ubrany był w czarny dopasowany garnitur, spod którego wystawała biała koszula i bordowy krawat. - Oczywiście ty także, kochanie. - podszedł do Pepper i objął ją ręką w pasie, składając pocałunek na czubku jej głowy. - Spisałyście się. - pochwalił dziewczyny.

- Nawet nie wiesz, jak trudno założyć taką suknię. - zaśmiała się Natasha.

- Ale dałyśmy radę. - uśmiechnęłam się wdzięczna. - Dziękuję.

- Chodźmy. Wszyscy goście już są. Pan młody także już czeka. - Stark puścił mi oczko. - Do zobaczenia za chwilkę, skarbie. - pocałował Pepper w usta, nim kobiety opuściły pokój, udając się do ogrodu, gdzie miała się odbyć uroczystość.

- Gotowa? - Tony wyciągnął w moją stronę rękę, a gdy podałam mu swoją, obrócił mnie dookoła, wywołując mój śmiech. - Nie bój się. Loki nie gryzie. Chyba. - wzruszył ramionami,  patrząc na mnie wymownie, na co pokręciłam głową, udając załamaną.

- Gotowa. - odwzajemniłam uśmiech taty i przyjęłam jego ramię.

Jako mój opiekun to właśnie Tony prowadził mnie do ołtarza. Cieszyłam się z tego powodu, bo nie mogłam wyobrazić sobie nikogo innego na tym miejscu. Brakowało mi rodziców i rodzeństwa. Chciałam, aby byli ze mną w tak ważnym dla mnie dniu i wiedziałam, że mnie obserwują, ale to nie było to samo. Dlatego cieszyłam się, że miałam przy sobie Tony'ego.

Uśmiechnęłam się szeroko, odganiając smutne myśli, gdy stanęliśmy u progu białego dywanu. Przez to, że zaprosiliśmy moją biologiczną rodzinę, jak i wszystkich superbohaterów, nasze wesele było ogromne. Najlepszym rozwiązaniem było więc zrobienie imprezy w plenerze, bo łatwiej było wynająć kilkanaście sporych namiotów niż salę, która pomieściłaby ponad tysiąc ludzi.

Morgan szła przed nami, rozsypując płatki czerwonych róż, a fotografowie i kamerzyści starali się uchwycić wszystkie najważniejsze momenty. Prowadzona do ołtarza przez Tony'ego mijałam teraz stojących gości, którzy patrzyli na mnie z radością. Z niektórymi udało mi się nawiązać krótki kontakt wzrokowy, więc uśmiechałam się do nich szczęśliwa, ale gdy w końcu podniosłam wzrok wyżej zobaczyłam jego.

Mój książę stał na lekkim podwyższeniu obok księdza. Ubrany był w elegancki, czarny garnitur, spod którego wystawała biała koszula. Długie, czarne włosy były idealnie zaczesane do tyłu, podkreślając ostre rysy jego przystojnej twarzy. Wyglądał zabójczo, gdy patrzył na mnie, uśmiechając się tak, jakbym była jego wszystkim.

Miałam ogromną ochotę rozczochrać mu te jedwabne włosy i pocałować te uśmiechnięte usta, ale musiałam się powstrzymać. Przynajmniej do końca tej części uroczystości. Na jakie pokuszenie on był tak pociągający?

Gdy w końcu pokonaliśmy długi biały dywan, ozdobiony po bokach świecami i wiązankami róż, dotarliśmy do ołtarza, a Tony uścisnął rękę Lokiego, szeptając mu coś do ucha. Zmarszczyłam czoło ciekawa, jakie groźby wymyślił Tony, ale szybko o tym zapomniałam, gdy Stark przytulił mnie, składając pocałunek na moim czole i zaraz potem zostawił mnie z moim narzeczonym, a sam zajął miejsce przy Pepper i Morgan w pierwszym rzędzie.

- Wyglądasz przepięknie, ma pani. - wyszeptał Loki, zanim zaczęła się uroczystość.

Nie dane było mi odpowiedzieć, bo ksiądz rozpoczął ceremonię. Uśmiechnęłam się, wdzięczna za makijaż, bo czułam, jak czerwienieją mi policzki. Nie pomagało to, że przez całą mszę czułam na sobie palące spojrzenie Lokiego. Mimo to ja także co chwilę na niego spoglądałam, aż wreszcie przyszedł czas na słowa przysięgi małżeńskiej. Podaliśmy sobie prawe ręce, które ksiądz złączył stułą. Ślubowaliśmy sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że będziemy razem aż do śmierci. Cały czas patrzyliśmy sobie prosto w oczy z uśmiechami szczęścia na twarzy. 

Niestety musieliśmy używać swoich nazwisk jako aktorów, ale Tony załatwił wszystko tak, żebyśmy byli małżeństwem w świecie ludzi, jak i superbohaterów.

Morgan na czerwonej poduszeczce podała nam nasze obrączki, które były małymi, złotymi koronami z błyszczącymi cyrkoniami. Założyliśmy je sobie nawzajem na serdeczny palec prawej ręki i potem reszta mszy zleciała bardzo szybko.

Nasz pierwszy taniec był niesamowity. Byłam tylko ja i Loki zatraceni w swoich oczach. Nie liczyło się nic oprócz nas. Cieszyliśmy się z tego, że od dzisiaj mogliśmy być razem już na zawsze. Teraz wszystko miało być piękniejsze. Taniec zakończyliśmy namiętnym pocałunkiem, któremu towarzyszyły brawa gości.

Później wesele trwało w najlepsze. Wszyscy goście bawili się, śmiali, rozmawiali i tańczyli. Na początku zabawy składali nam życzenia szczęścia i wszystkiego dobrego. Czułam się zmęczona, choć jedyne co robiłam cały wieczór to rozmawiałam z bliskimi czy z nimi tańczyłam. Tego dnia nie musiałam martwić się niczym. Zadbaliśmy, aby wszystko było idealne. 

- Jak się bawi moja królowa? - wyszeptał mi do ucha Loki, obejmując mnie w talii od tyłu.

Odstawiłam kieliszek z resztką szampana na stół, spoglądając na parkiet. Tony trzymał w ramionach Morgan, tańcząc jednocześnie z Pepper, która uśmiechała się szeroko. Niedaleko nich Clint kołysał się do muzyki ze swoją żoną, a w kącie Natasha szeptała coś do Bruce'a. 

- Wspaniale, mój królu. - odpowiedziałam, uśmiechając się do Wandy i Visiona, którzy nam pomachali. - A ty? - kątem oka spojrzałam na Lokiego, układając ręce na jego.

- Cieszę się, ale nie mogę się doczekać, kiedy znajdziemy się w naszej sypialni. - pocałował mnie w szyję.

- Jest dopiero dwudziesta trzecia. - zauważyłam, odwracając się w ramionach męża. - Zabawa się dopiero rozkręca i szybko się nie skończy. 

- Umiem być cierpliwy, ale jak już znajdziemy się w sypialni, to nie myśl, że szybko wypuszczę cię z łóżka. - wymruczał z tym cwaniackim uśmieszkiem i skradł pocałunek z moich ust.

- Nie będę się opierać, mój panie. - uśmiechnęłam się zalotnie. - Zatańczmy. - odsunęłam się od niego.

- Jeszcze nie masz dość tańca?

- Zapomniałeś, że uwielbiam tańczyć. A zwłaszcza z tobą, Psotniku. - pociągnęłam go za rękę w stronę parkietu.

- Kocham cię, Ola. - zapewnił Laufeyson, przyciągając mnie do siebie z szerokim uśmiechem.

- Kocham cię, Loki. 

Chciałam trwać w jego ramionach do końca świata. Chciałam przetańczyć z nim jeszcze nie jedną noc. 

***

Zabawę opuściliśmy jedynie dwa razy. Za pierwszym fotograf porwał nas po obiedzie na sesję zdjęciową, która ku uciesze nas wszystkich trwała zaledwie godzinę. Najwięcej zdjęć chcieliśmy mieć z gośćmi.

Drugi raz był po oczepinach. Nie było dla mnie zaskoczeniem, że Wanda najbardziej ze wszystkich panien starała się złapać bukiet i oczywiście jej się to udało. I to nawet bez używania czarów. Vision nie mógł być więc gorszy i to właśnie w jego rękach wylądował krawat Lokiego. Tak więc po wylosowaniu kolejnej pary młodej, Wanda z Visionem zatańczyli swój pierwszy taniec. Potem wręczyliśmy niewielkie upominki moim dziadkom i Tonemu oraz Pepper, którzy zastępowali mi rodziców. Z nimi również zatańczyliśmy do specjalnie dedykowanych im piosenek. Zakończeniem oczepin było grupowe zdjęcie ze sztucznymi ogniami, które otrzymał każdy gość.

Dlatego po pierwszej w nocy z ulgą skierowałam się w stronę domu. Jedyną wadą przyjęcia pod namiotami było umiejscowienie łazienek. Uznaliśmy, że najwygodniej dla wszystkich będzie otwarcie domu i umożliwienie gościom korzystania z toalet wewnątrz niż wynajmowanie toi toiów, które były niepraktyczne w nocy. A to po zmroku najbardziej rozkręciła się impreza. Poza tym bliskość domu umożliwiała rodzicom uśpienie dzieci i odpoczęcia w każdej chwili, bo na ten dzień Loki narzucił na budynek dodatkowe wyciszenie, aby muzyka nie docierała do środka.

— Wiedziałem, że cię tu znajdę. — wpadłam w ramiona Lokiego, gdy tylko wyszłam z łazienki.

— Jestem padnięta. — wtuliłam się w ukochanego, opierając czoło na jego klatce piersiowej.

— Noc jeszcze młoda, skarbie. — wyszeptał mój mąż, sunąc dłonią przez moją talię, na biodro i... — Pozwól, że cię rozbudzę.

Pisnęłam, zasłaniając usta dłonią, gdy Loki złapał mnie za uda i podniósł bez problemu, zmuszając abym objęła go nogami w pasie. Oplotłam lewą ręką jego szyję, prawą odgarniając z jego twarzy zbłąkane czarne kosmyki.

— I co teraz? — uniosłam brew, sunąc palcem od jego czoła, przez skroń, uwielbianą przeze mnie kość policzkową aż do warg. Loki rozchylił usta, dając mi złudną nadzieję kontroli, ale gdy najmniej się tego spodziewałam złapał mój palec między zęby, uśmiechając się cwaniacko. — Dobra, wygrałeś... — przewróciłam oczami, a następnie pochyliłam się w jego stronę, by złączyć nasze usta w pocałunku.

Loki naparł na mnie mocniej, przyciskając moje plecy do ściany, a ja sapnęłam prosto w jego usta, gdy poczułam jego twarde przyrodzenie między udami.

— Masz na sobie zdecydowanie za dużo materiału. — narzekał, próbując przekopać się pod warstwami tiulu.

— Za to wyglądam niesamowicie. — zauważyłam, wplatając palce w jego aksamitne włosy. — Nie zniszcz jej, proszę.

— Zawsze wyglądasz niesamowicie, żono. — wyszeptał, przygryzając skórę na mojej szyi. — Ale zaraz stracę cierpliwość.

Zaśmiałam się, gdy oparł czoło na moim mostku z głośnym westchnieniem, a zaraz potem odsunął się ode mnie, wypuszczając materiał z dłoni i stawiając mnie na podłodze. Dostrzegłam w jego oczach iskry uwielbienia, gdy opadł przede mną na kolana i ostrożnie, ale jednocześnie szybko podnosił kolejne warstwy materiału. Gdy osiągnął swój cel wstał, ponownie łącząc nasze usta w pocałunku. Kątem oka widziałam, jak jedną ręką rozpina swoje spodnie, w drugiej trzymając biały materiał sukienki. Pomogłam mu z nim, a on od razu to wykorzystał, łapiąc mnie za pośladki i unosząc, tak że znów musiałam objąć go nogami w pasie. Tiul opadł między nas, gdy wplotłam palce w jego czarne włosy.

— Błagam, nigdy więcej nie zakładaj czegoś takiego. — wychrypiał, odsuwając na bok materiał moich majtek.

— A jak ktoś tu przyjdzie? — jęknęłam, gdy wszedł we mnie pewnym pchnięciem.

— Jesteś moją żoną, a ja twoim mężem. Nie robimy nic, czego powinniśmy się wstydzić. — wykonał kolejne pchnięcie, w półmroku odnajdując moje usta.

Spijał moje jęki, gdy wzmacniał swoje ruchy, jednocześnie przyspieszając. Ciągnęłam go za włosy, próbując dopasować się biodrami do jego ruchów. Z każdym kolejnym pchnięciem przyjemność coraz mocniej kumulowała się w podbrzuszu aż doszłam z imieniem męża na ustach. Laufeyson ukrył twarz w zgłębieniu mojej szyi, naznaczając ją swoimi zębami, gdy sam osiągał spełnienie.

Taka była nasza noc poślubna, bo gdy nad ranem opuściliśmy namioty wraz z ostatnimi gośćmi, oboje o czym marzyliśmy to sen. Ale przecież wiedzieliśmy, że spędzimy ze sobą wszystkie następne noce. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top