Rodział 14
Zaczęłam jeszcze mocniej płakać i właśnie to miało się stać gdy ja tak po prostu... otworzyłam oczy. Obudziłam się. To... To był tylko sen...
Oddychałam głośno... nadal przestraszona.
- Kochanie nareszcie się obudziłaś... Spałaś pół dnia- Brandon zaczął podchodzić w moja stronę
- Nie podchodz proszę- zwinęłam się w kulkę i obserwowałam poczynania bruneta
- Hej Wan co się stało?
- Chciałeś mnie zgwałcić- Nie. Nie.Nie Wanesso dobrze wiesz że to był sen. Nie musisz się bać Brandona. To tylko sen . Przecież Brandon nie zrobił by czego takiego To Brandon . Prawdziwy Brandon.
- Co ty mówisz skarbie? Coś ci się śniło? Przecież wiesz że nigdy nie zrobił bym czegoś takiego.
- Ja... Tak. Chciałeś ... znaczy w śnie... Chciałeś mnie zgwałcić. To było takie realistyczne... - rozpłakałam się
- Mała proszę nie płacz. Nic nie jest warte twoich łez. Popatrz to ja... Prawdziwy Brandon. Nic ci się już nie stanie.- podszedł powoli do łóżka na którym siedziałam nadal zwinięta. Drgnęłam niezauważalnie gdy jego ręka dotknęła mojego ramienia.
- Już słonko. Nie zrobię Ci krzywdy . Cokolwiek zdarzyło się w śnie to nie była prawda.
- Uhm- wtuliłam się w mojego prawdziwego mate. To on. Brandon . Nie zrobi mi krzywdy. Nie mógł by... Prawda?
- Już dobrze Wan...- zaczął gładzić mnie uspokajająco po plecach...
POV. Brandon
Moją malutka uspokajała się właśnie w moich ramionach. Była taka drobniutka przy mnie. Byłem okropny. Czemu ja kiedyś zachowywała się tak źle w stosunki do niej? Oh mam nadzieję że teraz uda mi się już opanować I już więcej jej nie skrzywdzę...
POV. Christian
Od kąd ostatni raz widziałam moją siostrę minęło kilka dni. Niedługo miała odbyć się następna pełnia i tym razem do klubu będę musiał przejść się sam. Mam prawie 21 lat I nadal nie mam mate. Zasadzie nie przeszkadza mi to . Nigdy nie chciałam mieć mate. Zawsze uważałam że to bez sensu. No może nie od zawsze... Dlatego też przyjaźnił się z Brandonem. Miał te same poglądy co ja . Nie wiem jak to się stało ale moja malutka i niewinna siostrzyczka która zawsze chciała kochającego mate dostała akurat mojego przyjaciela. Nie żebym go obrażam bo wiem ile przeszedł i czemu się tak zachowuje ale nie jestem pewien czy jest on odpowiedni dla Wanessy. Mam nadzieję że skoro już porozmawiali A mój przyjaciel ją oznaczył wszystko będzie pomiędzy nimi dobrze. Nie chociaż oni będą szczęśliwi. Co ja gadam ja jestem szczęśliwy. Sam że sobą.
Wstałem wkurzony sam nie wiem czym i zeszłem po schodach na dół aby coś zjeść. W kuchni zostałem moją mamę.
- Hej - warknąłem
- Dzień dobry synu. Właśnie cię szukałam. Jak się miewasz?
- Po prostu tryskam radością nie widać?- mówię ironicznie
- Widzę że jesteś w złym humorze ale niestety czeka nas poważna rozmowa. - powiedziała poważnie. Cudownie tylko tego mi jeszcze brakowało.
- Jeśli ma to związek z tym że nadal nie mam mate odpuśćmy sobie tą rozmowę. - niemal że jęknąłem .
- Niestety Chris musimy porozmawiać.
- Po co? Doskonale z ojcem wiecie że nie chce mieć mate. Po za tym nie przejmuje jeszcze stada więc nie muszę mieć Luny.
- Własnie o tym mowa kochanie. Ale lepiej abyśmy porozmawiali gdy ojciec będzie z nami.
- Co?
- Chodź do gabinetu ojca.- zażądała głosem Luny. Nie wiem o co tu chodzi ale mam nadzieję że to wszystko jakiś głupi żart.
Dotarliśmy do gabinetu do którego weszliśmy bez płukania. Ojciec siedział za biurkiem wypełniając jakieś papiery. Mama podeszła do niego siadając na jego kolanach za to ja usiadłem naprzeciwko nich . Gabriela obdarowała swojego mate soczystym pocałunkiem na co Isaac mruknął z uznaniem. Chrząknąłem dając mi znać że ja też znajduje się w tym pomieszczeniu. Odezwali się od sobie i spojrzał na mnie.
- Musisz znaleźć mate. Masz na to tydzień. - powiedział ojciec bez zbędnego ociągania.
- Słucham?!
- Za tydzień przejmujesz stado.
- Czemu? Przecież...
- Odwieczne prawo mówi że skoro jesteś naszym pierworodnym I masz zostać Alfą musisz objąć to stanowisko przed swoją siostrą którą jest młodsza I ma zajmować równie wysokie stanowisko.
- Co ma do tego Wanessa?
- Brandon oznaczył Wanesse. Nie mogą przejąć stada dopóki ty go nie przejmiesz.
- Czemu?
- Ze względu na to prawo.
- Co za idiotyczne prawo!
- Wyrażaj się. Te prawa zapewnią pokój watahom.
- Nie chce mieć mate!!
- Nie możesz objąć stanowiska Alfy bez Luny gdyż wtedy nasze stado straci na sile.
- Czemu to oni nie mogą poczekać z objęciem stada.
- Brandon oznaczył Wanesse. Doskonale wiesz co to znaczy... Przykro mi synu ale za tydzień obejmujesz stado i masz mieć przy sobie partnerkę.
- Co jeśli nie znajdę mate ? Nie obejmę stada?
- Obejmiesz. Sparujesz się z wilczycą którą dla ciebie wybierzemy.
- Słucham? Przecież... Nie możecie mi tego zrobić.
- Przykro mi synu ale musimy. Dostaliśmy pismo od Alfy Alberta iż skoro Wanessa została oznaczona a on nie jest już taki młody oddaję watahę swojemu synowi. Dał nam czas do końca miesiąca abyś to ty pierwszy objął naszą watahę.
- Naprawdę musimy stosować się tego prawa?
- Synu jeśli my wyłamiemy się raz wszystkie inne watahy będą uważać że również mogą złamać zasady. Tak nastanie chaos.
- To mianuj Mat 'a Alfą.
- Chris... byłeś przygotowywany do bycia Alfą od urodzenia.
- Nie chce takiego życia . Nie możecie mi tego zrobić.
- Przykro mi Christian to już postanowione...
Wyszedłem szybko z jego gabinetu. Jak oni mogą mi coś takiego robić. Przecież to nieludzkie. To że nie chce mate jest równo znaczne z tym iż nie mam ochoty wiązać się z kimś na stałe.
- Christian ... Chris synku zaczekaj - usłyszałem wołania matki za sobą.
- Słucham? Coś jeszcze? Może za 3 miesiące mam mieć pięcioro dzieci ?-wybuchłem
- Wiem że to dla ciebie trudne ale...
- Dobrze z ojcem wiecie że nie chce mieć przeznaczonej.
- Dlaczego? Dlaczego nie chcesz znaleźć wiecznej miłości?
- To nie ma znaczenia skoro sparujecie mnie z kimś kogo pewnie nawet nie znam.
- Czemu nie chcesz wejść w jakikolwiek związek?- szłem dalej przed siebie nie odpowiadając. - Christian...- dogoniła mnie i szarpnęła za moje ramię
- Bo się boję okej! ... Boję się. Nie chce znowu czuć tego bólu.- spojrzałem na nią z bólem w oczach
- Co ci się stało? Ktoś cię skrzywdził?
- To bez sensu ...
- Kochanie... jestem twoją matką. Możesz mi powiedzieć.
- Ostatni raz kiedy się z kimś związałem był kilka lat temu i ... Pamiętasz Lili prawda?
- Tak ale to ty ...
- To nie ja z nią zerwałem. To ona to zrobiła po tym jak nakryłem ją na zdradzie.
- Synu... mate to...
- Wiem co to mate... Ale ja naprawdę kochałem Lili. Nie chce czuć tego bólu. Boję się miłości.
- Oj dziecko...- mama zgarnęła mnie do uścisku. Tak długo to w sobie ukrywałem. Chciałem aby inni cierpieli. Raniłem wszystkie dziewczyny. Zaliczałem I zostawiłem . Cieszyłem się z bólu w ich oczach po tym jak oznajmiałem że już nigdy więcej się nie zobaczymy... To wszystko dlatego że się bałem. Bałem się ponowne zakochać . Nie chciałem aby ktoś potraktował mnie tak jak Lili... Tak jak ja traktowałam te niewinne dziewczyny... Nigdy nie
myślałem o ich uczuciach. Chciałem po prostu zapomnieć. Zapominać że takie coś jak miłość istnieje...
Gdy się już uspokoiłem postanowiłem trochę pobiegać. Mama puściła mnie I uśmiechnęła się pocieszająco. Musiałem to wszystko przemyśleć.
Zmieniłem się w swoją wilczą formę I pobiegłem do lasu. Czułem się wolny. Moje oczy widziały więcej. Moje uszy słyszała więcej i moje nozdrza czuły więcej. Zaciągnąłem się przepięknym zapachem natury. Uwielbiam ten stan. Taki przyjemny i naturalny.
Biegnę wzdłuż ścieżki patrząc tylko I wyłącznie przed siebie. Nie dbam o to gdzie biegnę I czy będę potrafił wrócić. Liczy się tylko to że biegnę i jestem wolny. Nareszcie czuję się po prostu dobrze.
Nagle ponownie zaciągnął się powietrzem. Teraz czuję już nie tylko zapachy normalnie środowisku ale także przyjemną mieszankę brzoskwiń i kwiatów.
Wiedziałem już co to znaczy I nie byłem tym zbytnio zadowolony.
Chyba za daleko postanowiłem się przebiec.
Stanąłem w miejscu wiedząc że idzie w tą stronę. Tak jak przymuszałem po kilku sekundach za krzaków wyłoniła się ona. Jasno brązowa dość mała wilczyca. M...
__________________________
Do następnego rozdziału kochani...👋❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top