14. Wakacje
Westchnęłam, wycierając łzy i wstając z niewielkiej ławeczki, która umieszczona była przy grobie. Wyszłam z cmentarza, udając się na przystanek autobusowy. Zatrzymałam się jednak troszkę dalej, zauważając Damiana. Wiedziałam, że nie jedzie tam, gdzie ja.
- Cześć. - przywitałam się z kuzynem.
Chłopak nie odpowiedział, tylko popatrzył na mnie obojętnie, aby następnie odwrócić wzrok, z powrotem spoglądając na swój telefon.
- Co się z nami stało, Dam? - spytałam smutna.
- Co się stało z tobą, Bardzka? - odpowiedział chłodno chłopak.
- Życie zebrało swoje żniwo, a ja się poddałam, pozwalając, aby śmierć zawładnęła moją duszą. - odpowiedziałam. - To chyba nic ci obcego, co? W końcu też straciłeś matkę. - zabrzmiałam nieco ostrzej, niż chciałam, ale już nie zamierzałam cofać swoich słów ani tym bardziej za nie przepraszać. - Cześć. - mruknęłam jedynie, mijając kuzyna i wsiadając do autobusu, który czekał kilka metrów dalej.
Przywitałam się z kierowcą, skasowałam bilet i zajęłam jedno z tylnych miejsc. Odetchnęłam z ulgą, mogąc choć w małym stopniu ukryć się przed światem. Wyjęłam telefon z plecaka i westchnęłam, widząc kilkanaście wiadomości i połączeń od Lokiego.
Wybrałam jego numer i wystarczył jeden sygnał, abym usłyszała jego głos.
- Ola?! Gdzie ty jesteś?! - był zły i zmartwiony.
- W autobusie. Wyszłam wcześniej. - odpowiedziałam.
- Dwie godziny wcześniej?!
- Tak. Byłam na cmentarzu. Nie chciałam cię budzić. - wyjaśniłam cicho, gdy do autobusu weszły kolejne osoby.
- Martwiłem się. - zauważył nie tyle zły, co smutny.
- Przepraszam. - wyszeptałam. - Chciałam pobyć sama.
- Proszę następnym razem, jak będziesz chciała tak znikać, to zostaw przynajmniej jakąś kartkę. - westchnął Loki.
- Dobrze.
- O której dzisiaj kończysz lekcje? - zmienił temat, na co uśmiechnęłam się lekko.
- O siedemnastej trzydzieści.
- Przyjadę po ciebie. - poinformował Loki i byłam pewna, że się uśmiechnął.
- Super. Dziękuję. - uśmiechnęłam się. - Do zobaczenia, Loki.
* * *
- Ola! Opowiadaj! - rzuciła się na mnie Ala, gdy tylko wyszłam z autobusu. Dziewczyna miała farbowane na blond włosy z różowymi końcówkami i brązowe oczy.
- Właśnie. Ciekawi jesteśmy. - poparła przyjaciółkę Kamila, niebieskooka blondynka.
- Co? - zaśmiałam się nie rozumiejąc.
- Jak to co?! Co robiłaś z Hiddlestonem? - do rozmowy włączył się Maciek. Był brunetem o niebieskich oczach i to właśnie z nim zawsze tańczyłam.
- A co miałam robić? - wzruszyłam ramionami, kierując się w stronę szkoły.
- Jak to co? - Ala przewróciła oczami. - Rozmawiać, grać, randkować, całować, albo coś jeszcze bardziej... - dziewczyna poruszyła znacząco brwiami.
- Jesteś walnięta. - zaśmiałam się, szturchając ją w ramię, gdy przekroczyliśmy próg szkoły.
- Cześć wszystkim! - przywitali się z nami Grzesiek i Anka.
Chłopak przybił piątkę z Maćkiem, a dziewczyna uściskała nas wszystkich.
- Jak ci minęła randka, Ola? - spytał uśmiechnięty, brązowooki blondyn i poruszył znacząco brwiami, obejmując mnie ramieniem w tali.
- Znakomicie. - odpowiedziałam, udając podekscytowaną. - Odwiózł mnie do domu i pojechał.
- Nie kłam. - skarciła mnie Anka, udając obrażoną. Dziewczyna była blondynką o zielonych oczach i nosiła okulary na piegowatym nosie.
- Dobrze całuje? - spytała podekscytowana Ala.
- Co? - spytałam zaskoczona. - Nie wiem. - odpowiedziałam, omijając spojrzenia przyjaciół.
- Całowałaś się z nim! - wykrzyknęła Ala, wskazując mnie palcem. - Zarumieniłaś się i nie patrzysz nam w oczy!
- Ciszej! Cała szkoła nie musi wiedzieć, co robię i z kim. - upomniałam przyjaciółkę, rumieniąc się jeszcze bardziej.
- Czyli mam rację! O Boże! - Ala zakryła usta dłonią, powstrzymując pisk fangirlu.
- Tak w ogóle, to wszystkiego najlepszego! - Grzesiek przytulił mnie, ignorując entuzjazm przyjaciółki. - W niedzielę miałaś urodziny, a my nie złożyliśmy ci życzeń.
- Właśnie najlepszego! - dołączyła się Kamila.
Po chwili cała piątka przytulała mnie na szkolnym korytarzu, a przechodzący obok nas ludzie, patrzyli się na nas, jak na idiotów.
- Może starczy. Ludzie nie mogą obok nas przejść. - zaśmiałam się, a przyjaciele odsunęli się ode mnie.
Razem udaliśmy się do klasy, gdzie zajęliśmy swoje ławki z tyłu klasy. Ja siedziałam z Alą, przed nami Kamila i Anka, a za nami Maciek i Grzesiek.
- Dobra, teraz musisz nam wszystko dokładnie opowiedzieć. - zaczęła Ala, gdy klasa powoli wypełniała się uczniami.
- Muszę? - spytałam z nadzieją, że jednak mi odpuszczą. Trudno było kłamać, gdy jedynemu znało się prawdę o innych wymiarach, bohaterach, bogach i ogólnie całej tej magii.
- Musisz. - potwierdziła brązowooka.
- Spałaś z nim? - wypalił nagle Grzesiek.
- Słucham? - wykrzyknęłam zdziwiona, przez co zwróciłam na siebie spojrzenia całej klasy oraz nauczyciela matematyki, który właśnie wszedł do klasy. - Przepraszam. - wstałam z krzesła, spoglądając na młodego mężczyznę w garniturze i okularami na nosie.
- Co cię tak zdziwiło? Nie rozumiesz czegoś? - spytał matematyk, wyjmując książkę ze swojej teczki. - Miałaś problemy z zdaniem, Bardzka?
- Wszystko rozumiem, przepraszam. Zdziwiło mnie pytanie kolegi. - odpowiedziałam szczerze.
- A jak ono brzmi? Może się trochę pośmiejemy? - dopytywał nauczyciel, biorąc do ręki kredę.
- Wątpię. - mruknęłam, z powrotem siadając na krześle i zabijając blondyna wzrokiem.
- Spytałem się Oli czy spała z Tomem Hiddlestonem. - wypalił Grzesiek, na co cała klasa włącznie z matematykiem wybuchła śmiechem, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
- No nieźle, Grzesiu. Bezpośrednio. - śmiał się matematyk. - Uwielbiam was, ale wracajmy do lekcji.
- Zabiję was kiedyś. - wyszeptałam do przyjaciół.
- To co, spałaś z nim? - powtórzył pytanie blondyn.
- Nie. Mam dopiero szesnaście lat, debilu, a on trzydzieści osiem. - odpowiedziałam zła. Przecież nie musiałam się im spowiadać z tego co, z kim i gdzie robię.
- No już, już, spokojnie. Złość piękności szkodzi. - wtrącił Maciek.
- Mi nie zaszkodzi. - odparłam. - A was ostrzegam, że za ciekawość idzie się do Piekła.
- Jaki on jest? - zapytała Kamila, ignorując moje zdanie. - No wiesz, jest podobny do którejś ze swoich ról czy całkiem inny?
- Przypomina Lokiego. - odpowiedziałam szczerze i przepisywałam obliczenia z tablicy do zeszytu.
- Tego z dwa tysiące dwunastego czy dwa tysiące osiemnastego roku? - dopytywała Kamila.
Cóż... Miałam to szczęście w nieszczęściu, że moi przyjaciele również uwielbiali filmy Marvela.
- Z dwa tysiące dwudziestego. - westchnęłam.
- Jak na razie serial o nim powstaje dopiero i zapowiada się całkiem ciekawie. - wtrącił Maciek.
- Czyli jaki jest? - nie dawała mi spokoju Ala.
- Jestem na komisariacie? - zaśmiałam się cicho.
- Nie widzę tu policji. - zauważyła Anka, a my wybuchliśmy śmiechem.
- A ja widzę pięć ciekawskich osób. - dodałam wesoła.
- Aaaa... - zrozumiała blondynka.
- Więc? Odpowiesz? - dociekała Ala.
- Jest przystojny, miły, opiekuńczy. Jak każdy facet. - odpowiedziałam obojętnie.
- Długo się znacie? - drążył temat Maciek, nim Ala zdążyła skomentować moją wypowiedź.
- Od roku. - nie skłamałam.
- Wow! Dlaczego nam nie powiedziałaś? - spytała Anka.
- On jest dorosły! - przypomniałam.
- I co z tego? Zakochani czasu nie liczą. - zauważyła Ala.
- Chyba szczęśliwi. - poprawił ją roześmiany Grzesiek.
- Na jedno wychodzi.
- Nie liczą, a potem narzekają, że szczęście trwa krótko. - wtrącił zamyślony Maciek.
- "Jedyna miłość, która nas nigdy nie zdradzi, to miłość własna". - zacytowałam, przepisując kolejne zadanie z tablicy.
- Aleś ty nagle mądra, no patrzcie! Norwida będzie cytować! - śmiała się Ala, na co wystawiłam jej język.
- Co cię tak śmieszy, Alicjo? - zwrócił na nas uwagę nauczyciel.
- Och, nic panie profesorze. - odpowiedziała brunetka, poważniejąc, co było trudne w jej przypadku.
- W takim razie chodź do tablicy i rozwiąż zadanie. - zaprosił ją do przodu matematyk.
- Dobrze. - koleżanka z uśmiechem pokazała mi środkowy palec, a ja wystawiłam jej język, tak aby nauczyciel tego nie zobaczył. - Jeszcze z tobą nie skończyłam. - ostrzegła przyjaciółka.
- Nareszcie spokój. - wyszeptałam, gdy blondynka podeszła do tablicy i próbowała rozwiązać zadanie.
***
Ostatnie dwa miesiące tego roku szkolnego minęły bardzo szybko.
Avengersi nie odwiedzali nas zbyt często, bo mieli teraz swoje problemy z Ultronem. Do tego Steve odnalazł Buckyego i też musiał zrobi wiele aby odzyskać przyjaciela, któremu wciąż zagrażała Hydra, jak i T.A.R.C.Z.A. również.
Loki codziennie po szkole przyjeżdżał po mnie, a potem zaczął mnie nawet odwozić do szkoły. Byłam mu za to wdzięczna, bo zamiast spędzać te kilkadziesiąt minut ze słuchawkami w uszach, spędzałam je na rozmowach z, jakby nie patrzeć, kosmitą.
Mimo szkoły spędzaliśmy razem bardzo dużo czasu. Czy to na wspólnej nauce, gdy Loki pomagał mi odrabiać zadania czy przed telewizorem lub na spacerach. Tym razem nie ukrywaliśmy się, jak to było w tamtym roku. Wszyscy wiedzieli, że niejaki Tom Hiddleston mieszka z szesnastolatką w Polskiej wsi. I ani mi, ani Lokiemu to nie przeszkadzało.
Moje koszmary odeszły, gdy noce mijały spokojnie w objęciach mojego bożka. Zdrowie i kondycja mężczyzny również. Już praktycznie nie było śladu po torturach i nieprzespanych nocach.
Wracałam właśnie z Lokim po uroczystości zakończenia roku szkolnego. Mimo wielu problemów udało mi się wyciągnąć średnią tak, aby zdobyć świadectwo z paskiem, więc byłam z siebie bardzo dumna.
- Nareszcie wakacje! - wykrzyknęłam radosna.
- Tak. Teraz się mnie nie pozbędziesz. Będę niczym twój cień. - zaśmiał się Loki, parkując na podwórku przed domem.
- Nie przeszkadza mi to. - uśmiechnęłam się szeroko, wychodząc z samochodu.
Loki również opuścił pojazd, naciskając przycisk na kluczykach, który zamknął samochód.
Zatrzymał mnie, nim weszłam na kamienne schody i przyciągnął do siebie, by następnie pocałować mnie czule, ale namiętnie. Bez wahania oddałam pieszczotę, wplatając palce w jego czarne włosy. Loki wziął mnie na ręce w stylu panny młodej i przeteleportował do domu. Nie chciał marnować czasu na otwieranie drzwi, zamkniętych na klucz. Pocałunek przerwała nam Atena, która gdy tylko nas zobaczyła skoczyła na nas i szczekała wesoła.
- Spokojnie, Atena! - zaśmiałam się, a Loki ze mną, stawiając mnie na podłodze.
Wzięłam biała kulkę na ręce, a Psotnik usiadł na kanapie i pociągnął mnie na swoje kolana. Objął mnie rękami w tali i przyciągnął jeszcze bliżej siebie, ukrywając twarz w moich blond włosach.
Siedzieliśmy tak przez chwilę w przyjemnej ciszy, głaszcząc Atenę, która po chwili zasnęła.
- Jakie masz plany na wakacje? - spytał Loki.
- Nie mam pojęcia. - wyznałam szczerze. - Chcę pojechać do Nowego Jorku. Z resztą obiecałam Tonyemu, że przyjadę na wakacje. - dodałam z lekkim uśmiechem. - A ty co chciałbyś robić?
- Spędzić z tobą jak najwięcej czasu. - Laufeyson pocałował mnie w szyję, a moje ciało, jak zawsze na jego dotyk zareagowało przyjemnym dreszczem.
- Właśnie to robisz. - uśmiechnęłam się. - Pójdę się przebrać. - odłożyłam śpiącego psa na poduszkę obok nas. - Nie wygodnie mi w tym galowym stroju. - wyjaśniłam.
Odwróciłam głowę, aby pocałować Lokiego w policzek i chciałam wstać, ale bożek mocno trzymał mnie w pasie, całując moją szyję.
- Loki... - westchnęłam rozbawiona, próbując uwolnić się z jego objęć.
- Podobasz mi się. Seksownie wyglądasz w tej białej koszuli i czarnej spódniczce. - wyszeptał mi zmysłowo do ucha i ponownie pocałował moją szyję.
- Nie wątpię, ale niewygodnie mi. - zaśmiałam się, nie zaprzestając prób wydostania się z jego objęć. - Lokiś... - poprosiłam słodko.
Pisnęłam, gdy Loki nagle odwrócił nas tak, że teraz ja leżałam na kanapie, a on zwisał nade mną z łobuzerskim uśmiechem błąkającym się na jego ustach.
- Tak, maleńka? - spytał, dalej uśmiechając się głupio.
- Puść mnie. Chcę się przebrać. - powtórzyłam, odwzajemniając jego uśmiech i kładąc dłoń na jego piersi, którą zasłaniała czarna koszula.
- Ja mogę to zrobić. - zaproponował, pochylając twarz ku mojej twarzy
- Tak? - uśmiechnęłam się wyzywająco, przesuwając dłoń w dół jego torsu.
- Tak. - potwierdził Kłamca i bardzo powoli, jedną ręką rozpiął górny guzik mojej koszuli.
Cały czas patrzył mi w oczy z łobuzerskim uśmiechem. Rozpiął kolejny guzik, a moje serce biło coraz szybciej. Zimne palce muskały moją skórę, przyprawiając mnie o przyjemne dreszcze. Przecież to nie było nic intymnego, dlaczego więc takie się wydawało?
- Loki... - szept sam opuścił moje usta.
Loki pokonał dzielącą nas odległość, łącząc nasze usta w czułym pocałunku. Bez wahania oddałam pocałunek, wplatając palce w czarne włosy zielonookiego. Obydwoje byliśmy spragnieni swojej bliskości, ale nie chciałam się spieszyć. Bożek zszedł pocałunkami na moją szyję, a ręką dalej odpinał guziki mojej koszuli.
- Loki... Przestań... - wyspałam, gdy zimną dłonią dotknął mojego brzucha. - Loki... Proszę...
Kłamca przestał mnie całować, ukrywając twarz w mojej szyi. Czułam jego drżący oddech na rozgrzanej skórze, a gdy odsunął się, aby spojrzeć mi w oczy w jego szmaragdowych tęczówkach widoczne było pożądanie.
- Wybacz. - mruknął, ale mimo to nie zsunął się ze mnie.
- Przepraszam. Ja... Po prostu nie chcę, abyś zniknął. - wyszeptałam, czując się nagle głupio, bo przecież tu był i nie zapowiadało się, aby gdzieś uciekł.
- Jestem tutaj, Ola. - zauważył, jakby czytał w moich myślach.
- Wiem, ale jak długo? - mruknęłam.- Przepraszam. Psuję chwilę. - uśmiechnęłam się smutno.
- Dlaczego to zakrywasz? - Loki wskazał gruby, duży plaster zakrywający żółty kamień, ignorując moje słowa.
- A co powiedzieliby ludzie, gdyby zobaczyli, że świecę? - uniosłam brew z uśmiechem.
- Racja. - zgodził się brunet, uwalniając mnie spod ciężaru swojego ciała.
- Szybko się przebiorę , a potem zrobię nam coś do jedzenia. - poinformowałam i czym prędzej wybiegłam z salonu, aby zamknąć się na chwilę w swoim pokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top