Rozdział 6
- Mogła byś... załatwić mi wizytę ... u ginekologa...?
- Coś się dzieję?
- Nie bo... Ja tylko chciałam... żeby mi przepisał tabletki. Sama rozumiesz...
- Oh tak jasne. Załatwię ci wizytę jak najszybciej.
- Dziękuję jesteś kochana.
- Wanesso!!!- krzyczy już z środka auta Brandon
- Muszę już iść pa mamo- mówię smutno i kieruje się w stronę auta...
...
Siedziałam wraz z Brandonem z tyłu samochodu przykryta cieplutkim kocykiem . Jechaliśmy już od godzinę na moje oczy zaczynały się kleić.
- Prześpij się skarbie. Widzę jak oczka ci się kleją A przed nami jeszcze długa droga. Obudzę Cię jak dojedziemy- choć bardzo nie chciałam To posłucham go. Zamknęłam oczy i po chwili odpłynęłam do krainy Morfeusza...
Obudziłam się gdy wciąż jechaliśmy. Byłam rozłożona na całym tyle i moje nogi były przełożone przez kolana Brandona . Chciałam je szybko zabrać lecz ten przytrzymał mi je nie odrywając wzroku od telefonu.
- Śpij jeszcze daleko- Pogłaskał moje uda na co przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Nie zwracając na to uwagi zakryłam się szczelniej kocem. Niestety pomimo bluzki na długi rękaw i klimatyzacji było mi strasznie zimno.
- Coś się stało?- Zapytaj chłopak gdy Kręciłem się próbując znaleźć jak najbardziej ciepłą i wygodną pozycję
- Nie po... prostu trochę mi zimno.- chłopak ściągnął bluzę i wyciągnął rękę z bluzą w moją stronę. Popatrzyłam na niego nieufnie ale wzięłam do ręki materiał. Oczywiście że kocham męskie bluzy jak każda dziewczyna ale nie jestem pewna czy chce nosić akurat jego bluzę.
Zabierałam bluzy braciom czy przyjaciołom ale on ... to co innego eh. Gdy tylko Założyłam materiał na siebie od razu zalała mnie fala gorąca. Bluza była ogromna, bardzo mięciutka i bardzo ładnie pachniała. Mimo tego iż w samochodzie Było niewygodnie moja nogi przełożone przez kolana mojego mate były tak wygodnie ułożone a bluza była tak ciepła i wygodna że od razu zrobiło mi się wygodnie. Moja powieki przestały się mnie słuchać i sama się zamknęły a ja ponownie odpłynęłam do krainy snów...
Poczułam jak ktoś podnosi moje ciało a w miejscu w którym poczułam męskie ręce poczułam również dreszcze. Wtuliłam Się w klatkę piersiową mężczyzny I chciałam ponownie zasnąć lecz nie stało się to gdyż gdy Tylko weszliśmy do środka jakiegoś pomieszczenia usłyszałam dziecięce krzyki.
- Ciszej dzieciaki- powiedział stanowczo A wszystkie głosy ucichły. - Obudzicie ją- powiedział tym razem łagodniej. Po czym usłyszałam jak małe stópki krzycząc coś odbiegają w innym kierunku.
- Już nie śpię- powiedziałam i nie otwierając oczu wtuliłam się w Brandona jeszcze bardziej. Po chwili jednak uświadomiłam sobie co robię więc otworzyłam oczy i chciałam w jak najszybszym tempie z niego zejść. Ten jednak uniemożliwił mi to swoim mocnym uściskiem.
- Anno , tato... to moja mate Wanessa - odstawił mnie na ziemie lecz nadal obejmował zaborczo w talii.
- Miło mi cię poznać kochana- zaczął mężczyzna bardzo podobny do mojego przeznaczonego- Jesteś naprawdę bardzo śliczna ale wyglądasz na bardzo młodziutką. Ile masz lat kochanie?
- 14 ...
- Oh naprawdę jesteś bardzo młoda... Ale cóż to nic nie zmienia . Jestem Albert A to moja żona Anna - wskazał na szczupłą blondynkę stojącą odrobinę zanim. Wtedy Ona podeszła do mnie i nie zwracając uwagi na ostrzegawcze walczenie mojego mate złapała moją twarz w dłonie.
- Jesteś nie jesteś zbyt ładna... Masz dość grube uda...- Auć zabolało- Jesteś za młoda na Lunę. Nie powinnaś...
- Anno stop- warknął Albert nieźle wkurzona. Okej Od zawsze wiedziałam że nie jestem najpiękniejsza ale nikt jeszcze nie powiedział mi prosto w oczy że jestem brzydka. Przyznaję trochę mnie to zakuło.
Spojrzałam na Brandona i przeraziłam się. Miał czarne jak węgiel oczy a jego ręce były zaciśnięte w pięści a także jego żyły były Doskonale widoczne... myślałam że zaraz wybuchnie. Położyłam rękę na jego brzuchu na co on odrobinę się uspokoił. Nie mam ochoty żeby z mojej winy zrobił krzywdy swojej matce.
- Nigdy przenigdy nie obrażaj w ten sposób mojej mate- syknął - Uwierz że gdybyś nie była kobietą tak ważną dla mojego ojca dawno wąchała byś kwiatki od spodu- złapał moją rękę i zaczął ciągnąć w nieznanym mi kierunku.
- Idziemy to naszego pokoju- powiedział widząc moją pytająca minę .
- Ale Brandon czy ja nie mogę mieć na razie pokoju sama...
- Nie
- Ale Brandon bo...
- Powiedziałem nie- krzyknął a jego oczy ponownie pociemniały. Co ja zrobiłam? Ja chciałam mieć tylko pokój oddzielnie. Chcę mieć tylko trochę prywatności...
- Okej...- spuściłam głowę speszona. Jestem w obcym domu z ludźmi których nie znam a do tego mój mate na mnie krzyczy. Jak to się choć trochę nie bać?
- Wan...- położył rękę na moim policzku na co się wzdrygnęłam - Wan... Boisz się mnie ?
- Ja...- chciałam mu wygarnąć wszystko tak jak zachowywał się u nas w domu tak zachowuje się w tym momencie wszystkie negatywne emocje wszystko co czuję ale po prostu nie miałam odwagi...
- Oh skarbie tak cię przepraszam... Nie chce żebyś się mnie bała... - Przytulił mnie do siebie mocno. To nie tak że zapominałam jak się zachowywał wcześniej i mu odpuszczę ale po prostu potrzebuje w tej chwili czułości. Jego czułości i mam nadzieję że będzie on taki czuły jeszcze przez długi czas...- Ale w kwestii sypialni nie odpuszczę - Oh no tak przecież wielki pan I władza musi postawić na swoim.
- W taki razie śpisz na ziemi.
- Tak jak u ciebie? Ziemia była dość wygodną- poruszał zabawnie bramami
- Tym razem nie będzie mi cię szkoda- wstawiłam w jego stronę język.
- Niegrzeczna jesteś
- Ja? Ja jestem aniołkiem- zaśmiałam się i zaczęłam iść przed nim po mimo iż nie miałam zielonego pojęcia gdzie mam iść. Wtedy poczułam ręce oplatające moje ciało i zostałam przerzucona przez męskie ramię .
- Wiesz gdzie iść hmm?
- No... no ... Nie.
- Więc pozwól że ja będę prowadził kochanie.
- Dobrze ale mnie puść... bo przepukliny dostaniesz.
- Jesteś leciutka skarbie- weszliśmy do jednego z pokoi. Był on w biało czarnych barwach. Ogólnie bardzo nowocześnie urządzony. Naprzeciwko dużego łóżka z masą poduszek z stała szafka a nad nią ogromny telewizor. W pokoju znajdowały się jeszcze dwie pary drzwi i stoliki nocne po obu stronach łóżka a na każdym po lampce.
Brandon położył mnie na łóżku i .... O mój Boże jakie one mięciutkie...
Kiedy ja zachwycałam się łóżkiem Brandon szukał czegoś po szafkach.
- Wan ... poczekaj tu znajdę laptopa . Tylko nie wychodź z pokoju jasne?
- Jak słońce- wdycham zapach jego poduszki na co te się śmieje I wychodzi.
Po tym jak nawdychałam się zapachu pościeli wzięłam do ręki swój telefon i przeżyłam szok. Mam strasznie dużo nieodebranych połączeń. 10 od Amandy , 12 od Harrego , 9 od Wiktora , 11 od Damiana I wiadomość do mamy. Oraz 1 nie odebrane połączenie od... Luka?
" Wizytę masz w sobotę o 15. Kocham cię "
" Dziękuję. Ja Ciebie też "
Odpisuję szybko mamie A następnie wybieram numer do mojej przyjaciółki...
Po opieprzu od moich wszystkich znajomych za nie pożegnanie się i zapewnieniach o odwiedzinach została jeszcze jedna osoba do od dzwonienia. Luk. Niepewnie wybrałam jego numer i drżącymi rękami przyłożyłam telefon do ucha. Odebrał zaskakująco szybko. Jakby tylko czekał aż oddzwonię .
- Hej Luk...- mówię niepewnie . Wciąż boli mnie to jak się zachował...
- Wan... Ja... chciałem Cię przeprosić.
- Rozumiem masz mate. Nie przejmuj się mną.
- Nie . Nie rozumiesz. Byłem dupkiem... Byłaś moja przyjaciółką I ja... nawet czułem do Ciebie coś więcej. Nie powinienem był tak reagować. Przepraszam.
- Dobrze widziałeś że też coś do ciebie czułam ...- powiedziałam lekko z wyrzutem
- Wiem. Przepraszam Wan. Wiesz że zawsze będę cię kochać jako przyjaciółkę. Jesteś dla mnie naprawdę ważne. Czy.. Jesteś wstanie mi kiedyś wybaczyć...?- zapytał niepewnie
- Nie wybaczę ci Luk.
- Wan...
- Nie wybaczę ci Luk bo nigdy się nie gniewałam. Było mi tylko przykro...
- Boże Kocham cię mała.
- Ja Ciebie też Luk.- zaśmialiśmy się a następnie zakończyliśmy rozmowę...
- Kto to jest Luk?- podskoczyłam na dźwięk wściekłego głosu za moimi plecami.
- Brandon... Luk... Luk to mój przyjaciel.
- Powiedziałaś że go kochasz...
- Kocham go ale...
- Czemu? Czemu on a nie ja?!- zaczął się do mnie zbliżać A jego oczy były tak czarne jak chyba nigdy częściej. Odsuwałam się od niego aż do momentu w którym nie przeszkodziła mi w tym ściana.
- Brandon ale on...
- Wolała byś aby to on był twoim mate? Hmm może już się z nim puszczałaś ? Oh oczywiście na pewno. Jesteś zwykłą dziwką...
- Przecież wież że ja przed tobą...
- Oh oczywiście A ja w to wierzyłem... głupi ja
- Brandon... - przestraszyłam się gdy jego ręka wspięła się mu górze - Brandon... - ude...
___________________________________
DO NASTĘPNEGO KOCHANI...❤👋❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top