Epilog

Zakończenia są trudniejsze niż początki, bo na początku możesz być kimkolwiek zechcesz, a na końcu każdy wie, jaka jest prawda.

Wiele lat już minęło od tamtego czasu. Nawet rysy twarzy Sophii nieraz zacierają się w mojej pamięci i właściwie sam już nie jestem pewien, jakiego koloru miała włosy. Albo czy rzeczywiście mówiła tak szybko i niezrozumiale. Dlatego za wszelkie odstępstwa od rzeczywistości wybaczcie, nie zrobiłem niczego w złej wierze. (Znaczy mogłem odjąć sobie parę kilogramów, ale uznajmy to za nieważny szczególik).

Trudno mi się to pisze – doskonale zdaję sobie sprawę, że od teraz już nie będę potrafił tak po prostu wrócić do tej historii. Po pewnym czasie zatrą się granicę między fikcją a prawdą i nikt nie będzie mi chciał uwierzyć w to, co przeżyłem. Może nawet sam zwątpię, bo patrząc na to, co się działo w Oslo, mam problemy w uwierzeniem w prawdziwość tych sytuacji.

Mam nadzieję, że nikogo nie zachęciłem do zostania pisarzem – tym bardziej, że Sztuka Zapominania nadal egzystuje gdzieś w przestrzeni kosmicznej, a ja nie mam pewności, czy przez wydanie jej nie sprowadzę na siebie fatum. I odpowiedzialności prawnej, ale mniejsza z tym.

Pewnie ciekawi was, co u mnie?

Cóż, wyprowadziłem się do Nordby. To takie niewielkie miasteczko pod Oslo, ale zdecydowanie bardziej przyjazne niż Gjovik. Nie wiem, może po prostu nie wiążą się z nim żadne wspomnienia, w których jestem bity przez grupę starszych chłopców.

I nie zgadniecie co – po siedmiu latach, stałem się doktorem nauki kreatywnego pisania. Zacząłem nawet pracę jako profesor na Uniwersytecie w Oslo. Ale jako wykładowca nie stosuję aż tak inwazyjnych metod nauczania i pobudzania szarych komórek jak Sophia. No, oprócz tej ze szklanką.

Napisałem kilka powieści, ale żadna z nich nie ujrzała światła dziennego. Najzwyczajniej w świecie bałem się powtórki z rozrywki i całego tego bagna z wydawnictwami i dziwnymi pisarkami. Czy czuję się przez to źle? Oczywiście, że nie. Uważam, że nie powinno się robić czegokolwiek wbrew sobie, a wydanie książki właśnie tym dla mnie jest. Może to nawet dziwne – bo przecież po cholerę spędziłem cztery miesiące intensywnej pracy nad czymś, co jest niezauważalne. Ale Sophia dała mi cenną lekcję – dorastanie uczy odpuszczania, a ja wreszcie mam poczucie, że dorosłem.

Od mojej wizyty u Sophii po wyjściu z więzienia, nie widziałem jej nigdy więcej. Ale może to być wina tego, że jestem mało spostrzegawczy. W każdym razie Felix Barrington nie wydał żadnej książki, a Sirkel upadło z wielkim hukiem. Mógłbym nawet podejrzewać, że Sophia skoczyła z jakiegoś fiordu, żeby ze sobą skończyć. Cóż, wydaje się to dosyć sensowną teorią, dopóki nie przypomnę sobie, że mówię o Sophii. 

Co do Claudii – to naprawdę wspaniała kobieta. Rok po naszym spotkaniu u Sophii wzięliśmy ślub. Czy to była przemyślana decyzja? Zdecydowanie nie. Czy żałuję? Raczej nie.

Niestety, co jakiś czas przyłapuję się na tym, że porównuję ją do Sophii. I za każdym razem się zawodzę. Nie dlatego, że Claudia jest złą żoną. Chodzi raczej o to, że nie dostarcza mi tylu zawałów serca i skoków ciśnienia, ile miała w zwyczaju Sophia. Poza tym zastanawiam się, jak wyglądałyby moje dzieci, gdyby ich mamą nie była Claudia. Pewnie nie miałyby tak ciemnych włosów ani szerokich uśmiechów. Pewnie chodziłyby przygarbione, rzucały półsłówkami i mówiły za szybko.

W takich chwilach cieszę się, że to właśnie Claudia jest ich matką. A ja tylko pilnuję, by miały co do gęby włożyć. Albo właściwie na co narzekać przed włożeniem do gęby.

Myślę, że lepiej z żoną nie mogłem trafić. Choć sądzę, że Sophia raczej nie nastawiłaby w Wigilię prania, przez co nie siedziałbym teraz w samych gaciach i miałbym w co się ubrać na spotkanie z rodzicami i teściową. Tak, Claudia nie ma ojca, bo ten zginął w niewyjaśnionych okolicznościach, gdy ta była nastolatką. Oficjalnie uznaje się go za zaginionego, ale ani Claudia, ani jej mama nie mają złudzeń, by się kiedykolwiek odnalazł.

Zniknął podczas kolejnej podróży do Norwegii. A, bo chyba o tym nie wspominałem – Claudia jest w połowie Amerykanką, w połowie Norweżką. Ale urodziła się w Nowym Świecie i przyjechała do Norwegii dopiero dwa lata przed naszym poznaniem, by szukać ojca. W ogóle śmieszna sprawa – facet miał na nazwisko Barrington.

Kończę, resztę historii dopowiedzcie sobie sami.

I wiecie co? Mam nadzieję, że nikt nigdy tego nie przeczyta.  


KONIEC




Gdy kończę, czuję się jak więzień świata, który stworzyłam. Nie potrafię się od niego uwolnić, a przecież to ja miałam sprawować pieczę nad nim, a nie na odwrót. 

Trochę się boję o Kennetha - gość zdecydowanie ma nierówno pod sufitem, ale mam nadzieję, że Claudia da sobie z nim radę.

Gdy pomysł Teorii Wielkiego Wybuchu dopiero powstawał w mojej głowie, chciałam stworzyć coś odrobinę bardziej filozoficznego i coś, co nie będzie zbyt proste. Mam nadzieję, że mi się udało. Ja w każdym razie jestem z tego dumna - nie tylko dlatego, że z zaskakującą regularnością pisałam, ale też i dlatego, że sama chciałabym TWW przeczytać.

Tak, jestem strasznym narcyzem, ot co ;)))))

Dziękuję - za każdą gwiazdkę, komentarz, czy wyświetlenie. Jest Was tutaj naprawdę garstka, także naprawdę wiem, komu dziękuję 

Życzę Wam trafiania na same wspaniałe prace - i autorów, którzy będą Was doceniać.

To Wy tworzycie tę historię, bo bez Was ja nie istnieję, a Wy beze mnie tak

Mam nadzieję, że do zobaczenia niedługo

Wielbię Was całym sercem

Weronika

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top