Rozdział 38
- Jestem w ciąży
- Słucham?
- Jestem w ciąży
- Słyszałem ale....to prawda? Nie żartujesz sobie ze mnie ?
- Wiem że jest wojna ale...
- Tak się cieszę! - krzyknął- Będę tatą! Będę ojcem ! Będziemy rodzinami - obcałował całą moją twarz . Jego oczy wyrażały czyste szczęście i podekscytowane.
Szybko odkrył cienką kołdrę pod którą leżałam naga po czym przytulił się do mojego brzucha.
- Będziemy rodzicami- szepnął jak by sam do siebie składając na moim podbrzuszu całus.
-Początek 3 miesiąca - pogłaskałam go po włosach.
- Przepraszam
- Co?
- Przepraszam że mnie przy tobie nie było- uśmiecha zszedł z jego twarzy
- To nie twoja wina
- Cały miesiąc leżałem w śpiączce. Powinienem zajmować się tobą
- Ciąża to nie choroba A ty byłeś poważne ranny.
- Będziemy mieć córeczkę- uśmiechnął się
- A może synka?
- Chce małą księżniczkę
- Ah tak będzie córeczką tatusia i zabierze mi Ciebie- zaśmiałam się
- Syn zabierze mi Ciebie . Będę odganiał od niej chłopaków i będzie moją małym skarbem - rozmarzył się
- Jednakże wydaje mi się iż będzie to syn
- Będę go uczył jak podrywać Wilczyce- uśmiechnął się łobuzersko
- Tylko spróbuj- warknęłam
- Spróbuje
- Brandon
- Wanessa
Wypchnęliśmy śmiechem.
- Spokojnie skarbie. Będziemy mieć stadko dzieci- cmoknął mnie w usta
- Sam bredzisz je rodził- stęknęłam ze strachu. Podobno to okropne bolesne...
- Będę przy tobie- pogłaskał mój policzek
- Wiem... chodźmy już spać dobrze ?
- Dobrze tylko ubierz się. Nie chce by rano wyparował tu jakiś lekarz bo będę zmuszony wydrapać mu oczy moimi pazurami .
- Przesadzasz
- Ubieraj się
- Mogę twoją koszulkę
- Dobrze wiem że i tak ją sobie weźmiesz po za tym wyglądasz w nich lepiej niż ja
- Wiem - cmoknęłam po czym specjalnie wypinając się w jego stronę sięgnęłam po koszulkę którą była na podłodze
Wciągniecie powietrza spowodowało uśmiech na mojej twarzy za to po chwali dostałam mocnego klapsa. Odwróciłam się z pretensją wymalowaną na twarzy.
- Prosiłaś się o to- zaatakował moje usta abym nie mogła odpyskować...
Następnego dnia po mimo wszystko mój mate uparł się iż wróci do domu. Jego argumentem była ciąża lecz ja od początku wiedziałam iż nie dam mu obchodzić się ze mną jak z jajkiem. To on z nas obojga powinien być obsługiwany i to ja powinnam za nim latać. Staną przed mną... osłonił mnie własnym ciałem. Jego rana była poważna. Tojad dalej może znajdować się w minimalnych ilościach w jego organizmie co może odbić się na jego zdrowiu i kondycji.
Od tygodnia dość często zdarza mi się wymiotować . Nie mówię o tym nikomu gdyż nie chce współczucia lecz teraz gdy mój mate będzie ze mną na pewno to zauważy...
- Zjadła byś coś?
- Nie jestem głodna. Idź do sypialni poproszę jakąś omegę aby zrobiła ci jedzenie...
- A co z tobą ?
- Pójdę pomóc...
- Nie . Jesteś w ciąży musisz o siebie dbać i odpoczywać
- Jestem zdrowa. Ciąża nie jest chorobą którą uniemożliwi mi opiekę nad stadem. To ty powinieneś w tym stanie dbać o siebie! Nie rozumiesz że się martwię!?
- Ja też się martwię! Martwię się o Ciebie i dziecko.
- Mamy się dobrze. Przez ostatni miesiąc nic się nie stało więc nie ma podstaw aby nie mogła zajmować się stadem. Oni mnie potrzebują
- Mnie również
- Zostałeś ranny srebrnym nożem pokrytym tojadem .
- Czuję się już dobrze
Wkurzona wiedząc iż głupka nie przegadam i nie przemówię mu do rozumu razem z nim podążyłam do naszej sypialni. Nie zamierzałam odpuścić ale niestety znam tez mojego mate. On również nie zamierza odpuścić. Dwaj najbardziej upierdliwi i uparci ludzie trafili na siebie. Jednakże to ja tu jestem kobietą i to ja wygrywam częściej. Trudno zaprzeczyć na cokolwiek gdy przed tobą stoi twoja seksownie ubrana mate i o coś prosi lub czegoś zabrania. Wykorzystuje swoje atuty jednak czasem i to nie pomaga. Nie często się zdarza lecz jednak czasem w niektórych kwestiach nie jest on w stanie odpuścić.
Nie miałam siły na sprzeczki więc jedyne co zrobiłam to wielce obrażona udałam się do łazienki. Umyłam się lecz moja głupota dała o sobie znać gdy zorientowałam się iż nie wzięłam ze sobą nic do ubrania. Warknęłam sama na siebie po czym owinięta w krótki ręcznik wyszłam od razu kierując się do szafy.
Zdziwiłam się lecz także ucieszyłam gdyż Brandona nie było w sypialni. Naciągnęłam na siebie bieliznę leginsy oraz za dużą pudrowo-różową bluzę. Do tego długie ciepłe skarpetki. Związałam włosy w koczka i nie malując się wyszłam z pokoju. Moim celem było odnalezienie mojego ukochanego.
Znalazłam uciekiniera w kuchni razem z Christianem.
- Kiedy ?
- Jutro
- Nie polecimy do Rzymu- od razu wiedziałam o czym rozmawiają
- Chce aby on był Alfą głównym- w końcu wyrzucił to z siebie mój brat
- Ty nim zostań - warknęłam
- Brandon ma zdecydowanie więcej sprzymierzeńców w radzie. Jako jedyny ma szanse
- Dlatego Lilii namawiała mnie
- To nie tak po prostu...
- Christian nie rozumiesz powagi sytuacji. Został dźgnięty nożem pokrytym tojadem. Nie może się przemęczać. A co jeśli akurat trafimy na jakieś zamieszki? On nie jest w stanie jeszcze walczyć , nie powolne na to aby ponownie stała się mu krzywda .
- Czuję się jak nowo narodziny- uniósł ręce w górę- czuje się wyśmienicie nie mam żadnych powikłań, rany już nie ma. Muszę lecieć...
- Słucham?
- Już postanowiłem. Lecę,.. sam.
- Co?
- Zostajesz w domu Wan.
- Postradałeś zmysły !?
- Jesteś w ciąży
- To nie choroba! To ty z nas dwojga powinieneś leżeć w łóżku!
- Jestem silnym samcem Alfa. Kontuzje nie powstrzymają mnie przed startowaniem na stanowisko głównego Alfy. Jesteś kobietą , trwa wojna , jesteś w ciąży...
- Oh uważasz że to ja jestem słaba?
- Tego nie powiedziałem...
- Używasz mojej ciąży jako wymówki do...
- Chce abyś była bezpieczna. Chce aby nasze dziecko było bezpieczne
- Co z Lilii ? Też zostaje?
- Rodzice są z dziećmi do tego Lilli nie jest w ciąży więc jedz...
- Ona jest człowiekiem
- Na czas ciąży twoja przemiana jest zahamowana
- Co nie znaczy że moja szybkość, zwinność i siła są zahamowane. Jeśli bawimy się w taki sposób to jedyną osobą która będzie tak potencjalnie bezpieczna jest Chris.
- Nie pozwolę Ci w tym stanie lecieć do Rzymu !
- Ja tobie również!
- Moglibyście tak nie wrzeszczeć? Zapomnieliście iż w tym domu znajdują się inne matki i dzieci?
- Czemu ona ma jechać a ja nie?
- Posłuchaj...
- Nie. Nie będę was słuchać. Mamy dwa wyjścia. Jadę z wami lub i ja i Brandon nie jedziemy.
- Nie będziesz...
- Nie będę co!? Nie waż się nawet tego mówić. Jestem twoją mate i w tej kwestii nie odpuszczę. Jeśli wywiniesz jakiś numer... Nie wybaczę ci tego...- odeszłam od nich.
W sypialni szybko złapałam za mojego ulubionego batona . Tak zajadam złe emocje... Usiadłam na łóżku zaczynając go jeść, Kocham tą szafkę z słodyczami .
Szybko jednak pożałowałam swojej decyzji bo tak szybko jak wgryzłam się w czekoladową słodkości tak szybko biegłam do łazienki aby opróżnić zawartość mojego żołądka.
Zmęczona otarłam usta i usiadłam na podłodze.
- Skarbie ?
- W łazience- ledwie szepnęłam
- Coś się stało?
- Wszystko jest dobrze
- Na pewno?
- Na 100%
Wstałam aby umyć zęby.
- Jesteś zła ?
Pokręciłam przecząco głową.
- Na pewno?
Wyplułam pianę z ust.
- Oboje się o siebie martwimy ale to nie powód aby odsuwać mnie od tej sprawy. Jeśli masz zamiar ryzykować swój stan zdrowia to wiedz że będę protestować w każdy możliwy sposób. Kocham cię i rozumiem twoje zaparcia abym została. Też się martwisz i rozumiem to ale to nie powód aby samemu wybierać się na taką podróż. Jesteśmy partnerami życiowymi czyż nie? Nie możesz więc podejmować ważnych decyzji samemu. Potrzebuje ciebie A ty potrzebujesz mnie. Zważając na twój stan zdrowia i moja ciąże może Po prostu... po prostu powinniśmy zostać w domu.
-Z...
__________________________
Do następnego...❤👋
WSZYSTKIEGO CO NAJLEPSZE W NOWYM ROKU KOCHANI!!!🥳❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top