Rozdział 34
Zawahał się na sekundę... Złapał mój nadgarstek i pociągnął mnie w swoją stronę. Wylądowałam tyłem do niego. Trzymał moje ręce ciasno a ja nie mogłam się uwolnić. Brandon już chciał reagować.
- Spokojnie - powiedziałam teoretycznie do mojego mate ale również do samej siebie. Wiedziałam jak mój przeznaczony był gotowy się przemienić.
- Myślisz że przekonasz nas w tym momencie? To już się zaczęło. Jesteśmy w różnych krajach. Wystarczy jeden. Jeden ruch z waszej strony. My jesteśmy tu żeby was sprowokować A ty dałaś mi idealną okazje- szeptał mi do ucha.
- Przecież to bez sensu... masz mate i...
- Miałem mate- warkną
- Tak mi p...
- Nie - ścianą mnie mocnej przez co z moich ust wydobył się cichy jęk bólu.
- To wszystko nie ma sensu. Rozumiem wasze powody ale...
- NIC ! Nic już nie mów! Pogarszają tylko swoją sytuację- zaśmiał się
- Co Wielki Alfo nie jesteś w stanie odbić swojej dziwki?- powiedział sarkastycznie . Brandon ruszył do przodu
- Brandon nie ! Uspokój się !
- Cicho mała suko- złapał mnie za gardło i zaczął podduszać
- Chce Cię tylko sprowokować- wydusiłam ledwie
Usłyszeliśmy strzał i jednym momencie wilk który mnie trzymał padł na ziemię.
Wygnańcy zaczęli się przemieniać . Ludzie przerażeni zaczęli uciekać . Policjanci strzelać. Wylądowałam w czyiś ramionach i zostałam podniesiona.
Brandon skupił się na moim bezpieczeństwie i wraz z mną ruszył do samochodu a z tamtą ruszając z piskiem do domu głównego. Już za późno...
- Nie udało mi się...
- Nie możesz się o to obwiniać.
- Ludzie po tym wszystkim wezmą nas za morderców.
- Ludzie nie są dla nas zagrożeniem.
- Mają broń palną.
- Która nas nie zabije jeśli kule nie są srebrne.
- Nie jesteśmy nieśmiertelni
- Jesteśmy silniejsi, szybsi...
- Boję się
- Coś wymyślimy...
Dojechaliśmy do domu głównego. W tym miejscu na razie jesteśmy bezpieczni. Pozostaje nam tylko czekać na rozwój dalszych wydarzeń...
Miesiąc później
Została zwołana rada.
Wraz z innymi Alfami jesteśmy w centrum Rzymu gdzie zawsze prowadzimy obrady.
Od miesiąca ludzie są przerażeni boją się wychodzić z domów. Przeraża ich to iż każdy może być dla nich teraz wrogiem, wilkołakiem . Nie umieją nas odróżnić. Cywilizacja pod umiera a ludzi nie będą zawsze siedzieć w ciszy i strachu.
- Przecież nic się nie dzieje. Nie ma wojny...
- Ludzie się boją. Nie będą siedząc w ciszy zawsze.
- Poradzimy sobie z nimi.
- Przestańcie tak ich materializować . Są tacy sami jak my. Mają rodziny , bliskich , domy nie możemy tak po prostu " poradzić sobie z nimi"! - wstałam
- Więc co takiego proponujesz
- Powinniśmy jakoś przekazać im że nie jesteśmy dla nich zagrożeniem...
- To nie zadziała
- Co innego możemy zrobić?! Przed wszystkim powinniśmy przywrócić Głównego Alfę - cała płeć męska podburzyła się
- Chaos. To się dzieje. Każdy ma odmienne zdanie. Musimy zbierać radę A nie jest to łatwe i jest to czasochłonne. Powinniśmy mieć kogoś kto podejmie decyzję szybko ,rozsądnie i w taki sposób aby nie trzeba było za każdym razem zwoływać rady .
- Jesteś kobietą i do tego dzieckiem .
- Jesteś starszy i jesteś mężczyzną i co z tego? Szanuję to iż masz więcej lat ale wcale nie oznacza to iż masz zawsze rację. Jestem kobietą ale mamy równe prawa , nie jesteśmy u waszego boku aby rodzić dla was dzieci tylko aby być kochane i doceniane A jeśli mamy coś do powiedzenia nie macie prawa nas uciszyć .
- Kto mógł by być głównym Alfą . W jaki sposób mielibyśmy go wybrać...
- To niedorzeczne. Wszyscy z ich rodu nie żyją. Powinniśmy być równi.
- Rozumiem że każdy z was panowie ma parcie aby być wielkim i najsilniejszym Alfą lecz popieram moją siostrę. - poparła mnie Chris
- Wojny nie ma
- Nie widzicie co się dzieje? Chcecie takiego świata? Przecież możemy żyć w zgodzie z ludźmi. Dajmy sobie na wzajem szansę.
- Zwołamy zebranie , puścimy w telewizji A gdy to nie pomoże wybierzemy głównego Alfe i będziemy czekać na rozwój wydarzeń- zaproponowałam
- To uczciwe - poparł mnie jakiś nie do końca znamy mi z imienia alfa A wraz z nim kilku innych...
...
- Ma być to puszczane na cały świat... - krzyknęli
- Czemu to ja mam mówić- złapała mnie trema
- To był twój pomysł- zaśmiał się
- Pomogłeś- warknęłam
- Posłuchaj- oparł dłonie na moje ramiona i spojrzał mi głęboko w oczy - Od Ciebie teraz zależy czy ludzie nam uwierzą i czy zacznie się wojna. To przełomowy moment...
- Bez presji- zaśmiałam się sarkastycznie
- Masz ściągi- szurnął mnie delikatnie próbując rozluźnić atmosferę
- Wchodzisz- usłyszałam z boku
Weszłam na podwyższenie. Byliśmy w centrum miasta. Takie przemówienie było przez nas zapowiedziane. Dalej znajdowaliśmy się w Rzymie . Gdy byłam mała uczyłam się języków z ojcem dlatego w tym momencie jestem w stanie mówić płynnie po włosku oraz nie jest mi także obcy francuski i hiszpański. Ze względu na to iż jestem w Rzymie posługiwać się będę włoskim natomiast telewizja automatycznie przetłumaczy ludziom oglądającym na całym świecie to co mówię .
Na placu głównym można było dostrzec garstkę ludzi odważnych chcących zadać pytania. Widać było jednak że w każdym wypadku są gotowi uciekać.
Złapałam kartkę z moimi zapisami i wskazówkami starszych. Uznali oni że po mimo tego iż to Alfa powinien przemówić ja będę bardziej spokojna w razie wyzwisk i trudniej mnie będzie sprowokować. To prawda. Nie jesteś wielkim Alfą z rozbuchanym ego i nie denerwuje się aż tak szybko.
- Witam nazywam się Wanessa Wolf. Jestem przedstawicielką wilkołaków. Jak się domyślacie przybyłam tu aby opowiedzieć wam o nas jak także i udzielić odpowiedzi na wasze pytania. Rozumiem doskonale iż możecie być przestraszeni sytuacją z przed miesiąca jednak zapewniam was iż wilkołaki nie chcą was skrzywdzić. Od lat żyjemy w śród was. Niektórzy z nas nawet wybierają życie pomiędzy ludźmi zamiast stada. Mamy również ludzkie mate. Nigdy żaden wilkołak nie zrobił specjalnie krzywdy jednemu z was. W zasadzie jesteśmy praktycznie jak wy....
- Tylko silniejsi , szybsi, nie chorujecie, zmieniacie się w w czworonogi zawsze kiedy chcecie, możecie nas zabić zanim zdążymy cokolwiek zrobić.- z grupki wyłonił się mężczyzna w średnim wieku. Nie było po nim widać strachu .
- Kim jesteś?
- Nie ważne kim jestem ważne kim wy jesteście. Czemu to nie Alfa stoi właśnie przed nami? Czy może boicie się że puszczał im nerwy? Jesteście agresywni, bezlitośni , jesteście mordercami. Czekałem na ten moment tak długo . Mi nikt nie wierzył natomiast wy sami wyszliście z ukrycia...- zaśmiał się
Zeszłam z podestu. Wiedziałam że może to być niebezpieczne lecz musiałam przekonać ich iż nie jesteśmy groźni oraz musiałam dowiedzieć się kim jest ten człowiek.
- Posłuchaj. Nie wiem kto cię skrzywdził... Ale nie wszystkie wilki są takie same...
- Mamy czekać aż w końcu jakiś zły wilk nas zabije!- krzyknął gdy zbliżałam się niego. Nie wycofywał się. Za moimi plecami pojawił się mój ukochany . Kamera również podążała za nami.
- Uwierz mi...
- Nie będę wierzył wilkołakowi.
- Dobrze. Nie musisz. Proszę jednak abyś mnie wysłuchał. Nie chcemy wojny. Nie chcemy waśni z wami. To prawda że jesteśmy silni i szybcy ale nie wykorzystamy tego przeciwko wam bez powodów.
- Żaden człowiek was nie zaakceptuje.
- Często zdarza się tak iż mamy ludzkie mate .
- Doskonale o tym wiem. Moja córka była mate jednego z was. Zabił ją...
- To nie możliwe. Chronimy swoje mate. Jesteśmy w stanie oddać za nie swoje życie. - zaprzeczył stojący za mną Brandon
- Zobaczymy- w mgnieniu oka z kieszeni wyją srebrny nóż. Nawet nie zdążyłam zorientować się co się dzieje A przed moje ciało wskoczył Brandon zostając ugodzony . Upadł praktycznie na mnie. Zrozpaczona padłam przy nim biorąc jego głowę na swoje kolana.
- Szlachetnie jak na potwora...
- To nie wilkołaki są potworami tylko ludzie- warknęłam A moje oczy zalśniły. Wysunęłam kły. Miałam ochotę go zabić jednak moją uwagę przyciągnęło jękniecie bólu ukochanego .
- Nawet taką małą istotę tak łatwo sprowokować. Przyznaj się... masz ochotę mnie zabić.
Zacisnęłam ręce w pięści przecinając swoją skórę pazurami. Bardzo szybko przy mnie znalazły się dwie inne Alfy biorąc na ręce Brandona.
Wstałam podchodząc do mężczyzny i złapałam go za gardło. Wbiłam w nie pazury. Moim ciałem zawładnęła chęć zemsty...
Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu.
- Brandon cię potrzebuje. Nie warto...
Rozejrzałam się dookoła. Ludzie patrzyli na mnie z przerażeniem. O to mu chodziło...jednak posunął się o krok za daleko.
Puściłem szyję mężczyzny który upadł starając się złapać oddech. Odeszłam wraz z Christianem w stronę w którą zanieśli mojego mate...
...
Znajdujemy się w szpitalu jednej z najbliższych watah. Od godziny chodzę w kółko z niecierpliwością. Obawiałam się o mojego ukochanego. Wiem jak działa na nas srebro. Nie jesteśmy nieśmiertelni...
Z sali wyszedł lekarz. Bez zbędnych ceregieli zaczął mówić.
- Wyjęliśmy nóż. Znajdował się on bardzo blisko serca był on również nasączony tojadem. S...
____________________________
Do następnego ...👋❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top