12. Powrót do rzeczywistości
Gdy obudziłam się rano, Loki jeszcze spał.
Byłam mile zaskoczona, gdy całą noc, a tak naprawdę jej marne kilka godzin przespałam bez nękających mnie koszmarów. Bolała mnie trochę głowa, ale jeśli tylko to miało być oznaką wczorajszego imprezowania, to nie narzekam. Bawiłam się wyśmienicie w gronie rodziny i przyjaciół.
Chciałam wstać, ale nie chciałam obudzić Lokiego, ani wyswobadzać się z jego objęć, dlatego dalej leżałam wtulona w klatkę Psotnika. Podniosłam jedynie lekko głowę z jego piersi, aby móc się przyjrzeć jego przystojnej twarzy. Podniosłam dłoń, aby ostrożnie odgarnąć zabłąkany kosmyk czarnych włosów z czoła mężczyzny.
- Długo nie śpisz? - odezwał się po chwili Loki, otwierając zaspane oczy.
- Nie, przed chwilą się obudziłam. - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
- Mogłaś mnie obudzić.
- Nie chciało mi się wstawać. Wygodny jesteś. - uśmiechnęłam się szerzej, a Loki pocałował mnie w czoło.
- Jak się spało? - spytał z troską.
- Świetnie. Nie miałam koszmarów. To twoja zasługa, prawda? - Loki nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się lekko. - Dziękuję.
Odwzajemniłam jego uśmiech i pochyliłam się, aby złożyć pocałunek na jego długiej szyi. Uśmiechnęłam się szerzej, widząc gęsią skórkę na jego ciele.
- Mógłbym się tak budzić codziennie. - uśmiechnął się, pochylając nade mną.
- Tak, ja też. - odwzajemniłam uśmiech, a Loki pocałował mnie w usta. - I nie jest to niemożliwe, bo jedziesz ze mną do Polski. - dodałam z uśmiechem.
- Co? - zdziwił się Laufeyson.
- No właśnie to. W poniedziałek muszę iść do szkoły, więc Tony odwozi mnie dzisiaj do Polski. - wyjaśniłam.
- Skarbie. Dzisiaj jest poniedziałek. - zaśmiał się Loki.
- Co?
- Tak. Wczoraj była niedziela.
- W takim razie wstawaj. Zbieramy się. - ze śmiechem uwolniłam się spod Lokiego i weszłam do łazienki.
Wzięłam szybki prysznic, odstawiając sukienkę na wieszak i przebrałam się w jeansy i szary sweterek z białym nadrukiem lovely na lewej piersi. Włosy spięłam w luźnego warkocza, umyłam zęby i gotowa wyszłam z łazienki. Loki także był już przebrany.
- Jakim cudem ty się tak szybko przebierasz? - spytałam ciekawa.
- Czary mary, kochanie. - uśmiechnął się Loki.
- No tak... - westchnęłam z uśmiechem. - Śniadanie?
Loki skinął głową, więc złapałam jego dłoń i wyszliśmy z pokoju, aby udać się do kuchni.
- Dzień dobry. - przywitałam się ze Stevem. - Reszta ma kaca? - uśmiechnęłam się.
- Dzień dobry, Ola. A jakże inaczej? - uśmiechnął się Steve. - Jest dopiero jedenasta, nie odpoczywacie po wczorajszej imprezie?
- Wyszliśmy z niej wcześniej. - odezwał się Loki.
- Tak. Już wypoczęliśmy. Dzisiaj wracamy do Polski. - przypomniałam.
- Och, no tak. Troszkę przedłuży się wasza podróż powrotna. - zauważył Rogers.
- Tak. Najwyżej obudzę Tonyego. - uśmiechnęłam się i zrobiłam herbatę mi i Psotnikowi.
- Zawsze jakieś rozwiązanie. - zaśmiał się Loki.
- Właśnie. - zgodził się z nim Steve.
Przygotowałam kanapki i z Lokim, który zabrał kubki z herbatą usiadłam przy stole, kładąc na nim talerz z naszym śniadaniem. Po jakimś czasie dołączyli do nas Natasha i Bruce, którzy przyłączyli się do wspólnego śniadania.
Nie musiałam się pakować, więc ostatnie chwile spędzałam z bliskimi. W Nowym Jorku miałam swoje rzeczy, a w Polsce inne. Spakowaliśmy Lokiego, bo on nie chciał znów chodzić po sklepach. Razem z przyjaciółmi czekałam na Tonyego, który dołączył do nas parę godzin później.
- Coś mnie ominęło? - spytał zaspany.
- Wracamy do Polski. - przypomniałam.
- No tak, a myślałem, że zapomniałaś. Nie możesz zostać? - spytał z nadzieją, biorąc kanapkę ze stołu, które chwilę wcześniej zrobiła Pepper.
- Wiesz, że muszę skończyć szkołę. To w Polsce jest mój dom.
- Ale tutaj rodzina.
- Tam też. - obstawałam przy swoim.
- I tak nie masz z nią dobrego kontaktu. - przypomniał Stark, wbijając dziwną szpilkę w moje serce.
- Ale jest moją rodziną. - westchnęłam.
- Ola...
- Za dwa miesiące są wakacje. Przyjadę. - zapewniłam z lekkim uśmiechem.
- Dobrze... - ustąpił smutny Stark. - Gotowi? - spytał, dokańczając pić swoją kawę.
- Tak. - potwierdziłam po pożegnaniu z Avengersami.
Loki w tym czasie wniósł nasze walizki do samolotu, który czekał na nas na dachu wieży bohaterów.
- Wiesz, że nie jestem za tym, żebyś znowu mieszkała sama z Lokim? - spytał Tony, gdy wsiadaliśmy do jego samolotu.
- Wiem, ale przecież będziesz nas odwiedzał. - uśmiechnęłam się lekko. - Zaufaj mi, Tony. - zatrzymałam się w wejściu do samolotu, spoglądając na plecy Lokiego, który układał walizki w specjalnym na nie miejscu. - Ja mu ufam, dobrze? - przeniosłam wzrok na tatę, ściszając głos. - Nie da się złamać popękanego serca.
- A co jeśli uda mu się je poskładać, tylko po to, aby złamać je ponownie? - Stark uniósł brew, spoglądając kątem oka na bożka. - Nie zaufam komuś, kto wyrzucił mnie z mojego własnego balkonu i przebił twoje serce, Ola.
- Nie proszę cię o to, tato. - westchnęłam. - Proszę, abyś zaufał mi. - patrzyłam błagalnie w brązowe oczy. - Udało mi się uciec z Hydry. Gorzej już chyba być nie może, co? - uśmiechnęłam się lekko, szturchając go w ramię i weszłam do samolotu.
- Nie chcę, byś cierpiała. - Tony zatrzymał mnie, łapiąc mój nadgarstek.
- Pomyśl sobie, że gdybyście mi wtedy powiedzieli o tym cholernym warunku wszystko mogłoby ułożyć się inaczej. - zauważyłam. - Zapomniałam o tym, bo każdy popełnia błędy, a wy się o mnie martwiliście i dalej martwicie, bo jestem tylko głupim zauroczonym dzieckiem. - wyrwałam rękę z jego uścisku. - I cholera, ale przecież każdy popełnia błędy, a życie bez bólu i porażek to nie życie! - nie odwróciłam się od Starka, nawet gdy poczułam na plecach palący wzrok Lokiego. - A ja nie jestem masochistką, okej? Po prostu nie mogę sobie pozwolić na stratę kolejnych osób, które kocham, rozumiesz Tony?
Stark już nic nie powiedział. Podszedł do mnie bez słowa i przytulił, a ja powstrzymałam łzy, które nagle zgromadziły się w moich oczach.
- Ruszajmy. - Tony odsunął się ode mnie po chwili i podszedł do panelu sterującego, zamykając klapę samolotu, a ja odwróciłam się w stronę Lokiego i bez słowa zajęłam miejsce obok niego, opierając głowę na jego ramieniu.
Gdzieś w środku tej kilkugodzinnej podróży zasnęłam zmęczona rozmowami i wczorajszą imprezą.
Miałam zacząć wszystko od nowa. Historia moja i Lokiego dostała czystą kartkę, którą sami musimy zapełnić.
A do walki trzeba mieć siły.
Rok 2020
- Wiem, że dostałaś już prezenty na urodziny, ale mamy dla ciebie coś jeszcze. Miałem ci go wręczyć dopiero, jak dolecimy do Polski, a więc proszę. - we wtorek rano Tony podał mi wielką klatkę.
- Co to? - spytałam, gdy coś zaczęło w środku zaczęło wydawać dziwne odgłosy.
Loki przyglądał się wszystkiemu z zainteresowaniem i uśmiechem, co sprawiało wrażenie, jakby wiedział, co jest w środku.
- Zobacz. - pośpieszył mnie roześmiany tata.
Odłożyłam klatkę na podłogę i otworzyłam ją. Pisnęłam z zaskoczenia, gdy wybiegł z niej śliczny, futrzany, biały szczeniaczek.
- Jest śliczny! Dziękuję! - szczęśliwa rzuciłam się na szyję Starka.
- Pomysł Natashy, ale prezent od nas wszystkich. Lokiego także. - uśmiechnął się miliarder, odwzajemniając uścisk.
- Dziękuję! - odsunęłam się od Starka i wzięłam szczeniaka na ręce.
- Suczka. - poinformował z uśmiechem Tony.
- Była w samolocie? - spytałam ciekawa.
- Nie. Pojechałem rano do weterynarza. Trzymał ją dla ciebie od piątku.
- Dziękuję! Nazwę cię Atena. - powiedziałam do szczeniaczka, całując go w nosek.
- Dlaczego tak? - spytał tata, głaszcząc psa.
- Bo Atena była boginią mądrości, sztuki i wojny. - wyjaśniłam.
- Chcesz, żeby pies wojnę wywołał? - odezwał się rozbawiony Loki.
- A żebyś wiedział. Przynajmniej coś nowego by się wydarzyło. - śmiał się Tony. - Dobra dzieci, ja się będę zbierał.
- Nie jestem dzieckiem. - zauważył Kłamca.
- Racja. A więc do widzenia córko i Jeleniu. - ukłonił się teatralnie Stark.
- Musisz jechać? - spytałam, odkładając psa na podłogę i przytulając tatę.
- Miałem tylko cię odwieźć i wracać, a i tak zostałem na noc. - uśmiechnął się Tony i odsunął ode mnie, aby podać Lokiemu rękę. - Jak ją skrzywdzisz, to własnoręcznie cię zabiję. - ostrzegł bożka.
- Nie będzie takiej potrzeby. Nie skrzywdzę jej. - zapewnił Psotnik, ściskając jego dłoń.
- Jesteś Kłamcą. Mam ci wierzyć?
Loki nie odpowiedział, więc odchrząknęłam, a Tony przytulił mnie ponownie. Odprowadziliśmy go do samolotu, który stał na łące za domem i wróciliśmy do domu, dopiero gdy samolot zniknął nam z oczu.
- Cholera! Za godzinę mam szkołę! - wykrzyknęłam, gdy zobaczyłam zegar. Była za dziesięć dziesiąta. - Autobus za dwadzieścia minut!
Wbiegłam po schodach na górę, zostawiając Lokiego z Ateną w salonie. Szybko przebrałam się w jeansy, szary sweter i czarną kurtkę oraz umyłam zęby i włosy związałam w dwa warkocze.
- Zaopiekujesz się Ateną? - spytałam Lokiego, ubierając czarne tenisówki.
- Oczywiście. - zapewnił.
- Dziękuję. - cmoknęłam bożka w policzek. - Atena pilnuj go. - wyszeptałam do białej kulki śpiącej w fotelu.
- Nie wolisz zostać dzisiaj w domu? - spytał Loki, podając mi czarny plecak na nadrukiem logo Marvela.
- Nie chcę mieć zaległości. - wyjaśniłam, zabierając telefon. - Do zobaczenia! - wybiegłam z domu, nie chcąc spóźnić się na autobus.
Gdy siedziałam już w autobusie zadzwoniłam do Lokiego. Chciałam, aby wiedział, że zostawiłam mu telefon i w każdej chwili może się ze mną skontaktować.
- Halo? Żyjesz Loki? - spytałam, gdy odebrał po kilku długich sygnałach.
- Co to za ustrojstwo? - usłyszałam głos mężczyzny i od razu na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Smartfon. Pamiętasz? Ostatnio uczyłam cię z niego korzystać. - przypomniałam. - Pisz albo dzwoń, jeśli będziesz miał jakieś kłopoty.
- Pamiętam. - westchnął. - Dobrze. O której wracasz? - spytał.
- O osiemnastej trzydzieści.
- Późno. - mruknął.
- Niestety. Trzymaj się. Do zobaczenia.
- Powodzenia, kochanie. - życzył, więc rozłączyłam się po chwili.
W szkole nie było nic nowego. Wtorek, jak wtorek. Masa lekcji, jeszcze więcej zadań i nauki. Mimo to lekcje przeleciały bardzo szybko. Właśnie wyszłam ze szkoły z przyjaciółmi i razem szliśmy na przystanek autobusowy.
Loki nie dzwonił ani nie pisał, przez co martwiłam się trochę, ale miałam nadzieję, że nie wysadził mojego domu w powietrze ani tym bardziej siebie.
- Ola! - usłyszałam, przez co wszystkie wątpliwości zniknęły w jednej sekundzie.
- Chyba masz darmową podwózkę. - zaśmiał się Grzesiek, który obejmował mnie w tali.
- Kto to? - odezwała się Anka.
- Przystojny... - skomentowała od razu Ala.
- Przyjaciel. - odpowiedziałam, a Loki podszedł do nas.
- Wolałbym określenie chłopak, ale jak wolisz. - pochylił się i pocałował mnie w policzek, a ja czułam jak momentalnie na moich policzkach wykwitają rumieńce. Bo to co innego, gdy Loki całuje mnie w obecności rodziny niż przy znajomych ze szkoły.
- Pan jest tym sławnym aktorem! Tom Hiddleston, prawda? - zauważył Maciek.
- Tak...
- Aktor jest twoim chłopakiem?! - wykrzyczała Ala. - Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?!
- Nam. Nie powiedziała nam, nie tylko tobie. - poprawiła przyjaciółkę Kamila.
- Nie jest moim chłopakiem. - skarciłam wzrokiem Lokiego, a ten beztrosko wzruszył ramionami.
- No jasne. Jeszcze nie. - zaśmiał się Grzesiek, puszczając mi oczko. - To kiedy wesele?
- Sam znajdź sobie dziewczynę, a nie ze mnie się nabijasz. - uderzyłam go łokciem w żebra, gdy dziewczyny roześmiały się z pytania chłopaka.
- Delikatniej skarbie. Ranisz. - blondyn dalej się śmiał.
- Idiota. - stwierdziłam.
- Wybaczcie mi, ale porywam waszą koleżankę. - wtrącił się Loki i objął mnie ręką w tali, przyciągając mnie do siebie.
- Przyjaciółkę. - poprawiła go Anka.
- Ola jest naszą przyjaciółką. - wyjaśniła Kamila.
- Dobrze. Do widzenia. - Loki uśmiechnął się sztywnie, a gdy tylko odwróciliśmy się plecami do moich znajomych przewrócił oczami.
- Cześć! - krzyknęłam jeszcze do przyjaciół i pomachałam im na pożegnanie zanim wsiadłam do srebrnego samochodu. - Nie mówiłeś, że po mnie przyjedziesz. - odezwałam się, gdy ruszyliśmy z parkingu szkolnego.
Podczas ostatniego pobytu Lokiego na Ziemi, Tony nauczył go jeździć samochodem i nawet bożek zrobił prawo jazdy.
- Chciałem ci zrobić niespodziankę, ale widzę, że nie jesteś zbytnio zadowolona. - odpowiedział, zerkając na mnie kątem oka.
- Cieszę się, że przyjechałeś i dziękuję, ale dlaczego powiedziałeś im, że jesteś moim chłopakiem? - spytałam z lekkim grymasem.
- Przepraszam, nie powinienem był tak mówić. - odezwał się po chwili ciszy Loki. - Ten chłopak... Czy on jest...
- Grzesiek? - zaśmiałam się cicho. - Nie on jest tylko moim przyjacielem. - zapewniłam. - Nie przeszkadzałoby mi to, że powiedziałeś moim przyjaciołom, że jesteś moim chłopakiem, ale oni teraz nie dadzą mi żyć! - ukryłam twarz w dłoniach. - W dodatku dla nich jesteś sławnym, dużo starszym aktorem, co jeszcze bardziej będzie im o tobie przypominać.
- Mogę to odwołać. - zauważył Loki, kładąc wolną dłoń na moim kolanie.
- Nie. - zaprzeczyłam. - Nie trzeba magii. Poradzę sobie. - powiedziałam, a Loki uśmiechnął się zwycięsko. - Co? - zaśmiałam się. - Mam coś na twarzy?
- Ależ skąd. Wyglądasz idealnie.
- Więc o co chodzi?
- O nic, kochanie. O nic. - uśmiechnął się głupio, a ja wystawiłam mu język, splatając nasze palce i opierając się o wygodne oparcie fotela.
Reszta drogi do domu minęła nam na przyjemniej rozmowie i żartach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top