Rozdział 42
W nocy... obudził mnie płacz pod drzwiami do pokoju.
Zegarek wskazywał godzinę trzecią .
Zmartwiona wstałam z łóżka podchodząc do drzwi A następnie otworzyłam je delikatnie .
Na podłodze centymetr na prawo od drzwi cały zapłakany siedział mój mate.
Gdy tylko ujrzałam ten ból w jego spojrzeniu , czerwone białka oraz zasmarkany nosek moje serce rozpadło się na miliard kawałeczków.
Nie obchodziło mnie w tym momencie jak bardzo źle w stosunku do mnie się zachował. Patrząc na niego w takim stanie zdałam sobie sprawę iż widok jego płaczu jest równie A nawet bardziej bolesny niż kula ze srebra w sercu.
- Brandon...
- Wanessa proszę...
- Chodź tu- rozłożyłam ramiona szeroko.
Mężczyzna nawet nie wstał tylko uniósł się na kolana wtulając się w mój brzuch. Zaczął płakać jeszcze mocniej. Nie wiedziałam co robić. Nigdy nie chciałam widzieć mojego ukochanego w takim stanie.
Głaskałam go uspokajająco po włosach A ten dalej szlochał.
- Przepraszam tak bardzo przepraszam
- Ciii. Cichutko- wzięłam jego twarz w swoje ręce tak aby na mnie spojrzał. Jego wzrok jednak był skierowany w dół.
- Spójrz na mnie... skarbie - nieśmiało jego zaszklone piękne spojrzenie skrzyżowało się z moim.
- Wszystko już jest dobrze. Nic mi nie jest. Wybaczam Ci okej? Musisz się położyć...odpocząć. Przespać się. Kiedy ostatnio spałeś?
- Cztery dni temu
- Musisz koniecznie iść spać!- rozkazałam - No już wstawaj kochanie - schyliłam się aby złożyć na jego czole pocałunek.
- Nie , nie ja nie chce ja...
- Brandona
- Nie dam rady...Nie sam.
- Idę z tobą dobrze ? Pójdziemy spać razem.
- Dziękuję- pociągnął nosem
- Kocham cię pamiętaj
- Ja Ciebie też kocham
- No już... chodźmy
Mężczyzna wstał a ja zamknęłam drzwi od pokoju Luny po czym łapiąc bruneta za rękę pociągnęłam go w stronę naszej sypialni .
Na łóżku rozczulona obserwowałam jak wtula się w moje piersi głową jednak leży z boku aby nie naciskać na brzuch.
Przez chwilkę jeszcze dało się słyszeć delikatne pociągania nosem oraz niespokojny oddech. Moja dłoń głaskała jego policzek. Delikatny zarost dało się wyczuć pod opuszkami palców. Jego zapach opatulił całkowicie moje zmysły i nim się obejrzałam jedyne co słyszałam to spokojny równomierny oddech.
Westchnęłam cichutko , układając się wygodniej po czym ponownie tej nocy odpłynęłam do krainy Morfeusza.
Obudziłam się pierwsza. Zegarek wskazywał zaledwie godzinę dziewiąta. Nie chciałam budzić Brandona lecz bardzo pilnie musiałam udać się do toalety.
Jak najciszej starałam się wygramolić z jego objęć co udało mi się nie budząc go.
Lecz gdy po załatwieniu się wróciłam do pomieszczenia jego oczy były już otwarte. Jego mina wyrażała zmęczenie i smutek.
- Jak się czujesz ? - spytałam podchodząc do niego kładąc dłoń na jego policzku. Mój ukochany nie odpowiedział lecz zamknął oczy wtulając twarz w moją dłoń.
Zrozumiałam iż nie potrzebuje on rozmów A gdy tylko będzie gotowy powie mi co się stało.
Takim właśnie sposobem cały swój dzisiejszy dzień spędziłam na uspokajaniu chłopaka. Nie rozmawialiśmy ze sobą. Oboje w głębi duszy potrzebowaliśmy tej ciszy tak bardzo jak swojej obecności.
Jednakże wieczorem wszystkie plany odwróciły się przeciwko nam gdyż usłyszeliśmy zniecierpliwione pukania do drzwi.
- Narada trwa już od 20 minut- głos mojego ojca obił się o nasze uszy.
Mężczyzna zdenerwowany wstał z łóżka i szybko zaczął ubierać bardziej wyjściowe ubrania .
- Naprawdę teraz tak po prostu pójdziesz na naradę?
- Tak
- Po tym co w...
- Nie rozmawiajmy już o tym . Najlepiej nigdy .
- Brandon!
Wyszedł z pokoju. Oburzona również wstałam z łóżka. Zabierając swoje rzeczy udałam się do łazienki.
Umyłam włosy malinowym szampanem oraz namydliłam ciało cynamonowym żelem. Po wyjściu osuszyłam ciało , ubrałam bieliznę A na to zwiewną sukienkę na długi rękaw.
Po wykonaniu tych czynności od razu udałam się do kuchni gdyż maiłam wielką ochotę na pankejki.
Poprosiłam omegę aby je dla mnie przyszykowała. Szczerze mówiąc omegi mają najcięższe prace. Zajmują się sprzątaniem , jedzeniem. Na dodatek przez wojnę jest ich tu niewiele jak również nie wiele jest ogólnie członków stada w tym momencie. W zasadzie w budynku znajdują się tylko bety posiadające możliwości do tego aby bronić rezydencji ich skromnie aktualnie rodziny oraz właśnie omegi.
Po zjedzeniu udałam się do salonu gdzie spotkałam Nataniela oglądającego jakiś film.
- Hej mała
-Już raczej nie taka mała - zaśmiałam się
- No tak. Jak tam nasz bąbelek się miewa?
- Wydaje mi się że to całe zamieszanie na bankiecie na nią wpłynęło. Przestała kopać tak często...
- Spokojnie to pewnie nic takiego
- Masz rację . Co oglądasz?
- Jakiś film akcji- skrzywiłam się
- Jak chcesz możesz na coś przełączyć- zaśmiał się i poklepał miejsce obok siebie
- Nat...
- Tak?
- Wiesz może co jest nie tak z Brandonem ?
- Wan...
- On nie chce mi nic powiedzieć A martwię się o niego. Boli mnie widok jego łez i jego bólu. Naprawdę go kocham i nie chce aby miał przed mną sekrety.
- To ciężka sprawa dla niego.
- Jestem do cholery jego mate . Powinien mi powiedzieć. Oboje powinniśmy się wspierać w najtrudniejszych dla nas chwilach lecz jak mam mu pomóc nie wiedząc nawet co się dzieje ? Nie chce być księżniczką zamkniętą w rezydencji. Jestem silna i dam sobie radę A tym bardziej dam radę pomóc osobie która kocham. Nie możecie chować przed mną wszystkich złych wiadomości tylko dlatego że jestem w ciąży -wkurzyłam się i wstałam. Zaczęłam energicznie machać rękami w stronę brata.
- Uspokój się siostra. On po prostu...
- Ona ma rację Nat- głos Brandona obił mi się o uszy
- Stary...
- Powiem jej. To nic takiego. Muszę w końcu wziąć się w garść.
- Zaczynam się bać
- Chodź ze mną - spojrzałam na Nataniela z niepewnością. Mój brat kiwną delikatnie głową na tak więc łapiąc za dłoń bruneta udałam się za nim.
Zaprowadził mnie do naszej sypialni gdzie usiadł na łóżku. Stałam przed nim nie wiedząc co ze sobą zrobić lecz w trybie natychmiastowym zostałam pociągnięta przez niego na jego kolana.
- Brandon jestem już za ciężka
- Dalej jesteś leciutka
- Ważę leciutko więcej o 10 kg niż przed ciążą
- Nie przeszkadza mi to . Jestem dumny iż nosisz moje dziecko. Będziemy ich mieć gromadkę
- Jeśli to ty będziesz chodził 9 miesięcy w ciąży to jestem za - wypchnęliśmy śmiechem
- Jak damy jej na imię?
- Myślałam nad tym... podoba mi się imię Nichole.
- Więc Nichole Moon - westchnął .
Złapałam jego twarz w dłonie patrząc mu głęboko w oczy.
- Powiedz mi co się stało. Poradzimy sobie z tym razem.
- L...
______________________________
Do następnego...👋❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top